21 lipca 2024

Uczucia też są ważne! W jakie błędy popadają „neofici” i tradycjonaliści?

(fot. carloscuellito87/pixabay.com)

Co ty mi gadasz o jakichś tam uczuciach i doświadczeniach? Wiara opiera się na rozumie! – tego typu zdania słyszymy czasem od katolików Tradycji. Ale nie tylko u nich występuje przesada w akcentowaniu pierwiastka duchowego czy nadprzyrodzonego. Gorliwość religijna bez ugruntowania w wiedzy na temat natury ludzkiej rodzi nieraz lekceważenie dla praw, jakimi rządzi się taż natura, czemu towarzyszy obsesyjne skupienie na sprawach religijnych.

W poprzedniej części rozważań na temat arystotelesowsko-tomistycznej wykładni ludzkiej duchowości zwracałem uwagę na powszechny problem braku zrozumienia dla faktu, jak jest zbudowana ludzka dusza, jak funkcjonuje, a przede wszystkim tego, że jest ona częścią świata naturalnego, nie zaś nadprzyrodzonego. Z niezrozumienia tej prawdy na temat naszej natury płyną niezliczone błędy i pleni się ezoteryczne podejście do duchowości.

Tym razem chciałbym skupić się na dwóch błędach wprawdzie mniej powszechnych, ale również istotnych. Chodzi o dwa rodzaje przesady, w jakie popadają gorliwi katolicy, w tym nierzadko tradycjonaliści:

Wesprzyj nas już teraz!

1. Ignorowanie znaczenia niższych części natury i sprowadzanie wszystkiego wyłącznie do rozumu (najkrócej: Po co mi jakieś tam uczucia, skoro liczy się tylko rozum).

2. Wyolbrzymianie znaczenia czynnika nadprzyrodzonego i ignorowanie natury jako takiej, a nawet działanie przeciwko niej (zjawisko to nazywam dziwacznym, lecz trafnym, jak sądzę, terminem: hiper-supernaturalizm).

Nie samą myślą żyje człowiek

Ta kwestia jest stosunkowo prosta, więc zobrazuję ją krótko, a punktem wyjścia będzie dialog, który prowadziłem jakiś czas temu na Facebooku. Wskazałem w nim na rozdźwięk pomiędzy wspólnotami Tradycji a tradycyjnymi (w znaczeniu socjologicznym) wspólnotami parafialnymi. W tych pierwszych jest ciągłość wiary, kapłaństwa czy liturgii, ale brakuje ciągłości kulturowej, ponieważ księża są kształtowani w zagranicznych seminariach, a miejsca kultu nie mają zakorzenienia. Z drugiej strony mamy parafie Novus Ordo, w których nie ma ciągłości co do istoty religii, natomiast występuje ciągłość kulturowa, objawiająca się chociażby pięknymi procesjami na Boże Ciało.

Stwierdziłem, że taka procesja jest znacznie „autentyczniejszym przeżyciem religijnym”. W tym momencie mój rozmówca oburzył się, wytykając, że czemu ja się zajmuje jakimiś tam „przeżyciami” (w cudzysłowie!), skoro wiara opiera się na rozumie.

Odpowiedź można by snuć długo, wskazując chociażby na najprostszy fakt, że przeżycie może służyć wzmocnieniu i ugruntowaniu wiary. Podobnie jak uczucia, emocje czy też przyjemności. Wszystko to Pan Bóg dał nam w konkretnym celu. Przyjemność ma zachęcać nas do dobra poprzez pobudzenie władzy pożądliwej, strach ma ostrzegać nas przed niebezpieczeństwem, a gniewu możemy świadomie (i oczywiście z umiarem) używać w celu egzekwowania właściwego porządku, podobnie jak Pan Jezus odczuwał gniew na poziomie emocjonalnym, gdy chłostał kupców w świątyni. Problem polega na tym, by te uczucia i emocje podporządkować rozumowi i używać ich w konkretnym celu, a nie na tym, by je w jakikolwiek sposób wyrugować.

Św. Tomasz z Akwinu, omawiając za Arystotelesem hierarchię władz działających w człowieku, mówi między innymi o władzy gniewliwej, która ma nam służyć do osiągania celów (użycie gniewu jest nieraz konieczne, by przeciwstawić się przeciwnościom, które stoją na drodze do celu).

Miłość, chociaż nie jest uczuciem (lecz wolą czynienia dobrze drugiemu człowiekowi), to z uczuciami jest związana. I tak mówi się, że św. Filip Neri miał po śmierci powiększone serce, tak gorąca była jego miłość do Boga (czytałem, że najnowsze badania naukowe potwierdzają zależność pracy serca i uczuć). Zresztą, spora część praktyk pobożnościowych czy tradycyjnych pieśni opiera się właśnie na budzeniu w wiernych uczuć religijnych, które mają zbliżać nas do Zbawiciela.

Łaska nie usuwa natury

Działanie przeciwko naturze widoczne jest szczególnie w dwóch przypadkach. Po pierwsze u „neofitów”. Po drugie u osób kierujących się przesadnym rygoryzmem. Jedno z drugim idzie w parze, natomiast w sytuacji optymalnej z „neofityzmu” (nadgorliwości występującej po nawróceniu) powinno się wyrosnąć.

U „neofitów” wszelka elastyczność w poruszaniu się po drogach społecznej rzeczywistości zanika. Liczą się tylko zasady. Jeżeli w przedsoborowej książce jest napisane, że mam robić tak, to robię tak i krzywo patrzę na wszystkich, którzy robią inaczej. Towarzyszy temu fałszywie pojęta misyjność, a więc przekonanie, że spoczywa na nas jakiś rzekomo Boski nakaz przekonania wszystkich do naszych zasad. Oczywiście, jedynym efektem tak pojętej „misji” jest zazwyczaj sianie niepokoju, kłótni w rodzinie i zniechęcanie innych osób do wiary.

„Neofityzm” (celowo piszę w cudzysłowie, gdyż zawężam to pojęcie do kontekstu tradycjonalistycznego czy ewentualnie do przypadków najbardziej gorliwych i zaangażowanych katolików „novusowych”) może objawiać się wprost wystąpieniem przeciwko własnej naturze, a mówiąc precyzyjnie: okrojeniem własnej natury. Tu jest istota problemu.

Nawracając się, często nie umiemy wyciągnąć praktycznych wniosków ze stwierdzenia, iż łaska buduje na naturze. Nawrócenie ma być stanięciem w prawdzie, szczerym i odważnym spojrzeniem sobie w oczy i wpuszczeniem łaski Bożej do swego wnętrza takiego, jakie ono jest (a nie takiego, jakie być „powinno”!), przy całej świadomości skutków, jakie sprawiły w nim grzech czy też krzywdy psychiczne. Nawrócenie nie jest okrojeniem wszystkiego, co złe i wciśnięciem się w sztywne ramy zasad religijnych, tak by nie musieć się konfrontować z prawdą na temat własnej natury.

Przyjęcie łaski nie jest stworzeniem nowego porządku w człowieku, lecz niejako „przebóstwieniem” porządku już zastanego. Ten proces postępuje stopniowo i nieraz boleśnie. Odcięcie całego cierpienia, przez które trzeba przejść, by prawdziwie przemienić się w Bogu, jest pójściem na łatwiznę. Dlatego radykalne odcinanie się od swojej przeszłości i potępianie w czambuł wszystkiego, czym się było i co się robiło, nie jest świadectwem cnoty umiarkowania. Odciąć się trzeba jedynie od tego, co prowadzi do grzechu.

Z kolei w kwestii rygoryzmu podam przykład z życia wzięty. Jedna rodzina przyjeżdża do drugiej w czasie wielkiego postu. Goście przywożą ciasto. Gospodarze mówią, że nie jedzą ciasta w wielkim poście, z wyjątkiem niedzieli i dodają: To się dzieci zdziwią. Ostatecznie dzieci dostają ciasto, a rodzice odmawiają zjedzenia.

U podstaw omawianego błędu stoi fundamentalne niezrozumienie różnicy pomiędzy literą a duchem prawa. Pan Jezus mówi wyraźnie: Wolno w szabat dobrze czynić (por. Mateusz XII, 1-12). Celem ludzkiego życia jest poznanie Boga i osiągnięcie zbawienia przez miłość. Miłość Boga i bliźniego jest najważniejszym przykazaniem. Zatem, gdy dochodzi do sprzeczności pomiędzy aktem miłości bliźniego a postanowieniem postnym, to milsze Bogu jest uczynienie wyjątku od postanowienia niż wyrządzenie przykrości bliźniemu.

Podam innym przykład, doskonale obrazujący tę zasadę, z tym że zaczerpnięty z dziedziny klasycznej męskiej elegancji. Spotkałem na jednym z wesel znajomego, który fascynuje się zasadami dobrego ubioru. Były wprawdzie wakacje, ale – jak to w Polsce – wieczór nagle zrobił się chłodny. Pojawiła się kwestia okrycia dziewczyny swoją marynarką. W tym momencie znajomy uznał, że istnieje rzekomo zasada, iż nie zdejmuje się marynarki, jeżeli mankiety koszuli są na spinki, a nie na guziki… I tak doktrynerskie trzymanie się zasad wzięło górę nad prawdziwym obowiązkiem dżentelmena w tej sytuacji!

Tymczasem prawdziwe zrozumienie tego, co stoi za zasadami dżentelmeńskiego stylu życia nakazywałoby w dowolny sposób pogwałcić zasady dress code’u niż pozwolić, by towarzysząca nam kobieta odczuwała dyskomfort.

Czym więc jest ów hiper-supernaturalizm? W praktyce, sprowadzaniem wszystkiego do religii. Wyraża się to w następujących postawach: Nie oglądam filmów, chyba że ich tematyka jest religijna. Albo: Po baroku nie ma już muzyki (z czym akurat się zgadzam, ale z perspektywy muzycznej, a nie religijnej). W stylu życia taka postawa skutkuje pewnym niedomiarem czynnika naturalnego. Tracimy dystans, stajemy się sztywni, ponieważ opacznie rozumiemy nasze położenie wobec tych dwóch porządków: przyrodzonego i nadprzyrodzonego.

Katolik nie żyje w porządku nadprzyrodzonym, lecz przyrodzonym. Robimy wszystko tak, jak inni, a różnica jest wyłącznie taka, że kierujemy się katolicką moralnością i naszym działaniom towarzyszy pobudka nadprzyrodzona wynikająca z pamięci o wiecznym celu ludzkiego życia.

Są też trudniej uchwytne objawy hiper-supernaturalizmu, jak choćby sprowadzanie wszelkich problemów psychicznych do rozwiązań religijnych: Masz depresję? Módl się, zamiast iść do psychiatry! Albo: Nie ma czegoś takiego jak problemy osobowościowe, jest jedynie nieuporządkowanie duchowe, dlatego wszelkie formy terapii są niepotrzebne albo wręcz są oszustwem.

Mamy tu znowu do czynienia z lekceważeniem praw, jakimi rządzi się nasza natura. Gdy boli nas ząb, nie idziemy przecież do spowiedzi, tylko do dentysty! Podobnie, jeżeli odnajdujemy w sobie obszary dysfunkcji (uczuciowych, rodzinnych, społecznych), to oczywiście życie w łasce i kształtowanie duszy po katolicku jest rozwiązaniem najważniejszym – ale nie jedynym. Głębokie zmiany, jakie grzech, doznane zło i krzywdy, powodują w naszej strukturze osobowościowej (a ostatecznie nieraz również na poziomie neurologicznym) wymagają interwencji specjalisty, a nie modlitwy! Inna sprawa, że o prawdziwie katolickiego fachowca jest w tych branżach (psychologicznej, terapeutycznej i psychiatrycznej) bardzo trudno. Modlitwa, owszem, może w takim wypadku służyć temu, by dzięki zrządzeniu Bożej Opatrzności znaleźć fachowca, który rozumie arkana ludzkiej natury i nie kieruje się błędnymi poglądami.

Sfera przyrodzona jest ważna (w tym również cnoty naturalne, które mogą posiadać nie tylko katolicy), ponieważ Pan Bóg stwarzając człowieka w jego psychofizycznej jedności, uznał swoje dzieło za dobre. Dlatego wszelkie pogwałcenie porządku naturalnego w imię takiej czy innej gorliwości religijnej dalekie jest od cnoty i zawsze zemści się na człowieku.

Filip Obara

Przeczytaj pierwszą część tekstu:

Duchowość to nie ezoteryka – tylko rozum!

Zobacz także:

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(66)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie