Rozszerzenie Europejskiego Systemu Handlu Emisjami na ogrzewanie i transport mocno uderzy w kieszenie Polaków. Skutków politycznych tych działań zaczyna obawiać się uśmiechnięta koalicja, która do tej pory jednoznacznie popierała skrajnie szkodliwą dla Polski unijną politykę energetyczno-klimatyczną.
Wprowadzony w 2005 roku EU ETS, czyli Europejski System Handlu Emisjami, to narzędzie polityki klimatycznej w Unii Europejskiej. Polega on na tym, że niektóre podmioty gospodarcze – m.in. energetyka, przemysły energochłonne, transport morski i powietrzny – na giełdzie energii w Lipsku muszą kupować uprawnienia do emisji dwutlenku węgla w takich ilościach, ile tego gazu wyemitowały, w celu ich umorzenia. Obrazowo to ujmując, umorzenie oznacza, że po ich zakupie uprawnienia te są targane i spuszczone w toalecie (czy też odpowiednio redukowane w systemie informatycznym). To nic innego jak dodatkowy zielony europodatek nałożony na gospodarkę. Początkowo podatek ten nie był wysoki i przez to akceptowalny dla gospodarki, potem jednak jego cena poszybowała w górę, sięgając nawet 100 euro.
Gigantyczne koszty
Wesprzyj nas już teraz!
Niestety w ramach nasilającej się walki z dwutlenkiem węgla, a tak naprawdę ze zwykłymi mieszkańcami Unii Europejskiej, rządzący eurokraci doszli do wniosku, że Europejski System Handlu Emisjami należy rozszerzyć na ogrzewanie i transport samochodowy. W związku z tym w 2022 roku kraje unijne zgodziły się na wprowadzenie systemu EU ETS 2 od 1 stycznia 2027 roku. Ma on objąć paliwa, które wykorzystujemy do ogrzewania, czyli węgiel, gaz ziemny i olej opałowy oraz paliwa silnikowe: benzynę, olej napędowy i LPG. ETS 2 dotyczy nie tylko gospodarstw domowych, ale i przemysłu nieobjętego systemem ETS 1.
O ile cena uprawnienia za emisję jednej tony CO2 wynosi aktualnie około 80 euro, to Komisja Europejska postanowiła być dla nas znacznie łaskawsza. Abyśmy się nie buntowali, będzie stosowana zasada podgrzewania żaby. Na początku uprawnienia w ramach ETS 2 mają kosztować „tylko” 45 euro za emisję tony dwutlenku węgla. Jeśli cena byłaby wyższa, na „rynek” będzie mogło zostać wrzucone dodatkowe 20 mln uprawnień, co miałoby ją obniżyć do zakładanego poziomu.
ETS 1 ma cały szereg negatywnych skutków, które sprowadzają się do tego, że gospodarka jest coraz mniej konkurencyjna i w efekcie całe branże wyprowadzają się poza Unię Europejską, a ludzie mają mniej pieniędzy w swoich kieszeniach, bo wszystko jest coraz droższe. Wprowadzenie ETS 2 spowoduje jeszcze większe pogorszenie sytuacji finansowej gospodarstw domowych i firm poprzez wzrost kosztów ogrzewania, podgrzewania wody, gotowania posiłków i transportu. Nowy podatek zostanie uwzględniony w cenie paliw kopalnych.
– Możemy jedynie szacować, że [z powodu ETS 2] w przypadku rachunków za gaz ceny mogą wzrosnąć o ok. 20 proc. A jeśli chodzi o spalanie węgla, opłata może być wyższa i zwiększać koszty zakupu węgla do działających jeszcze kotłów węglowych nawet o 25 proc. – przewidywał w lutym 2024 roku Paweł Lachman, prezes Polskiej Organizacji Rozwoju Technologii Pomp Ciepła PORT PC.
W Centrum Analiz Klimatyczno-Energetycznych i Krajowym Ośrodku Bilansowania i Zarządzania Emisjami wyliczono, ile wyniesie wzrost cen paliw przy cenie uprawnienia na poziomie 45 euro za emisję jednej tony CO2. W przypadku węgla będzie to około 450 zł/t, gaz ziemny będzie droższy o 0,4 zł/m3, benzyna i olej napędowy zdrożeją o około 0,5 zł/l, a LPG – 0,3 zł/l. Do tego dojdzie jeszcze VAT naliczany od tej opłaty, czyli podatek od podatku! Jak się to liczy? Otóż w procesie spalania jedna tona węgla kamiennego generuje około 2,4 tony CO2. Jeśli pomnożymy to przez 45 euro oraz przeliczymy na złotówki, to wyjdzie około 460 zł plus VAT ponad 100 zł, czyli razem ponad 560 zł.
14 stopni w domu?
Niestety tak „niska” podwyżka ma funkcjonować tylko przez pierwsze kilka lat od wdrożenia ETS 2. Później Komisja Europejska planuje działania, które doprowadzą do tego, że cena uprawnień do emisji dwutlenku węgla w ramach ETS 2 znacznie wzrośnie. Prognozy Komisji mówią, że już w 2035 roku podatek ten wyniesie 140 euro, a w 2050 roku – aż 490 euro. Przewidywania norweskiej firmy analitycznej Veyt są jeszcze bardziej pesymistyczne: „w pierwszych latach funkcjonowania systemu (2027–2030) ceny znajdą się powyżej poziomu 50 euro. Natomiast już od 2031 roku należy spodziewać się ich gwałtownego wzrostu do ok. 210 euro”. Z kolei według ekspertów Centrum Analiz Klimatyczno-Energetycznych koszt uprawnień do emisji tony CO2 w 2050 roku może wynieść od 440 do nawet 1000 euro! Tymczasem już przy cenie uprawnienia na poziomie 200 euro na emisję jednej tony CO2 paliwo zdrożeje o 2 zł/l w przypadku benzyny i 2,3 zł/l w przypadku oleju napędowego plus VAT. Z kolei tona węgla będzie droższa o ponad 2500 zł!
W mojej książce „Sabotaż klimatyczny. Jak transformacja energetyczna rujnuje nasze życie” zwracam uwagę, że sama Unia Europejska przyznaje, iż objęcie budynków i transportu „systemem handlu emisjami szczególnie mocno odbije się na gospodarstwach domowych, mikroprzedsiębiorcach i użytkownikach transportu znajdujących się w trudnej sytuacji”. Oczywiście nie pociągnie to za sobą wzrostów wynagrodzeń, co oznacza wzrost ubóstwa i pauperyzację społeczeństwa. Czy ludzie zostaną zmuszeni do rezygnacji z samochodów i obniżenia zimą temperatury w swoich domach i mieszkaniach z 22 czy 20 do 17 czy 14 stopni?
Według raportu Warsaw Enterprise Institute z 2023 roku „Zapłacą najubożsi. Koszty wprowadzenia systemu handlu emisjami dla budynków mieszkalnych oraz transportu”, autorstwa ekonomisty Marka Lachowicza, ETS 2 w wariancie optymistycznym będzie kosztował Polaków 21,2 mld zł, a w wariancie pesymistycznym 96,5 mld zł rocznie. W najlepszym razie w 2030 roku statystyczna polska rodzina zapłaci dodatkowo ponad 1,5 tys. zł, a w scenariuszu pesymistycznym – dodatkowo 7,1 tys. zł rocznie. Dla porównania, z raportu „Analiza wpływu ETS2 na koszty życia Polaków”, autorstwa adwokat Wandy Buk, byłej wiceprezes PGE i Marcina Izdebskiego, eksperta Fundacji Republikańskiej, byłego dyrektora w Ministerstwie Aktywów Państwowych, wynika, że z tytułu podatku ETS 2 w pierwszych czterech latach obowiązywania systemu zostaniemy wydrenowani dodatkowo na kwoty od niecałych 1,6 tys. zł do 5,1 tys. zł średniorocznie, a w okresie 2027–2035 – na sumy od prawie 2,7 tys. zł do aż 8,6 tys. zł średniorocznie!
Odroczą ETS 2?
Takie prognozy powodują, że niektórzy politycy nawet uśmiechniętej koalicji zaczynają przychodzić po rozum do głowy.
– Kierunek, w którym zanieczyszczający płaci, jest słuszny, ale ETS 2 w obecnej formie jest dla Polski absolutnie nie do przyjęcia – już w lipcu 2024 roku powiedziała serwisowi Money.pl Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej. – Dla nas to za duża szkoda – i gospodarcza, i społeczna. Musimy szybko wyjść z zapowiedzią rewizji ETS 2.
Zgodnie z dyrektywą dotyczącą systemu ETS jeśli ceny paliw będą bardzo wysokie (jeśli średnia cena gazu w pierwszym półroczu 2026 roku będzie wyższa niż w lutym i marcu 2022 roku, lub jeśli cena ropy będzie dwukrotnie wyższa od średniej z poprzednich pięciu lat), termin wejścia w życie ETS 2 może ulec przesunięciu najpóźniej do 1 stycznia 2028 roku. Natomiast przedstawiciele Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej stwierdzili na początku tego roku, że Polska będzie zabiegać o przesunięcie terminu wejścia w życie ETS 2, co miałoby na celu zapewnienie krajom członkowskim więcej czasu na dostosowanie się do tych regulacji. Już pod koniec 2024 roku Polska zaproponowała przesunięcie terminu o trzy lata – do 2030 roku. Wicemarszałek Szymon Hołownia, który do tej pory był skrajnym zwolennikiem tej całej szkodliwej zielonej polityki, powiedział, że „ETS 2 powinien być odroczony o 2-4 lata”. Z kolei jak stwierdziła wiceminister klimatu Urszula Zielińska, jej resort pracuje nad tym, „żeby użyć opcjonalnego mechanizmu odroczenia uruchomienia ETS 2”.
Problem w tym, że taka zmiana wymagałaby nowelizacji obowiązującej dyrektywy, co jest procedurą dość skomplikowaną i tylko przy wyjątkowej zgodzie wszystkich sił politycznych w Unii Europejskiej byłoby to możliwe do przeprowadzenia. Niestety nie ma takiej zgody. Niemcy i Francja chcą szybkiego rozszerzenia systemu, a polska propozycja nie jest w Brukseli traktowana poważnie. Tym bardziej że eurokraci są nad wyraz nadgorliwi w tej kwestii. Już w lipcu 2024 roku Komisja Europejska wszczęła procedurę naruszenia unijnych przepisów wobec 26 krajów członkowskich (wszystkich poza Austrią) w związku z brakiem informacji o pełnej transpozycji do prawa krajowego przepisów dotyczących właśnie ETS 2. Natomiast Aleksander Śniegocki, prezes Instytutu Reform, wyjaśnia w rozmowie z „DGP”, że „w europejskiej dyskusji o wpływie polityki klimatycznej na konkurencyjność temat ETS 2 jest marginalnym, ponieważ ani zachodnioeuropejskie rządy, ani chadecja w europarlamencie, ani stowarzyszenia biznesowe nie formułują postulatu odroczenia lub rezygnacji z nowego systemu jako sposobu na wzmocnienie europejskiej gospodarki”. Zresztą przewodnicząca KE Urszula von der Leyen powiedziała jednoznacznie, że w kwestiach klimatycznych „Europa utrzyma obrany kurs”.
Przedwyborczy strach
Tak naprawdę w całym tym zamieszaniu chodzi wyłącznie o to, że przed zbliżającymi się wyborami politycy koalicji rządowej obawiają się gniewu ludu i słabego wyniku wyborczego. Pod koniec stycznia premier Donald Tusk, wskazując na ETS 2, mówił o ewentualnej zmianie zapisów, „które mogą doprowadzić do jeszcze wyższych cen energii” w obawie, że „konsekwencje będą upiornie przewidywalne, wysokie ceny energii mogą znieść niejeden rząd demokratyczny w Unii Europejskiej”. Widać wyraźnie, że politycy boją się o swoje stołki, a nie zależy im na ochronie naszych portfeli. Gdyby im zależało na naszych kieszeniach, to całkowicie by odrzucili i ETS 2, i ETS, a nie jedynie przesuwali ETS 2 w czasie.
Tymczasem UE idzie jak walec i eurokraci myślą nad tym, by systemem handlu emisjami CO2 objąć też rolnictwo w postaci ETS 3. Wprowadzenie ETS 3 rozważa m.in. Komisja Europejska. Również w opublikowanym w 2024 roku raporcie Strategicznego Dialogu na temat przyszłości rolnictwa UE, czyli gremium przy unijnych władzach, którego celem jest kształtowanie wspólnej wizji rolnictwa, zawarte są sugestie dotyczące możliwości wprowadzenia podatku od emisji dwutlenku węgla np. przez zwierzęta hodowlane. To by oznaczało nie tylko wzrost cen żywności wynikający ze znacząco wyższych kosztów produkcji rolnej, ale także osłabienie konkurencyjności rolnictwa i zagrożenie dla bezpieczeństwa żywnościowego w Unii Europejskiej poprzez konieczność importu żywności.
Natomiast o tym jak absurdalny jest ETS 2, świadczy fakt, że system ten ma nie obejmować takich paliw, jak drewno, biogaz, bioetanol, węgiel drzewny, słoma czy pellet. Problem w tym, że paliwa te przy spalaniu również emitują CO2 i to w sporych ilościach. Z raportu ośrodka Chatham House, cytowanego przez businessinsider.com.pl, wynika, że najwyższym śladem węglowym charakteryzuje się właśnie spalanie drewna. Otóż „przy wyprodukowaniu tej samej ilości energii poprzez spalanie drewna do atmosfery trafia dwukrotnie więcej dwutlenku węgla niż przy spalaniu gazu ziemnego”. Co więcej, „uzyskanie z opalania drewnem tej samej ilości energii skutkuje o 10 proc. większymi emisjami CO2, niż jest to w przypadku spalania węgla brunatnego, a dodatkowo powoduje emisje innych gazów cieplarnianych – metanu i tlenku azotu”.
Tomasz Cukiernik