Dzisiaj

Wielkie historie: powieści i krótkie narracje pozwalają nam zrozumieć, kim każdy z nas jest jako homo viator – człowiek podróżujący. Życie każdego z nas to podróż, a skoro tak, to przez sam ten fakt jest ono także opowieścią – mówi Joseph Pearce, brytyjski pisarz, biograf i krytyk literacki, w rozmowie z Janem J. Franczakiem.

 

Jan J. Franczak: Josephie, dziękuję za przyjęcie zaproszenia do rozmów o literaturze. Chciałbym zacząć od czegoś naprawdę podstawowego: dlaczego powinniśmy czytać książki? Mamy kino, mamy seriale telewizyjne, mamy Internet, YouTube. Po co zadawać sobie dodatkowy trud?

Wesprzyj nas już teraz!

Joseph Pearce: To dobre pytanie. Przede wszystkim, w najszerszym rozumieniu tego słowa książki umożliwiają nam ucieczkę od rzeczywistości wirtualnej do… rzeczywistości. A myślę, że chcemy tak naprawdę wieść życie – tak dalece jak to możliwe – w pełni rzeczywistości. A to oznacza, że musimy oderwać się, rozłączyć od technologii, poprzez którą inni ludzie ukierunkowują nam informacje, a następnie sami przejąć kontrolę. Może to oznaczać pójście do ogrodu i obserwowanie ptaków. Może to być oglądanie zachodu słońca. Może to być budowanie ogniska. Ale to także może i powinno obejmować czytanie książek – i to najlepiej nie na ekranie, ale książek, w których naprawdę przerzuca się strony; z czym związane jest doświadczenie dotyku, i co nie ma związku z technologią jako pośrednikiem.

 

A zatem sądzisz, że czytanie e-booków nie jest dobrym pomysłem?

Nie twierdzę, iż ludzie nie powinni tego robić. Myślę, że istnieje tutaj hierarchia preferencji. I jak powiedziałem: nie powinniśmy wieść naszego całego życia w połączeniu z Internetem albo z technologią; będąc – że tak powiem – podłączonymi. Powinniśmy się „wylogować”, by móc wrócić do rzeczywistości, tego, co realne, a nie wirtualne. A to oznacza, że jeśli spędzamy większość naszych dni roboczych – jak wielu z nas już to robi – przy komputerze, to dlaczego mielibyśmy wykorzystywać nasz czas wyciszenia, nasz własny czas w ten sam sposób? To oznacza, że zasadniczo jesteśmy podpięci do technologii od samego przebudzenia do chwili pójścia spać! To nie może być dla nas dobre z punktu widzenia psychiki. To nie może dla nas być dobre duchowo. Naprawdę myślę, że powinniśmy się od tego oderwać, by móc na nowo nawiązać kontakt z samą rzeczywistością. A ostatecznie oznacza to rzeczywistość, jaką jest On sam; On, to znaczy Jezus Chrystus, sam Bóg w swej inkarnacyjnej obecności. A więc jeśli żyjemy w świecie wirtualnym, a nie w „realu”, to odrywamy się od tych najgłębszych aspektów samej rzeczywistości. Myślę, że to niebezpieczne. Wielu z nas spędza tak dużo czasu z gadżetami, że stają się one gadżetami-bożkami (godgets). Tak naprawdę ubóstwiamy je, oddajemy im cześć i spędzamy dużo więcej czasu z naszymi z gadżetami-bożkami, a nie z naszym Bogiem. Musimy przestać to robić.

 

Mówiąc konkretniej: dlaczego powinniśmy czytać poezję? Z jednej strony wydaje mi się, że prawdopodobnie młodzież wciąż się nią zajmuje, pisze poezję, na przykład gdy jest zakochana. Ale z drugiej strony, w naszych czasach liryka nie jest powszechnie czytana, ponieważ – jak przypuszczam – spotyka się z niezrozumieniem. Ludzie generalnie nie sięgają po poezję, krytycy w popularnych czasopismach nie publikują jej recenzji, nie ma tam specjalnej rubryki, do której można posłać do oceny swoje próbki wierszy. A zatem dlaczego mielibyśmy czytać poezję?

Cóż, czasopismo, które redaguję od 23 lat, jest wyjątkiem od tej reguły. Publikujemy w każdym numerze oryginalną współczesną poezję. Myślę, że kluczową sprawą, jeśli chodzi o poezję, jest to, że zmusza nas ona do wyhamowania. Nie można czytać jej pospiesznie, a więc musimy zwolnić, aby naprawdę się w nią zaangażować. To jeden z powodów, dla których nie jest ona tak bardzo popularna w tych czasach – ponieważ ludzie są ciągle w biegu. Nigdy nie mają czasu na nic, z wyjątkiem tego, co powierzchowne. I muszą to robić w pośpiechu, a zatem coś, co wymaga od nich zwolnienia, skoncentrowania się, jest tak naprawdę dla nich bardzo, bardzo dobre.

Sama właściwie rozumiana poezja ma tę moc, by skłonić nas do zwolnienia, wejścia na nowo w prawdziwy czas.

Tak swoją drogą – ponieważ poruszanie się z prędkością światła nie jest dla istot ludzkich naturalne – naszym przeznaczeniem jest w rzeczywistości korzystanie z czasu. Są tylko dwie rzeczy, jakie możemy zrobić z naszym życiem… Jak powiedział wielki poeta Gerard Manley Hopkins, jesteśmy przesypywaniem się piasku w klepsydrze. Innymi słowy, każdy z nas ma własną klepsydrę z piaskiem czasu, który się w niej przesypuje. Nie wiemy, ile każdy z nas będzie miał tego piasku, indywidualnie. Nie mamy tej samej jego ilości i nie wiemy, ile tego piasku nam zostało. Ale wiemy jednak, że przesypuje się on i w końcu nic nie zostanie, i to będzie koniec naszego życia na ziemi. A więc jesteśmy przesypywaniem się piasku w klepsydrze. A zatem jeśli ma się to na uwadze, to jest bardzo ważne, byśmy spędzali nasz czas dobrze. A nie możemy czasu stwarzać.

Możemy w związku z tym zrobić tylko dwie rzeczy w odniesieniu do czasu, który mamy, nim umrzemy: możemy albo go wykorzystać, albo zmarnować. Ten spędzony z poezją zostaje wykorzystany. Poświęcony na niekonieczną, pospieszną pogoń za błahostkami jest zmarnowany. A kiedy umrzemy, to sądzę, że nie chcielibyśmy, aby nasz Stwórca powiedział: „Cóż… Większość swojego życia po prostu zmarnotrawiłeś. Co robiłeś? Nie robiłeś nic innego, jak tylko trwoniłeś posiadany czas”.

Zatem myślę, że powinniśmy wykorzystywać czas. Sądzę zaś, że czytanie dobrej poezji, czyli „destylatu” języka, jest dla niego [języka] tym, czym wielka klasyczna muzyka wobec całej muzyki. Chodzi o to, że najwspanialsza poezja to najwspanialsze wykorzystanie języka. I chcielibyśmy angażować się w to piękno, przede wszystkim ze względu na formę. Ale poza tym – by nawiązać kontakt z wielkimi poetami; z tym, co oni robią z formą, co mówią poprzez formę, czego uczą nas fizycznie i metafizycznie o kosmosie i o nas samych.

 

Może zatem jeszcze jedno pytanie o poezję. Czy powiedziałbyś, że poezja jest zawsze trudna dla czytelników wtedy, gdy powstaje? Ponieważ, tak jak powiedziałem: wydaje się, że w dzisiejszych czasach ludzie jej nie rozumieją. Dlaczego tak się dzieje?

Jest taki nowy akronim ADD (Attention Deficit Disorder – zespół nadpobudliwości psychoruchowej), co oznacza, że w naszych czasach nie mamy zdolności dłuższej koncentracji na jakiejkolwiek rzeczy. I myślę, że jest to konsekwencją właśnie tego, że jesteśmy „podłączeni” i żyjemy w rozproszeniu uwagi, zamiast w jej skupieniu. A  powinniśmy być pociągani ku dobru, prawdzie i pięknu, a nie odrywać od nich uwagi poprzez pospieszne uganianie się za błahostkami w pośpiechu i krótkich zrywach. Musimy mieć zdolność poświęcania czasu na rzeczy, które są tego warte: na modlitwę i na oddawanie chwały – nawet po prostu obserwując zachód słońca – ale także na poezję i zajmowanie się pięknem języka.

Kolejna rzecz jest bardzo ważna… Anglosasi mówili o tym, że każda osoba ma swoją wyjątkową kolekcję słów. I każde nowe słowo, jakiego się uczymy, to prawdziwe bogactwo. Potrzebujemy ich bowiem, aby móc komunikować kosmos przede wszystkim samym sobie; by móc zobaczyć coś i wiedzieć, co to jest; zrozumieć to i dostrzec, jak to się odnosi do innych rzeczy. Musimy wiedzieć, jak te rzeczy się nazywają, by móc powiązać rzeczywistość z nami samymi. A następnie potrzebujemy tych samych słów, by móc przekazać to rozumienie rzeczywistości innym. A zatem zwiększenie naszego zasobu słów – tego wyjątkowego bagażu, który nosimy ze sobą – umożliwia nam zrozumienie kosmosu, nas samych i innych z dużo większą jasnością. I to dlatego czytanie wielkich poetów, takich jak np. Szekspir, umożliwia nam powiększenie naszej „kolekcji”. I to umożliwia nam zrozumienie rzeczywistości, w której się znajdujemy, z dużo większą jasnością. A zatem, oprócz estetyki i czysto pragmatycznego, praktycznego rozumienia, jeśli chce się zrozumieć świat, w którym się żyje, należy mieć zasób słownictwa, który na to pozwala. A najlepszym sposobem by to osiągnąć jest czytanie wielkich poetów, wielkich pisarzy, którzy ten bogaty zasób słów posiadają. Gdy ich czytamy, oni dzielą się nim z nami, prezentują nam go i w rzeczywistości nam go ofiarowują. Kiedy przyswajamy nowe słowo, staje się ono podarunkiem, który mamy od tej pory w naszej osobistej kolekcji.

 

Ale przypuszczam, że nie jest to jedynie kwestia bogatego słownictwa czy posiadania dużej kolekcji słów. Wydaje mi się, że czytanie współczesnej poezji jest czasami odrobinę jak rozwiązywanie łamigłówki, jak łączenie kropek – by tak powiedzieć. Oczywiście także wymaga to czasu i cierpliwości. Czy współczesna poezja – nie cała oczywiście – nie jest jak duża łamigłówka, którą musimy rozwikłać, by móc się nią w pełni cieszyć?

Jeśli mówisz o tego rodzaju współczesnej i postmodernistycznej poezji, która jest bezkształtna i ostatecznie nihilistyczna, powiedziałbym, że przypisujesz jej dużo więcej niż ona daje ku temu podstaw. Coś może być zagadkowe, ponieważ zawiera sens, który jest trudny do wyjaśnienia albo może być zagadkowe, gdyż ostatecznie jest bezsensowne. Poezja T.S. Eliota, w szczególności być może Ziemia jałowa, to przykład tej pierwszej łamigłówki, ponieważ sens, który wyjawia, warto odkryć. Ten drugi rodzaj poezji nie jest warty łamania sobie nad nim głowy, ponieważ w ogóle nie zasługuje na lekturę.

 

I kolejne pytanie o poezję, szczególnie nowoczesną. Oprócz wzbogacania naszego słownictwa, czy nie jest ważne znać klasyków, by móc się w pełni cieszyć współczesnymi utworami?

Każda wielka literatura, w poezji i w prozie, jest częścią wielkiej rozmowy, która ożywiała zachodnią cywilizację od niemal trzech tysięcy lat. Cokolwiek podaje się za literaturę, a co nie jest nic dłużne tej wielkiej rozmowie, pozostaje pozbawione korzeni i bezsensowne. Nie jest warte lektury, gdyż nie było warte pisania. Nie ma nic do powiedzenia.

 

Przejdźmy do czytania powieści i opowiadań, jeśli moglibyśmy je zestawić razem. Dlaczego powinniśmy czytać powieści?

Czasami mówię o trzech klasycznych rozumieniach tego, kim jesteśmy: Anthropos – od greckiego słowa oznaczającego człowieka – ten, który zwraca się ku górze w zadziwieniu. Homo viator – człowiek podróżujący, człowiek poszukujący albo człowiek pielgrzymujący; oraz homo superbus – człowiek pyszny, który odrzuca poszukiwanie, który odmawia udania się w podróż; który zamiast tego idzie swoją własną drogą. A więc to, co musimy zrobić, to zrozumieć, kim jesteśmy.

Zatem anthropos jest tym – według Platona – kto zwraca się ku górze w zadziwieniu, a pozwala nam to uczynić wielka poezja. Jak mówi Samwise Gamgee we Władcy pierścieni: „Ponad wszelkimi cieniami unosi się słońce”. Cóż, jeśli nie spojrzymy w górę, nie wiemy tego. Nie wiemy, że ponad wszelką ciemnością jest światło, które wypiera całe zło; że jest dobro. Nie wiemy, o ile nie spojrzymy w górę.

A zatem wielka poezja pozwala nam to zrobić. Wielkie historie: powieści i krótkie narracje pozwalają nam zrozumieć, kim każdy z nas jest jako homo viator – że jesteśmy powołani. Życie każdego z nas to podróż, stąd homo viator. A skoro życie jest wędrówką, to przez sam ten fakt jest ono także opowieścią, ponieważ życiowa podróż składa się na opowieść. Każdy z nas żyje w swojej własnej opowieści, w relacji do innych ludzi, którzy także żyją we własnej opowieści, i jesteśmy nawzajem obecni w swoich historiach. A więc historie fikcyjne umożliwiają nam zobaczyć swoją własną, odzwierciedloną nam w lustrze, które być może doprowadzi nas do głębszego zrozumienia nas samych.

Zatem, jak mówi Tolkien o opowieściach – o baśniach w szczególności, a o opowieściach w ogóle – stawiają one człowiekowi przed oczy zwierciadło. Pokazują nam nas samych. Takie jest ich znaczenie. A także, ponieważ opowieści o homo viator – o człowieku w podróży – pokazują nam także homo superbus – człowieka niegodziwego, złego, który idzie własną drogą i odrzuca wyznaczoną podróż. Powoduje chaos i zniszczenie, a ostatecznie, w konsekwencji – samozniszczenie.

A zatem te opowieści stawiają przed nami lustro. A czy oznacza to, że historie napisane w przeszłości, na przykład 100 lat temu, a może nawet 200 lat temu, też mogą postawić nam takie zwierciadło i pokazać nam nas samych?

A może nawet i 2,5 tysiąca lat temu, jak w przypadku Homera czy Ajschylosa. Tak, zdecydowanie, ponieważ rzecz w tym, że to, kim jesteśmy, jest niezmienne. A więc filozoficznie substancja człowieczeństwa pozostaje ta sama. Przypadkowe aspekty, takie jak ubrania, które nosimy albo to, jakimi pojazdami się poruszamy – te przypadkowe rzeczy się zmieniają. Ale każdy z nas w rzeczywistości pozostaje – tak w czasach Homera, czasach Dantego, czasach Szekspira, jak i w naszych czasach – homo viator, homo superbus, anthropos… To się nie zmieniło. A zatem wielka literatura pokazuje nam, kim jesteśmy w tym nieprzemijającym, substancjalnym, zasadniczym sensie. Podczas gdy dzieła literackie, które są „aktualne”; które akcentują przypadkowe aspekty tego, kim jesteśmy, staną się zdezaktualizowane, gdy tylko te przypadkowe aspekty przeminą. Bowiem to, co akcydentalne, jest tymczasowe, natomiast to, co nieprzemijające, jest permanentne. A więc wielka literatura pokazuje nam, kim jesteśmy zawsze, permanentnie.

 

Czy moglibyśmy powiedzieć, że współczesna literatura jest zdominowana przez powieści, opowiadania promujące homo superbus? Czy byłoby to przesadą?

Literatura każdej epoki będzie odzwierciedlać ducha epoki lub na niego reagować. Niskiej jakości literatura jedynie odzwierciedla ducha czasu; literatura wybitna reaguje nań przy pomocy probierza tradycji. W epoce zdominowanej przez homo superbus, duch pychy, a nie pokory, będzie dominować literaturę niższej jakości. W takiej epoce naprawdę wybitna literatura przystawi lustro homo superbus, pokazując mu, jak bardzo jest zły i brzydki.

 

A może jest to raczej typ homo viator, który nie wie, dokąd zmierza? Typ człowieka, który utracił poczucie kierunku?

Każdy z nas jest zawsze zarówno homo superbus, jak i homo viator. To walka pomiędzy pychą a pokorą. Ta walka jest przedstawiona w wielkiej literaturze. Jeśli homo superbus jest ukazany jako bohater, który triumfuje nad homo viator, to powieść czy opowiadanie jest ipso facto niegodziwa. Jeśli powieść czy opowiadanie mówi o kimś, kto się zgubił albo szuka, którą drogą iść, to jest o homo viator.

Przejdźmy teraz do sztuk teatralnych, do dramatów… Powinniśmy je czytać czy oglądać w teatrze?

To bardzo dobre i złożone pytanie. Szekspir powiedział, że cały świat jest sceną i każdy musi odegrać swą rolę. Zatem to, co jest prawdą w przypadku literatury narracyjnej, jest nią w przypadku dramatu: że pokazuje nam on nas samych: homo viator – człowieka w podróży, człowieka w opowieści. Problem w tym oczywiście, że sztuki są po to, by na scenie dokonało się ich wcielenie. Problem polega na tym – by użyć słów T.S. Eliota z jego poematu Wydrążeni ludzie – że „pomiędzy możnością a istnieniem (…) kładzie się cień”. Zatem pomiędzy możność, moc i możliwość pierwotnego dzieła a jego wcielenie na scenie kładzie się cień. Jest nim zazwyczaj reżyser albo producent, który może manipulować i zniekształcić intencję dramaturga w taki sposób, że to co się przedstawia na scenie, jest wypaczeniem tego i odchyleniem od tego, co autor w rzeczywistości napisał i zamierzał. Nazywam to „maltretowaniem”, dajmy na to, Szekspira.

Tak naprawdę podam ci jeden przykład, najbardziej bezczelny. Otóż, zanim wyjechałem do USA, zobaczyłem w Anglii przedstawienie Kupca weneckiego. I każda chrześcijańska postać w Kupcu weneckim została przedstawiona jako skinhead. Nie zmieniono żadnego słowa dramatu. Oczywiście sposób, w jaki je wypowiadano, został zmodyfikowany, ale pomiędzy słowami a „życiem” ten skinhead, te chrześcijańskie postaci pluły na Shylocka i kopały go. I tu widzisz przykład, jak bez zmieniania jakichkolwiek słów reżyser sztuki kompletnie niszczył i profanował piękne dzieło Szekspira, zamieniając je w coś brzydkiego i genderowego.

 

To jest właśnie to, o co tak naprawdę chciałem zapytać, myśląc o tej samej sztuce. I okazuje się, że to zjawisko międzynarodowe. Oglądałem w przeszłości „interpretację” – jeśli tak to możemy określić (gdyż sądzę, że wystawianie na scenie sztuk Szekspira jest jakąś interpretacją lub zniekształceniem oryginału) – i to było właśnie to samo. Chrześcijanie zostali w tej sztuce pokazani jako swego rodzaju sportowi chuligani. Pili alkohol, a potem roztrzaskiwali puste butelki… I myślę – szczególnie po przeczytaniu   Twoich książek – o Kupcu weneckim jako przykładzie, jak można sztukę zniekształcić na scenie i błędnie ją zinterpretować; jak reżyser może ją błędnie odczytać.

Masz oczywiście rację, że reżyser interpretuje sztukę. Moja druga książka nosiła tytuł Through Shakespeare’s Eyes (Oczami Szekspira). I myślę, że tak jak we wszystkim, powinniśmy widzieć rzeczy obiektywnie. Innymi słowy, powinniśmy starać się odkryć w nich prawdę. Nie poddawać tej prawdy naszej pysze i uprzedzeniom. A więc prawdziwa interpretacja Szekspira to próba zrozumienia, co robi on w danej sztuce, a następnie pozostanie temu wiernym. Ale to oczywiście oznacza, że powinniśmy zrozumieć, co Szekspir robi. A więc musimy zrozumieć Szekspira. I nie mam oczywiście nic przeciwko zmianie aspektów przypadkowych. Przykładowo dla mnie nie ma znaczenia, czy Hamlet zostanie osadzony w czasach napoleońskich, czy w XX wieku Jak powiedzieliśmy wcześniej: prawdy w sztukach Szekspira są odwieczne. To ubrania, jakie nosimy, są przypadkowe. Oczywiście, mamy tyranów. Coś gnije w państwie duńskim – mówi Szekspir o Hamlecie. Tak naprawdę to słowa o współczesnej mu Anglii na przełomie XVI i XVII wieku. Ale mógłby mówić o Niemczech w latach 30. XX stulecia albo o Rosji w 1917 roku. Mógłby mówić o różnych czasach, gdyż świecka tyrania, korupcja cezara i narzucanie jego skorumpowanej woli mniej potężnym jest czymś, co się dzieje od niepamiętnych czasów.

A więc ważne jest to, co Szekspir robi w Hamlecie, a pokazuje te ponadczasowe lekcje o filozofii politycznej, o oddaniu cezarowi tego, co należy do cezara, ale i o oddaniu Bogu, tego, co jest Boga; o gotowości oddania własnego życia za przyjaciół i swój kraj, jak robi to Hamlet. To są ponadczasowe lekcje, a jeśli nie zinterpretujemy tej sztuki w taki sposób, zdradzamy Szekspira i maltretujemy jego geniusz.

I powiedziałbym przy okazji, że Kupiec wenecki to Antonio, a nie Shylock. Wizualnie dramat ten – jeśli spojrzymy na fabułę jak na kawałek sznurka – ma trzy węzły, trzy punkty skupienia: pierwszy to test szkatułek. Shylock w ogóle nie jest tu zaangażowany. Drugi punkt to test w sądzie. Shylock i Porcja zajmują centralne miejsce. Trzeci to test pierścieni. Shylock w ogóle nie bierze tu udziału. Sztuka nie dotyczy Shylocka. Czasami mówię, że należy na to spojrzeć tak: gdybyśmy zmienili tytuł Opowieści wigilijnej Karola Dickensa na Scrooge, nikt by się nie obraził, gdyż Opowieść wigilijna jest o Scrooge’u. Ale jeśliby zmienić tytuł Oliwera Twista na Fagin, każdy by powiedział: „to dziwaczne! Zasadniczo z drugorzędnej postaci robicie główny punkt uwagi”. I właśnie to dzieje się z Kupcem weneckim. Nie jest to tragedia Shylocka, ale komedia Kupca weneckiego z Antoniem i historią, która toczy się wokół.

Aby podsumować tę pierwszą – mam nadzieję – serię naszych rozmów, chciałbym zadać pytanie o czytelnictwo. Czy martwią Cię sondaże, badania opinii, które pokazują niską popularność książek? Ponieważ mi osobiście wydaje się, że 100 książek przeczytanych przez pana Smitha i 100 książek przeczytanych przez pana Browna to nie jest dokładnie to samo.

Powiedziałbym przede wszystkim, że żyjemy w czasach – by użyć tu słów Oscara Wilde’a – długiego i nie tak uroczego samobójstwa dekadenckiego Zachodu. Innymi słowy, że ideologie i filozofie tak zwanego oświecenia prują się, gniją, rozkładają. Są w trakcie procesu – stosując ich własną terminologię – dekonstrukcji. Nie powinno nas zatem dziwić, że prawdziwe cywilizowane wartości, takie jak czytanie wielkich książek, zanikają w takich czasach. Ale to, co jest potrzebne, to byśmy byli ziarnami, ziarenkami gorczycy, by zachowywać, konserwować, rozpowszechniać i siać te ziarna w kulturze. A więc kiedy dekadencki Zachód w końcu wyzionie swego upiornego ducha, kiedy w końcu umrze z powodu swego nadmiaru, to co się stanie? Nastąpi zmartwychwstanie Kościoła. A jak powiedział Chesterton: Kościół katolicki umierał wielokrotnie i rodził się na nowo, ponieważ oddaje cześć Bogu, który znał sposób wyjścia z grobu. I szczerze powiedziawszy, można spojrzeć na pewne okresy historii, które są przynajmniej równie złe, jak czasy, w których się sami znajdujemy. Gdybyśmy żyli w tamtych czasach, prawdopodobnie powiedzielibyśmy: „cóż, to koniec”. A tak się nie stało. Kres nadejdzie i może on nastąpić w następnym tygodniu, a może w przyszłym tysiącleciu. Nie nam to wiedzieć. Musimy po prostu być dobrymi i wiernymi sługami. Koniec świata nastąpi dla nas, gdy umrzemy, a to może nastąpić jutro. I to jest jedyny koniec świata, o który powinniśmy się martwić. I powinniśmy być dobrymi i wiernymi sługami w tym czasie, który mamy.

Zgadzając się z tym, chciałbym ponownie spytać: czy statystyki, które pokazują niskie czytelnictwo, mają w ogóle sens? Oczywiście to martwiące i mówi coś o naszych czasach. Ale domyślam się, że nie jest jedynie ważne, ile książek przeczytamy rocznie czy w miesiącu, ale również – jakie książki, prawda? Ktoś może poświęcić cały rok na lekturę np. dzieł zebranych świętego Jana od Krzyża. Ktoś inny może przeczytać w tym samym czasie sto powieści kryminalnych. To nie jest porównywalne. Czy też powinniśmy raczej być szczęśliwi, że ktoś w ogóle czyta książki?

Zgadzam się, że czytanie powinno być związane z jakością, a nie jedynie z ilością. Sądzę jednak także, że w samym czytaniu tkwi wartość; w czytaniu, które jest jakościowo lepsze niż „nieodłączona” pasywność związana z gapieniem się w ekran. Lektura wymaga zaangażowania intelektu, mojego „ja”; patrzenie w ekran pozwala intelektowi albo „ja” wyłączyć się, podczas gdy działają obrazy wizualne. Czytanie dodaje energii; media technologiczne jedynie osłabiają.

 

Dziękuję, Josephie, za tę rozmowę.

Janie, dziękuję za zaproszenie. Powiem tak: kontynuujcie wielkie dzieło, które realizujecie w Polsce. Jesteście źródłem inspiracji dla ludzi oddalonych o wiele tysięcy mil. A więc trwajcie.

 

 Szczęść Boże.

Daj Boże.

 

Jest to rozszerzona i uzupełniona wersja pierwszej serii rozmów wideo, jakie ukazują się w trzech językach, w ramach cyklu „Mówiąc krótko o literaturze z Josephem Pearcem”.

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie