Przewrót w Syrii oznacza zwiększenie znaczenia Turcji na Bliskim Wschodzie. Słabnie natomiast rola USA i Europy. W Syrii jest szansa na względny pokój, ale do emigracji mogą być zmuszeni syryjscy chrześcijanie – uważa ekspert ds. Bliskiego Wschodu prof. KUL Maciej Münnich.
Turcja – państwo członkowskie NATO – wsparła rebeliantów, którzy w ciągu kilkunastu dni w Syrii zdołali obalić reżim Baszara al-Asada po 24 latach jego rządów. Władzę w tym kraju przejęło islamistyczne ugrupowanie Hajat Tahrir asz-Szam (HTS), którego przywódcą jest Muhamad al-Dżaulani.
„Turcja wyrasta na coraz poważniejszego gracza w regionie” – powiedział w rozmowie z PAP ekspert ds. Bliskiego Wschodu prof. KUL Maciej Münnich z Instytutu Historii KUL.
Wesprzyj nas już teraz!
Podkreślił, że Turcja konsekwentnie realizuje politykę budowania państwa centralnego ze strefą wpływów. „Turcja z państwa, które na przełomie wieków było drugorzędne, peryferyjne – zależne w sferze bezpieczeństwa od Ameryki, a w sferze gospodarczej od Europy – staje się coraz bardziej podmiotem, a nie przedmiotem polityki międzynarodowej” – powiedział. Jak dodał, jest to też przejawem realizacji „złotego snu” prezydenta Turcji Recepa Tayypa Erdogana o przynajmniej częściowej odbudowie Imperium Osmańskiego.
Operacja w Syrii była – w opinii eksperta – zaaprobowana i w dużej mierze przygotowana przez Turcję. „Ta część Syrii, która jest pod kontrolą nowych władz w praktyce jest zależna gospodarczo, politycznie i militarnie od Turcji” – podkreślił.
Jak tłumaczył, Narodowa Armia Syryjska, łącząca różne ugrupowania rebeliantów, które przyczyniły się do pokonania reżimu Asada, jest w istocie „na żołdzie tureckim”. Natomiast HTS – przekształcona syryjska Al-Kaida – i jego przywódca Dżaulani są zależni od Turcji politycznie, ale też poprzez dostawy broni czy wsparcie wywiadowcze.
Duże znaczenie ma także większość sunnicka w Syrii, która według szacunków w 2011 r. (przed wybuchem wojny domowej) stanowiła około 60 proc. społeczeństwa. „To umożliwia wspólnotę religijną, bo Turcja to też w większości sunnici, a prezydent Erdogan i jego AKP to taka odmiana soft Bractwa Muzułmańskiego” – tłumaczył prof. Münnich.
Syria teraz potrzebuje odrodzenia gospodarczego. Według Münnicha reżim Asada upadł przede wszystkim dlatego, że gospodarka syryjska jest „na dnie” i w Syrii było już coraz trudniej żyć.
Jak tłumaczył romówca PAP, syryjska gospodarka może ruszyć po zdjęciu sankcji europejskich i amerykańskich nałożonych na Asada. W ocenie eksperta Unia Europejska może w tej sytuacji stawiać nowym władzom Syrii warunki – zniesienie sankcji oraz nawiązanie współpracy gospodarczej uzależniać od poszanowania praw mniejszości. Poza tym może oczekiwać likwidacji rosyjskich baz wojskowych w Syrii. „To jest możliwe, bo Turcji nie zależy na tym, żeby Rosja miała tam swoje bazy. Poza tym Rosja po upadku Asada straciła twarz na Bliskim Wschodzie, pokazała, że jest słaba” – dodał Münnich.
USA – jego zdaniem – do pewnego stopnia będą „wyłączone” z tej gry, dlatego że społeczeństwo syryjskie „szczerze nienawidzi” Stanów Zjednoczonych i traktuje je jako wroga.
Według eksperta taka polityka „transakcyjna”, z jasno postawionymi warunkami, może być uwzględniona przez nowe władze Syrii. „Dżaulani jest inteligentny. To nie jest prymitywny islamistyczny watażka. On potrafi się dopasować do sytuacji. Będzie wiedział, że aby skonsolidować władzę, potrzebuje odbicia gospodarczego, a do tego jest mu potrzeba współpraca zewnętrzna. Dlatego nie może wprowadzać zbyt ostrego reżimu islamskiego, bo to powodowałaby izolację kraju, szczególnie z perspektywy europejskiej” – tłumaczy ekspert.
„W optymistycznej wersji jest więc szansa, że ta nowa Syria choć będzie islamistyczna – podobnie jak Turcja, może trochę bardziej rygorystyczna – to jednak z odradzającą się gospodarką i jako takim ładem i pokojem wewnętrznym” – dodał profesor.
Natomiast pesymistyczny scenariusz to taki, że Dżaulani nie zdoła opanować wewnętrznego chaosu i dojdzie do kolejnych walk. Jednym z trudniejszych problemów jest konflikt z Kurdami. Ich Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF) kontrolują obecnie część północno-wschodniej Syrii, gdzie znajdują się największe pola naftowe. Narodowa Armia Syryjska stale atakuje te tereny.
Syryjscy Kurdowie nie mają możliwości stworzenie własnego państwa, ale mają wsparcie USA, choć – zdaniem Münnicha – nie należy się spodziewać, żeby Amerykanie chcieli militarnie wspierać Kurdów w ewentualnej walce z Turcją, raczej będą starali się mediować w tym konflikcie.
Kurdowie – w ocenie eksperta – prawdopodobnie będą zmuszeni do rozmów z Dżaulanim i przejścia pod jakąś formę kurateli tej Nowej Syrii. Być może w zamian za umożliwienie dostępu do złóż ropy (które są w rękach kurdyjsko-amerykańskich), Kurdowie uzyskają zapewnienie o powstrzymywaniu ewentualnych zapędów Turków i prowadzenia tam walk.
Przewrót w Syrii – zdaniem prof. Münnicha – wykorzysta Izrael, który będzie chciał zająć tereny Syrii na wschód od Wzgórz Golan. Mieszkający na południu Syrii Druzowie mu się nie sprzeciwią, a za nimi wzdłuż pustynnej, wyznaczonej „od linijki” granicy syryjsko-jordańskiej Izrael może poprowadzić swój korytarz aż do terenów zajmowanych przez Kurdów, którzy – jedyni na Bliskim Wschodzie – postrzegani są jako sojusznicy Izraela.
Jak tłumaczy ekspert, nie chodzi tu o prostą aneksję tych terenów, będzie to nazywane np. budową „strefy bezpieczeństwa”. „Izrael jest w stanie doprowadzić do tego, że będzie miał pełną kontrolę nad tym korytarzem na terytorium Syrii i może przesuwać granice tego wpływu. Syria bowiem nie ma armii, która mogłaby się przeciwstawić. Chyba że włączy się do tego Turcja, ale to z kolei oznaczałoby postępującą kolonizację Syrii” – zaznaczył.
Upadek Asada to także porażka wroga Izraela – Iranu, który stracił w Syrii poważnego sojusznika, co powoduje, że trudniej mu wspierać libański Hezbollah.
Chrześcijanie zmuszeni do ucieczki?
Tymi, którzy najbardziej ucierpią – według prof. Münnicha – będą syryjscy chrześcijanie. Przed 2011 r. stanowili oni niespełna 10 proc. mieszkańców. Podczas wojny domowej większość z nich popierała Asada. „Reżim Asada był skorumpowany, brutalny, ale nie prześladował ze względu na religię. A te zwycięskie rebelianckie siły to środowiska twarde, islamistyczne, dżihadystyczne, jawnie wrogie wobec chrześcijan” – zauważył Münnich.
Dodał, że chrześcijanie nie mają swojej części Syrii, jak np. Kurdowie na północy czy Druzowie na południu, nie stanowią zwartej większości, nie będą prowadzić walk z rebeliantami. Są od nich zależni. „Chrześcijanie z Damaszku już w dużej mierze przezornie wyjechali do Libanu. Być może wrócą, być może nie. Z Libanu mogą też uciekać dalej do Europy” – powiedział ekspert.
Co prawda ugrupowania tworzące nową władzę Syrii chcą się pokazywać jako inkluzywne, ale – w ocenie profesora – robią to ze „względów taktycznych” i nie ma gwarancji, że faktycznie będą szanować prawa mniejszości. „Wiele zależy od tego, jaką politykę wobec Syrii będzie prowadziła Turcja i szeroko pojęty Zachód” – dodał.
Można się natomiast spodziewać, że do Syrii wróci przynajmniej część z kilku milionów uchodźców, którzy po wybuchu wojny domowej wyemigrowali do Turcji. „Turcja prawdopodobnie spowoduje, że syryjscy uchodźcy będę wracać do kraju, nawet nie do końca dobrowolnie. Będzie to spełnienie obietnicy prezydenta Erdogana, bo migranci to problem polityczny, społeczność turecka jest już nimi zmęczona” – zaznaczył prof. Münnich.
Jego zdaniem wydarzenia w Syrii pokazują też, że na Bliskim Wschodzie wzrasta rola „lokalnych graczy”. „Szeroko pojęty Zachód – USA, Europa – liczy się tu coraz mniej. Postrzegane to jest jako zrzucanie resztek kolonializmu i skutków podziału krajów Bliskiego Wschodu po I wojnie światowej. Czy Syryjczycy na tym skorzystają, to zobaczymy” – dodał prof. Münnich.
Źródło: Renata Chrzanowska PAP