Wraz z idiotyczną decyzją władz Muzeum II Wojny Światowej, usuwającą z wystawy między innymi świętego ojca Maksymiliana Kolbe, w Internecie znów wylało antychrześcijańskie szambo. Szambo sporządzone i przelewane przez ideowych potomków tych, których zbawienia pragnął święty Maksymilian. Z których idami walczył, o których nawrócenie się starał.
Niewiele już jest w stanie mnie zdziwić. W kwestii walki z antysemityzmem podejmowanej przez dzisiejsze media i pseudo-elity logika nie ma żadnego znaczenia – udowodnił to opublikowany przed paru laty tekst o Zofii Kossak-Szczuckiej „katolickiej pisarki-antysemitki, która w czasie wojny ratowała Żydów”. Tamta publikacja po raz kolejny potwierdziła tylko, że o katolikach i ich bohaterach można bezkarnie powiedzieć wszystko.
Dziś jednak czas powiedzieć: dość! Wara! Nie pozwolimy wam obrażać świętych Kościoła katolickiego! Łapy precz od świętego Maksymiliana Kolbego! Nie dorastacie mu bowiem do pięt, pajace wyzywające go dziś, a jakże, od antysemitów.
Wesprzyj nas już teraz!
Zniósłbym jeszcze, gdyby pamięć o świętym szargali anonimowi siepacze spod znaku silnych razem. Gdyby jego miejsce w historii Polski, a także w historii II Wojny Światowej podważali zwykli, tępi antyklerykałowie. To się zdarza – tłuszcza musi się czymś bawić, musi mieć igrzyska, musi obalać autorytety tej drugiej, znienawidzonej strony. Ale Maksymiliana atakują dziś profesorowie i inni uczeni, dając tym samym asumpt rozwścieczonej gawiedzi do wieszania psów na wybitnej postaci.
„Antysemityzm”
Doprawdy, poniżej godności intelektualnej jest przypominanie, że wobec ojca Kolbego i jego dzieł nie można użyć prostej łatki „antysemityzmu”, w dodatku w dzisiejszym, złowieszczym rozumieniu tego słowa. Żenującym pozostaje również, że należy przypominać pracownikom uczelni wyższych, absolwentom studiów historycznych, czym jest myślenie ahistoryczne, czym są dekontekstualizcja i uproszczenia historiograficzne. Ale być może znajdzie się jakaś biedna dusza, której potrzebne będą argumenty przypominające rzeczywisty stosunek świętego Maksymiliana do Żydów, który z antysemityzmem tak jak go dziś pojmujemy, nie ma nic wspólnego, dlatego je przypomnę.
A zatem, ojciec Kolbe pragnął dobra Żydów. Pragnął zbawienia wyznawców religii mojżeszowej jak i każdej innej religi. Nigdy, przenigdy, nie nawoływał do przemocy wobec żadnego z przedstawicieli owej mniejszości, nigdy nie pochwalał szowinizmu. W pismach prowadzonych przez niego („Rycerz Niepokalanej”) lub przezeń założonych („Mały Dziennik”), owszem, wielokrotnie pisano o kwestii żydowskiej, ale zawsze w kontekście polityczno-gospodarczym. I tylko ktoś kompletnie nierozumiejący tego, jak wyglądało społeczeństwo II Rzeczypospolitej, może porównać to z późniejszym, wojennym czy powojennym, antysemityzmem. Ale czemu tu się właściwie dziwić? Dzisiaj wszak antysemityzmem jest absolutnie wszystko, podpaść pod ten paragraf można krytykując ludobójstwo w Gazie jak i preferując zakup winogron pochodzących z Włoch, a nie Izraela.
Redaktorzy „Małego Dziennika”, głównie osoby świeckie, zauważali, że w tamtym okresie odsetek osób pochodzenia żydowskiego na kluczowych stanowiskach w strategicznych sektorach znacznie przewyższał ich udział w polskim społeczeństwie. Ta nadreprezentacja, wykraczająca poza dane statystyczne, przekładała się na dominującą obecność Żydów w życiu publicznym i prestiżowych zawodach. Była ona interpretowana jako wypieranie narodu polskiego w ramach przemyślanej strategii. Nadreprezentacja ta była połączona z brakiem chęci asymilacji społeczności żydowskiej, zorganizowaną rywalizacją z przedstawicielami innych narodowości oraz częstym przekraczaniem norm społecznych.
W XXI wieku, jeden z najbardziej poczytnych polskich pisarzy politycznych i historycznych, Rafał Ziemkiewicz, zjawisku wspólnego organizowania się Polaków na wzór i podobieństwo dobrze zorganizowanych Żydów, nazywał „antysemityzmem z którego jest dumny”. Hasło „Polak kupuje u Polaka”, miało prowadzić do tego, by i Polakom zaczęło się lepiej powodzić. Tamto zjawisko naprawdę nie miało nic wspólnego z Hitlerem, garbatymi nosami, czosnkiem i innymi idiotyzmami. Równie dobrze, świetnie zorganizowanych w ówczesnych społecznościach żydowskich kupców, można by nazwać „antypolakami”, bo pragnęli robić interesy głównie między sobą, sobie dawali zarobić, siebie wzajem promowali, dyskryminując etniczną większość kraju, którego gospodarze dali im bezpieczne schronienie. Takie to były czasy, takie to były zwyczaje. Wbrew idealizującej przeszłość narracji, wielokulturowe społeczeństwo II RP wcale nie żyło w takiej zgodzie i symbiozie, jak próbuje się to dziś przedstawiać. Dla każdej społeczności przedstawiciele własnej narodowości czy religii byli jak przysłowiowa koszula bliższa ciału.
„Antysemita”
Jeszcze bardziej niezrozumiałe (gdyby zapomnieć o istnieniu zwykłej antykatolickiej nienawiści) pozostają próby wmówienia nam, że i sam ojciec Maksymilian był antysemitą. Próbują to robić osoby, doskonale zdające sobie sprawę z tego, że w grudniu 1939 roku w Niepokalanowie znalazło schronienie około 3500 wysiedleńców, w tym około 1500 Żydów. To właśnie ojciec Kolbe zapewnił im wszystkim dach nad głową oraz wyżywienie. Po kilku miesiącach Niemcy wkroczyli do klasztoru, wywieźli większość przesiedleńców, lecz kilkoro Żydów udało się nadal ukryć w murach Niepokalanowa. Ot, antysemici.
A oto cytat z jednej z Żydówek ukrywanych w Niepokalanowie: „było nam tutaj dobrze, bo doznaliśmy dużo serca od mieszkańców klasztoru. Zawsze czuliśmy, że ktoś bliski jest z nami. W Niepokalanowie byliśmy otoczeni dobrocią. I właśnie za tę dobroć, w imieniu wszystkich tutejszych Żydów, pragniemy dzisiaj złożyć Księdzu Maksymilianowi i wszystkim jego zakonnikom szczególnie gorące podziękowania. Ale największe słowa nie są zdolne wypowiedzieć tego, co nasze serca chciałyby wyrazić. Dlatego też bardzo prosimy o odprawienie Mszy świętej na podziękowanie Panu Bogu za opiekę nad nami i opiekę nad Niepokalanowem. Składamy na ten cel ofiarę”.
Co oczywiste, z Żydami bezpośrednio ojciec Maksymilian spotykał się także w Auschwitz. Oto świadectwo jednego ze współwięźniów, Zygmunta Gorsona: „Wielu z nas straciło nadzieję, wielu chłopców w moim wieku rzucało się na druty wysokiego napięcia. Kiedy błąkałem się, szukając kogokolwiek, z kim mógłbym podzielić się wspomnieniami, o. Kolbe mnie spotkał i rozmawiał ze mną. Był dla mnie jak anioł, ocierał zawsze moje łzy. Straciłem wiarę, a o. Kolbe mi ją przywrócił! (…) On wiedział, że jestem Żydem, lecz to nie stanowiło różnicy. Jego serce nie czyniło rozróżnienia między osobami i nie miało dla niego znaczenia to, czy są Żydami, katolikami lub jeszcze innych religii: on kochał wszystkich i dawał miłość, nic innego jak miłość”. Niezwykle antysemicka postawa, nieprawdaż?
Jeśli chodzi o zachowane cytaty ze świętego Maksymiliana, to potwierdzał on opinię znacznej większości ówczesnych katolickich badaczy, że gdy chodzi o Żydów w Polsce, to nie ma mowy o ich asymilacji albo gremialnym nawróceniu, dlatego właściwą jest obrona przed ekonomicznym „zalewem żydowskim, ale nie antysemityzm”. W swoim liście z 1934 r. zamieścił dwie uwagi na temat treści przesłanego mu próbnego numeru, a jedna z nich brzmiała: „O systematycznym wypieraniu żydostwa lepiej dużo nie głosić, a raczej przyczynić się do rozwoju polskich placówek, co prędzej prowadzi do celu”. Tak, wiem, że słowo „żydostwo” dziś kojarzy się wielu z najgorszymi kalkami, ale wówczas po prostu używano go w odniesieniu do grupy społecznej zajmującej się konkretnymi zawodami. Tak jak dziś pisze się o „pisowcach”, „konfederatach” czy „lewakach”, co nie ma przecież nic wspólnego z ich pochodzeniem etnicznym.
W 1935 r. Kolbe pisał z Nagasaki do o. Mariana Wójcika, redaktora naczelnego „Małego Dziennika”: „Trzeba wymagać, by redaktorzy, współpracownicy rzeczywiście pisali w duchu MI (Militia Immaculatae), czyli podbicia świata Niepokalanej, zbawienia i uświęcenia dusz przez Niepokalaną, a unikali niepotrzebnych piętnowań ludzi czy partii, czy innych narodów. (…) Mówiąc o Żydach, bardzo bym uważał na to, by czasem nie wzbudzić albo nie pogłębić nienawiści do nich w czytelnikach i tak już nastrojonych do nich czasem nawet wrogo. Na ogół więcej bym się starał o rozwój polskiego handlu i przemysłu, niż piętnował Żydów. Oczywiście zdarzą się i wypadki złej woli z ich strony, kiedy to trzeba będzie wystąpić energiczniej, nie zapominając jednak nigdy o tym, że naszym pierwszorzędnym celem jest zawsze nawrócenie i uświęcenie dusz, czyli zdobycie ich dla Niepokalanej, miłość ku wszelkim duszom, nawet Żydów i masonów, i heretyków itp.”.
W maju 1936 r., już po powrocie z Japonii, wydał zaś następującą instrukcję dla „Małego Dziennika”, dotyczącą tego jak pisać m.in. o wrogach polskości i Kościoła: „W duchu MI (Militia Immaculatae) Niepokalanej, z miłością ku wszystkim, nawet najgorszym, zwalczać zło. Więcej podkreślać i chwalić dobro, by przykład pociągał, niż wytykać zło. Gdy przyjdzie jednak zwrócić uwagę społeczeństwa czy władz na jakieś zło, zrobić to z miłością ku złym i delikatnie. Nie przejaskrawiać, nie wchodzić bardziej w szczegóły zła, niż to potrzeba dla jego naprawienia”.
Powszechnie znany pozostaje też cytat z listu Kolbego do prowincjała franciszkanów o. Anzelma Kubiny, gdy zdecydowanie odcinał się od chcącego publikować w „Małym Dzienniku” ks. Stanisława Trzeciaka: „Ks. prałat jest takim antysemitą aż do szowinizmu, że MD nie może pójść po jego linii i stąd nie wszystkie jego prace dostają się na łamy MD”. Tak właśnie postępują redaktorzy-antysemici?
Warto też przytoczyć tu cytat z kardynała Augusta Hlonda, przestrzegającego przed nazizmem. Zwróćcie państwo uwagę na język, jakim się posługiwał – bo właśnie takim językiem wówczas mówiono: „Przestrzegam przed importowaną z zagranicy postawą etyczną, zasadniczo i bezwzględnie antyżydowską. Jest ona niezgodna z etyką katolicką. Wolno swój naród więcej kochać; nie wolno nikogo nienawidzić (…). Należy zamykać się przed szkodliwemi wpływami moralnymi ze strony żydostwa, oddzielać się od jego antychrześcijańskiej kultury, a zwłaszcza bojkotować żydowską prasę i żydowskie demoralizujące widowiska, ale nie wolno Żydów napadać, bić ich, kaleczyć, oczerniać”.
Zbrodnia ewangelizacji
Jedną rzecz, w tej ponownej antykatolickiej nagonce rozpętanej wokół postaci o. Kolbego, potrafię zrozumieć – zarzut „nawracania Żydów”. Potrafię to zrozumieć, nie dlatego, bym widział w próbach nawracania kogokolwiek cokolwiek złego – rozumiem oburzenie, gdyż po prostu wiem, że ludzie atakujący za to świętego Maksymiliana zupełnie nie zdają sobie sprawy z tego czym jest wiara katolicka. I z tego czym jest miłość, a więc chęć zatroszczenia się o duszę drugiego człowieka. Oni tego po prostu nie pojmują i szybko nie pojmą.
Dlatego nie rozumieją, z jakiego powodu Kolbe pragnął wręczać Cudowny Medalik wszystkim niewierzącym – szczególnie, jeśli rozpoznał w takiej osobie, po głoszonej przez nią poglądach, masona. Jeśli już rozpoznał masona, to w II RP było wielce prawdopodobne, że ów człowiek należał do żydowskiej mniejszości – tak jak po wojnie istniało spore podobieństwo, że ci obywatele Polscy pochodzenia żydowskiego, którzy przetrwali wojnę, mogą zostać rozpoznani w mundurze służb rodzącego się państwa komunistycznego.
Dla o. Maksymiliana było wielkim wyzwaniem i życiowym celem – jak dla każdego pobożnego kapłana katolickiego – przekazać Dobrą Nowinę o Chrystusie wszystkim ludziom. Żył w kraju, w którym prócz katolików mieszkali także ludzie innych religii, postanowił więc mówić im o Jezusie. Bardzo głęboko przeżywał nawrócenie Alfonsa Ratisbonne’a i to właśnie ów przykład, żyda który przyjął chrześcijaństwo, ponaglał go w głoszeniu Słowa Bożego i w polemikach z wyznawcami innych religii, prowadzonymi nieustannie, nawet w pociągach. Co więcej, przykład Ratisbonne’a był dla niego tak ważny, że swoją pierwszą Mszę świętą celebrował przy ołtarzu, przy którym miało miejsce to nawrócenie! Podczas tej mszy intencją było nawrócenie pewnej konkretnej Żydówki oraz wszystkich niekatolików. Za tą kobietę modlił się potem do końca życia.
Zresztą, czy naprawdę uważamy, że można obrzucać oskarżeniami o nienawiść osobę, która wszystkich swoich wrogów i wrogów swojego Kościoła otaczała modlitwą, i która wpisała nakaz modlitwy za takie osoby do codzienności każdego podległego sobie mnicha? Do dziś wielu polskich katolików modli się za wstawiennictwem ukochanej przez świętego Maksymiliana Matki Bożej słowami: „O Maryjo bez grzechu poczęta módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy i za wszystkimi, którzy się do Ciebie nie uciekają, a zwłaszcza za nieprzyjaciółmi Kościoła i poleconymi Tobie”. Członkowie powołanego przez św. Maksymiliana bractwa kończyli tę modlitwę słowami: „… a zwłaszcza za masonów, Żydów i polecanych Tobie”.
Niewygodny
Święty Maksymilian nie może być dzisiaj ceniony przez ideowych potomków tych, których on sam nazywał wrogami Kościoła. Przeszkadza im nie tylko jako katolicki kapłan, nie tylko jako przebojowy organizator i godny podziwu redaktor przedwojennych mediów. Przeszkadza także – a może przede wszystkim – dlatego, że dzisiaj usilnie dąży się do pokazania, że katolicy, a już szczególnie księża, nie mogą zrobić niczego dobrego. Mogą być wyłącznie źli. A uczynek, z którego Maksymilian jest najbardziej znany, zamazuje ten kłamliwy obraz. Oddał życie za drugiego człowieka, umarł zamiast niego – do tego heroizmu żaden z jego krytyków nigdy nawet się nie zbliżył.
Dzieje się tak, mimo iż jedna z osób uratowana przez Maksymiliana w 1939 roku, gdy opuszczała już Niepokalanów zapowiedziała: „Jeśli Bóg pozwoli nam przeżyć wojnę odwdzięczymy się Niepokalanowowi stokrotnie. O dobroci Niepokalanowa względem Żydów uchodźców z Poznańskiego nigdy nie zapomnimy. Będziemy ją sławić w całej prasie zagranicznej…”.
Stało się, jak widać, zupełnie inaczej.
Hejt, jaki wylał się na pamięć o świętym Maksymilianie, gdy jego obecności w Muzeum II Wojny Światowej zaczęli bronić katolicy, w żaden sposób oczywiście ojca Kolbego nie dotyka. Pokazuje jednak po raz kolejny, jak mocno nienawidzą nas ludzie spod znaku „uśmiechniętej Polski” i jak bardzo różnią się od chrześcijan. Nawet bowiem jeśli na chwilę założyć, że Maksymilan Kolbe był antysemitą, tak jak sugerują, to jego czyn z obozu przecież i tak nadaje się do opowiedzenia światu. Ale to nasza logika – chrześcijanie bowiem zbudowali swą religię, Kościół i cywilizację na idei przebaczenia, nawrócenia i nadziei dla każdego. To jednak nie przemówi do hunwejbinów doby cancel culture, dla których Maksymilian pozostanie wrogiem, bo rzekomo zanim zachował się heroicznie popełnił grzech, który nigdy nie będzie odpuszczony. A przede wszystkim dlatego, że był księdzem.
Ojciec Kolbe oddał życie za współwięźnia w wigilię Wniebowstąpienia Najświętszej Maryi Panny, a opuścił obóz przez komin dzień później, 15 sierpnia, w kierunku nieba. „Potem wielki znak się ukazał na niebie: Niewiasta obleczona w słońce” – czytano tego dnia w katolickich świątyniach.
Krystian Kratiuk
Jako się rzekło, fakty opisywane tu przeze mnie oraz cytaty zamieszczone w tekście, są powszechnie znane i aż wstyd, że musiałem je znów przytaczać. Aby to uczynić skorzystałem m.in. z dostępnych w internecie tekstów Ewy Czaczkowskiej Ojciec Maksymilian Kolbe. Z miłości do Niepokalanej (Rzeczpospolita), o. Paulin Sotowski OFMConv …a zwłaszcza za masonów, Żydów (niepokalanow.pl), oraz tekstu Kłamstwa o antysemityzmie (niepokalanow.pl).