Dzisiaj

„Gość Niedzielny” i pochodzenie Ducha Świętego. Czy Kościół odrzucił „Filioque”?

Czy Kościół katolicki w XX wieku zdystansował się od terminu „Filioque” w Credo? Taką sugestię zawarł na łamach „Gościa Niedzielnego” Wojciech Teister; sprawa jest jednak o wiele bardziej skomplikowana.

Na łamach Gościa Niedzielnego publicysta Wojciech Teister opublikował tekst pt. „A gdyby historia potoczyła się inaczej?” Autor stawia w nim tezę, że gdyby Kościół na Zachodzie nie zdecydował się na wprowadzenie do Credo terminu Filioque, być może nie doszłoby do podziału chrześcijaństwa.

Pytanie Teistera jest oczywiście nierozstrzygalne i autor doskonale zdaje sobie sprawę, pisząc, że to ostatecznie tylko historia alternatywna. W pewnym sensie Teister może mieć też rację, jako że wprowadzenie Filioque do Credo nie było przecież koniecznością – wcześniej Credo również na Zachodzie funkcjonowało bez tego terminu. Być rzeczywiście gdyby nie zostało wprowadzone, podziałyby nie wybuchły.

Wesprzyj nas już teraz!

„Ewolucja” dogmatu?

Problem w tym, że Teister w jednym z akapitów swojego tekstu sugeruje Kościołowi na Zachodzie poważny błąd. Pisze bowiem:

Już we wczesnym średniowieczu chrześcijanie tradycji łacińskiej uznali, że i od Ojca, i od Syna, na co – nie bez racji – oburzyli się chrześcijanie w kręgu tradycji greckiej. To proste dodanie do wyznania wiary słów „i Syna” zrodziło trwający ponad tysiąc lat spór, w którym obie strony oskarżały się wzajemnie o herezję. Jego zażegnanie przyszło dopiero w XX wieku. Wymagało kroku wstecz i uznania przez chrześcijan Zachodu, że z teologicznego punktu widzenia to jednak Grecy mieli rację. I chociaż Filioque ze stosowanego w Kościele rzymskim Credo nie usunięto, to wyraźnie nadano mu taką interpretację teologiczną, która przywraca greckie rozumienie pochodzenia Ducha Świętego, a w modlitwach ekumenicznych z budzącego kontrowersje zwrotu wprost zrezygnowano.

Powyższe zdanie mogą wywołać u Czytelnika, który przyjmuje je w dobrej wierze, wrażenie, że Kościół na Zachodzie wprowadzając do Credo termin Filioque popełnił zasadniczo błąd, co uświadomił sobie po niemal tysiącu lat i na gruncie dialogu z prawosławiem w wieku XX nieco rozpaczliwie nadał wtórnie taką interpretację pojęciu, żeby było rzeczywiście ortodoksyjne. Taka sugestia – jak sądzę, logicznie konieczna na podstawie słów Teistera – prowadzi następnie do prostej konkluzji: Kościół na Zachodzie przez setki lat podawał wiernym wyznanie wiary, które było obarczone błędem. Jako że mamy do czynienia z wyznaniem wiary przyjętym przez Kościół oficjalnie, chodzi tu o kwestię najściślej dogmatyczną. Ostateczną implikacją byłoby zatem postawienie tezy o możliwości pobłądzenia przez Kościół rzymski we wierze. Gdyby ktoś nie chciał tego formułować tak ostro, mógłby zastosować unik i wskazać na koncepcję ewolucjonizmu dogmatycznego, stwierdzając, że wprawdzie dawniej dana formuła dogmatyczna była do obrony, ale dzięki rozwojowi nauk teologicznych dziś wiemy, że do obrony wcale nie jest.

Czy zatem twierdzenie Wojciecha Teistera, zgodnie z którym Kościół na Zachodzie uznał, że z teologicznego punktu widzenia to jednak Grecy mieli rację, jest prawdziwe?

Moja odpowiedź brzmi: nie; a oto, dlaczego.

Dokument Papieskiej Komisji Jedności

W 1982 roku w Monachium Wspólna Międzynarodowa Komisja Dialogu Teologicznego Kościoła rzymsko-katolickiego i Kościoła prawosławnego przyjęła raport, w którym stwierdza się, że Duch pochodzi od Ojca jako jedynego źródła w Trójcy, a zarazem że jest nam udzielany szczególnie w Eucharystii poprzez Syna. Powyższe stwierdzenie mogłoby zostać rzeczywiście zinterpretowane jako bardzo ostre i wyraziste odcięcie się od Filioque. Komisja podkreśliła jednak, że nie formułuje wniosków ostatecznych, ale chodzi o wstępne sformułowania w początkowej fazie dialogu teologicznego w omawianej kwestii.

Konkrety przyszły dopiero w roku 1995. Wówczas Papieska Rada ds. Popierania Jedności Chrześcijan pod kierunkiem Australijczyka kard. Edwarda Cassidy’ego ogłosiła wyjaśnienie pod tytułem „Greckie i łacińskie tradycje odnośnie pochodzenia Ducha Świętego”. Jak wskazano, wyjaśnienie zostało sporządzone na prośbę papieża Jana Pawła II wyrażoną w kontekście dialogu ekumenicznego z patriarchą Bartłomiejem I. Wyjaśnieniu starano się nadać charakter autorytatywny, znajdujemy w nim bowiem stwierdzenie: „Przedstawiamy poniższą autorytatywną interpretację…”. Zaznaczono przy tym, że Komisja „ma świadomość nieadekwatności języka ludzkiego do wyrażenia niewysłowionej tajemnicy Trójcy Świętej, jednego Boga, tajemnicy przekraczającej nasze słowa i myśli”. To drugie stwierdzenie w pewnym sensie osłabiło autorytatywną wymowę wyjaśnienia, albo nawet ją lekko zrelatywizowało.

Mamy zatem do czynienia z dokumentem, który powstaje na zlecenie papieża, ale nie jest przez niego podpisany; który przypisuje sobie autorytatywność, ale nie do końca wiadomo, w czym ta autorytatywność jest zakotwiczona ze względu na niską rangę dokumentu oraz charakter wydającej ją instytucji jako „rady”, a nie nawet „kongregacji”; wreszcie jest to dokument, który sam relatywizuje własną narrację, wskazując na zasadniczą niezdolność językową do wyrażenia prawd, o których chce mówić.

Tekst jest dość obszerny i bardzo szczegółowy, oparty na analizie źródeł biblijnych i patrystycznych; zainteresowanego Czytelnika odsyłam do samego dokumentu (https://archive.is/20121205085345/http://www.ewtn.com/library/CURIA/PCCUFILQ.HTM). Tekst w mojej ocenie nie uzasadnia jednak twierdzenia Wojciecha Teistera, zgodnie z którym Kościół na Zachodzie przyznał teologiczną rację Grekom.

Owszem, w tekście wyjaśnienia znajdziemy następujące zdanie: „Jako że Biblia łacińska (Wulgata a wcześniej tłumaczenia łacińskie) przekładała J 15,26 (para tou Patrou ekporeuetai) przez «qui a Patre procedit», Łacinnicy przełożyli [formułę] ek tou Patrou ekporeuomenon Symbolu Nicejsko-Konstantynopolitańskiego przez «ex Patre procedentem» (Mansi VII, 112 B). W ten sposób wytworzono mimowolnie fałszywą równość odnośnie wieczystego pochodzenia Ducha Świętego pomiędzy wschodnią teologią ekporeusis a łacińską teologią «processio»”.

Mamy w tych zdaniach do czynienia ze stwierdzeniem przez Stolicę Apostolską błędu. Pytanie jednak, czego dotyczy stwierdzony błąd? Błąd nie dotyczy samej formuły Filioque ani też wewnętrznego znaczenia teologicznego, jakie nadawano jej na Zachodzie wprowadzając ją do Credo, a jedynie „mimowolnego wytworzenia równości…” pomiędzy wschodnią a zachodnią teologią. Innymi słowy, według Papieskiej Rady Jedności wprowadzenie Filioque do Credo stworzyło trudności interpretacyjne na skutek głębokich różnic semantycznych pomiędzy łacińskimi i greckimi pojęciami opisującymi pochodzenie Ducha Świętego. Nie ma tu zatem mowy o tym, że Filioque w Credo było w momencie jego wprowadzania interpretowane błędnie.

W dalszej części tekstu Papieska Rada przedstawiła analizę źródeł patrystycznych, wskazując na zasadniczą zbieżność pomiędzy ujęciem kwestii pochodzenia Ducha Świętego u Ojców łacińskich i greckich. Wnioski, które formułuje Papieska Rada, stanowczo bronią obecności Filioque w Credo. Nie nadają też bynajmniej tej obecności „takiej interpretacji teologicznej, która przywraca greckie rozumienie pochodzenia Ducha Świętego”, jak chciałby Teister. Papieska Rada wyraźnie wskazuje, że nie chodzi jej o „nadanie”, ale o „wydobycie” sensu, który był w jej ujęciu zasadniczą treścią wiary Kościoła na Zachodzie wtedy, kiedy wprowadzano Credo.

Gdzie Tomasz?

Uważny Czytelnik papieskiego dokumentu zauważy na pewno, że w tekście jest relatywnie mało odniesień do teologów łacińskich czasów średniowiecza. W przypisach pięciokrotnie cytowana jest „Summa” Tomasza, nie ma odniesień do „Contra errores Graecorum”. Cytaty są zresztą dosyć wybiórcze i całkowicie pomijają mocne stwierdzenia Tomasza przeciwko Grekom, które dobitnie podkreślają pochodzenie Ducha Świętego zarówno od Ojca jak i od Syna. Lektura stosownych passusów „Contra errores Graecorum” oraz „Summy” pokazuje, że między ujęciem Akwinaty a ujęciem Papieskiej Komisji istnieje różnica.

Watykański dokument nie stara się jednak akcentować tej różnicy, wskazując raczej na problemy terminologiczne, to znaczy starając się sprowadzić trudności do kwestii językowych (różnica między proienai a ekporeuo). Nie mogę rozstrzygać, na ile interpretację Papieskiej Komisji da się pogodzić z odczytaniem św. Tomasza, albo która z nich jest obiektywnie prawdziwa. Mogę jednak stwierdzić, że formułowaną jawnie intencją Komisji nie była zmiana nauczania; a ponadto, że autorytet nauczycielski tego tekstu jest dość wątpliwy, na pewno nie do porównania z autorytetem, jaki sobory i papieże wielokrotnie przypisywali Doktorowi Anielskiemu. Przypominam, że dokument Komisji powstał na zlecenie Jana Pawła II, który prosił Komisję o ukazanie takiej interpretacji Filioque, która ukaże „Ojca jako źródło całej Trójcy, jedno źródło zarówno Syna jak i Ducha Świętego”. Dokument realizuje to zadanie; można jednak zasadnie pytać, czy sam postawiony przez św. Jana Pawła II cel był w pełni przemyślany i sensowny. Można zaryzykować stwierdzenie, że mieliśmy do czynienia z papieskim zleceniem natury „politycznej” («wykazać jedność ekumeniczną») i z posłuszną realizacją tego zadania przez Papieską Komisję, przy czym pytanie o skuteczność i autorytatywność tego wykazania pozostaje otwarte.

Ekumeniczne „zlecenie”

Podsumowując, proste i szybkie stwierdzenia Wojciecha Teistera, jakoby Kościół katolicki w XX wieku po prostu stwierdził, iż „z teologicznego punktu widzenia to jednak Grecy mieli rację” są nie do utrzymania, jeżeli weźmie się pod uwagę manifestowaną intencję dokumentu Papieskiej Komisji oraz zważy się autorytet nauczycielski tego dokumentu. W „Gościu Niedzielnym” mamy zatem do czynienia ze stwierdzeniem w najlepszym razie wątpliwym, które może nadto prowadzić do zasiewania postawy zwątpienia wobec dogmatycznej nieomylności Kościoła i pośrednio promować heretycką i potępianą przez papieży koncepcję ewolucjonizmu dogmatycznego. Być może nie mielibyśmy do czynienia z tym problemem, gdyby dokument Papieskiej Komisji opierał się w większej mierze na św. Tomaszu albo chociaż wszedł z nim otwarcie w dialog, zamiast omijać naukę i konkluzje Akwinaty i przyjmować odgórne założenie „ekumeniczne”, które zdaje się być dla tekstu ważniejsze niż same fakty. Jak wiadomo, przez dobór cytatów można często to samo zagadnienie pokazać na dwa różne sposoby; i z tym mamy tu chyba do czynienia.

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(4)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie