Okna Życia nie mieszczą się w głowach lewicowych krytyków. Co pewien czas w mediach ukazują się teksty czy nagrania niezdarnie próbujące dyskredytować rozwiązanie, które może niepożądane byłoby w idealnym świecie, jednak w tym realnym stanowi racjonalną alternatywę dla znacznie gorszych opcji.
„OKNA ŻYCIA powinny natychmiast zniknąć z Polski!”; „Okno życia, czyli miejsce na niechciane dzieci. Tak Kościół i państwo naprawiają swoje błędy” – powtarza lewicowy portal. Dwa materiały, które opublikował wokół tej kwestii, obnażają ogromną nędzę na poziomie argumentów. Nie chodzi bowiem o to, że pozostawianym tam dzieciom dzieje się ze strony przyjmujących je sióstr zakonnych jakaś konkretna krzywda. Autorzy oskarżycielskich materiałów nie przytaczają ani jednego takiego przykładu. Najpoważniejszy pretekst do ataku to anonimowość, brak tożsamości dziecka, które przecież powinno móc wiedzieć, kim jest.
Tak, powinno, ale w tej wypaczonej logice owo dziecko już niekoniecznie ma prawo by w ogóle przyjść na świat. A to od tego elementarnego założenia powinno się rozpoczynać dyskusję o tym, co należy się człowiekowi. Autor tekstu w NaTemat.pl atakuje obecny stan prawny, umożliwiający – a przynajmniej niezabraniający – zakonom prowadzenia okien życia. Jako „remedium” na tę, jego zdaniem złą sytuację, podaje bowiem między innymi tak zwane prawo do aborcji. W tych wywodach dziecko pojawia się jako podmiot jedynie wtedy, gdy można tej podmiotowości użyć przeciwko idei Okien Życia. W pozostałych przypadkach mały, bezbronny człowiek jest meblem, kaprysem matki, do której należy rzekomo wyłączne prawo decydowania o „być albo nie być” własnego potomstwa.
Wesprzyj nas już teraz!
Kościół – albo „zły”, albo „nasz”
Na zdrowy rozum matka, która z jakichś przyczyn pragnie swą ciążę zachować w tajemnicy przed otoczeniem, a zarazem nie chce zabijać własnego potomstwa, otrzymuje tymczasem dzięki Oknom dobrą opcję. Nie ponosi życiowych, środowiskowych, prawnych konsekwencji poczęcia go – zresztą nie w każdym przypadku poczęcia dobrowolnego – a przy tym nie obciąża swego sumienia uśmierceniem małego człowieka. Atakującym „instytucję” Okien Życia najbardziej wydaje się przeszkadzać to, że są prowadzone przez organizacje kościelne i równocześnie generalnie dobrze się kojarzą zwykłym ludziom, są postrzegane pozytywnie. Tymczasem jedyny Kościół akceptowalny dla tak zwanego głównego nurtu mediów i polityki to dzisiaj albo instytucja skompromitowana, ośmieszona skandalami obyczajowymi czy finansowymi, albo też oswojona, „zakolegowana”. Nieprzypadkowo w taki właśnie, a nie inny sposób rozgrywana jest sprawa Funduszu Sprawiedliwości, gdzie jednym z głównych negatywnych bohaterów media oraz ich nadzorcy uczynili kapłana zajmującego się działalnością charytatywną i obracającego z tego tytułu ogromnymi kwotami pieniędzy. Niezależnie od tego, czy zostanie on kiedyś – raczej najwcześniej za kilka lat – uznany winnym, czy też oczyszczony z zarzutów, dzisiaj funkcjonuje w głównym obiegu opinii jako dyżurny „czarny charakter”.
Z punktu widzenia wojujących antyklerykałów – dzisiaj umocowanych również w sferach rządzących – bardzo cenne jest pozyskanie dla swoich propagandowych celów kogoś utożsamianego z drugą stroną barykady. Najlepiej „nowoczesnego” księdza albo „nawróconego” na wiarę głównego nurtu publicystę czy celebrytę.
Z drugiej strony, dobrze kojarzony wśród ludzi znany ksiądz, który w dodatku zajmuje się głośną, pożyteczną i niekontrowersyjną działalnością, stanowi dla tego układu ogromne zagrożenie – burzy narrację o ciemnym, zachłannym, zepsutym Kościele skupionym na gromadzeniu zysków i politycznych wpływów. Siłą rzeczy przychodzi tu na myśl przykład nie tak dawnego przejęcia „Szlachetnej Paczki” – przejęcia dokonanego w stylu służb specjalnych, z wyrafinowaną intrygą i w otoczce skandalu wykreowanego przez masowe media. „Paczka” odniosła ogromny społeczny sukces, a autorytet jej twórcy – o zgrozo, katolickiego księdza – mógł być może z czasem zagrozić pozycji namaszczonych przez lewicowy mainstream „najlepszych w świecie” specjalistów od pomocy potrzebującym.
Dziecko ma być „państwowe”
Jeden z najbardziej wyrazistych, wytaczanych przez autorów „Na Temat” argumentów – choć nie zawsze jest on formułowany wprost – głosi: dzieci pozostawiane w Oknach Życia trafiają pod opiekę Kościoła. Powinny zaś od razu być objęte nadzorem państwowym, bo to władze cywilne roszczą sobie pretensje do decydowania o losie, wychowaniu, edukacji małych Polaków. Jak obserwujemy, coraz usilniej podważany jest wpływ rodziców na kształt i treść podstaw programowych szkolnych przedmiotów. Dąży się również do tego – i są to trendy ogólnoświatowe – by nieletni, którym wydaje się, że urodzili się w swych ciałach przez pomyłkę, mogli bez wiedzy rodziców poddawać się niszczącym i nieodwracalnym „tranzycjom”, aborcjom oraz innym koszmarnym procedurom.
„Winą” Okien Życia jest też to, że zgodnie ze stanem faktycznym stawiają one przychodzące na świat dziecko w roli osoby, a nie – jak chcieliby zwolennicy ideologii głoszącej prawo do selekcji poczętych dzieci – przedmiotu, któremu podmiotowość nadawana jest ewentualnie, według uznania jego matki. Dlatego wśród „argumentów” przeciwko funkcjonowaniu Okien podaje się wprost rzekome niedostatki polskiego prawa w zapewnianiu kobietom tak zwanych praw reprodukcyjnych, czytaj: pełnej swobody w decydowaniu o losie potomstwa, będącego często po prostu niechcianym owocem obyczajowej rozwiązłości.
Ktoś zapyta: dlaczego domniemani wrogowie mieliby aż tak mocno uwziąć się na Kościół? Nie trzeba z odpowiedzią sięgać aż do czasów komunistycznych. Wówczas duchowni, za którymi stała potężna instytucja, a także – przez wiele lat – międzynarodowy autorytet pochodzącego z Polski papieża, stanowili silne oparcie dla wolnościowych aspiracji kilkudziesięciomilionowego narodu o arcybogatej historii i silnym zakorzenieniu cywilizacyjnym.
Wystarczy za to, że przypomnimy postawę wielu przedstawicieli kościelnej hierarchii podczas covidowej „próby generalnej” światowego reżimu sanitarnego. Biskupi, sparaliżowani niedługo wcześniej totalną wrogą propagandą utkaną na bazie skandali obyczajowych z udziałem ułamka duchowieństwa, ochoczo zgodzili się na surowe restrykcje życia kościelnego, z zamykaniem świątyń włącznie. Oczywiście, że niewykluczone, iż duchowieństwo wyciągnęło już wnioski z tamtej, zafundowanej przez „prawicowe” władze „ścieżki zdrowia”, która trwale wymiotła ze świątyń widoczną część nominalnych wiernych. Być może przy kolejnej tego typu okazji opór ze strony szeregowych czy „funkcyjnych” kapłanów byłby znacznie wyraźniejszy. Zapewne pokażą to najbliższe lata, gdyż system totalnej kontroli jest powoli, lecz systematycznie domykany, przy czynnym udziale poszczególnych rządów krajowych.
Co po tożsamości dziecku zabitemu przez aborcję?
Brak imienia, nazwiska, znanych rodziców to – jak już tu wspomniano – zasadniczy argument powtarzany przez przeciwników Okien Życia w ślad za Organizacją Narodów Zjednoczonych, która już ponad dekadę temu naciskała na ich zamknięcie za pośrednictwem swojego Komitetu Praw Dziecka. Wtedy Caritas zwrócił się o opinię w tej sprawie do sędziego Waldemara Żurka z krakowskiego Sądu Okręgowego. Rzecznik tej instytucji w odpowiedzi zauważył: – W prawie znane jest pojęcie stanu wyższej konieczności, gdzie poświęcamy dobro niższej wartości, by ratować dobro o wartości wyższej. W tym przypadku prawo dziecka do życia jest dobrem o oczywiście wyższej wartości niż prawo do informacji, czyli prawo dziecka do poznania swoich biologicznych rodziców. Ale oprócz prawa są jeszcze wartości, które każdy człowiek nosi w sercu, ich nie da się zadekretować, a one mówią nam jasno, ratujmy życie ludzkie, jak tylko potrafimy.
Z wypowiedzi sędziego Żurka dowiadujemy się o praktyce stosowanej przez wymiar sprawiedliwości w przypadkach dzieci pozostawionych w Oknach Życia. Respektując prawo rodzinne, sądy mają starać się by trafiały możliwie szybko do rodzin adopcyjnych. Potrzebny jest przy tym czas na uprawomocnienie się orzeczeń. Biologiczne matki mogą też odzyskiwać swoje dzieci, gdy decyzja o ich porzuceniu związana była na przykład z szokiem poporodowym i zrealizowana pod wpływem emocji.
Adopcyjne procedury w krakowskich sądach trwają 6 – 8 tygodni. W tym czasie ocalone dziecko uzyskuje dane personalne i opiekuna prawnego. – Oczywiście wiemy dobrze, że najlepiej jest, jeśli biologiczna matka wychowuje swoje dziecko, ale rzeczywistość jest daleka od ideału. Lepiej, żeby dziecko znalazło się w Oknie Życia niż w Wiśle czy na śmietniku – podkreślił sędzia Żurek.
Sam Caritas w ten sposób wyjaśnia ideę, która kryje się za Oknami: „To bezpieczne miejsce, w którym matka może pozostawić anonimowo swoje nowo narodzone dziecko. Okno otwiera się od zewnątrz, jest w nim zamontowane ogrzewanie i wentylacja. Po otwarciu włącza się alarm, który wzywa opiekujące się oknem osoby – najczęściej są to zakonnice. Potem niezwłocznie uruchamiane są procedury medyczno-administracyjne, to znaczy powiadomione zostają pogotowie ratunkowe i sąd rodzinny”.
Jak wskazuje katolicka organizacja, celem Okien Życia nie jest zastąpienie szpitali, w których matka może pozostawić noworodka zrzekając się praw rodzicielskich. Są jednak alternatywą dla porzucenia dziecka na śmietniku i pozbawienia go opieki, co wiąże się często z faktycznym skazaniem na śmierć. Dotyczy to zwłaszcza przez kobiet ukrywających fakt, że zostały matkami. „Niestety, wciąż zdarzają się przypadki pozostawienia niemowląt w przypadkowych miejscach, gdzie grozi im śmierć z wychłodzenia, dlatego apelujemy o rozpowszechnianie informacji o Oknach. W Okna Życia prowadzonych przez Caritas Polska znaleziono ponad 160 dzieci” – informuje organizacja.
Roman Motoła