Ludzie zawsze poszukują kogoś, kto im powie „co jest”, albo odpowie na pytanie „jak było naprawdę?” Ale najczęściej chodzi o to, „co dalej?”, no i w związku z tym „jak żyć?”. Niestety, jednocześnie ci sami ludzie, tak łaknący życiowej wiedzy, nie zauważają tych, którzy im odpowiedzi udzielić mogą i za nic sobie mają prawdziwych mistrzów i nauczycieli. Taka refleksja przyszła do mnie, gdy wziąłem do rąk najnowsze dzieło Brauna… nie, nie Grzegorza, ale jego ojca, prof. Kazimierza Brauna, czyli książkę „Co stało się z teatrem XXI wieku?” To lektura dla każdego, kto aspiruje do bycia człowiekiem kulturalnym, a obowiązkowa dla wszystkich polskich artystów, szczególnie tych, którzy swe kreacje wiążą ze sceną.
Artystów i scenę powyżej przywołałem z oczywistego powodu, o którym warto napisać. Planowa oświatowa ignorancja oraz pandemiczne wypieranie prawdy skutecznie wygumkowały z polskiej zbiorowej świadomości postać naszego najwybitniejszego żyjącego twórcy teatralnego, pisarza i naukowca. Najkrócej to byłoby tak: w jego dorobku reżyserskim jest ponad 150 przedstawień teatralnych i telewizyjnych (tak w kraju jak i zagranicą); był dyrektorem teatrów w Lublinie i we Wrocławiu; wykładał na Uniwersytecie Wrocławskim i uczył adeptów sceny w PWST Kraków-Wrocław; również wykładał i uczył reżyserii na uniwersytetach w USA, m.in. w Buffalo, gdzie od lat mieszka na stałe. (Ameryka nie była w życiu nestora polskiego teatru wyborem intencyjnym, ale w roku 1984 przymusem spowodowanym politycznym i ekonomicznym wykluczeniem twórcy opozycyjnego wobec komunizmu.) Do tego konterfektu dodajmy jeszcze ponad 70 książek (prace naukowe, powieści, dramaty, poezje) oraz – obok najważniejszych odznaczeń państwowych, które otrzymał po 1990 roku – rzecz wyjątkową, jaką jest honorowe obywatelstwo miasta Tarnowa (tutaj mamy istotny kontekst rodzinny prof. Kazimierza, związany z jego ojcem Juliuszem i stryjem Jerzym).
Pośród niezliczonej ilości diabelskich podszeptów prowadzących do zatracenia ludzkiej tożsamości, jednym z najbardziej wrednych jest ten: „Nie słuchaj innych. Słuchaj siebie”. Oczywiście, zwolennicy tej dewizy siebie samych każą słuchać i to jak najbardziej (bo w walce o nasze dusze są równi i równiejsi, jak wiemy). Tak więc dla sztuki teatralnej wiarygodnym dzisiaj będzie na przykład powoływanie się na Krystiana Lupę, ale nie na Kazimierza Brauna, bo to dla trwającej rewolucji kulturowej nie jest bezpieczne, gdyż może zablokować zaprogramowane dla nas zniewolenie.
Wesprzyj nas już teraz!
A czego się dowiemy słuchając Kazimierza Brauna? Poczytajmy więc nieco z jego książki:
– [We współczesnej kulturze] zdają się dominować destrukcyjne wzorce protestanckie, masoński satanizm, talmudyzm, ojkofobia i antyklerykalizm. Ta materia ma przy tym ambicję zagarnięcia, wchłonięcia całej przestrzeni publicznego uprawiania teatru i wyeliminowania wszystkiego, co sprzeciwia się preferowanym w jej obrębie programom, modom i trendom;
– Z punktu widzenia sztuki trzeba pytać, czy teatr XXI wieku to jeszcze w ogóle dziedzina sztuki? Czy już tylko rozrywki – najczęściej prymitywnej? Albo propagandy – od propagandy politycznej, aż do propagowania określonych stylów życia?
Dlaczego mamy brać sobie do serca i rozumu przemyślenia Brauna o teatrze? Posłuchajmy:
– (…) Kultura obejmuje między innymi sztukę, z jej wszystkimi możliwymi rodzajami, a w tym teatr, który sytuuje się w samym centrum kultury, jest wręcz jej modelem. Teatr jest bowiem sztuką człowieka komunikującego się bezpośrednio z drugim człowiekiem w jego duchowo-psycho-fizycznym złożeniu;
– Przedstawienie może porwać widzów do walki o wolność albo narzucać im zniewolenie: może uczyć patriotyzmu albo – w obecnych czasach globalizmu (…);
– Często żywy człowiek zastępowany jest teraz na scenach obrazem filmowym czy telewizyjnym. Coraz częstsze jest także posługiwanie się przez aktorów mikrofonami, które kierują ich głos do widza z głośników, a nie bezpośrednio, od mówiącego do słuchającego żywego człowieka. A gdy teatr przestaje opierać się o żywego człowieka, działającego tu i teraz – po prostu przestaje być teatrem.
To nie jest książka publicystyczna. Autor tak naprawdę ukazuje anatomię teatru, sztuki teatralnej. Uświadamia nam czym jest teatralna metafora, znak, symbol. Definiuje w tym wszystkim miejsce reżysera i aktora, ale też autora, inscenizatora i… widza. Pokazuje różnicę pomiędzy „fachowcem” a „aktywistą”. I pomimo, że mamy tutaj bardzo bogate przypisy i indeksy, to nie jest esej naukowy. Twórca urodzony jeszcze w II Rzeczpospolitej jest w swym pełnym erudycji pisaniu młodzieńczy, pełen serca i wiary w dobro, które może dać ludziom sztuka. Nie bez powodu cytuje swojego ukochanego Norwida:
Teatr ile wiemy, jest atrium spraw niebieskich.
I nie bez powodu Kazimierz Braun w „Podsumowaniu” umieszcza myśl pełną wiary w przyszłość:
Można przypuszczać, że jeżeli procesy, które próbowałem naszkicować będą nadal biegły w obecnych kierunkach, to w niedalekiej przyszłości będzie można mówić o teatrze, już tylko jako zjawisku niszowym, o teatrze w katakumbach.
Ale to daje nadzieję, acz gorzką i trudną: chrześcijaństwo kiedyś przetrwało w ciemnych katakumbach – aby wyjść na światło słońca.
Puenta, Drodzy Państwo, jest powyżej. Mnie pozostaje raz jeszcze zachęcić do czytania, przeżywania i wprowadzanie w życie tego, co mówią do nas mądrzy ludzi, tacy jak Kazimierz Braun. Możliwość międzypokoleniowych relacji jest bezcenna, a ci, którzy narzekają na „brak elit” niechże w końcu z pokorą otworzą oczy oraz nadstawią uszu i nie lękają się o przyszłość.
Tomasz A. Żak
Zobacz także: