Jak w tym kraju ma być dobrze, skoro cwaniactwo, egoizm i arogancja wciąż uchodzą za niezbędne cechy człowieka sukcesu?
Niezwykłą popularnością wśród Polaków cieszy się niejaka Dagmara Kaźmierska, czołowa postać tegorocznej edycji „Tańca z Gwiazdami”. Dowcipna, czasem bezczelna – jak sama uważa – w ogóle nie potrafi tańczyć, a w programie Telewizji Polsat stanowi „element rozrywkowy”.
Dobrana w parze z nie mniej popularnym Marcinem Hakielem, przechodzi do kolejnych odcinków dzięki potężnemu wsparciu widzów, na złość jurorom – zwłaszcza Ivonie Pavlović i sympatykom pozostałych par. Miarka przebrała się jednak w ostatnich odcinkach; produkcja wezwała Kaźmierską na dywanik w związku z zachowaniem jej syna Conana, a sama zainteresowana zrezygnowała z udziału zasłaniając się problemami zdrowotnymi. Niesiona głosami wiernych fanów, celebrytka zapewne dotarłaby aż do samego finału.
Wesprzyj nas już teraz!
Status gwiazdy Kaźmierska uzyskała znacznie wcześniej, kradnąc serca widzów reality-show „Królowe życia”. Telenowela dokumentalna pokazywała codzienne życie „ludzi sukcesu” o ekstrawaganckim i przebojowym charakterze, nierzadko zachowujących się jednak cokolwiek głupkowato.
Popularność Kaźmierskiej spowodowała jednak, że światło dzienne ujrzały fakty o jej kryminalnej przeszłości. Celebrytka w 2009 r. została skazana prawomocnym wyrokiem za „działanie w zorganizowanej grupie przestępczej, stręczycielstwo, sutenerstwo i zmuszanie młodych kobiet do prostytucji”. Gdyby nie oczyszczono jej również z zarzutu handlu żywym towarem, o „Królowej życia” słyszałyby wyłącznie koleżanki ze spacerniaka.
O ile schlebianie najniższym instynktom panuje w show-biznesie nie od dziś, a telewizja stacza się – wzorem internetu – pod tym względem po równi pochyłej, to promocja osoby z przeszłością kryminalną musi już wzbudzić uzasadniony sprzeciw. Tym bardziej dziwne, że Kaźmierską niezwykle ochoczo promują stacje, których reprezentanci mają usta pełne feministycznych frazesów o „prawach kobiet” i kobiecej niezależności.
Nie od dziś wiadomo, że kultura kształtuje obyczaje. A to z kolei przekłada się na nasze wybory, również polityczne. Jak w tym kraju ma być dobrze, skoro cwaniactwo, egoizm i arogancja wciąż uchodzą za niezbędne cechy człowieka sukcesu? Dlaczego dziwimy się, gdy ludzie wciąż udzielają kredytu zaufania jednostkom, które zupełnie na nasze zaufanie nie zasłużyły?
Czy może zatem dziwić dzisiejsza popularność gorliwych młodocianych partyjniaków czy zachwyt „twitterowych Julek” nad „żyjącą z ciężko wywalczonych grantów” aktywistką klimatyczną? Skąd takie poparcie dla „patointeligencji” pewnego rapera, a prywatnie syna popularnego adwokata, który deklaruje udział w wyborach prezydenckich? Czy to naprawdę tak zaskakujące, że świeżo upieczony 25-letni poseł Trzeciej Drogi rozpoczyna karierę polityczną od nepotyzmu i nieudanego przekrętu?
Komercyjny sukces Kaźmierskiej to nie tylko splunięcie w twarz ofiarom prostytucji, ale pokazanie, że w Polsce można trudnić się sutenerstwem, by następnie pląsać wesoło w rytm Sanah & Vito Bambino na oczach milionów widzów, robiąc przy tym niezłą kasę. A przed zaciekłym spojrzeniem opinii publicznej obroni cię rzesza wiernych fanów.
Teraz pytanie – tylko o kim to gorzej świadczy?
Piotr Relich