Igrzyska Olimpijskie Paryż 2024 uznano we Francji za sukces. Udało się uniknąć zagrożeń bezpieczeństwa, ludyczny nastrój udzielił się turystom i sportowcom, jest mowa o sukcesie ekonomicznym i nawet Sekwana, pomimo pewnych wpadek, dała się ujarzmić na główne zawody pływackie. Zawody i sukcesy sportowe (rekordowa liczba medali i piąte miejsce w klasyfikacji generalnej) pozwoliły zapomnieć o innych problemach, głębokich podziałach społecznych, czy kryzysie politycznym i ekonomicznym. Media piszą nawet o „ludowej wspólnocie”, która wytworzyła się w czasie olimpiady. Dla władzy liczy się też integracyjny walor sportu. W kraju przeoranym podziałami społecznymi, niepewnością jutra, dezintegracją przedmieść, wpływami islamizmu, przyrastającą liczbą nielegalnych migrantów, sport ma być remedium na tego typu bóle, a przy okazji jednoczyć ludzi i wspomagać integrację, a także budować wizerunek kraju poza jego granicami. Drogą tego typu poszła wcześniej Belgia, gdzie sport pozostał właściwie jedyną wspólną wartością tego rozpadającego się kraju. Czy na Francję to wystarczy?
Wraca polityka
11 sierpnia igrzyska jednak się zakończyły i wraca kwestia „chleba” i polityki, czyli kryzysu wokół utworzenia większościowego rządu. Uniesiony sukcesem olimpiady i pośrednio rządu, prezydent Macron nie wyklucza więc rozpisania kolejnych przedterminowych wyborów. Zakończenie igrzysk olimpijskich oznacza także zakończenie rozejmu politycznego. Prezydent ciągle nie powołał premiera i domaga się stworzenia wcześniej większościowej koalicji. Lewica uważa, że jako zwycięskie ugrupowanie ma mandat do zgłoszenia swojego kandydata, ale bez poparcia centrum nie miałby on szans akceptacji. Macron ma rozpocząć konsultacje w tej sprawie po 19 sierpnia i nie można wykluczyć, że będzie chciał zdyskontować sukces olimpiady także w polityce..
Wesprzyj nas już teraz!
W aspekcie możliwości kolejnych wyborów, trzeba sobie postawić pytanie, czy Francja naprawdę się zmieniła od poprzedniego „lata zamieszek” w „lato radości olimpijskiej”? Media zwracały uwagę, że wyjątkowo dobrze funkcjonował transport publiczny, nie było strajków, na ulicach było bezpieczniej, niż zwykle. Na ile spowodowała to obecność dziesiątek tysięcy policjantów, a na ile „entuzjazm społeczny” trudno ocenić. Sukces tego sportowego spektaklu wydaje się oczywisty. Przez 2 tygodnie nie była to ta sama Francja, która plądruje sklepy i podpala samochody. Nad Sekwaną powiało nawet społecznym optymizmem. Na ile go jednak wystarczy?
Atak na chrześcijan to tylko „szczegół”, a sport będzie fundamentem nowego narodu?
Wysokiego szczebla urzędnik państwowy Jean-Eric Schoettl ocenia, że „błogosławione są te chwile zapału, które dają nam możliwość doświadczenia Francji pojednanej ze sobą i gorąco zjednoczonej wokół pozytywnych wartości; (…) Pozwalają nam utożsamić się z krajem, który zwycięża i wierzy w siebie. Dają nam poczucie, że społeczeństwo francuskie może uniknąć podziałów i fragmentacji”. Dodaje, że „w takich chwilach buduje się narracja narodowa”, chociaż i on uważa za niepotrzebne takie „prowokacje” jak „parodia Ostatniej Wieczerzy” i uznaje je za „bezsensowny, chociaż niepokojący szczegół, który został jednak wymazany przez niewiarygodny sukces całości”.
W mediach pojawiają się nawet dywagacje o nowym sposobie „tworzeniu narodu”. Odcięcie się od korzeni i historii rzeczywiście wywołało pustkę i zachwiało tożsamością Francuzów. Jean-Eric Schoettl stwierdza, że „w ciągu ostatniego półwiecza byliśmy świadkami znacznego wycofywania się tradycyjnych struktur, jak rodzina, szkoła, kościół, sąsiedztwo, armia, związki zawodowe, partie, ruchy młodzieżowe itp.”. Teraz nadrzędną „wartością republikańską” staje się sport. „Republika potrzebuje obrzędów, emblematów i upamiętnień, bo żadne społeczeństwo nie może obejść się bez symboli” – mówi Schoettl dodaje, że właśnie „sukces igrzysk olimpijskich przyczynia się do powstania bogatego dziedzictwa wspomnień”, czy „chęci dalszego ugruntowywania dziedzictwa”. Widać w tym spore zachłyśnięcie się igrzyskami. Problem w tym, że to zjawiska krótkotrwałe. Francja zdobywała już piłkarskie mistrzostwa i dość szybko podstawowe problemy tego kraju wracały.
Problemy takie zostały zażegnane, ale cały czas tliły się i podczas olimpiady, by przypomnieć np. awanturę hidżaby sportowców francuskich, czy narzucanie ideologii LGBT (ceremonia otwarcia), genderyzmu (boks), feminizmu, itd. Pewnie powrócą, chociaż Francja zastanawia się jak „przedłużyć efekt igrzysk”? Będzie trudno, bo dobrej woli po lewej stronie nie ma. Mer Paryża, socjalistka Anne Hidalgo już oznajmiła, że „te igrzyska miażdżą przesłanie skrajnej prawicy”. Widać, że pokusa ideologicznego wykorzystania olimpiady jest i tak po stronie lewicy silniejsza, niż pomysł budowania na tym fundamencie jakiejś nowej wspólnoty. Zresztą fundament to dość kruchy i zawali go już każda następna sportowa porażka, nie wspominając o zwykłej codzienności.
Sukces ekonomiczny
Festiwal optymizmu medialnego jednak trwa. Rządzący zapewniają także o sukcesie ekonomicznym igrzysk. Podaje się, że paryskie igrzyska olimpijskie są „sukcesem gospodarczym i turystycznym”, a minister ds. turystyki Olivia Grégoire, ogłosiła sukces. Podała, że w stolicy frekwencja w muzeach i restauracjach wzrosła o 25%, a igrzyska olimpijskie wywarły pozytywny wpływ na hotele, restauracje i bary w regionie paryskim, ale też na inne miasta-gospodarzy igrzysk. Grégoire podała, że już „pod koniec dwóch tygodni zawodów odnotowano wzrost liczby noclegów we wszystkich miastach-gospodarzach igrzysk o 16%, w tym o 20% w Île-de-France (region paryski), a frekwencja w muzeach i restauracjach oraz konsumpcja w barach wyniosła średnio ponad 25% normalnej.
Jej zdaniem był to też „ogromny sukces organizacyjny” i wielka „promocja wizerunku Francji”. Podkreśliła, że „na tym nie kończą się korzyści gospodarcze, bo w przeszłości wykazano, że igrzyska przynosiły pozytywne efekty jeszcze długo po ich zakończeniu”. Jej zdaniem „ostateczny szacunek korzyści w ciągu piętnastu lat, wyniesie łącznie dziewięć miliardów”. Przypomniała, że sama olimpiada kosztowała 8,8 miliarda euro, ale składają się na to „głównie inwestycje prywatne, które w dużej mierze pokryją koszty”.
…i sportowy?
Na koniec o aspekcie sportowym. Chiny, USA, Australia, Japonia, Francja – taka jest pierwsza „piątka” tabeli medalowej igrzysk letnich w Paryżu. Polscy kibice, w odróżnieniu od tubylców, pewnie o tej „genderowo-tęczowej” olimpiadzie chcieliby natomiast szybko zapomnieć (miejsce w tabeli medalowej najgorsze od 1956 roku i dorobek medalowy 1-4-5). Trudno zapomnieć o ambitnej dziewczynie, która uległa w boksie genderowym idiotyzmom.
Francja dumnie ogłasza sukces także sportowy, ale tam nawet w małej mieścinie, przed rozpoczęciem roku szkolnego, biedniejsze rodzice dostają „bon sportowy” i cały poradnik z adresami klubów kilkunastu dyscyplin działających na ich terenie. Oczywiście do tego dochodzi etatystyczne wsparcie sportu, czyli finansowanie przez państwo szans medalowych celem podniesienia prestiżu władzy. Dla Francji, jak wspominaliśmy, sport to obecnie najważniejszy element integracji społecznej i już jeden z ostatnich, po likwidacji powszechnej służby wojskowej i kryzysie edukacji. Złudny to pomysł, ale nic lepszego nie mają. I rzeczywiście „wielokulturowość” ich reprezentacji pokazuje, że przez sport młodzież imigranckiego „banlieu” zyskuje awans społeczny. Z tym, że dotyczy to jednostek.
Od momentu przyznania igrzysk Paryżowi, rząd wywierał silną presję na swoich sportowców. Pałac Elizejski zdefiniował konkretną strategię finansową, która miała pomóc sportowcom w przygotowaniach. Przeznaczono tu spore sumy. Tu warto przypomnieć, że nad Sekwaną odgórne wspieranie sportu zaczęło się zaraz po 1960 roku i fatalnych dla tego kraju igrzyskach olimpijskich w Rzymie. Było to fiasko francuskiego sportu (5 medali i ani jednego złotego). Od tego czasu Francja dostrzegła ponad sportowy wymiar olimpiady i stara się to wykorzystywać. „Jeśli Francja błyszczy za granicą dzięki swoim myślicielom, uczonym i artystom, musi błyszczeć także przez swoich sportowców. Kraj musi być wielki dzięki jakości swojej młodzieży i nie możemy sobie wyobrazić tej młodzieży bez sportowych ideałów” – powiedział w 1960 roku De Gaulle i od tego czasu ta strategia jest kontynuowana. Rząd podjął wówczas trzy ustawy programowe dotyczące budowy 4000 sal gimnastycznych, 1500 basenów i 8000 boisk sportowych. Obecnie Francja błyszczy już tylko dzięki swoim sportowcom i pewnie Charles de Gaulle nie myślał, że kiedyś to wszystko stanie na głowie?
Bogdan Dobosz