Po latach antypatii oraz otwartego zwalczania, miliarderzy z Doliny Krzemowej dzisiaj usilnie zabiegają o sympatię Donalda Trumpa. Zacieśniające się relacje z prezydentem elektem USA prowokują oskarżenia o powstawanie w kraju oligarchii. Podobnych głosów brakowało jednak, gdy platformy społecznościowe zdominowane były przez lewicowo-liberalnych „weryfikatorów prawdy”, a administracja Bidena prowadziła politykę covidową wykorzystując dyrekcję Twittera i Facebooka.
„Podczas mojej pierwszej kadencji wszyscy ze mną walczyli. W tej kadencji wszyscy chcą być moimi przyjaciółmi” – dziwił się Trump na konferencji prasowej w grudniu, mówiąc o swoich relacjach z gigantami technologicznymi. „Nie wiem, może moja osobowość się zmieniła czy co” – zażartował.
Najbardziej jaskrawym przykładem tych zmian jest Musk, który w ciągu kilku lat przeszedł od publicznych kłótni z Trumpem i apelowania, by odszedł on z życia publicznego, do stania się jego głównym sponsorem i nieodłącznym towarzyszem, przezywanym „prezydentem Muskiem” przez krytyków i „pierwszym kumplem” przez samego Muska.
Wesprzyj nas już teraz!
Podobnych publicznych „nawróceń” na ruch MAGA (Make America Great Again – uczyńmy Amerykę znów wielką) jest więcej. Szef koncernu Meta Mark Zuckerberg – który doprowadził do zablokowania konta Trumpa na Facebooku i Instagramie, i przez lata był przez niego atakowany i oskarżany o udział w spisku, by „ukraść” poprzednie wybory prezydenckie (Trump groził mu nawet dożywociem) – po wyborach w 2024 r. w popularnym podcaście zapewnił, że optymistycznie zapatruje się na prezydenturę Trumpa, który jego zdaniem „chce tylko, by Ameryka wygrywała”. Powielił też wiele krytycznych uwag Trumpa pod adresem Bidena i amerykańskich korporacji, które jego zdaniem utraciły „męską energię”.
Mniejsze i większe gesty wobec Trumpa czynili też inni giganci biznesu: szef Amazona Jeff Bezos, dyrektor generalny Google’a Sundar Picha, założyciel OpenAI Sam Altman czy obecny szef Microsoftu Satya Nadella. Chęć odwiedzenia prezydenta elekta deklarował też…Bill Gates.
Według Jeffa Le, byłego wiceministra władz stanowych Kalifornii odpowiadającego m.in. za sektor technologii, zwrot miliarderów z Doliny Krzemowej ku Trumpowi to zarówno próba dbania o własne interesy – zwłaszcza w obliczu rozpoczętych przez ekipę Bidena postępowań antymonopolowych przeciwko gigantom z Big Tech – jak i symptom kulturowego przesunięcia, które dokonało się w branży.
„Nie sądzę, by łatka +oligarchii+ użyta przez Bidena była odpowiednia. Partia Demokratyczna też miała przez lata bliskie powiązania z Big Tech, ale Republikanie znacznie zwiększyli swoje wpływy” – powiedział PAP Le.
PAP / oprac. PR