Po kwietniowej konferencji poświęconej Krzysztofowi Karoniowi w pierwsza rocznicę jego śmierci, zawiązała się w mediach społecznościowych grupa o nazwie – „Antyantykulturowcy”. Intencja ciekawa, ale nazwa infantylna i niestety za tą nazwą idzie zbliżona treść, a dokładniej: dobór treści. Przykro to konstatować, bo zdawać by się mogło, że możemy tutaj mieć do czynienia z odradzającą się polską elitą – tak patriotyczną, jak i katolicką.
Antyelitarność
Zamiast tęsknionej elity mamy więc „antyantykulturową” powierzchowność komentarzy, ich doraźność i bezproduktywne powielanie mainstreamowych treści (tyle, że z inaczej skierowanym wektorem światopoglądowym). To nic innego, jak legitymizowanie systemu, tego co to właśnie jest „anty”. Rzecz bowiem nie w tym, aby być plakatowo przeciw przeciw, aby wciąż i wciąż narzekać i się bronić, ale w tym by atakować, by robić swoją (sic!) robotę kulturową. Innymi słowy, trzeba zostawić złą kulturę i iść (jechać!) do przodu – niech się zaszczekają w ich bajorze z fekaliami.
Wesprzyj nas już teraz!
Oczywiście, zauważam „na tej grupie” próby pokazywania tzw. wartości dodanej w kulturze, ale to z reguły informacje o książkach, spotkaniach autorskich i dysputach. Jedyna propozycja, jaka tam się pojawiła, jedyna kreatywna kulturowo, to program „Jeszcze chcemy chcieć”. Problem w tym, że jest jedyna, a jeszcze większy, że środowisko „anty-anty” tego właśnie nie promuje. W rezultacie takich zaniechań dobre kulturowo treści nie docierają do odbiorcy, a tym samym nie ma społecznej interakcji. Kultura robiona „do szuflady” nie zmieni marksistowskiego świata.
Ostatnio, w ramach „obowiązkowego” reagowania na newsy, „antyantowcy” zanurzyli się w emocjonalnych imponderabiliach zakazu przeprowadzenia w Warszawie kolejnego Marszu Niepodległości. Jałowość tej dyskusji, a w konsekwencji uruchamianie społecznych emocji w sprawie już tylko doraźnej („Raz w roku Polska w twoim oku”), a nader wątpliwej, gdy chodzi o perspektywiczny interes narodowy, spowodowało, że piszę ten tekst. A piszę go i dlatego, że wszystko, co powyżej jest symptomatyczne dla całego środowiska, które politycznie definiuje siebie w kontrze do zła w kulturze.
Kto jest twoim Mistrzem?
Brak wyższej kultury artystycznej w polityce dzisiejszej opozycji (patriotycznej, konserwatywnej, narodowej), to nic innego jak „kulturowa choroba na śmierć” – polityczną śmierć projektu zawrócenia naszego kraju z lewej na stronę prawą. Ta „lewa” bardzo poważnie potraktowała instrukcje Gramsciego; ta „prawa” lekceważąco (jeżeli nie z ignorancją) traktuje takich swoich oczywistych mistrzów, jak środowisko „Sztuki i Narodu”.
Gdyby to zdefiniować tym, co teraz i tutaj, to wystarczy porównać siłę propagowania Literackiej Nagrody Nike z bezsiłą promowania Literackiej Nagrody im. Józefa Mackiewicza.
Warto pamiętać, że nie wszystko jest w rękach „antykultury” i nigdy nie będzie. Faktycznie, instytucje zdobyli już dawno i trzymają twardo, czego nie zmieniło osiem lat rządów tzw. zjednoczonej prawicy. Ale świat nie kończy się na dyrektoriatach z sekretariatami.
Drugi fakt – media im służą (także z tzw. wolnego świata), ale prawdziwe zmiany nigdy nie zależały od służalczych pismaków. No i jest internet, z którym system sobie nie radzi. Nic więc dziwnego, że to właśnie tam, w owej cyfrowej przestrzeni możemy znaleźć to, co za „pierwszej komuny” rodziło się na powielaczach.
Pamiętam te wszystkie ulotne druczki, liczne podziemne wydawnictwa robione na ostatnim sorcie papieru. Jedno było w nich jednak zawsze obecne: jak nie osobna strona, to przynajmniej kącik z kulturą (jakiś wiersz, tekst piosenki, nawet recenzja spektaklu granego w kościelnej kruchcie). Pamiętam też kasetowy magnetofon Grundig, którego szczęśliwi posiadacze nagrywali nie politycznych mitingów czy przemówień „Solidarnościowych” prezesów, ale organizowane bez zgody cenzury koncerty ówczesnych bardów-poetów czy kabaretowe popisy „Pod Egidą”, „Teya” czy Jacka Federowicza. Zadziwiające jest to, jak te taśmy (o tragicznej skądinąd jakości dźwięku) rozchodziły się po kraju i jaką robiły pozytywną robotę dla świadomości odbiorców.
Działa, które nie strzelają
Przyjrzyjmy się jak my na dzisiejszych „powielaczach”, czyli portalach internetowych, traktujemy to, za czym tęsknimy. A tęsknimy za wolnością, prawda? Tymczasem, nie ma wolność bez skrzydeł, czyli kultury, taka wolność nigdzie nie poleci. Dokonałem subiektywnego przeglądu tego, co wpisuje się w ramy walki z systemem, z ową „antykulturą”. Z powodów oczywistych nie przywołuję tutaj redakcji PCh24, z którą współpracuję od lat, i gdzie ten tekst publikuję (pozostawiam to Czytelnikom). Kolejność wybranych portali jest dość przypadkowa, a ponadto czytający może jeszcze coś dorzucić od siebie. Myślę jednak, że nie zmieniłoby to oglądu całości. Przyjrzyjmy się więc kulturalnej ofercie tych, co chcą być „anty-anty”:
https://www.dlapolski.pl/
Kultury nie ma. Można jej się co najwyżej domyślać w przyciskach „Muzyka” i… „Humor”.
https://marucha.wordpress.com/
Kultury nie ma. Jest „Humor”.
https://pl1.tv/
Kultury nie ma. Jest „Film”.
https://kontrrewolucja.net/
Mamy przycisk: Kultura i Recenzje. A tam książki, książki, książki. I zdecydowanie nie jest to ani proza, ani poezja.
https://nczas.com/
Kultury zupełnie brak.
https://konserwatyzm.pl/
Jest przycisk „Kultura” (z podtytułem: Filmy, Książki, Recenzje). I jest duże rozczarowanie; nie tylko dlatego, że przywoływane są tylko książki publicystyczne i historyczne, ale i dlatego, że ostatni wpis pochodzi z 8 marca 2021 (czyżby tak rozumiano tutaj „konserwatyzm”?)
https://nlad.pl/
Kulturę można odnaleźć pod hasłem „Tożsamość”, ale zawartość tej „szuflady” już nie jest „kulturowo” oczywista.
https://prawy.pl/
Kultury nie ma. Jest za to flirtująca ze światem „Rozrywka”.
https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/
Uwaga! Jest tu przycisk: „Edukacja, kultura, sztuka”. Niestety, jego zawartość nie ma nic wspólnego z nazwą. Jest również przycisk – „Książki”, ale to tylko książek składnica.
https://www.radiomaryja.pl/
Kultury nie ma, nawet jak bardzo szukać. Za to da się znaleźć „Sport”.
https://wolnosc.info/
Kultury nie ma. Za to jest „Biznes”.
https://kresy.pl/
Jak się poszuka, to odnajdziemy przycisk „Kultura”. Bardzo niewiele tu jednak o kulturze polskiej, a informacje są dalece nieaktualne.
https://myslpolska.info/
Kultury nie ma.
https://medianarodowe.com/
Kultury nie ma. Jest za to „Rozrywka” (czyżby „narodowa”?)
https://wolnemedia.net/
Kultury nie ma. Jest za to „Telekino”.
https://neon24.net/
Jest przycisk „Kultura i Sztuka” spozycjonowany jako „Notki”. Polskiej kultury tu „ze świeczką szukać”.
https://banbye.com/
Kultury nie ma (choć jest „Historia” i „Religia”).
https://wtowarzystwie.pl/
Mamy tu przycisk o podwójnej nazwie: Religia, Kultura. Niestety, zawartość to tylko sążniste, słusznie antystystemowe elaboraty i to z edukacyjnym zacięciem. Nie ma jdnak kultury w praktyce jej funkcjonowania.
https://silnapolska.wordpress.com/
Portal ma w podtytule obiecującą sentencję: „Wyzwolenie do prawdy, dobra i piękna”. Niestety, dalej zamiast koniecznej kreacji jest swoista martyrologia. Przycisk: „Zniewolenie i wyzwolenie w sztuce” to wybór ledwie pięciu muzycznych,(faktycznie ważnych, ale już tylko historycznych materiałów filmowych.
https://tysol.pl/
Kultury brak. Również tutaj, w tym ostańcu dawnej „Solidarności” kulturę zastąpiono „Rozrywką”, a na okrasę dodano „Styl Życia”.
https://www.youtube.com/@WbrewCenzurze
Twórcy tego portalu jakby rozumieją, że kultura jest istotna, bo od niedawna pojawił się tam odrębny program – „Wbrew antykulturze” (sic!). Niestety, generuje w sobie wszystkie cechy dekonstrukcji świata danego nam przez Pana Boga, co dowodnie pokazał ostatnio materiał o kuszącym (nomen-omen) tytule: „Czy w dzisiejszej kulturze i sztuce jest jeszcze miejsce na bunt i na formy niepokorne?”
https://ekspedyt.org/
Portal dla osób o zdecydowanie wysokim IQ. Przycisk „Kultura” istnieje i jest tam co poczytać. Niestety, również tutaj nie widać praktycznego zainteresowania promowaniem tego, co dzisiaj w kulturze artystycznej stoi po stronie piękna, dobra i prawdy.
Zatrzymać czy wysłać na Marsa?
„Rewolucję antykultury trzeba zatrzymać” – tak wicemarszałek Sejmu, Krzysztof Bosak, skomentował poczynania Katarzyny Kotuli, szefującej nie tylko z nazwy orwellowskiemu Ministerstwu ds. Równości. Zatrzymać? Czyżby to był eufemizm opozycyjnego parlamentarzysty z Konfederacji Wolność i Niepodległość? Zatrzymuje to się samochód na czerwonym świetle, ale nie wirusa cywilizacji śmierci. Jeżeli nasza „wolność” ma się ograniczyć do pikietowanie i oprotestowywania kolejnych bolszewickich ze swej natury projektów ustaw czy kolejnych premier w teatrach zamienionych na ideologiczne szczekaczki, to będziemy ledwie listkiem figowym dla liberalnej demokracji, która – do czasu – potrzebuje takich ozdóbek dla ogłupianego elektoratu.
Dokładnie taki sam wymiar ma udzielenie formalnej zgody na Marsz Niepodległości w tym roku, a tak naprawdę, to również do czasu. A ponadto „marsz”, na który władza „pozwoliła”, to już nie będzie marsz „zbuntowanych”, a zaledwie „inaczej myślących”, czyli dla systemu bezpieczny. Bo system demokracją się mierzy, a wówczas o wszystkim decyduje większość, a nie ci, co mają rację, prawda? Ta zgoda będzie miała jeszcze jeden systemowy walor – istotnie zmniejszy frekwencję.
Bez kultury żaden marsz nie dojdzie do Niepodległości
Czas powstań miał przede wszystkim swoich trzech Romantyków-wieszczów, plus przede wszystkim tego czwartego – Norwida. Na nich wcale się nie kończyła artystyczna siła tamtej epoki. Był Chopin i Grottger, Malczewski i Moniuszko, Sienkiewicz i Konopnicka, a jeszcze nie mogę przecież pominąć bliskiego mi świata teatru i takich postaci jak Fredro, jak Wyspiański… Bez nich wszystkich polskość by nie przetrwała tych 123 lat.
A kiedy trzeba było się zdobyć na Pierwszą Kadrową i Legiony, to siłę duchową tych formacji tworzyli malarze, pisarze, poeci, rzeźbiarze, muzycy, aktorzy… Wielu z nich swą artystyczną robotę wykonywało po prostu w mundurze i z bronią w ręku. Zachowała się nawet taka refleksja Józefa Piłsudskiego: „Poszło przede wszystkim za nami to, co najpiękniejsze w kulturze ludzkiej, poszła sztuka”. Przypomnijmy: Kaden-Bandrowski, Zaruski, Gottlieb, Mączka, Wodzinowski, Kossak, Strug, Strynkiewicz, Broniewski, ks. biskup Bandurski… A przecież byli jeszcze Paderewski, Dąbrowska, Żeromski… Komendant Piłsudski, mówiąc o ludziach Legionów dopowiada, że tam „skupiła się dusza Polski nie tylko dlatego, że były uosobieniem idei niepodległości. Także dlatego, że w ich szeregach znalazła się prawdziwa elita społeczeństwa”. Bez nich nie byłoby Polski po tych 123 latach.
W czas podwójnej okupacji – niemieckiej i sowieckiej, wspomaganej przez litewski anypolonizm i banderowski nazizm – na stos rzucaliśmy już nie tylko nasz los, ale konkretnych żywych ludzi – artystyczne diamenty. Broni – w przenośni i często tej prawdziwej – nie odłożyli: Halina Krahelska i Zygmunt Rumel, Roman Brandstaetter i Jan Bielatowicz, Herling-Grudziński i Józef Czapski, Brandys, Gołubiew, Nałkowska, Kantor i Schiller, Parnicki i Baczyński, Obertyńska, Kossak-Szczucka, Józef Mackiewicz i Tadeusz Gajcy… A jak Gajcy to również jego koledzy z już przywołanej grupa „Sztuka i Naród”: Bronisław Onufry Kopczyński, Wacław Bojarski i Andrzej Trzebiński… To oni wszyscy byli prawdziwym owocem tych 123 lat, a jednocześnie zaczynem tego, co daje szansę na przetrwanie kolejnych dziesięcioleci…
I co my z tym robimy dzisiaj? Kogo Anno Domini 2024 nazwiemy naszym polskim artystycznym narodowym przewodnikiem?
Kto chowa światło pod korcem?
Ileż ja znam artystycznych inicjatyw propolskich, które III RP po prostu zmarnowała. Iluż ludzi pokaleczonych brakiem zrozumienia schowało się w swej prywatności albo wyemigrowało. Jedni rządzący do tego doprowadzali, bo taki był ich program, a drudzy ze zwykłej głupoty i pychy. „Prawicowa” zarozumiałość ostatnich dekad z reguły owocowała propagandowymi ulęgałkami akademijnych zapiewajów, takich spod sylwestrowej Krokwi. Jakby zapomnieli, że nie paktuje się z piekłem; jakby uwierzyli, że wchodząc w system można go zmienić. Tak wykoncypowana przez „ekspertów” koncepcja kultury, owego „rozrywkowania” elektoratu, zawsze skończy się przegraną w konfrontacji z ideowym szturmem hunwejbinów rewolucji kulturowej. To może i dobrze, że ci drudzy już nie decydują w ministerstwach, bo nic tak nie szkodzi prawdzie, jak opakowanie jej w papierową „prawdę”.
Jak widać i słychać (a kto potrafi łączyć punkty, to i czuje) – ten samobójczy trend jest kontynuowany przez obecną polityczną opozycję. Nawet tę, która jest off-opozycją. Maszerujący 11 Listopada na tegoroczne hasło Marszu wybrali tytuł hymnu przedwojennych narodowców – „Wielkiej Polski moc to my” (wzięte z wiersza Jana Kasprowicza). Jak ktoś umie, to może i zaśpiewa. Jak ktoś bardzo będzie chciał, to może i uwierzy.
Swoją ścieżką metaforycznie frapująca jest trasa Marszu Niepodległości: od ronda im. Romana Dmowskiego pod stadion rozrywkowo-sportowy, zwany Narodowym… Ciekawe, jakie zdanie miałby na ten temat autor tych oto myśli:
„Jeżeli zdobędziemy się na wysiłek wyrwania się z tej atmosfery, którą cała Europa dziś oddycha, w której narody przodujące całkowicie są pogrążone, a która wlokącym się w ich ogonie ogromnie imponuje – łatwo spostrzeżemy, że klęski, spadające obecnie na Europę, mają swe źródło nie tylko w tym, co się dzieje poza Europą i w Rosji, w której najczęściej się szuka głównej przyczyny złego. Źródeł zła trzeba szukać w niemniejszej mierze w samej Europie, w błędach i niedorzecznościach jej polityki ostatnich czasów, ale także, i to przede wszystkim, w głębokich przemianach, jakie zaszły w duszy ludzkiej, w upadku religijnym, moralnym, obyczajowym, umysłowym – polegającym na tym, że równolegle z popularyzowaniem się wiedzy nastąpiło zwulgaryzowanie umysłowe elity i zanik zdolności do wytężonej pracy”.
Cytat może i długi ale wart był tu przytoczenia. To słowa Romana Dmowskiego, a pochodzą z jego wyjątkowo profetycznej analizy politycznej z roku 1931, zatytułowanej „Świat powojenny a Polska”. Przeczytajcie Państwo te parę zdań jeszcze raz…
Tomasz A. Żak