Teza postawiona kilka miesięcy temu na łamach PCh24.pl przez prof. Tomasza Panfila, że miejsce Żołnierzy Wyklętych w polityce historycznej nowej władzy zajmie towarzysz Jaruzelski, dziś okazuje się faktem! Wszystko to za sprawą „Gazety Wyborczej”, która postanowiła na nowo odczytać historię, rolę i zasługi generała w tworzeniu „wolnej Polski”. Przy okazji dostało się tym niedobrym katolikom i jeszcze gorszemu IPN-owi. No, ale czy czegóż innego można było spodziewać się po „Wybiórze”?
– Jakiegoż to mieliśmy bohatera! – zdziwi się zapewne niejeden świadek stanu wojennego czy krwawych pacyfikacji, czytając tekst pt. „To był całkiem dobry generał. Dlaczego zapomnieliśmy o Jaruzelskim” Andrzeja Romanowskiego, opublikowany na łamach „Wolnej Soboty” „Gazety Wyborczej”. – Może i kazał bić, ale przecież kochał ten naród, ten kraj – doda inny, wspominając bolesne, ale słodkie przecież cięgi gumowej pały na plecach. – Tak, przynajmniej bił swój, a nie obcy. Obcy biłby przecież mocniej. A może i nawet ofiar byłoby więcej. I Polski by nie było – doda kolejny zapewniając, że w Polsce (o ile by w ogóle była), to i bieda byłaby większa bez generała.
Laurka jaką wysmarowała „GW” Jaruzelskiemu niewątpliwie zadziwia i oburza środowiska, które doświadczyły w praktyce „dobroci” generała. Jest ona niewątpliwie próbą napisania historii na nowo, a przynajmniej przestawienia jej akcentów tak, by bohaterem opowieści o Polsce tamtych czasów był towarzysz generał – wódź – jak się okazuje – śmiały, bystry, przenikliwy, ale i dobrotliwy…
Wesprzyj nas już teraz!
Nie dziwi zatem, że trzeba było rozprawić się z rysą na sumieniu potomka rodu herbu Ślepowron, a taką był niewątpliwie stan wojenny (za który Jaruzelski „przepraszał i odpowiedzialność brał na siebie”). Autor peanu na cześć generała ochoczo podrzuca więc narrację, w której Jaruzelski utrzymywał, że bez tego aktu gwałtu na polskim społeczeństwie, nie byłoby Okrągłego Stołu. A jak wiadomo wydarzenie to dało nam „wolność”, o którą oczywiście później dbał nie kto inny, jak sam generał Jaruzelski, jako światły prezydent RP.
Za tym musiała iść, rozbita już dawno – no, ale cóż z tego – narracja o zagrożeniu interwencją wojsk ze wschodu. Wiadomo, generał nie chciał, ale musiał wybrać mniejsze zło i rozegrać sprawy Polski na własnych, a nie narzuconych zasadach.
Szkoda, że autor tak minimalistycznie podszedł do tematu ofiar stanu wojennego, uznając odgórnie, że przecież gdyby historia potoczyła się inaczej mogło być o wiele gorzej. „Bo najgorsze, co w 1981 r. mogło nam się przydarzyć, to wypuszczenie polskiej sprawy z polskich rąk” – czytamy.
Ciekawe co na to poturbowani, pobici, aresztowani przez ludową władzę i eliminowani z rynku pracy? Co na to rodziny pozbawione środków do życia? Co na to zamordowani pod „Wujkiem” – Józef Czekalski, Krzysztof Giza, Joachim Gnida, Ryszard Gzik, Bogusław Kopczak, Andrzej Pełka, Jan Stawisiński, Zbigniew Wilk, Zenon Zając?
To zapewne ta „większość społeczeństwa”, która „nie rozumiała. I w wielkiej swej części nie rozumie do dziś” generała?
Ach, ten biedny Jaruzelski. Bohater tragiczny swoich czasów. Dziś niedoceniony przez tak wielu… A on? Taki wielki! „Uczeń gimnazjum ojców marianów, katolik i harcerz, kultywujący legendę lwowskich Orląt. Oraz on 18-latek: zesłaniec i sybirak”…
I prezydent! A przecież „Te 17 miesięcy prezydentury były ukoronowaniem życia Jaruzelskiego. A jednak nastąpiły po niej 24 lata wypełnione potęgującymi się oskarżeniami prokuratorskimi i procesami sądowymi. Te lata na zawsze już pozostaną polską hańbą, tak jak świadectwem polskiego barbarzyństwa pozostaną praktyki lustratorsko-dekomunizatorsko-ipeenowskie, a także zwyczajne chuligańskie szczucie, przed którym nie cofnięto się nawet na pogrzebie generała” – pisze „GW”.
I dalej: „Jednak te poczynania polskich katolików uwidoczniły raz jeszcze te cechy Jaruzelskiego, które pokazała już jego prezydentura. Ale im większe były jego honor, godność i klasa, tym większa stawała się nienawiść. Ileż to razy chciano go zdegradować do stopnia szeregowca. Na szczęście cofnięto się przed tym. A honor Solidarności ratowała tylko garstka ludzi, wśród niej dawny więzień Jaruzelskiego, Adam Michnik”.
Wszak Jaruzelski to generał, który w roku 1989 wyszarpał dla nas wolność. Joanna Szczepkowska przed laty wypowiedziała formułę, która przeszła już na stałe do polskiej historii: „Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”. Czy dziś – czytając „GW” – można już uznać ostatecznie, że był to pierwszy, założycielki fake news? Czy też obowiązkowo będziemy musieli poddać się (z uśmiechem rzecz jasna) polityce nowych, niedocenionych i nierozumianych dotąd „bohaterów”?
Na koniec wróćmy to tezy prof. Tomasza Panfila. Zapytany przez PCh24.pl (publikacja z 1 marca 2024) o to jaka postać będzie wyznacznikiem nowej polityki historycznej rządu Donalda Tuska, słowem, kto będzie teraz „narodowym bohaterem” profesor odrzekł bez zastanowienia: Wojciech Jaruzelski.
Dopytywany o szczegóły tej tezy wyjaśnił: „Ponieważ całe podejście do historii najnowszej obecnego układu rządzącego można zobrazować zdaniem towarzysza generała. Jaruzelski, jak większość zapewne pamięta, powiedział: – Jeśli uznamy Kuklińskiego za bohatera, to znaczy że my wszyscy jesteśmy zdrajcami”.
Marcin Austyn
Cała rozmowa z prof. Panfilem dostępna jest tutaj: