W sporze pomiędzy Watykanem a rządem Donalda Trumpa wyraża się dziwna prawidłowość naszych czasów. Po jednej stronie mamy protestancką Amerykę, gdzie Kościół jest wyjątkowo zliberalizowany, po drugiej – Watykan, który powinien być nauczycielem narodów w zgodzie ze Słowem Bożym i prawem naturalnym. I to ta pierwsza strona przypomina drugiej, jaka jest prawdziwa katolicka nauka na temat pomagania imigrantom…
W mediach, również tych z nazwy katolickich, mówi się, że wiceprezydent JD Vance wywołał debatę o „mało znanej koncepcji katolickiej”. Chodzi o „ordo caritatis”, porządek miłowania. – Jest taka starodawna i – jak sądzę – bardzo chrześcijańska koncepcja, że najpierw kochasz swoją rodzinę, potem swojego bliźniego, potem swoją społeczność, potem współobywateli w swoim kraju, a dopiero potem możesz skupić się i nadać priorytet reszcie świata – mówił Vance, tłumacząc związek dewizy America First z „ordo caritatis” w kontekście masowych deportacji nielegalnych imigrantów.
Spór o politykę migracyjną rozgorzał w samych Stanach, gdyż krytykę wobec zdecydowanych działań władzy rozpoczęła część biskupów i organizacji nominalnie katolickich. Natomiast kropkę nad i postawił papież Franciszek, który wysłał list do amerykańskiego episkopatu, będący de facto zawoalowanym atakiem na Trumpa. Biskup Rzymu uciekł się przy tym do osobliwego wybiegu, gdyż nie powołał się w żaden sposób na naukę Kościoła, lecz wysunął argument jakby z katechizmu jakiejś antropocentrycznej nowej religii, twierdząc, że „najbardziej decydująca wartość posiadana przez osobę ludzką przewyższa i podtrzymuje wszelkie inne względy natury prawnej, które mogą regulować życie w społeczeństwie”. Następnie wyjął z kontekstu przypowieść o dobrym Samarytaninie i w praktyce stwierdził, że należy pomagać imigrantom, nie bacząc na żadne uwarunkowania.
Wesprzyj nas już teraz!
Wobec tak dziwnego głosu papieża dłużny nie pozostał mianowany przez Trumpa „car granicy”, Tom Homan. – Mam twarde słowa dla papieża: powinien zająć się naprawą Kościoła katolickiego. Mówię to jako katolik od urodzenia – zostałem ochrzczony jako katolik, przyjąłem pierwszą komunię jako katolik, przyjąłem bierzmowanie jako katolik. Powinien naprawiać Kościół katolicki i skupić się na swojej pracy, a ochronę granic zostawić nam – powiedział.
– Chce nas krytykować za zabezpieczanie naszej granicy? On sam ma mur wokół Watykanu, prawda? Ma mur, aby chronić swoich ludzi i siebie, a my nie możemy mieć muru wokół Stanów Zjednoczonych? – dodał.
Aby nie błądzić po omacku w ocenie sytuacji, rzućmy okiem na nauczanie Katechizmu Kościoła katolickiego na temat migracji, by później przyjrzeć się z kolei jego podstawom w nauce świętych Augustyna i Tomasza.
Czy papież wyraża naukę Kościoła?
Trzeba zadać kluczowe pytanie: Czy Namiestnika Chrystusa rezydującego w Watykanie nie wiąże intelektualne posłuszeństwo naukom zawartym w Katechizmie? Posłuchajmy, co mówi współczesny, obowiązujący katechizm (2241). Po pierwsze wskazuje, iż do pomocy imigrantom zobowiązane są „narody bogate”, a po drugie wskazuje na warunkowość tej pomocy, zaznaczając: „o ile to możliwe”. Następnie stawia konkretne ograniczenia dla przyjmowania imigrantów oraz warunki, jakie należy im samym postawić. Czytamy:
Władze polityczne z uwagi na dobro wspólne, za które ponoszą odpowiedzialność, mogą poddać prawo do emigracji różnym warunkom prawnym, zwłaszcza poszanowaniu obowiązków migrantów względem kraju przyjmującego. Imigrant obowiązany jest z wdzięcznością szanować dziedzictwo materialne i duchowe kraju przyjmującego, być posłusznym jego prawom i wnosić swój wkład w jego wydatki.
Mamy tu do czynienia z imigracją kontrolowaną, której towarzyszy pewne unarodowienie osób, które przyjmujemy. Mamy do czynienia z dobroczynnością, w ramach której dobroczyńca stawia wyraźne warunki potrzebującemu, a przy tym kontroluje, czy te warunki są spełnione. Kiedy nie są – w domyśle jest oczywiste, że dobroczyńca ma prawo wymierzyć karę, a nawet całkiem cofnąć swoją łaskę, czyli w tym wypadku – deportować przyjętego wcześniej imigranta. Ale przecież problem jest jeszcze prostszy, bo obecnie mówimy o imigrantach nielegalnych, czyli o osobach, które nie starały się o azyl, lecz po prostu wtargnęły do kraju, łamiąc tym samym obowiązujące w nim prawo.
Natomiast list Franciszka nie tylko przeinacza pojęcie porządku miłości, ale nie proponuje nawet konkretnych ram, w których należałoby stosować miłosierdzie. Wszystko tonie tam w odmętach nowomowy o „godności człowieka”, tak jakby na świecie nie obowiązywały żadne zasady! Wobec braku nawiązania do katolickiego sposobu myślenia, trudno byłoby udowodnić, że papież wyraża w tym liście cokolwiek innego, niż tylko swoje własne, prywatne poglądy, niemające żadnego autorytetu i niezobowiązujące nikogo do posłuszeństwa ze względu na naukę wiary i moralności.
Sprawdźmy teraz, jak na omawianą problematykę patrzą dwaj wielcy święci.
Doktryna porządku miłości
Wszystkich należy jednakowo kochać, lecz ponieważ nie wszystkim możemy pomóc, więc trzeba pomagać tym, którzy ze względu na miejsce, czas albo inne okoliczności niejako losem są z nami bliżej złączeni – skonstatował już kilkanaście wieków temu św. Augustyn.
Nieco bardziej precyzyjnie wtórował mu św. Tomasz z Akwinu: Łaska i cnota działają zgodnie z porządkiem ustanowionym mądrością Bożą. Otóż w naturze porządek natury domaga się, by co działa najpierw i mocniej, oddziaływało na rzeczy sobie bliższe; np. ogień ogrzewa przedmioty bliższe. Podobnie i Bóg darów swej dobroci udziela najpierw i obficiej istotom jemu bliższym, jak tego dowodzi Dionizy. Udzielanie zaś dobrodziejstw jest czynnością miłości w stosunku do innych, a wobec tego powinno się być bardziej dobroczynnym w stosunku do osób bliskich.
Jak dowodzi Akwinata, ów porządek wpisany jest w samą naturę miłości. Skoro miłość ma swój początek, którym jest Bóg, to wobec tego początku musimy określić to, co po nim następuje i co jest od niego zależne. A skoro występuje ileś elementów zależnych, to nie mogą one być równorzędne, ponieważ zachowują większe bądź mniejsze podobieństwo do źródła miłości, jakim jest Bóg. W dziedzinie zaś dążeń i czynów cel jest ich uzasadniającym początkiem – dodaje. Czyli nawet gdybyśmy usunęli wiarę w Boga, to z samej obserwacji rzeczywistości dojdziemy do wniosku, że skoro mamy do spełnienia jakiś cel, to musimy uporządkować środki prowadzące do tego celu. Skoro zaś państwo istnieje po to, by zorganizować to, czego wspólnota nie jest w stanie zorganizować sama, to jasne jest, że celem działalności państwa jest wspólnota wewnętrzna, a nie zewnętrzna.
A jak ma się rzecz z dobrym Samarytaninem? Jak naucza etyka katolicka, można narazić własne dobro materialne, aby służyć bliźniemu, natomiast nie wolno narażać swego dobra duchowego (popełnić grzechu, żeby komuś uczynić dobrze). Skoro mogę szkodzić swemu dobru materialnemu, to dlaczego – będąc u władzy – nie mogę narazić swoich bliskich (obywateli), aby pomóc obcym (imigrantom)? Tu – ale tylko pozornie – papież Franciszek idzie dobrym tropem.
Pozornie, bo po pierwsze – jak tłumaczy Akwinata – czym innym jest miłość w sensie ogólnym (czyli życzymy komuś dobrze, co wyraża się w naszej gotowości kochania), a czym innym jest miłość w tym stopniu, w którym podejmujemy już konkretne czyny. To znaczy, że porządek miłowania rozumieć należy w odniesieniu do czynienia zewnętrznych dobrodziejstw, które bardziej winniśmy okazywać naszym bliskim aniżeli obcym – wyjaśnia Tomasz. Zatem: mamy kochać wszystkich, łącznie z imigrantami, ale decyzja, czy będziemy świadczyli im konkretną pomoc, zależy już od szeregu aktualnych czynników.
Po drugie, miłość jednego bliźniego nie może być praktykowana ze szkodą innego. Nie możemy pomagać wszystkim – tę oczywistość wyraża Tomasz z właściwym sobie rozsądkiem. Skoro z pustego i Salomon nie naleje, to jak moglibyśmy udzielać czegoś, czego sami nie posiadamy w nadmiarze? Wynika to, jak zauważa Tomasz, z zawartej w naturze skłonności, by to, co wyższe, pomagało temu, co niższe. Oczywiście, możemy to robić niejako „na kredyt” (jak ma to miejsce w dzisiejszej szalonej polityce migracyjnej), ale jest to działanie przeciwko naturze i zemści się przede wszystkim na tych, o których jako rządzący mamy dbać – na naszych własnych obywatelach.
Inną sprawą jest sama ocena moralna bliźniego, któremu mamy czynić dobro, gdyż – jak zauważa Doktor Anielski – większego dobra życzymy temu bliźniemu, który jest bliższy Bogu. Nie bez znaczenia jest zatem fakt, czy mamy do czynienia z osobami o solidnej konstrukcji moralnej (w przypadku choćby uchodźców chrześcijańskich), czy też z ludźmi o przetrąconym kręgosłupie moralnym bądź moralności fałszywej.
Św. Tomasz uściśla, że bliskich powinniśmy miłować bardziej w sprawach należących do natury; w sprawach życia polityczno-państwowego więcej powinniśmy miłować współobywateli; w sprawach wojny, więcej towarzyszów broni. Wyraził to Filozof w słowach: „każdemu należy oddać, co mu się należy. I tak się powszechnie czyni: na ślub zaprasza się krewnych i przede wszystkim rodzicom należy się od nas utrzymanie i cześć”. Jakim rodzicem byłby ten, kto zaniedbywałby własne dzieci, by zajmować się obcymi? Jakim władcą byłby ten, kto troszczyłby się o imigrantów, nie bacząc na tym, że naraża na niebezpieczeństwo własnych obywateli? Wynika to z prawideł spoczywającego na nas obowiązku. Jako rodzice mamy obowiązek przede wszystkim dbać o dobro dzieci.
Cierpka konkluzja: kto powinien się nawrócić?
Jak widzimy, cała filozofia stojąca za koncepcją porządku miłości opiera się na rozumnym i logicznym dowodzeniu z natury. Jak więc poglądy głoszone przez papieża albo zdrowe praktyki polityczne mogłyby sprzeciwiać się tej nauce? Przecież ten sam Bóg, który stwarzając świat ustanowił prawo naturalne (które potem wyraził w Dekalogu), przyjął ciało człowieka i ustanowił Nowe Przymierze. Bóg nie może być sprzeczny sam ze sobą. Porządek łaski nie znosi porządku natury. Syn Boży nie sprzeciwia się Bogu Ojcu. Miłosierdzie nie usuwa sprawiedliwości, lecz ją… wzbogaca (nie mylić z popularnym dziś „ubogacaniem”). Gratia non tollit naturam, sed perficit – brzmi słynna maksyma św. Tomasza, a wykłada się prosto: łaska nie niweczy natury, lecz ją udoskonala.
Już św. Augustyn zauważył, że miłosierdzie jako cnota jest na usługach rozumu, gdy okazujemy miłosierdzie zgodnie z wymogami sprawiedliwości, czy to w pomaganiu potrzebującym, czy też przebaczając pokutującym, do czego dodaje św. Tomasz, iż istota cnoty ludzkiej polega na tym, że ruch duchowy podlega prawidłom rozumu. Nic, co w kwestiach moralnych dyktuje nam wiara, nie może zatem być sprzeczne z osądem rozumu.
Pozostaje zdumiewać się nad tym paradoksem, że protestancka Ameryka – na czele której, nie wiedzieć czemu, Donald Trump postawił kilku konserwatywnych katolików – zachowała tak ogromne i tak „proaktywne” pokłady zdrowego rozsądku. Właściwie trudno nawet odpowiedzieć na pytanie: Komu w tej sytuacji życzyć nawrócenia – Ameryce czy… Watykanowi?
Filip Obara