Dzisiaj

Łukasz Warzecha: Rok 2025 to nie 2015

(Fot.: Klaudia Radecka / Forum)

Konwencja, na której zaprezentowano kandydata PiS na prezydenta – przedstawionego jako „kandydat obywatelski”, ale przecież nikt tak o nim nie będzie mówił, bo też nie ma do tego żadnych podstaw – mówiąc najdelikatniej: nie porwała. I jest to właściwie eufemizm, należałoby bowiem powiedzieć dosadniej: była marna. Od oprawy począwszy – w dobie nowoczesnych multimediów sprawiała wrażenie, jakby została przeniesiona z końcówki ubiegłego wieku – poprzez usypiające, bogoojczyźniane wystąpienie pana prof. Andrzeja Nowaka, dygresyjne, pozbawione energii wystąpienie pana Kaczyńskiego, a skończywszy na nieudanym przemówieniu samego kandydata, pana dr. Karola Nawrockiego, czytanym z kartki, całkowicie pozbawionym spontaniczności i sprawiającym wrażenie, jakby pisał je marny ghostwriter. Całkiem szczerze muszę powiedzieć, że byłem zaskoczony. Wiadomo, że tego typu wydarzenia wychodzą raz lepiej, raz gorzej, ale to odstawało od średniej zdecydowanie na minus.  

To jednak sam początek i choć pierwsze wrażenie jest ważne, to dopiero kolejne pół roku będzie wypełnianie treścią kandydatury pana Nawrockiego. Nic nie jest jeszcze przesądzone.

Przy tej okazji trzeba natomiast przyjrzeć się niektórym pojawiającym się błędnym analogiom i sposobom widzenia sytuacji, które zawsze objawiają się w takich okolicznościach.

Wesprzyj nas już teraz!

Po pierwsze – czy start szerzej nieznanego dr. Nawrockiego można porównać do startu pana Andrzeja Dudy dziewięć lat temu? PiS najwyraźniej chciałby wejść dwa razy do tej samej rzeki, bo nie tylko prezentacja kandydata odbyła się w tym samym miesiącu roku (choć 11 listopada 2014 r. pan prezes Kaczyński zaznaczył, że prezentuje kandydata przed decyzją Rady Politycznej partii w tej sprawie), ale też w tym samym miejscu – krakowskiej sali „Sokoła”. Tyle że im bardziej zaklina się rzeczywistość, tym mniej zwykle chce się ona takim zaklęciom poddać.

Pan Andrzej Duda faktycznie nie był szerszej publiczności znany i mylono go w pierwszym okresie dość często z panem Piotrem Dudą, przewodniczącym „Solidarności” (wtedy i nadal). Przez okres kampanii kandydat zbudował sobie wielką rozpoznawalność – również dzięki tytanicznej pracy i wyczerpującej kampanii. Teraz może być podobnie.

Jednak okoliczności są odmienne. Tamte wybory odbywały się pod sam koniec rządów Platformy Obywatelskiej, gdy premierem była nieudolna i ściągająca na siebie kpiny pani Ewa Kopacz oraz po jednej kadencji słabej prezydentury pana Bronisława Komorowskiego. Te będą się odbywać po zaledwie półtora roku rządów obecnej koalicji – nie będzie to nawet półmetek. Można dyskutować, jak bardzo da się ten czas we znaki części wyborców. Na pewno presja na obywateli o konserwatywnych poglądach jest większa niż w czasie pierwszych rządów pana Tuska. Czy jednak równoważy dwie pełne kadencje z roku 2015? Wątpię. A dopiero co zakończyły się dwie kadencje – ale Zjednoczonej Prawicy. Dla wielu osób to wciąż istotny punkt odniesienia, bynajmniej nie pozytywny.

Walka o prezydenturę będzie teraz dla PiS faktycznie walką o trzecią pięcioletnią kadencję na tym stanowisku, a więc nie sposób jej przedstawiać jako walki o zmianę, jak to było dziesięć lat temu. W naturalny sposób u wielu wyborców pojawi się pytanie o zależność ewentualnego przyszłego „obywatelskiego” prezydenta od PiS i jego prezesa. Sposób zorganizowania konwencji nie sprzyjał przekonaniu wyborców, że ta zależność byłaby ograniczona. Choć kandydat został zaprezentowany jako „obywatelski”, nie pokazano żadnego „obywatelskiego” komponentu – bo trudno za taki uznać „obywatelski” komitet, złożony z osób jednoznacznie kojarzonych z poparciem dla PiS, takich jak panowie Sławomir Cenckiewicz czy Bronisław Wildstein. Jedynym politykiem, który wystąpił, był zaś pan Kaczyński. Próba przedstawiania pana Nawrockiego w dalszym biegu kampanii jako kandydata „obywatelskiego”, a nie partyjnego – w odróżnieniu od pana Trzaskowskiego – może się nawet okazać kontrproduktywna, bo wyborcy mogą uznać, że próbuje się ich zwyczajnie oszukiwać.

Oczywiście prawdą jest i to, że głosowanie w maju (względnie czerwcu) 2025 r. będzie w jakimś stopniu recenzją obecnej władzy i plebiscytem w sprawie oddania jej pełni narzędzi. To zaś będzie działać raczej na korzyść kontrkandydata pana Trzaskowskiego.

W roku 2014, gdy pana Andrzeja Dudę przedstawiono jako kandydata na prezydenta, wiele osób – w tym ja – było przekonanych, że przegra wybory. Dzisiaj chętnie się te przewidywania wyciąga (to zresztą w ogóle polska specyfika – traktowanie każdej błędnej prognozy jako dowodu na całkowitą omylność prognozującego w każdej sprawie), zapominając, że w wygraną pana Dudy nie wierzył niemal do pierwszej tury sam pan prezes Kaczyński. Dziś nie powiedziałbym – na pewno nie na tym etapie – że pan dr Nawrocki nie ma szans. Ale też warto pamiętać, że kampania pana Komorowskiego okazała się dramatycznie nieudolna, a urzędujący wtedy prezydent był zwyczajnie leniwy, co kontrastowało z energią młodego kandydata PiS. Jesteśmy obecnie w całkiem innym miejscu, a Koalicja Obywatelska jest w tym momencie partią na wznoszącej, nie schodzącej, jak wtedy. I nawet jeśli pan Trzaskowski nie jest znany z wyjątkowej pracowitości, to jednak trudno stawiać go na jednym poziomie z wprost gnuśnym panem Bronisławem Komorowskim. Pamiętajmy też, że pan Komorowski w 2015 r. miał 63 lata, podczas gdy pan Trzaskowski w przyszłym roku w styczniu będzie o dziesięć lat młodszy.

Druga ważna rzecz: kibice partyjni – z każdej strony – mają nieposkromioną tendencję do postrzegania rzeczywistości w kategoriach myślenia życzeniowego. Stąd powtarzana fraza, że „półtora roku obecnej koalicji liczy się jak osiem lat PO w 2015 roku”. Albo twierdzenie, że bogoojczyźniany przekaz, jaki zaprezentował pan dr Nawrocki w czasie konwencji, będzie w jakimkolwiek stopniu porywający dla centrowego elektoratu. Jeśli chcemy przynajmniej spróbować realnie oceniać szanse w przyszłorocznych wyborach, musimy umieć stanąć obok swoich poglądów i spojrzeć na kandydatów oczami wyborcy letniego, wahającego się, mało zaangażowanego. Choć, owszem, bywa to trudne.

Łukasz Warzecha

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(15)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie