To nie jest tak, że Rosjanie nie mają pojęcia o zbrodniach stalinowskich albo że im zaprzeczają. Przeciwnie. Generalnie świadomość zbrodniczego charakteru rządów „czerwonego cara” jest dość duża. Tyle że Rosjanie te zbrodnie usprawiedliwiają, relatywizują, czasem wręcz chwalą. Jedni głoszą, że Stalin mordował Rosjan, ale mordował tylko złych Rosjan. W ich mniemaniu był tym „dobrym carem” likwidującym „złych bojarów” – czyli zdegenerowaną, sprzedajną, zdradziecką elitę – „leninowską gwardię”. Szczególnie, że wielu jej przedstawicieli miało korzenie żydowskie. Łatwo więc Stalina usprawiedliwić współczesnym antysemitom, szowinistom, nacjonalistom, którzy widzą w genseku niemalże „prawicowy młot na Żydów i kosmopolitów” – mówi w rozmowie z PCh24.pl dr Maciej Pieczyński, rusycysta, ukrainista, politolog, doktor literaturoznawstwa, dziennikarz i publicysta tygodnika „Do Rzeczy”.
Szanowny Panie doktorze, „Stalin wiecznie żywy” – taki tytuł nosi Pana najnowszej książki. Dlaczego Stalin, a nie Lenin? Przecież to Lenin miał żyć wiecznie jako ojciec rewolucji, jako ojciec założyciel ruchu internacjonalistycznego, bezpaństwowego, komunistycznego. Stalin był „tylko” kontynuatorem jego myśli… Mało tego, niektórzy go uważają nawet za kontrrewolucjonistę i zdrajcę rewolucji…
Wesprzyj nas już teraz!
Kluczowym słowem, kluczowym pojęciem jest „rewolucja”. Termin ten w zasadzie jest we współczesnej Rosji zakazany. Rosja boi się rewolucji, ponieważ jest ona wypaczeniem historii rosyjskiej państwowości, która opiera się na silnym państwie z silnym władcą na czele. Wówczas jest porządek. Rewolucja z kolei jest chaosem. W czasie rewolucji silne państwo rozpada się i upada, a to jest dla większości rosyjskich „patriotów”, a ściślej mówiąc: imperialistów, największy koszmar.
Obecnie, kiedy Putin stara się budować silne państwo, silne ekspansywne imperium, kiedy rozprawia się z przeciwnikami politycznymi, Lenin jest niewygodny. Personifikacją takiej silnej władzy jest dla niego Stalin – przywódca, który „uporządkował porewolucyjny chaos”. Przy czym muszę podkreślić: nie mówię o tym, co naprawdę Stalin zrobił, tylko o tym, jak zapisał się w historii Rosji, jak zapisał się w świadomości większości Rosjan.
Lenin jest obecnie postrzegany jako siła niszcząca, kosmopolityczna, rewolucyjna, a Stalin jako siła porządkująca, jako ten, który – mówiąc kolokwialnie – chwycił Rosjan za twarz i zaprowadził ich żelazną ręką do zwycięstwa nad faszyzmem, które to zwycięstwo jest największą dumą narodową Rosjan.
Poza tym słowo rewolucja jest obecnie w Rosji w pewnym sensie zakazane, ponieważ kojarzy się z kolorowymi rewolucjami, czyli oddolnymi prozachodnimi protestami w państwach postsowieckich i postkomunistycznych, które Moskwa odbiera jako sztucznie wykreowane przez zachodnie służby specjalne.
Putin obawia się, że kiedyś taka kolorowa rewolucja zawita również do Rosji i on sam zostanie obalony. Wracając do Lenina, trzeba oczywiście pamiętać, że nie obalił on caratu, tylko rządy powstałe w wyniku obalenia caratu. Niemniej, w obiegowej opinii to właśnie Lenin, jako „wódz rewolucji”, kojarzy się ze zniszczeniem Imperium Rosyjskiego. Ponadto, cieszy się on opinią internacjonalisty – człowieka, któremu bardziej zależało na zwycięstwie komunizmu w Rosji niż na jakimkolwiek zwycięstwie Rosji. Wreszcie, Putin krytykuje „wodza rewolucji” za to, że stworzył sowiecką republikę ukraińską z prawem wyjścia z ZSRS, tym samym podkładając „minę” pod państwowość rosyjską. Ukrainę nazywa „Ukrainą imienia Lenina”. I tu ostrożnie chwali Stalina, który miał inną optykę – opowiadał się mianowicie za tym, by państwo sowieckie było unitarne i rosyjskie z gruntu. Zwyciężyła opcja „internacjonalistyczna” – opcja Lenina. Putin często o tym przypomina.
Natomiast Stalin kojarzy się z wielkoruskim szowinizmem, czy też – mówiąc tak bardziej pozytywnie – z rosyjskim patriotyzmem – czyli jako ten, który stawiał na rosyjskość, a nie na komunizm…
Ale przepraszam, przecież Stalin był Gruzinem…
To prawda, ale czuł się Rosjaninem, tak samo jak Napoleon nie był Francuzem, a czuł się Francuzem, a Hitler Niemcem, mimo że był Austriakiem. To taki jest dosyć częsty przypadek, że „wielcy” przywódcy wywodzili się z innych krajów. Stalin jako Gruzin wiedział, że musi się zrusyfikować, żeby stanąć na czele Rosji. Tak, Rosji – „czerwony car” rozumiał, że musi być bardziej „carem” niż „czerwonym”. A to dlatego, że – jak sam kiedyś powiedział – Rosjanie to taki naród, który musi być rządzony jednoosobowo, przez cara właśnie. Stalin tę mentalną potrzebę Rosjan rozumiał lepiej niż Lenin.
Widać wyraźnie, że do dzisiaj to się nie zmieniło. Rosjanie potrzebują okrutnego, a jednocześnie w ich mniemaniu dobrego i sprawiedliwego cara, który weźmie ich za twarz. Ba! Jak car uderzy w twarz, no to oni odpowiedzą, że widocznie na to zasłużyli…
To jest największy paradoks kultu Stalina, jaki obserwujemy w dzisiejszej Rosji. To nie jest tak, że Rosjanie nie mają pojęcia o zbrodniach stalinowskich albo że im zaprzeczają. Przeciwnie, generalnie świadomość zbrodniczego charakteru rządów „czerwonego cara” jest dość duża. Tyle że Rosjanie te zbrodnie usprawiedliwiają, relatywizują, czasem wręcz chwalą. Jedni głoszą, że Stalin mordował Rosjan, ale mordował tylko złych Rosjan. W ich mniemaniu Stalin był tym „dobrym carem” likwidującym „złych bojarów” – czyli zdegenerowaną, sprzedajną, zdradziecką elitę, „leninowską gwardię”. Szczególnie, że wielu jej przedstawicieli miało korzenie żydowskie. Łatwo więc Stalina usprawiedliwić współczesnym antysemitom, szowinistom, nacjonalistom, którzy widzą w genseku niemalże „prawicowy młot na Żydów i kosmopolitów”.
Inna narracja głosi, że i Stalin mordował często niesłusznie, ale tak trzeba było zrobić, żeby „zahartowała się stal narodu rosyjskiego”. Gdyby Stalin nie zahartował Rosjan, to Związek Sowiecki nie pokonałby Hitlera. Co ciekawe, tego typu tezy głosi np. liberalny, absolutnie antykomunistyczny, antystalinowski i prozachodni w swoich przekonaniach publicysta Dmitrij Bykow, zdaniem którego Stalin stworzył „sowieckiego nadczłowieka”. W jego ocenie, gdyby nie ten terror stalinowski, to „ludzie sowieccy” nie wytrzymaliby wojny z Hitlerem.
Jeszcze inny pogląd na sprawę zakłada, że okres stalinizmu nie był niczym nadzwyczajnym, ponieważ w Rosji od zawsze królowała i króluje przemoc. Nie można się przed nią ustrzec. Można jedynie wybrać jeden z dwóch jej rodzajów. Przemoc może być zatem albo chaotyczna, albo uporządkowana. W pierwszym wypadku mamy do czynienia z wieloma różnymi ośrodkami przemocy, jak w latach 90., gdy Rosją rządzili oligarchowie i gangsterzy. Taki krwawy chaos jest szczególnie niebezpieczny, bo nieprzewidywalny. Dlatego zazwyczaj jedyną akceptowalną alternatywą jest akceptacja przemocy uporządkowanej – państwowej dyktatury. Wtedy, co prawda, też giną ludzie, ale przynajmniej wiadomo, z czyjej ręki. I giną głównie ci, którzy tej władzy otwarcie się sprzeciwiają. Z dwojga złego, z natury pokorni i pasywni Rosjanie wybierają to drugie właśnie.
Taką przemoc uosabia sobą Stalin. Czy właśnie dlaczego Władimir Władimirowicz Putin ma do niego, że tak powiem, ambiwalentny stosunek, czyli ani nie potępia jego kultu, ani go jednocześnie nie gloryfikuje? Mało tego: w swojej książce zwraca Pan uwagę na historyczne przemówienia Putina. Jeśli są one skierowane do państw i mediów Zachodu, to nazwisko Stalina pojawia się w nich albo raz, albo w ogóle go w nich nie ma. Z kolei, jeśli przeczytamy treść tych samych przemówień po rosyjsku, to okazuje się, że Putin przywołuje Stalina pięć, dziesięć, piętnaście razy.
Putin doskonale sobie zdaje sprawę z tego, że Zachód nie rozumie kultu Stalina…
Przepraszam, ale jak nie rozumie? Przecież Zachód rozumie kult rewolucji francuskiej, w czasie której doszło do ludobójstwa chrześcijan z Wandei. Zachód na swój sposób rozumie kult Mao Zedonga i lansuje go na pozytywnego rewolucjonistę, który kochał kulturę. Takich przykładów można przytoczyć więcej. Zachód rozumie, usprawiedliwia, a nawet promuje zbrodniarzy, a nie rozumie kultu Stalina?
Paradoksalnie, tego argumentu, w pewnym sensie słusznie, często przeciwko Zachodowi używa Putin. Gdy słyszy, że Stalin był okrutnym zbrodniarzem, odpowiada: „ale przecież Zachód też czci tyranów, takich jak np. Cromwell”. I to generalnie prawda. Warto jednak też zwrócić uwagę na inny aspekt tej sprawy. Otóż, Zachód, czcząc różne wątpliwe moralnie postaci, milczy na temat ich zbrodniczości. Putin natomiast przyznaje, że terror stalinowski miał miejsce. Tyle, że ten terror nie przeszkadza mu chwalić Stalina np. za politykę zagraniczną. Inna sprawa, że Zachód często nie rozumie, jak Rosjanie mogą czcić zwycięstwo nad III Rzeszą, skoro zostało ono osiągnięte tak wielkim kosztem. Przecież to takie niepragmatyczne! Takie absurdalne! Pyrrusowe zwycięstwo! – chciałoby się powiedzieć. Ale Rosjanie patrzą na to inaczej. Są bowiem dumni ze zwycięstwa tym bardziej, im bardziej jest ono okupione ciężkimi stratami. Czczą bitwy, wygrane „na styk”, kosztem utraty morza krwi własnych żołnierzy. Trochę w tym przypominają nas – Polaków. My jednak czcimy porażki, okupione morzem krwi. Oni przynajmniej zwycięstwa…
Tego właśnie Zachód nie potrafi zrozumieć. „Jak można tego nieudacznika Stalina, który doprowadził do śmierci milionów, który tak nieudolnie prowadził tę Armię Czerwoną czcić?”, pyta Zachód. „Może i Stalin był krwawy i nieudolny, ale ostatecznie doprowadził Rosję do zwycięstwa i to jest najważniejsze”, odpowiadają Rosjanie.
Wiemy, że Pakt Ribbentrop-Mołotow jest powszechnie na Zachodzie uznawany za to wydarzenie, które doprowadziło do wybuchu drugiej wojny światowej. Wiemy, że im bardziej Rosja w konfrontacji z Zachodem używa argumentów historycznych, tym mocniej Zachód potępia sojusz Hitlera ze Stalinem. Wiemy w końcu, że Zachód Stalina nie kocha, ale Rosjanie go kochają i potrzebują nie jako komunistę, ale silnego przywódcę na trudne czasy.
Przy czym nie można powiedzieć, że Rosja Putina to jest jakiś sowiecki skansen. Takim sowieckim skansenem jest Białoruś Łukaszenki, gdzie odwołuje się w zasadzie wyłącznie do spuścizny sowieckiej. Rosja Putina jest synkretyczna pod względem pamięci historycznej, polityki historycznej. Właśnie dlatego Putin w przypadku Stalina jest ostrożny i ma do niego stosunek ambiwalentny. Nie jest bowiem tak, że wszyscy Rosjanie kochają Stalina. Jest on personifikacją marzeń i dążeń Rosjan, ale jednocześnie wywołuje kontrowersje i Putin musi robić, co w jego mocy, żeby łączyć to wszystko.
Putin, jak już zaznaczyłem, chwali Stalina za politykę zagraniczną. Jeśli chodzi o terror, to przyznaje on, że Stalin mordował ludzi, ale to dlatego, że był dzieckiem swoich czasów – brutalnych, wymagających okrucieństwa od przywódców. Putin próbuje rozmywać tę odpowiedzialność Stalina, próbuje go tłumaczyć, relatywizować jego winy.
Od Putina nie usłyszymy więc, że Stalin był rycerzem bez skazy, ale to usłyszymy, że stworzył wielkie imperium sięgające aż po Łabę i pokonał faszyzm, czyli „największe zło w dziejach świata”. Skoro więc Rosja pokonała faszyzm, a każde zwycięstwo – szczególnie w Rosji – musi mieć swojego wodza, to nie można do końca skreślać Stalina, a nawet należy się mu szacunek.
Jednocześnie Putin czy współczesna Rosja odwołują się też do czasów carskich. To jest ciągłość. To jest coś, co polskiemu odbiorcy trudno jest zrozumieć. U nas sprawa jest prosta: patriota to jest antykomunista. W Rosji zaś komunizm nie był systemem okupacyjnym, ponieważ nie był on narzucony z zewnątrz. Komunizm tak naprawdę stworzyli sami Rosjanie. Oczywiście ideologia ta narodziła się na zachodzie. Sami komuniści doszli do władzy w Rosji w efekcie wojny domowej. To sami Rosjanie stworzyli państwo komunistyczne i to państwo komunistyczne tak naprawdę jest kolejną wersją imperialnego państwa rosyjskiego. Nie jest bowiem ważne, czy Rosja jest czerwona, biała, różowa czy tęczowa. Ważne, że Rosja jest potężnym państwem.
Putin w swojej polityce historycznej łączy wątki potężnego państwa carów, potężnego państwa Stalina etc. Potężnego państwa, które w dodatku ma dobre kontakty z cerkwią. Przypomnijmy, kto przecież otworzył cerkwie w czasie II wojny światowej…
Zrobił to oczywiście Stalin w 1943 roku. To on tak naprawdę w pewnym sensie zrehabilitował cerkiew prawosławną. Zrobił to jednak tylko po to, żeby ją sobie podporządkować, żeby uczynić z niej narzędzie ideologiczne do walki z najazdem niemieckim, narzędzie niezbędne w warunkach agresji. Ludzie nie chcieli umierać wyłącznie za komunizm. .
Stalin odwoływał się w dużej mierze do tradycji carskich. On wiedział, że Rosjanie potrzebują wierzyć w jakiś miks komunizmu z rosyjskim patriotyzmem, a nie wyłącznie w komunizm. Ale też absurdem jest twierdzić, że Stalin był jakimś obrońcą chrześcijaństwa. A niestety, takie narracje też pojawiają się we współczesnej Rosji. Powstał nawet ruch określany mianem „prawosławnego stalinizmu”. Jest on emanacją sojuszu czerwono-brunatnego, czyli sojuszu skrajnej prawicy ze skrajną lewicą. Sojuszu, którego wspólnym mianownikiem jest idea silnego wewnątrz i agresywnego na zewnątrz państwa, nieważne – komunistycznego czy kapitalistycznego. W ramach tego ruchu powstała nawet tak zwana ikona Stalina. A dokładniej – ikona „Matki Bożej Mocarstwowej”, na której przedstawiony jest Stalin. Uzasadnienie „religijne” jest następujące: skoro nazizm był najstraszniejszym złem w dziejach świata, a do tego zagrażał istnieniu Rosji, która dla Rosjan jest świętością, to święty jest też Stalin, czyli wódz zwycięstwa nad nazizmem.
Czy to dla prawosławnych Rosjan, czy to dla Rosjan ateistów państwo jest największą świętością i w związku z tym ten, kto rządzi silnym, potężnym państwem, jest człowiekiem świętym. Właśnie dlatego możemy nawet mówić w Rosji o takim zjawisku jak prawosławny stalinizm.
Swego czasu polskie media informowały o odsłanianiu kolejnych pomników Stalina w Rosji. Czy Stalin jest tylko na pomnikach, czy może również jest bohaterem literackim, telewizyjnym, filmowym etc.?
Postać Stalina pojawia się oczywiście w kulturze, w publicystyce. Warto wspomnieć o Aleksandrze Prochanowie. To ideolog wspomnianego sojuszu czerwono-brunatnego, zagorzały stalinista. W swojej publicystyce ukuł teorię pięciu Stalinów. Zgodnie z nią, dzieje Rosji to dzieje wielkiego imperium, którym rządziło i rządzi pięciu wielkich przywódców. A wielki przywódca to „Stalin” właśnie. Pierwszym Stalinem był Włodzimierz Wielki, drugim Iwan Groźny, trzecim Piotr Wielki, czwartym sam Stalin, a piątym dopiero niedawno stał się Putin. Niedawno, czyli po inwazji na Ukrainę. Dopiero wtedy bowiem, w oczach Prochanowa, zasłużył na miano Stalina.
Na szczęście są momenty, kiedy kultura rosyjska próbuje zdemaskować kult Stalina. Warto tu wymienić głośny spektakl Kiriłła Sieriebriennikowa „Pogrzeb Stalina”. Jest to spektakl dokumentalny, którego twórcy próbują pochować już nawet nie dyktatora, co jego kult. W sztuce występują zarówno świadkowie pogrzebu Stalina, jak i współcześni twórcy kultury, którzy gorzko zauważają, że dziś sowiecki tyran jest przez ich rodaków znów uwielbiany.
A czy sam Putin chce być nowym Stalinem?
Chciałby, ale póki co się do tego nie chce przyznać.
Może mimo wszystko się wstydzi?
Nie wstydzi, tylko boi się.
Stalin w Rosji jest bardzo ważną postacią, ale to nie jest tak, że wszyscy go kochają. Rosyjska polityka historyczna jest synkretyczna – łączy wątki sowieckie i carskie. Łączy często wzajemnie wykluczające się tradycje. Stalin jest bodaj najbardziej uwielbianą postacią (na co wskazują wyniki badań), ale też wzbudza silne kontrowersje, nie tylko na Zachodzie – również w Rosji. Putin musi więc lawirować między tymi różnymi środowiskami. Moim zdaniem, chciałby on postawić Stalina na piedestale i na pewno chciałby być w tym sensie nowym Stalinem, który pokona Zachód. Zachód to bowiem, w oczach wielu Rosjan, zło wcielone. Zło, bo zagraża jakoby istnieniu Rosji. Na przestrzeni dziejów tym złem bywały różne przejawy tożsamości Zachodu – katolicyzm, protestantyzm, liberalizm, później faszyzm, nazizm, teraz lewacka Europa, NATO i hegemonia USA.
Hitler w pamięci i świadomości Rosjan był i jest uosobieniem kolejnym uosobieniem „złego Zachodu”, który próbował Rosję podbić. Kiedyś to była Polska, która zajęła Kreml na początku XVII wieku. Później – w XIX wieku – był to Napoleon, a w latach 40. XX wieku był to Hitler. Przez analogię Putin z pewnością chciałby pokonać Zachód – w tym wypadku przede wszystkim pokonać NATO – tak samo Stalin pokonał niegdyś III Rzeszę.
Przy tym warto też pamiętać, że początki rządów Putina wcale nie były takie bardzo radykalne. W pierwszych latach XXI wieku liczył on jeszcze na to, że uda mu się osiągnąć porozumienie z Zachodem. Miał nadzieję, że zostanie zaproszony do stołu rozmów jako równorzędny partner, że weźmie udział w jakimś nowym koncercie mocarstw. A co za tym idzie – że Zachód pozwoli mu prowadzić imperialną politykę wobec „bliskiej zagranicy”, pozwoli utrzymywać własną strefę wpływów.
Stalin, co już tutaj Pan Doktor powiedział, jest przez niektórych lansowany jako obrońca prawosławia. Putin z kolei jest lansowany na katechona i obrońcę całego chrześcijaństwa. Tutaj przypomina mi się jednak nagranie, które zamieścił Pan na platformie X. Widzimy na nim Putina w meczecie. Prezydent Rosji całuje Koran, fotografuje się z nim i przyjaźnie uśmiecha do islamisty Kadyrowa. Jak to w związku z tym jest z tą obroną chrześcijaństwa przez Putina?
To jest bardzo ciekawy temat, bardzo istotny i mocno kontrowersyjny. Zachodnia prawica często ulega takiemu złudzeniu, że Putin jest jakimś przedmurzem chrześcijaństwa, że to jest jakiś prawosławny car.
Kluczowym słowem, jeśli chodzi o ideologię Putina, jest synkretyzm, czyli to, że Putin łączy różne wątki, np. Stalina z Iwanem Groźnym, z Mikołajem II, z Dymitrem Dońskim czy z Aleksandrem Newskim etc. Tak samo jest z kwestiami religijnymi.
Patriarcha Cyryl jest jego podnóżkiem. Cerkiew prawosławna jest przede wszystkim dla Putina ośrodkiem propagandowym i narzędziem ideologii. Oczywiście nie cała cerkiew, ale jej znaczna część.
Jednocześnie Rosja, o czym musimy pamiętać, nie jest państwem jednonarodowym. Rosja to wielonarodowe imperium, którego ważnym elementem jest islam.
Przykładem jest Czeczenia. W jaki sposób Putin podbił Czeczenię? Jakim cudem to było możliwe? Przecież bojowniczy górale od wieków stawiali opór potężnej Rosji – zarówno białej, jak i czerwonej. Co zrobił Putin? Podbił Czeczenię rękami samych Czeczenów, a konkretnie rękami klanu Kadyrowów.
Putin dał Czeczenii autonomię. Jest to państwo wchodzące w skład Federacji Rosyjskiej, de facto rządzi tam prawo szariatu, którego „żelazną ręką” pilnuje Kadyrow.
Generalnie Czeczenia jest państwem w państwie; państwem praktycznie muzułmańskim.
Kadyrow od początku tak zwanej specjalnej operacji wojskowej mówił o tym, że Czeczeni na Ukrainie prowadzą swój dżihad, że walczą z wrogami islamu. Nie dziwmy się więc, że Putin całuje Koran, skoro wysyła na Ukrainę muzułmanów.
To jednak nie wszystko. Putin też stawia taką tezę, że Rosja walczy w imię powstania świata wielobiegunowego. Kremlowska propaganda głosi, iż światem tak naprawdę rządzi jeden obóz, jedna cywilizacja. Jest to cywilizacja zachodnia. Świat jednobiegunowy, którego jedynym biegunem jest Waszyngton.
I co robi Putin? Ogłasza wszem i wobec, że on tę hegemonię chce przełamać, żeby nie wszyscy musieli się podporządkować woli Waszyngtonu. Nie mówi on oczywiście, że chodzi o opanowanie przez Rosję całego świata, czy też stworzenie na całym świecie rosyjskiej strefy wpływów. On głosi, że chce zbudować wielobiegunowy świat, czyli rozpocząć nowy koncert mocarstw, że chce świata złożonego z wielu regionalnych imperiów. Kto byłby oprócz Rosji zainteresowany stworzeniem takiego wielobiegunowego świata? Świat islamski, który jest też skonfliktowany ze światem zachodnim.
Putin więc przymila się, stara się porozumieć z wieloma regionalnymi potęgami, które po prostu nienawidzą Zachodu. To Zachód dla Putina jest jakby tym najważniejszym wrogiem, co jest znowu tradycyjnie rosyjskie. Chodzi więc o to, żeby przełamać hegemonię Zachodu wszelkimi możliwymi środkami. Raz założy on maskę przyjaciela islamu, innym razem – obrońcy chrześcijaństwa. Wielu się na to nabiera, stając się świadomie lub nieświadomie jego sprzymierzeńcami.
Dziękuję za rozmowę.