Czy papież może objąć prymat honorowy nad niekatolikami i reprezentować na świecie całość chrześcijaństwa? Istnieje dziś płaszczyzna do powszechnej zgody na taki krok. W praktyce oznaczałoby to jednak zakonserwowanie faktycznego podziału i odsunięcie dążeń do osiągnięcia prawdziwej jedności, uważa szwajcarski biskup Marian Eleganti. Portal PCh24.pl publikuje jego artykuł na temat ewentualnych zmian w prymacie papieskim.
W czerwcu 2024 roku Dykasteria ds. Popierania Jedności Chrześcijan opublikowała obszerną analizę dotyczącą problemu sprawowania prymatu przez biskupa Rzymu. Tekst nosi tytuł: „Biskup Rzymu – prymat i synodalność w rozmowach ekumenicznych i w odpowiedzi na encyklikę Ut unum sint”. Powstanie tekstu nadzorował prefekt Dykasterii, Szwajcar kard. Kurt Koch. Podczas prezentacji dokumentu purpurat podkreślał, że w analizie nie chodzi o przedstawienie wiążących konkluzji, ale o ogólne propozycje zmian w sposobie sprawowania prymatu, tak, jak formułuje się je w trwającej od dekad debacie ekumenicznej.
Wesprzyj nas już teraz!
Jednym z zasadniczych elementów analizy była propozycja swoistego „samoograniczenia” sprawowania prymatu przez papieża odnośnie do Kościołów wschodnich. Papież miałby zachowywać najwyższą władzę w Kościele, ale pozostawiając większą autonomię chrześcijaństwu wschodniemu. Nieco upraszczając można powiedzieć, że w pewnej mierze stałby się „patriarchą Zachodu” wśród innych patriarchów, zachowując wszelako formalną władzę najwyższą i powszechnie respektowany prymat honorowy.
Już w czerwcu z bardzo ostrą krytyką tego dokumentu wystąpił szwajcarski biskup Marian Eleganti. 69-letni Eleganti był do 2021 roku biskupem pomocniczym diecezji Chur; później przeszedł na emeryturę. Hierarcha jest jednym z najbardziej konserwatywnych w całej przestrzeni niemieckojęzycznej, a pod wieloma względami – wręcz na świecie. To aktywny uczestnik debaty o trwających i przyszłych zmianach w Kościele. W swojej krytyce Eleganti zarzucił dokumentowi Dykasterii chęć podważenia nauki I Soboru Watykańskiego. Wkrótce odpowiedział na to kardynał Kurt Koch, sugerując, że krytyka Elegantiego była nieprzemyślana i pospieszna, co – jak pisaliśmy w PCh24.pl – nie byłoby bynajmniej zarzutem bezpodstawnym. Bp Eleganti w kolejnych tygodniach zajął nieco bardziej umiarkowane stanowisko, rezygnując z niektórych najbardziej ostrych uwag, pozostając jednak zasadniczo krytyczny.
Teraz szwajcarski biskup opublikował artykuł, w którym ponownie kwestionuje ideę „samoograniczenia” papieża, który miałby być traktowany przez chrześcijan niekatolickich jako ich „honorowy” reprezentant. Hierarcha zamieścił tekst na swoim blogu (https://www.marian-eleganti.ch), a portal PCh24.pl prezentuje poniżej całość artykułu w polskim tłumaczeniu.
***
Czy prymat honorowy biskupa Rzymu byłby prawdziwym postępem ekumenicznym?
Kościoły i wspólnoty kościelne oddzielone od Kościoła rzymskokatolickiego sygnalizują, że mogłyby zgodzić się na honorowy prymat papieża. Biskup Rzymu byłby wtedy wspólnym rzecznikiem chrześcijan i moderatorem spotkań o wspólnych celach.
Jest oczywiste, że to ostatnie byłoby możliwe tylko na podstawie wcześniejszych decyzji synodu. W przeciwnym razie nie wszyscy byliby gotowi poprzeć to, co papież mówi w ich imieniu. To wprawdzie ambitna propozycja, ale jest jasne, że nie ma w tym w sumie nic więcej, niż wspólnik mianownik najniższego rzędu – prymat honorowy! Czy to naprawdę coś nowego? Moim zdaniem – nie.
To, co przedstawia się jako możliwy postęp ekumeniczny i co miałoby zostać uznane przez oddzielonych chrześcijan, tak naprawdę już istnieje – czy się to komuś podoba, czy nie. Ze względu na historyczny autorytet papieża i jego pozycję, nikt nie jest w stanie zabronić mu reprezentowania chrześcijaństwa i bycia uznawanym [za takiego reprezentanta] na scenie światowej. Papież, kiedy tylko zechce, może też zaprosić przywódców innych Kościołów i wspólnot kościelnych do Rzymu, żeby omówić z nimi jakiś istotny dla wszystkich zaangażowanych stron program. Warunkiem jest, by on sam lub oni tego chcieli. Nie ma tu zatem niczego nowego. A jednak chrześcijanie oddzieleni sygnalizują teraz, że byliby w stanie zaakceptować honorowy prymat.
Jeżeli w ogóle do tego dojdzie, wielu może uznać to za postęp. Jednak przy bliższym spojrzeniu okaże się, że nic się tak naprawdę nie zmienia. Chrześcijanie odłączeni od papiestwa uważają, że ich obecny status jest uprawniony i słuszny. Chcą pozostać przy swoich przekonaniach i własnych strukturach. Nie chcą wracać na łono Kościoła rzymskokatolickiego i przechodzić pod jurysdykcję papieża – papieża, który odziedziczył po św. Piotrze władzę kluczy i od którego oni odłączyli się w określonym momencie historii, z różnych powodów. Powrót jest zatem wyraźnie wykluczony. To oznacza, że proponowana deklaracja powszechnego uznania prymatu honorowego miałaby tylko „retuszować” podział – i mówiąc z grubsza, cementować zarazem istnienie różnych „chrześcijaństw” jako prawomocną rzeczywistość. Doszłoby w efekcie do ustanowienia powszechnie uznawanego modus vivendi, ale nie wiązałoby się to z pełną jednością z Kościołem rzymskokatolickim, choć to właśnie taka niepodzielna jedność jest właściwym celem. Doszłoby tymczasem – nolens volens – do okrzepnięcia i zalegalizowania rzeczywistego braku jedności. Byłoby to równoznaczne z narkotycznym uśmierzeniem faktycznego bólu rozłamu w Kościele i stwierdzeniem, że w historii nie popełniono wcale żadnych błędów prowadzących do rozłamu. To właśnie jest niebezpieczne.
Jeden, święty, katolicki i apostolski Kościół, który Chrystus założył na Piotrze-skale, jest czymś innym, niż swoista „communio ecclesiarum” [„wspólnota kościołów” – red.]. Kościół ów został w pełni urzeczywistniony w Kościele rzymskokatolickim. Papież nie może odejść od tego, co stanowi absolutny wymóg; nie może zadowolić się niczym mniejszym, bo mamy tu – z perspektywy katolickiej – do czynienia z rzeczywistością i nieomylną prawdą. Władza kluczy oznacza pełną władzę jurysdykcji. Kościół, tak jak sama jedność, musi być widzialny – a jest widzialny poprzez jedność posługi apostolskiej i sakramentalnej.
Ujmując rzecz krótko, powszechnie przyjęty prymat honoru byłby tym, co jest, by tak rzec, osiągalne i realistyczne w przestrzeni ekumenicznej. Nie jest możliwe nic więcej, to znaczy osiągnięcie maksymalnego żądania. Wykazały to już dobitnie dotychczasowe rozmowy na temat porozumienia. Czy tego chciał jednak Chrystus, budując swój Kościół na Piotrze-skale? Wiara Kościoła uczy mnie: Nie, tego nie chciał. Przypomnijmy sobie pierwszy list św. Pawła do Koryntian: jest tylko jedno ciało Chrystusa, widzialne i niepodzielone. Jedno ciało, jeden chrzest, jedna Eucharystia, jedna wiara. Staje się to widoczne w jedności z Piotrem, który potwierdził misję i przepowiadanie Pawła. Dlatego przecież Paweł udał się do Jerozolimy i pozostawał z Piotrem przez czternaście dni, żeby mieć pewność, że nie zbłądzi głosząc swoją Ewangelię (bez uwierzytelniania przez Piotra). Piotr utwierdził go i wysłał do pogan.
W związku z tym, co powiedziałem wyżej, nie wierzę, że możliwy jest jakiś stopniowy powrót do jedności, podzielony na etapy. Ewentualny prymat honorowy mógłby wprawdzie uchodzić za taki etap wstępny, zgodnie z hasłem: lepsze to niż nic. Sądzę jednak, że doprowadziłoby to do porzucenia dążeń do osiągnięcia pełnej jedności pod jurysdykcją papieską – i zadowoleniem się właśnie honorowym prymatem. Tak widzą to niewątpliwie chrześcijanie od nas oddzieleni. Nie są gotowi zrobić nic więcej. Dziś nie można już nawet mówić o „ekumenizmie powrotu”; uważa się to za przestarzałe. Tymczasem to właśnie konwertyci wskazują nam właściwą drogę. Oni są prawdziwymi ekumenistami. Wiedzą, o czym mówią i wiedzą, dlaczego się nawracają.
Nie wolno tego zignorować. Powinniśmy słuchać właśnie ich. Niektórzy ponieśli przecież za swoje nawrócenie męczeństwo. Dlaczego? Bo kierowali się w swoim sumieniu prawdą, a nie najniższym wspólnym mianownikiem wypracowanym na drodze negocjacji. Jak wskazałem, to ostatnie byłoby po prostu sprzeczne z prawdą (całą czy też, jak kto woli, pełną) o urzędzie Piotra i woli Jezusa, który uroczyście przekazał Piotrowi najwyższą władzę. Bez tej najwyższej władzy posługa Piotra jest iluzoryczna, jak wyraźnie stwierdził to Jan Paweł II w encyklice o ekumenizmie „Ut unum sint” z 25 maja 1995 roku. Kiedy mówimy o jedności nie powinniśmy jednak opierać się na iluzjach. Mając na uwadze trwałe znaczenie tej encykliki i chcąc ją przypomnieć, zacytuję poniżej w całości stosowny fragment:
Ta posługa jedności, zakorzeniona w dziele Bożego miłosierdzia, zostaje powierzona, wewnątrz samego kolegium biskupów, jednemu z tych, którzy otrzymali od Ducha zadanie nie polegające na sprawowaniu władzy nad ludem — jak to czynią władcy narodów i wielcy (por. Mt 20, 25; Mk 10, 42) — ale na prowadzeniu go ku spokojnym pastwiskom. Takie zadanie może wymagać ofiary z własnego życia (por. J 10, 11-18). Św. Augustyn, ukazawszy Chrystusa jako „jedynego Pasterza, w którego jedności wszyscy są jednym”, tak poucza: „niech zatem wszyscy pasterze będą w jednym Pasterzu; niech pozwalają usłyszeć jedyny głos Pasterza; niech owce słyszą ten głos i idą za swoim Pasterzem, to znaczy nie za jednym albo drugim, ale za jedynym; niech wszyscy w nim przemawiają jednym głosem, a nie głosami skłóconymi (…) — głosem wolnym od wszelkich podziałów, oczyszczonym z wszelkiej herezji, którego słuchają owce”. Misja Biskupa Rzymu w gronie wszystkich Pasterzy polega właśnie na tym, że ma on „czuwać” (episkopein) niczym strażnik, aby dzięki Pasterzom we wszystkich Kościołach partykularnych słyszano prawdziwy głos Chrystusa-Pasterza. W ten sposób w każdym z powierzonych im Kościołów partykularnych urzeczywistnia się jeden, święty, katolicki i apostolski Kościół. Wszystkie Kościoły trwają w pełnej i widzialnej komunii, bo wszyscy Pasterze są w jedności z Piotrem, a tym samym w jedności Chrystusa.
Dzięki władzy i autorytetowi, bez których funkcja ta byłaby tylko pozorem, Biskup Rzymu ma zabezpieczać komunię wszystkich Kościołów. Z tego tytułu jest pierwszym pośród sług jedności. Prymat ten sprawuje na różnych płaszczyznach, czuwając nad głoszeniem słowa, nad sprawowaniem sakramentów i liturgii, nad misją, nad dyscypliną i życiem chrześcijańskim. To Następca św. Piotra ma przypominać o nakazach wynikających ze wspólnego dobra Kościoła, gdyby ktoś doznawał pokusy, by o nich zapomnieć w imię własnych interesów. To on ma obowiązek przestrzegać i budzić czujność, a czasem orzekać, że ta czy inna szerząca się opinia jest nie do pogodzenia z jednością wiary. Gdy wymagają tego okoliczności, przemawia w imieniu wszystkich Pasterzy będących w komunii z nim. Może też — pod ściśle określonymi warunkami, sformułowanymi przez Sobór Watykański I — orzec ex cathedra, że dana doktryna należy do depozytu wiary. Dając w ten sposób świadectwo prawdzie, służy jedności. (Ut unum sint, 94)
Adnotacja redakcji: Tłumaczenie tekstu JE Mariana Elegantiego własne, nieautoryzowane. Passus z encykliki Ut unum sint w tłumaczeniu oficjalnym, zaczerpniętym ze strony Watykanu.
Pach