Świat już niebawem wejdzie w nową „erę wyludnienia”. I to z własnej woli, niszcząc rodzinę. Wszystko się zmieni, ale niekoniecznie postępujące wyludnianie musi być złe – pisze prof. ekonomii politycznej Nicholas Eberstadt związany z American Enterprise Institute.
W najnowszym wydaniu listopadowo-grudniowym magazynu „Foreign Affairs”, profesor Eberstadt zaczyna od ponurej konstatacji: „Chociaż niewielu jeszcze to widzi, ludzie są na dobrej drodze do wejścia w nową erę historii. Nazwijmy to erą depopulacji. Po raz pierwszy od czarnej śmierci w XIV wieku populacja planety skurczy się. Jednak podczas gdy ostatnia implozja była spowodowana śmiertelną chorobą przenoszoną przez pchły, nadchodząca będzie w całości spowodowana wyborami dokonanymi przez ludzi”.
W artykule zatytułowanym „The Age of Depopulation”, autor szczegółowo analizuje trendy demograficzne na całym świecie, wskazując, że depopulacja dotyka każdego kontynentu i niemal wszystkich krajów. „Śmiertelność netto – gdy społeczeństwo doświadcza więcej zgonów niż urodzeń – również stanie się nową normą”, zaznacza.
Wesprzyj nas już teraz!
„Ludzie nie mają zbiorowej pamięci o wyludnianiu. Całkowita liczba ludności na świecie ostatnio spadła około 700 lat temu, w następstwie dżumy dymieniczej, która spustoszyła większą część Eurazji. W ciągu następnych siedmiu stuleci populacja świata wzrosła prawie 20-krotnie. A w ciągu ostatniego stulecia populacja ludzka wzrosła czterokrotnie. Ostatnie globalne wyludnienie zostało odwrócone przez siłę prokreacyjną, gdy czarna śmierć dobiegła końca. Tym razem niedobór siły prokreacyjnej jest przyczyną spadku liczby ludności, co jest pierwszym takim przypadkiem w historii gatunku”, czytamy.
Jak dotąd rządowe programy poprawy dzietności podejmowane w niektórych krajach nie przyniosły pożądanych skutków. Nie osiągnięto poziomu zastępowalności pokoleń. Rządy muszą przygotować się na mniej pracowników, przedsiębiorców i innowatorów oraz na więcej osób zależnych od opieki i pomocy.
Depopulacja oznacza „trudny nowy kontekst” dla rozwoju. Wielu decydentów oraz myślicieli i w ogóle „większość ludzi nie jest w stanie pojąć nadchodzących zmian ani wyobrazić sobie, w jaki sposób przedłużająca się depopulacja zmieni społeczeństwa, gospodarki i politykę siły”.
Podając dane Wydziału Ludnościowego ONZ na temat spadku dzietności, autor zwrócił uwagę na niesamowity trend kurczenia się liczby ludności od 2015 r., a w niektórych państwach od 2021 r.
„W ostatnich latach spadek urodzeń nie tylko trwał, ale także wydawał się przyspieszać”- pisze. „Według UNPD w 2019 r., w przededniu COVID-19 co najmniej dwie trzecie światowej populacji żyło w krajach poniżej poziomu zastępowalności pokoleń. Ekonomista Jesús Fernández-Villaverde twierdzi, że ogólny globalny współczynnik dzietności mógł spaść poniżej poziomu zastępowalności od tego czasu. Zarówno bogate, jak i biedne kraje były świadkami rekordowych, oszałamiających załamań dzietności”, czytamy.
Region Azji Wschodniej popadł w depopulację w 2021 r. Ludność Chin, Japonii, Korei Południowej i Tajwanu kurczyła się w zastraszającym tempie. „Do 2023 r. poziom dzietności w Japonii był o 40 procent niższy od zastępowalności, w Chinach ponad 50 procent niższy od zastępowalności, na Tajwanie prawie 60 procent niższy od zastępowalności, a w Korei Południowej aż o 65 procent niższy od zastępowalności pokoleń”, czytamy.
To zjawisko obserwowane jest w Azji Południowo-Wschodniej, gdzie wskaźnik dzietności całego regionu spadł poniżej poziomu zastępowalności około 2018 r. Dramatyczne spadki ogarniają również Amerykę Łacińską i Karaiby. „UNPD obliczył ogólną dzietność dla regionu w 2024 r. na 1,8 urodzeń na kobietę”. Kostarykański demograf Luis Rosero-Bixby pisze o „zawrotnym” spadku współczynnika urodzeń w regionie od 2015 r. W jego kraju całkowity współczynnik dzietności spadł do 1,2 urodzeń na kobietę. Niskie wskaźniki mają Kuba (ok. 1,1 urodzeń na kobietę, a liczba zgonów od 2019 r. przekracza liczbę urodzeń), Urugwaj (tylko 1,3 urodzeń i podobnie jak na Kubie liczba zgonów przekroczyła liczbę urodzeń), Chile (ok. 1,1 urodzeń na kobietę) itd. Wyludniają się główne miasta Ameryki Łacińskiej, w tym Bogota i Meksyk.
Płodność poniżej zastępowalności dotarła do Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, choć demografowie długo zakładali, że wiara islamska stanowi bastion przeciwko gwałtownym spadkom dzietności. Wyludniają się Iran, Tunezja, Turcja i inne kraje.
Globalny wskaźnik dzietności gwałtownie spadł od czasu eksplozji demograficznej w latach 60. XX wieku także w Europie. 27 krajów obecnej Unii Europejskiej znajduje się na poziomie o około 30 procent poniżej poziomu zastępowalności pokoleń, a Polska ma jeden z najniższych wskaźników urodzeń. W 2023 r. w całej UE narodziło się zaledwie 3,7 miliona dzieci w porównaniu z 6,8 miliona w 1964 r.
„W zeszłym roku Francja odnotowała mniej urodzeń niż w 1806 r., roku, w którym Napoleon wygrał bitwę pod Jeną; Włochy odnotowały najmniej urodzeń od czasu zjednoczenia w 1861 r.; a Hiszpania najmniej od 1859 r., kiedy zaczęła gromadzić współczesne dane dotyczące urodzeń. Polska odnotowała najmniej urodzeń od II wojny światowej.; podobnie jak Niemcy. UE jest strefą śmiertelności netto od 2012 r., a w 2022 r. odnotowała cztery zgony na trzy urodzenia. UNPD uznało 2019 r. za rok szczytowy dla populacji Europy i oszacowało, że w 2020 r. kontynent wszedł w epokę długoterminowego spadku populacji”, wskazuje profesor.
Jego zdaniem, Stany Zjednoczone „pozostają głównym wyjątkiem wśród krajów rozwiniętych, opierającym się trendowi depopulacji. Przy stosunkowo wysokim poziomie dzietności jak na kraj bogaty (choć znacznie poniżej zastępowalności: nieco ponad 1,6 urodzeń na kobietę w 2023 r.) i stałym napływie imigrantów Stany Zjednoczone wykazały się amerykańską wyjątkowością demograficzną. Ale nawet w Stanach Zjednoczonych depopulacja nie jest już nie do pomyślenia. W zeszłym roku Biuro Spisowe prognozowało, że populacja USA osiągnie szczyt około 2080 r., a następnie zacznie stale spadać”.
Globalnej fali depopulacji teoretycznie opiera się Afryka Subsaharyjska, gdzie na jedną kobietę przypada 4,3 urodzeń. Tak naprawdę i tam mamy do czynienia z ogromnym spadkiem, bo wcześniej dzietność wynosiła 7 dzieci na kobietę. Od lat 70. wielkość rodziny w tym regionie stale się zmniejsza.
„UNPD oszacowało, że próg zastępowalności dla całego świata wynosi około 2,18 urodzeń na kobietę. Średnie prognozy wariantowe – mniej więcej mediana prognozowanych wyników – na rok 2024 wskazują, że globalna dzietność będzie zaledwie o trzy procent powyżej zastępowalności, a niskie prognozy wariantowe – dolny koniec prognozowanych wyników – szacują, że planeta jest już o osiem procent poniżej tego poziomu. Możliwe, że wielkość populacji spadła już poniżej planetarnego wskaźnika zastępowalności netto. Pewne jest jednak to, że dla jednej czwartej świata spadek populacji już trwa, a reszta świata jest na dobrej drodze, aby pójść w ślady tych pionierów”, czytamy.
Jakie są przyczyny tego stanu rzeczy? Autor uważa, że trudno dokładnie je wskazać, ale przyjmuje się, że wzrost gospodarczy i postęp materialny, czyli to, co naukowcy nazywają „rozwojem” lub „modernizacją” ma w zdecydowanej mierze odpowiadać za światowy spadek wskaźnika urodzeń i spadek populacji w ogóle. Takie wnioski wysnuto na podstawie zbieżności trendu spadku dzietności z trendem wzrostu społeczno-ekonomicznym Zachodu. Innymi słowy, postęp materialny ma odpowiadać za wyludnienie świata.
Jednak zjawisko to obserwowane jest także pośród państw uboższych. Dlatego też zdaniem prof. Eberhardta trudno jest generalizować i przyjmować jeden stały zestaw czynników tłumaczących zjawisko depopulacji. Czynniki takie jak spadek śmiertelności niemowląt, większy dostęp do nowoczesnej antykoncepcji, wyższy poziom wykształcenia i umiejętności czytania i pisania, wzrost udziału kobiet w sile roboczej, zmiana statusu kobiet, a także wiele innych mogły mieć wpływ na obecne zjawisko. Zresztą wszystkie one są szczegółowo badane przez uczonych.
On osobiście skłania się ku tłumaczeniu ekonomisty Lanta Pritchetta z 1994 r., który wskazał na „najsilniejszy krajowy predyktor dzietności, jaki kiedykolwiek wykryto. Ten decydujący czynnik okazał się prosty, a mianowicie: czego chcą kobiety? Ponieważ dane z badań ankietowych zwykle koncentrują się na preferencjach płodności kobiet, a nie ich mężów lub partnerów, naukowcy wiedzą znacznie więcej o pragnieniu posiadania dzieci przez kobiety niż mężczyzn. Pritchett ustalił, że na całym świecie istnieje niemal jednoznaczna zależność między krajowymi poziomami dzietności a liczbą dzieci, które kobiety twierdzą, że chcą mieć. Odkrycie to podkreśliło centralną rolę woli – ludzkiego czynnika – we wzorcach płodności”, czytamy.
Autor uważa ponadto, że sprawcą zmian jest „rewolucja w rodzinie”, która odnosi się do „ucieczki od małżeństwa”, a nie jedynie do kwestii rodzenia dzieci. To zjawisko obserwowane jest na całym świecie. Dotyczy zarówno krajów bogatych, jak i biednych, niezależnie od tradycji kulturowych i systemów wartości.
Późne zawieranie związków małżeńskich lub niezawieranie ich wcale, rozprzestrzenianie się pozamałżeńskich związków partnerskich i tymczasowych związków, wzrost liczby samotnych gospodarstw domowych, zmiana stylów życia, odchodzenie od religii, nacisk na autonomię, samorealizację i wygodę, negatywny stosunek do dzieci – wszystko to ma wpływ na wymieranie gatunku ludzkiego.
Ludzie naśladują innych w dążeniu do wygody itp. Jednak, muszą zdawać sobie sprawę także z konsekwencji swoich wyborów, bo „wyludniona przyszłość będzie się znacznie różnić od teraźniejszości”. Autor sugeruje, że wobec ponurych prognoz, „jedynie ciągła i stale rosnąca imigracja może powstrzymać długoterminowy spadek populacji”.
Należy spodziewać się ograniczenia potencjału ekonomicznego państw. Zauważa, że „decydenci nie są gotowi na nadchodzący porządek demograficzny”.
To, w jakim kierunku będzie podążał świat może pokazać sytuacja w Korei Południowej, niezwykle szybko wyludniającej się. Obecne prognozy sugerują, że do 2050 roku Korea Południowa będzie miała trzy zgony na każde urodzenie.
„Wyludnienie wywróci do góry nogami znane rytmy społeczne i ekonomiczne. Społeczeństwa będą musiały dostosować swoje oczekiwania do nowej rzeczywistości mniejszej liczby pracowników, oszczędzających, podatników, najemców, nabywców domów, przedsiębiorców, innowatorów, wynalazców, a ostatecznie konsumentów i wyborców. Powszechne starzenie się populacji i przedłużający się spadek populacji ograniczą wzrost gospodarczy i sparaliżują systemy opieki społecznej w bogatych krajach, zagrażając ich perspektywom na dalszą pomyślność”.
Państwa będą musiały zmienić wzorce zarabiania i konsumpcji, politykę podatkową, wydatków socjalnych, migracyjną, oszczędnościową, inwestycyjną, zrównoważyć budżety itp.
„Zarówno w krajach bogatych, jak i biednych nadchodząca fala starzenia się może nałożyć zupełnie nieznane obciążenia na wiele społeczeństw. Chociaż osoby w wieku 60 i 70 lat mogą prowadzić aktywne ekonomicznie i niezależne finansowo życie w przewidywalnej przyszłości, to samo nie dotyczy osób w wieku 80 lat i starszych. Superstarzy to najszybciej rosnąca grupa na świecie. Do 2050 r. będzie ich więcej niż dzieci w niektórych krajach. Ciężar opieki nad osobami z demencją będzie wiązał się ze wzrostem kosztów – ludzkich, społecznych i ekonomicznych – w starzejącym się i kurczącym świecie”, czytamy.
„Ciężar ten stanie się tym bardziej uciążliwy, im bardziej rodziny będą się kurczyć. Rodzina jest podstawową jednostką społeczeństwa i nadal jest najbardziej niezbędną instytucją ludzkości. Zarówno gwałtowne starzenie się, jak i wysoka, poniżej zastępowalności dzietności są nierozerwalnie związane z trwającą rewolucją w strukturze rodziny. W miarę jak jednostki rodzinne stają się mniejsze i bardziej rozdrobnione, mniej osób zawiera związki małżeńskie, a wysoki poziom dobrowolnej bezdzietności utrzymuje się w kolejnych krajach, rodziny stają się coraz mniej zdolne do udźwignięcia spadającego na nie ciężaru”, dodaje autor.
„To, w jaki sposób wyludniające się społeczeństwa poradzą sobie z tym szerokim wycofaniem się rodziny, wcale nie jest oczywiste”. Nie można spodziewać się, że obce osoby będą w stanie lepiej niż rodzina zatroszczyć się o członków rodziny. Nie zrobią tego także roboty, jak się niekiedy twierdzi.
Autor uważa jednak, że nawet w tych trudnych warunkach rozwój jest możliwy, ale trzeba wprowadzić zawczasu szereg zmian. Skrytykował panikę rządów, ekspertów i globalnych instytucji, które od połowy ub. wieku straszyły przeludnieniem i kurczeniem się zasobów. „Z perspektywy czasu ta panika była dziwacznie przesadzona. Tak zwana eksplozja demograficzna była w rzeczywistości świadectwem wzrostu oczekiwanej długości życia dzięki lepszemu zdrowiu publicznemu i dostępowi do opieki zdrowotnej. Pomimo ogromnego wzrostu populacji w ostatnim stuleciu, planeta jest bogatsza i lepiej odżywiona niż kiedykolwiek wcześniej, a zasoby naturalne są bardziej obfite i tańsze (po uwzględnieniu inflacji) niż kiedykolwiek wcześniej”, pisze.
Dziś jego zdaniem trzeba położyć nacisk na edukację przez całe życie, migrację, tworzenie sprzyjającego klimatu biznesowego, zmienić podejście do obszaru ryzyka i szans, przed którymi stoją społeczeństwa i gospodarki.
„Aby skutecznie dostosować się do wyludniającego się świata, państwa, przedsiębiorstwa i osoby fizyczne będą musiały kłaść nacisk na odpowiedzialność i oszczędności. Będzie mniejszy margines błędu dla projektów inwestycyjnych, czy to publicznych, czy prywatnych, i nie będzie rosnącej fali popytu ze strony rosnącej puli konsumentów lub podatników, na których można by liczyć. W miarę jak ludzie żyją dłużej i pozostają zdrowi w podeszłym wieku, będą przechodzić na emeryturę później. Dobrowolna aktywność gospodarcza w coraz starszym wieku sprawi, że uczenie się przez całe życie stanie się koniecznością”, pisze.
Spodziewa się jednak wysokiego bezrobocia w kurczących się społeczeństwach z niedoborem siły roboczej, ze względu na niedostosowanie do wymogów gospodarki. Jego zdaniem, rynek pracy będzie musiał stać się elastyczny. Należy „zmniejszyć bariery wejścia, akceptując rotację i fluktuację miejsc pracy, które zwiększają dynamikę, eliminując dyskryminację ze względu na wiek i nie tylko, biorąc pod uwagę pilną potrzebę zwiększenia produktywności kurczącej się siły roboczej. Aby wspierać wzrost gospodarczy, kraje będą potrzebować jeszcze większych postępów naukowych i innowacji technologicznych”.
Dobrobyt w wyludniającym się świecie ma zależeć od otwartych gospodarek: wolnego handlu towarami, usługami i finansami, aby przeciwdziałać ograniczeniom, które powodują malejące populacje. Trzeba będzie wprowadzić elastyczną politykę migracyjną.
„Wyludnianie nie tylko zmieni sposób, w jaki rządy traktują swoich obywateli; zmieni również sposób, w jaki traktują siebie nawzajem”. Innymi słowy przełoży się to na zmianę układu sił na świecie.
Państwa, które nie zmienią kierunku swojej polityki, „zapłacą cenę: najpierw w postaci stagnacji gospodarczej, a następnie prawdopodobnie przypłacą to kryzysem finansowym i społeczno-ekonomicznym”. Może to pociągnąć za sobą globalną gospodarkę. Konsekwencje dla bezpieczeństwa narodowego mogą być również ogromne.
„Era wyludnienia jest już blisko. Dramatyczne starzenie się i nieokreślony spadek populacji ludzkiej – ostatecznie na skalę globalną – będą oznaczać koniec niezwykłego rozdziału historii ludzkości i początek kolejnego, prawdopodobnie nie mniej niezwykłego niż poprzedni. Depopulacja głęboko przekształci ludzkość, prawdopodobnie na wiele sposobów, których społeczeństwa nie zaczęły jeszcze rozważać i których mogą jeszcze nie rozumieć”. Jednak, pomimo tych wszystkich zmian, autor wyraził nadzieję, że dostosowując się do nich zawczasu, planując nową politykę, można zminimalizować ich dotkliwość. Niemniej, wciąż jest wiele niewiadomych, jak potoczą się losy ludności i potrzeba czegoś więcej, niż „odrobiny pomysłowości i zdolności do adaptacji”.
Źródło: foreignaffairs.com
AS