Liczne protesty rodziców, nauczycieli i organizacji społecznych w połączeniu ze zbliżającymi się wyborami sprawiły, że politycy zmieniają swoje stanowisko dotyczące tzw. edukacji zdrowotnej. Nie dajmy jednak się nabrać i nie traćmy czujności. Te skrajnie lewicowe pomysły dotyczące edukacji dzieci mogą być tylko czasowo chowane na czas kampanii wyborczej. Nie traćmy czujności. Chrońmy dzieci!
Grono polityków, którzy mają wątpliwości co do tzw. edukacji zdrowotnej poszerzył właśnie Rafał Trzaskowski. Polityk KO oczywiście nie zanegował przedmiotu jako takiego, ale uznał, że to rodzica winni decydować o udziale dzieci w tego rodzaju edukacji.
„Uważam, że oczywiście edukacja zdrowotna jest potrzebna, ale powinna być dobrowolna; tutaj zdanie powinno zostać pozostawione rodzicom” – powiedział prezydent Warszawy i kandydat KO na prezydenta Rafał Trzaskowski, pytany o kontrowersje ws. nowego przedmiotu szkolnego.
Wesprzyj nas już teraz!
Wcześniej do sprawy odniósł się lider PSL. Wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiedział, że przedmiot ten będzie miał jednak charakter nieobowiązkowy. „Uspokoję wszystkich, którzy protestowali – przedmiot będzie nieobowiązkowy, będzie to decyzja rodziców; myślę, że będzie pozbawiony jakiejkolwiek ideologii – prawicowej czy lewicowej” – zapowiedział.
Kosiniak-Kamysz zapewniał, że o sprawie rozmawiał z minister edukacji Barbarą Nowacką (KO) oraz premierem Donaldem Tuskiem. Jak na ro zareagowała szefowa MEN? „Ktoś znów pomylił MON z MEN jak czytam” – napisała Nowacka na portalu X.
Nie ma wątpliwości, że na postawę polityków wpływ mają liczne protesty wielu środowisk, które nie zgadzają się na lewicową wizję szkoły i deprawację dzieci. Nie bez wpływu pozostaje tu toczona, wciąż nieformalnie, kampania wyborcza. Jedno jest pewne – presja ma sens. Ale też składane deklaracje nie mogą uspokajać. Trzeba patrzeć rządzącym na ręce, by wiedzieli, że po wyborach także zgody na deprawację dzieci w szkołach nie będzie.
Źródło: PAP X
Oprac. MA