Rząd Wielkiej Brytanii właśnie ujawnił, że masowa imigracja zarobkowa poważnie osłabia brytyjską gospodarkę. Wiadomość ta wstrząsnęła brytyjskimi mediami. Bo przecież od lat wmawiano Brytyjczykom, że masowy napływ imigrantów zarobkowych wzmacnia gospodarkę. Niestety nie było to prawdą – wręcz odwrotnie. Dane z wielu krajów Unii Europejskiej pokazują to samo. Jest już także jasne, że straty przynoszą głównie imigranci z Bliskiego Wschodu, Azji i Afryki. Tymczasem do Polski przyjeżdżają setki tysięcy imigrantów zarobkowych rocznie. Coraz częściej to przybysze z takich krajów jak Indie, Turcja, Bangladesz czy Zimbabwe. Co więcej, polscy eksperci apelują o dalsze zwiększenie imigracji zarobkowej do naszego kraju.
Ale jak to możliwe?
Wesprzyj nas już teraz!
„Masowa imigracja nisko zarabiających imigrantów to finansowa katastrofa dla Wielkiej Brytanii”. Tak ogłosiła jedna z najpopularniejszych brytyjskich gazet, oceniając wyniki najnowszego rządowego raportu o stanie finansów publicznych w Wielkiej Brytanii. Podobną wiadomość otrzymali czytelnicy większości gazet w Zjednoczonym Królestwie.
Ale jak to możliwe? Przecież od lat mainstreamowi eksperci zapewniali, że masowy import taniej siły roboczej napędza brytyjską gospodarkę. Napędza, nie rujnuje. Otóż po raz pierwszy rządowi analitycy podzielili imigrantów zarobkowych na wysoko, średnio i nisko zarabiających. I nagle wyszło na jaw, że nisko zarabiający imigranci, to same straty – i to niemałe. Nie pomaga fakt, że tania siła robocza to większość imigracji do Wielkiej Brytanii.
Pieniądze nie kłamią
Więc skąd te straty? Proste. Każdy nisko zarabiający imigrant pobiera więcej z rządowej kasy, niż wpłaca do niej w postaci podatków. Dane także pokazują, że ten typ imigranta przynosi straty brytyjskiej gospodarce już od pierwszego dnia swojego pobytu w Wielkiej Brytanii. Koszty te niestety szybko rosną.
Tak więc pierwsze dziesięć lat pobytu każdego nisko zarabiającego imigranta w Zjednoczonym Królestwie kosztuje Brytyjczyków 35 tysięcy funtów. Koszt ten wynosi już 150 tysięcy funtów, w czasie gdy taki imigrant osiągnie wiek 66 lat (wiek emerytalny). Tak, imigranci też się starzeją (i pobierają emerytury) – co często wydaje się zaskakiwać zwolenników masowej imigracji.
A ile kosztuje utrzymanie każdego imigranta, który przed pójściem na emeryturę nie wpłacił wystarczająco w postaci podatków? Niemało – mianowicie 387 tysięcy funtów do czasu kiedy taki imigrant osiągnie 78 lat i 465 tysięcy funtów w wieku 81 lat. Jeśli imigrant dożyje do lat 100, Brytyjczycy zapłacą na jego utrzymanie 1.2 miliona funtów.
Warto tutaj dodać, że każda przeciętna osoba urodzona w Wielkiej Brytanii wpłaca do rządowej kasy 280 tysięcy funtów przed przejściem na emeryturę w wieku 66 lat. Wpłaca, nie pobiera – nawet biorąc pod uwagę pieniądze wydane przez państwo na zdrowie i wykształcenie każdego rodowitego Brytyjczyka, zanim podejmie on pracę.
Jak „zgubić” tysiące ludzi w Wielkiej Brytanii
Czy ten rządowy raport rzeczywiście ujawnił prawdziwy koszt masowej imigracji? Niestety, nie. Bowiem z każdym przeciętnym nisko zarabiającym imigrantem przyjeżdża do Wielkiej Brytanii przynajmniej jedna osoba zależna. Osobami zależnymi mogą być żona, mąż, dzieci lub partner z nieformalnego związku. Osoby zależne to często osoby niepracujące, które otrzymują pomoc finansową ze strony państwa.
Rządowi biurokraci niestety „zapomnieli” uwzględnić w swoim raporcie koszty utrzymania osób zależnych. A jest tych osób niemało, zważywszy, że do Wielkiej Brytanii przyjeżdża więcej osób zależnych niż osób na wizach pracowniczych (stosunek nisko zarabiających imigrantów do osób zależnych wynosi 1 do 1.45). Na przykład w 2023 r. do Zjednoczonego Królestwa przybyło na wizach pracowniczych około 122 tysiące nisko zarabiających imigrantów. Z tymi imigrantami przyjechało 185 tysięcy osób zależnych – te osoby rząd brytyjski w większości pominął w swoim raporcie.
Co jeszcze rząd brytyjski ukrył przed swoimi obywatelami? Tysiące dzieci. Innymi słowy, rządowy raport nie wziął pod uwagę kosztów utrzymania (przez państwo) dzieci imigrantów – tych urodzonych już w Wielkiej Brytanii. Najwyraźniej rządowi biurokraci uważają, że imigranci nie rodzą dzieci. W rzeczywistości imigranci nie tylko rodzą dzieci, ale często rodzą ich znacznie więcej niż rdzenni mieszkańcy Europy Zachodniej. Najwięcej dzieci rodzą kobiety z Bliskiego Wschodu, Azji i Afryki – co jest nie bez znaczenia, biorąc pod uwagę, że ponad 85 proc. nisko zarabiających imigrantów przyjeżdża z Indii, Nigerii, Zimbabwe, Ghany, Pakistanu, Bangladeszu, Filipin, Sri Lanki, Kenii i Południowej Afryki.
Ale to nie wszystko. Aby ukryć prawdziwy koszt masowej imigracji, rząd brytyjski przestał już publikować dane, pokazujące, które narodowości przebywające w Wielkiej Brytanii pobierają najwięcej zasiłków z pomocy społecznej. Odmawiany jest także dostęp do informacji o wysokości podatków płaconych przez każdą grupę narodowościową w Zjednoczonym Królestwie. Rząd brytyjski także twierdzi, że nie zbiera informacji o narodowości i statusie imigracyjnym więźniów.
Legalna imigracja – gorsza od nielegalnej
W 2023 r. do Wielkiej Brytanii przybyło około 30 tysięcy nielegalnych imigrantów – głównie na małych łódkach przez kanał La Manche. W tym samym roku Zjednoczone Królestwo wpuściło około 1.1 miliona legalnych imigrantów spoza EU.
Niestety tylko 15 proc. z kilku milionów legalnych imigrantów, którzy przybyli do Wielkiej Brytanii spoza UE w ostatnich 5 latach, przyjechało do pracy. A ci, którzy pracują, przynoszą w większości poważne straty brytyjskiej gospodarce.
Tak, 30 tysięcy głównie młodych mężczyzn wkraczających nielegalnie do twojego kraju to duży problem. Ale ten problem, niewątpliwie, maleje w porównaniu z corocznym napływem ponad miliona imigrantów, którzy całkowicie legalnie rujnują krajową gospodarkę.
Nie lepiej jest w krajach Unii Europejskiej
Niestety masowa imigracja to także katastrofa finansowa dla reszty Europy Zachodniej. Dane z Niderlandów, Belgii, Danii i Szwecji pokazują, że kraje te tracą miliardy euro każdego roku wskutek masowego importu taniej siły roboczej. Inne kraje Unii Europejskiej, niewątpliwie, ponoszą podobne straty.
Najwięcej kosztują imigranci z Bliskiego Wschodu, Afryki, Pakistanu i Turcji. Ci imigranci sprawiają także najwięcej problemów z integracją – oraz popełniają relatywnie więcej przestępstw niż rdzenni obywatele Europy Zachodniej. Tak, masy imigrantów to także masa innych problemów.
Przyszedł czas na Polskę?
Polska ma zacząć przyjmować od 200 tysięcy do 500 tysięcy imigrantów zarobkowych rocznie. Takie są zalecenia ZUS i wielu wpływowych organizacji w Polsce. ZUS już oszacował potrzeby polskiej gospodarki na 200 tysięcy do 360 tysięcy nowych pracowników z zagranicy co rok. Inni apelują o jeszcze więcej. Konfederacja Lewiatan chce do 400 tysięcy cudzoziemców każdego roku, podczas gdy eksperci z EWL Group domagają się wpuszczania do Polski nawet 500 tysięcy imigrantów zarobkowych rok w rok.
A jak ci eksperci uzasadniają ściąganie tak dużych liczb imigrantów do Polski? Jednoznacznie – że masowa imigracja zarobkowa jest receptą na silną gospodarkę i zdrowy system ubezpieczeń społecznych. Ale skąd ta pewność? Bo przecież dane z Europy Zachodniej jasno pokazują, że masowy napływ nisko zarabiających imigrantów zarobkowych osłabia raczej niż wzmacnia krajowe gospodarki. Wiadomo już także, że straty przynoszą głównie imigranci spoza UE.
Nie jest też tajemnicą, że duża część corocznej imigracji zarobkowej do Polski ma przyjechać właśnie spoza UE. Naturalnie wielu takich imigrantów będzie miało niskie kwalifikacje. Będą więc zarabiać relatywnie mało i płacić relatywnie niskie podatki. Już dzisiaj wiele sektorów polskiej gospodarki jest uzależnionych od nisko wykwalifikowanej siły roboczej z Indii, Bliskiego Wschodu, Azji i Afryki.
Warto więc chyba zapytać, czy uzależnienie od masowej imigracji zarobkowej jest naprawdę korzystne dla polskiej gospodarki – czy może tylko dla garstki przedsiębiorców? Zyski z zatrudniania taniej siły roboczej zgarną przedsiębiorstwa, koszty utrzymania nisko zarabiających imigrantów poniosą polscy podatnicy.
Nie zapomnijmy także, że do Polski mogą wkrótce przyjeżdżać duże ilości tak zwanych uchodźców. Będą głównie zabiegać o pomoc finansową – nie o pracę. Wielu z tych imigrantów przyjedzie z Bliskiego Wschodu i Afryki. Zaczną przyjeżdżać do Polski w tym samym momencie, w którym inne kraje Unii Europejskiej zaczną zamykać przed nimi swoje granice. Niemcy już w większości zamknęły swoje.
Właściwie Polska już przyjmuje tysiące takich przybyszów. Dane pokazują, że w pierwszym półroczu 2024 roku liczba złożonych wniosków o azyl w Polsce była o 79 proc. większa w porównaniu z analogicznym okresem zeszłego roku. Szybko też rośnie liczba wnioskodawców z Syrii, Afganistanu, Somalii, Erytrei i Etiopii. Polski rząd już przygotowuje centra integracji cudzoziemców.
Ale skąd ta nazwa – centra integracji? Bo przecież żadnemu krajowi europejskiemu nie udało się zintegrować imigrantów z Bliskiego Wschodu czy Afryki. Niestety kosztów porażek integracyjnych nie da się wystukać na kalkulatorze. Bo ile kosztuje spokój, kultura narodowa czy bezpieczeństwo?
Bruno Topola