Dzisiaj pójdziemy w góry… No bo w górach jest inaczej, prawda? Inaczej niż gdzieś na dole, w miejskich gettach. Wincenty Pol pisał o górach (konkretnie o Tatrach), że to „wolności ołtarze”, a Jerzy Harasymowicz twierdził, że „w górach jest wszystko co kocham” (swe uczucia lokował w Bieszczadach). Dodajmy, jak wielu już to stwierdziło, że stamtąd, z gór, jest bliżej do Pana Boga.
Wielu też może stwierdzi, że zacząłem zbyt „górnolotnie”, że chyba nieco przesadzam z tą literacką emfazą. Powiem Państwu, że taka ocena tego, co czytacie, jest uzasadniona tylko do momentu, gdy po paru godzinach podchodzenia na przełęcz nie zobaczymy, co dalej; co dalej aż po horyzontu kres; co dalej z nami.
Dodam jeszcze, że jeżeli już iść, to najlepiej wcześnie rano: kiedy rosa, kiedy słońce nisko, kiedy światło miękkie, kiedy inni jeszcze śpią. Wtedy więcej widać, więcej słychać (nawet własne serce) i w ogóle wszystkiego co dobre jest więcej, a szczególnie tej bliskości z ziemią i z Niebem. Góry uczą nas bowiem i Nieba, i Polski – ofiarują nam „za darmo” wyjątkowe „dwa w jednym”. Mają na to swój sposób – krzyże. Jeszcze mają…
Wesprzyj nas już teraz!
Był rok 2010. Kilku pracowników Tatrzańskiego Parku Narodowego, specjalnie wynajętym śmigłowcem, poleciało na szczyt Rysów. Mieli usunąć dwumetrowy krzyż postawiony tam rok wcześniej z okazji 100-lecia TOPR i ku pamięci ratowników górskich, którzy zginęli w akcjach ratowniczych. Krzyżowi towarzyszyła tablica z napisem: „Góry są żywiołem. Człowiek wchodzący w góry rozpoczyna z nimi grę. Ratownicy wkraczają wtedy, gdy gra toczy się na serio, gdy staje się walką o życie”. Dyrekcja TPN uzasadniała swą, skądinąd podjętą w tajemnicy „akcję” tym, że nikt z nimi tego nie uzgadniał, a więc jest to „budowlana samowolka”. Tajemnicą poliszynela było, że przez rok krzyż nikomu nie wadził, ale po katastrofie smoleńskiej, kiedy turyści zaczęli umieszczać tam zdjęcia śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego żony Marii oraz karteczki z modlitwami za dusze ofiar katastrofy, „ktoś” zdefiniował to, jako „zaśmiecanie Tatr”…
Podobnie jest z likwidacją pasterstwa, a w konsekwencji wszystkiego co się z tym przez wieki wiązało – szałasy (koliby) były rozbierane lub niszczały bez opieki wypędzonych stąd górali (czasami „ktoś” je podpalał); natomiast polany, niegdyś pełne owiec, krów, ludzkich głosów, teraz dziczeją i zarastają. Wymyślono „wypas kulturowy”, czyli rezerwat jak dla północnoamerykańskich Indian. To samo zrobiono z taternikami, z bieszczadnikami, a więc z ludźmi, którzy góry kochają i po ich ścieżkach, płajach i bezdrożach od zawsze wędrują. Parkowi urzędnicy zamieniają góry w swoiste „ogrody botaniczne”, ze szlakami ograniczanymi płotami i taśmami, niczym trasy przepędu bydła; szlakami upstrzonymi nachalną edukacją wizualną i ohydnymi sztucznymi ułatwieniami; szlakami monitorowanymi elektronicznie z ziemi i powietrza i jeszcze przez wolontariuszy-donosicieli. Niech no tylko ktoś zechce zejść ze szlaku; niech no tylko spróbuje chodzić po górach…
Był rok 2010. Słynny himalaista, Reinhold Messner, stwierdził, że miejscem krzyża nie jest szczyt, ponieważ góry powinny zachować neutralność, powinny łączyć, a nie dzielić. Tegoż roku Szwajcarskie Stowarzyszenie Wolnomyślicieli zażądało usunięcia z gór wszystkich krzyży. Był rok 2019 w Polsce. Osławiony Jan Hartman nawołuje do usunięcia krzyża z Giewontu, bo znów kogoś tam poraził piorun. Histerycznie i dwuznacznie krzyczy: „Krzyż nadal zabija!” Pięć lat później prezydent Warszawy podpisuje zarządzenie o zakazie wieszania krzyży w miejskich urzędach, a niejaka Klaudia Jachira, poseł KO, żąda usunięcia krzyża z sali Sejmu RP, twierdząc, że dzięki temu „dogonilibyśmy Europę”.
A co z górami, zapytacie? Jak dojdziecie do przełęczy, to zobaczycie, że stąd już blisko do normalnego świata. Ot, Łukasz Kornatka z Gliwic, przewodnik górski, „wymyślił” odznakę turystyczną o nazwie „KRZYŻ NA GÓRSKIM SZLAKU” (istnieje formalnie od 1 stycznia 2019 r.) Celem pomysłu jest zachęta do odwiedzenia miejsc, gdzie na wierzchołku góry lub w jego okolicy znajduje się krzyż. Podstawą weryfikacji odznaki jest specjalna książeczka z załączonym wykazem gór, o które chodzi. Myślę, że mile będą widziane szczyty, których wykaz nie zawiera. To jeden z widoków, dla których warto się zmęczyć. No to jeszcze raz Wincenty Pol: „W góry! w góry, miły bracie! Tam swoboda czeka na cię”.
Tomasz A. Żak