Dzisiaj

ŻAK TERAZ #30 – Profanum i szczypta sacrum

Zanim znów zabiorę Państwa do Rzymu (a taki jest mój felietonowy plan), to – jeżeli pozwolicie – słów parę o powszechnym „czekaniu na cud”. Pora ku temu więcej niż dobra, bo przecież wchodzimy w czas Adwentu, a więc oczekiwania właśnie. Moja wiedza podpowiada mi w tym kontekście, że finałem paruzji nie ma być żadne po ludzku rozumiane cudowne wydarzenie, ale oczywiste powtórne osobowe pojawienie się wśród nas Drugiej Osoby Boskiej. Innymi słowy, po prostu wtedy skończy się „ten świat”, w którym ludzie we wszystkich przypadkach odmieniają słowo „cud”, ale w jego możliwość nie chcą wierzyć.    

Kolega zwrócił mi uwagę, że w komentarzach pod moim pisaniem pojawiła się uwaga/zarzut o „pięknoduchostwie” oderwanym od „prozy życia”. Dziwi mnie to i tym bardziej, że Żaka raczej nie czytują wyborcy Trzaskowskiego. Myślę, że oni (nie ci od kandydata na urząd Prezydenta RP, tylko ci od prawicowych przytyków); a więc oni próbują pogodzić w sobie i wokoło siebie zrozumienie „świata” i miejsca w nim dla „świętości”, którą ja chcę pisać bez cudzysłowu. Niestety, miłość Polski (od tej Sprawiedliwej po tę Wielką), gdzie sprawy Duchowe (przez duże „D”) traktowane są instrumentalnie politycznie lub użytkowo życiowo, nie może się inaczej kończyć, jak kolejnymi przegranymi. I – mój Boże! – nie chodzi o przegrane w tzw. demokratycznych wyborach. Przecież ani piękna, ani dobra, ani prawdy nie da się przegłosować. Kiedy dwa tysiące lat temu demos (czyli my) podjął taką próbę, to wybrał Barabasza.

Trzysta lat później cesarz Konstantyn odrzucił pogaństwo, a wiarę chrześcijańską uczynił podstawą doktryny imperium, którego granice rozciągały się od Atlantyku po Tygrys i Eufrat oraz od Dunaju po piaski Sahary. Dlaczego to zrobił? Dlaczego wiara, którą prześladowano, a jej wyznawców oskarżano o wszystko, co najgorsze i na wszelkie sposoby mordowano, stała się wykładnią etyczną dla ówczesnego świata? Jedno jest pewne – nie był to efekt demokracji, choćby z tego powodu, że chrześcijanie byli wówczas zdecydowaną mniejszością. Nie stało się to również w skutek jakiegoś buntu niezadowolonych, pozbawionych praw człowieka, biednych czy głodnych poddanych tamtego mega państwa. Ktoś może powiedzieć: kaprys tyrana. Ale to bez sensu wobec problemów politycznych i w ogóle społecznych, jakie ta decyzja musiała spowodować. Lud nie chciał nowej religii i to takiej, której zasady – mówiąc najkrócej – nie pozwalały na chciwość, nieczystość, zazdrość, obżarstwo i opilstwo, gniew, lenistwo, no i na to co najudatniej człowiekowi wychodzi – na pychę. Każdy z tych grzechów głównych miał swego bożka i swoje ołtarze, na których składano ofiary. Tak naprawdę niewiele się to różni od ołtarzyków i idolów współczesności. I tak jak kiedyś lud nie chciał „nowego”, tak dzisiaj bardzo mu wadzi „stare”.  

Wesprzyj nas już teraz!

To za czym tęsknią kontrrewolucjoniści XXI-wieku mogło zaistnieć w historii świata, w dziejach Europy, a tym samym naszej Ojczyzny, właśnie dlatego, że ktoś tysiąc siedemset lat temu uwierzył w Śmierć i Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa i postanowił „promować” Krzyż. Ta filozofia nigdy nie zakładała (i nie zakłada), że „zjadaczy chleba”, jak to zauważył Juliusz Słowacki, da się „w aniołów przerobić”. Bo rzecz nie w tym, abyśmy żyli wśród świętych, ale w tym, abyśmy poprzez to jak żyjemy, do tej zadanej nam przez Pana Boga świętości podążali. A do tego nieodzownym jest znać i kultywować Tradycję (tutaj znowu konieczna jest duża litera). A puentą tego akapitu niechaj będzie jeszcze jeden cytat z przywołanego przed chwilą „Testamentu Mojego” autorstwa wieszcza z Krzemieńca:

Lecz zaklinam – niech żywi nie tracą nadziei

I przed narodem niosą oświaty kaganiec (…)

Te dwa wersy, to w zasadzie komplementarny program naprawiania świata… Wiem, może to być źle, a nawet opacznie odebrane. „Oświata” bowiem kojarzy nam się coraz paskudniej i ma twarz „ministry” Nowackiej. Słowo „kaganiec” też nabrało pejoratywnych znaczeń, odnoszących się do – ogólnie rzecz ujmując, zniewolenia. W mojej pracy teatralnej trzeba często aktorom tłumaczyć klasykę, bo oświata nie od kadencji tego rządu programowo „uczy” ignorancji. No to i tutaj spróbuję: „Kaganiec” – nie analizując tego literalnie i nie sięgając aż do XVII-wiecznej staropolszczyzny, jak i słowa „kagan”, to w języku polskim synonimy wciąż jeszcze dobrze rozumianego słowa „kaganek”; a więc chodzi o takie coś, co świeci, co daje światło, jasność.  

Na pewno zauważyli Państwo, że Rzym pojawił się jednak w tym tekście. Starożytne Wieczne Miasto to na pewno nie był ten „kaganek”, który mógłby oświetlać naszą drogę do Nieba (czyli do świętości). Ale jego przemiana w „miejsce prorocze”, w Watykan, to już coś, czego nam potrzeba. Oczywiście przy założeniu, że Stolica Apostolska nie będzie dopasowywać swej wiary do świata (profanum), a czynić odwrotnie, jak to było przez wieki – świat do Sacrum. Dokładnie tak samo jest wśród nas: i tych co układają słowa, jak niżej podpisany, i tych, co to czytają i komentują. Jeżeli będziemy szukali alibi dla swych słabości w oświatowym „nieuctwie” oraz w ciepełku materialistycznych lub socjalnych przyzwyczajeń, to każda myśl o tym nam przypominająca będzie „herezją”, a my będziemy tacy sami jak pogańscy wyznawcy Jowisza.      

 

Tomasz A. Żak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie