Dostosowanie Kościoła do współczesności rodzi wspaniałe owoce: liczne nawrócenia, powszechne uznanie dla zasad religii – szczególnie wśród młodych. Nawet najbardziej zatwardziały zwolennik podążania za „duchem czasu” zrozumie, że podobny opis to kpina. Gdyby jednak komuś brakowało pewności, do czego potrafi prowadzić „postępowe” i „otwarte” duszpasterstwo, wątpliwości rozwiał niedawno znany oblat z diecezji gliwickiej. W ramach „budowania mostów” na współtworzonym przez zakonnika kanale pojawił się wywiad z… autorką filmów pornograficznych. Gdy ona promowała swój wizerunek i szydziła z zasad wiary ksiądz nie śmiał nawet wspomnieć o grzesznym charakterze jej stylu życia, a nawet… pochwalił ją jako „dobrą osobę”. Słowa zdecydowanej krytyki padły jedynie pod adresem Kościoła.
Szokujący wywiad ukazał się na niedawno założonym kanale w serwisie Youtube. „Trzy światy” to inicjatywa współtworzona przez o. Tomasza Maniurę i Monikę Hoffman-Piszorę, znaną z prowadzenia profilów „Monika i dzieciaki cudaki” w mediach społecznościowych. To skądinąd wyjątkowa działalność. Kobieta pokazuje swoje życie jako matka dużej rodziny. Wśród jej gromadki tak rodzonych, jak i adoptowanych dzieci są i te z zespołem Downa. O rodzicielstwie pisze doceniająco. To przekaz mający utrwalać dodatnią wizję macierzyństwa, nawet tego poświęconego opiece nad upośledzonymi dziećmi. Wydaje się to jak najbardziej szczytne…
A jednak nie sposób ujść wrażeniu, że obraz życia, jaki przedstawia Monika Hoffman-Piszora to spoglądanie przez różowe okulary. To nie tyle wizja opieki nad dziećmi specjalnej troski jako trudu, który podjąć warto, ale „optymistyczny przekaz”. Jej codzienność widzimy jako pełną pozytywnej powierzchowności. Jest wesoło, radośnie, a cierpienia, smutek czy rozczarowania mają nie występować u niej częściej niż w życiu rodziców wyłącznie zdrowych dzieci.
Wesprzyj nas już teraz!
Potrzeba utrzymania tego pozytywnego nastroju zdaje się u kobiety bardzo silna… „Zespół Downa to nie jest choroba, musimy to pokazywać, musimy o tym mówić”, mówiła Hoffman-Piszora podczas jednego z wywiadów. Wszak to schorzenie łączy się z jasnymi ograniczeniami, które jej znane są chyba najlepiej. Co ma na celu twierdzenie, że jej dzieci nie zmagają się z chorobą?
Vlog, jaki ta znana w mediach społecznościowych matka prowadzi wspólnie z o. Tomaszem Maniurą, przenika podobny charakter. W ich refleksji niewiele jest miejsca na mierzenie się z trudem moralnych zasad czy konfrontację, do której zmusza czasem wiara. Głównym przedmiotem zainteresowania zdaje się być właśnie „smakowanie życia”.
Estetyka programu i popularyzowane w nim treści od samego początku budziły kontrowersje. Do skandalu z prawdziwego zdarzenia doszło, gdy dwoje prowadzących podjęło na antenie kobietę tworzącą filmy pornograficzne. Materiał, cieszący się już 45 tysiącami odsłon, wzbudził zasłużone oburzenie… Niewiele poronionych płodów „postępowego” duszpasterstwa zasłużyło ostatnio w Polsce na miano równie gorszących. Po wielu dniach w czwartek 20 lutego materiał został usunięty z kanału. Nie zmienia to jednak faktu, że zasługuje na komentarz jako wyjątkowo symptomatyczny.
Już na samym początku nagrania Monika Hoffman-Piszora wyznała, że wizyty amoralnej kobiety wprost nie mogła się doczekać. Pomysł takiej rozmowy podsunęli jej widzowie, a ona natychmiast postanowiła wcielić go w życie.
Tuż po przedstawieniu gościa widzowie mogli się dowiedzieć, że „Pola” nie zjawiła się przed kamerą, by opowiedzieć o nawróceniu – ale przeciwnie. Wciąż jest aktywna w gorszącej „branży”, a nawet „dumna” z powodu swojego postępowania.
Tej dumy ani Hoffman-Piszora, ani o. Tomasz Maniura nie próbowali naruszyć. Przeciwnie. W trakcie rozmowy kobieta wypadła jak najlepiej. Jej szokujące słowa – w tym wyznanie, że dostaje wiadomości od „chłopców, którzy z nią się wychowali” – wzbudzały jedynie napady wesołości prowadzącej. „Duszpasterz Młodzieży” wolał za to nie reagować.
„Budowaniu mostów” nie przeszkodziło nawet pokpiwanie zarabiającej na nieczystości kobiety z zasad wiary. Z jej ust padła m.in. krytyka wstrzemięźliwości przedmałżeńskiej. Widzowie mogli usłyszeć, że to reguła pozbawiona sensu, służąca „sterowaniu ciemnogrodem”. o. Tomasz Maniura ani myślał bronić nauki Kościoła przed podobnym zarzutem.
Krytyka katolicyzmu jako pełnego „smutku” i „cierpiętnictwa” z ust internetowej gorszycielki spotkała się zaś ze zrozumieniem – a nawet poklaskiem. Hoffman-Piszora zgodziła się z tą wizją w pełni. – Przekaz jest beznadziejny – przyznawała. Nie tylko to przeszkadza zresztą matce dużej rodziny w Kościele świętym. Nie podoba się jej również „moralizowanie”. Jak twierdziła gwiazda mediów społecznościowych, nawet przy spowiedzi nie akceptuje ona pouczeń. Choć sama formuła tego sakramentu wymaga od penitenta słów „proszę o naukę, pokutę i rozgrzeszenie” celebrytce pierwszy z elementów tego zestawu wyraźnie przeszkadza… Prowadząca „Trzech światów” uważa, że w konfesjonale „ksiądz jest od tego, by dać jej rozgrzeszenie”, a nie „moralizować”.
W trakcie rozmowy autorka pornograficznych filmów przedstawiła takie produkcje jako zwykłe narzędzie – mogące służyć i do złego i do dobrego. O wewnętrznie złym charakterze obscenicznych nagrań O. Maniura nawet się nie zająknął. Toteż ostatecznie kobieta lekkich obyczajów wypadła wyjątkowo „pozytywnie”. Chwaliła się dbaniem o ciało, jogą, a nawet opisywała kulisy swojej działalności. Nikt nie próbował zakwestionować jej przekonań.
Tym samym rozmowa stanowiła niemal rejestr tego, jak wartościową osobą miałaby być zaproszona. Swobodnie reklamowała się na łamach prowadzonego wspólnie przez księdza i „wierzącą” aktywistkę kanału. Pokpiwała z zasad wiary, które łamie swoim życiem i nie doczekała się ani słowa riposty, choćby próby obrony moralności chrześcijańskiej.
Żeby tylko! Wyraźna ocena kobiety, jaka wybrzmiała podczas wywiadu, była dodatnia. Duszpasterz młodzieży publicznie pochwalił autorkę gorszących produkcji, wikłającą tysiące młodych w grzech pornografii. Powiedział, że od początku wiedział, że rozmawia z „dobrą kobietą”. Przez cały wywiad zająknął się tylko raz, że być może słuchając kazania o tym, iż to Pan Jezus daje „pełnię życia”, rozmówczyni się nawróci.
Tylko Kościołowi w czasie rozmowy „się dostało”: że ma zupełnie do wyrzucenia przekaz, który nie odpowiada na potrzeby ludzi; że to przez takie braki i nienadążanie za rozwojem wiedzy ludzie odchodzą i grzeszą. O. Maniura wspomniał wprawdzie, że zasady wiary są niezmienne – ale skonfrontować się w ich obronie albo choćby ich przypomnieć, nie zamierzał. Być może takie zaniedbania i tchórzostwo są skazą na przekazie Kościoła, a nie wydumana nieadekwatność, którą przypisują Chrystusowej Owczarni jej wrogowie?
Skargi wiernych… bez skutku
Gorszący materiał – całe szczęście – wzbudził uzasadnione oburzenie. Krytyczny komentarz poświęcił mu m.in. ks. Daniel Wachowiak – nazywając postawę o. Maniury wprost „promowaniem” autorki filmów pornograficznych. Biorąc pod uwagę brak choćby wzmianki o grzesznym charakterze jej aktywności – a za to pochwałę kobiety jako „dobrej” – trudno uznać słowa proboszcza z Wielkopolski za przesadne. Na brak nie tylko potępiania – ale nawet ostrzeżenia przed pornografią – zwrócił uwagę również znany komentator Tomasz Samołyk…
Nie zabrakło wreszcie reakcji zwykłych oburzonych wiernych. Świeccy skierowali jak najbardziej zasłużone doniesienia i skargi na działalność duchownego do biskupa diecezji gliwickiej, w której posługuje współprowadzący kanał oblat.
„Fascynujące jest to, co dzieje się ostatnio w związku z podcastami Trzy światy. Tomek [o. Tomasz Maniura – red.] dostaje (…) skargi do biskupa. Ja straciłam sporą współpracę związaną z katolikami”, pisała w mediach społecznościowych prowadząca audycję. Trudności, przed jakimi stanęli twórcy, szybko się jednak rozwiały. „Joł, joł! Ogłaszam wszem i wobec, że możemy dalej nagrywać. Juhuuuu!”, komunikowała niedługo potem w serwisie Instagram Hoffman-Piszora. W komentarzu pod postem dodała, że „prowincjał Tomka to super gość”. „Są natomiast świeccy, którzy piszą skargi do biskupów i z tego względu potrzebne były wyjaśnienia. Ale jest git!”. Widać kontrowersyjny ojciec może liczyć na „plecy”.
To ma być „duszpasterz młodzieży”?
Spróbujmy postawić się w sytuacji młodego wiernego – być może członka duszpasterstwa Niniwa, którego pomysłodawcą jest właśnie ojciec Maniura – słuchającego podobnej rozmowy. Jak wielu jego rówieśników od młodych lat nasz wyobrażony bohater był wystawiony na pornograficzne treści i obscenę. Wokół wszyscy akceptują sięganie po deprawujące „filmy”. Sprzeciw i zachęta do życia w czystości to domena nielicznych – kilku znajomych wychowanych w gorliwych katolickich rodzinach, znanych dobrych księży…
Tymczasem oto znany duszpasterz zasiada do rozmowy z kobietą tworzącą takiego rodzaju nagrania. Krytykuje sam siebie za odruch zmieszania przed rozmową – bo jego zdaniem nawet spotkanie z „gwiazdą porno” nie powinno wywoływać dyskomfortu. Na koniec ocenia ją jako dobrą osobę. Gdy ta dyskutując o wartości moralnej pornografii, mówi że to narzędzie, takie jak nóż, kapłan w żaden sposób nie zaprzecza…
Jakie umocnienie czy wsparcie ten „duszpasterz młodzieży” okazał młodym wiernym, którzy wyświetlą jego rozmowę? Żadnego – jedynie zgorszenie. Z wywiadu płynie jasna sugestia… „Przekaz Kościoła jest beznadziejny”; „za dużo moralizowania”. Ani ksiądz, ani wierząca „instamatka” nie mają żadnych dobrych argumentów dla poparcia niechęci Kościoła do pornografii i „moralizatorskiego” zakazu jej używania. Z niezrozumiałych względów o. Tomasz Maniura i Monika Hoffman-Piszora sami występują we wszystkich odcinkach na tle m.in. okładek magazynów pornograficznych. Może kobieta, z którą rozmawiali rzeczywiście jest „dobra” i akurat jej erotyczne nagrania można oglądać?
Szczęście bez Boga
O postawie o. Tomasza Maniury i Moniki Hoffman-Piszory można by napisać jeszcze wiele. Trudno oprzeć się wrażeniu, że oboje mogli popełnić grzech cudzy, milcząc o grzesznym charakterze działalności swojego gościa. Pytanie jednak, czy gdyby tak się stało – to w ogóle przejęli by się taka winą. Duszpasterstwo otwartości na świat zakłada w końcu – jak post factum pisała prowadząca – że napiętnowanie grzechu „nikomu nie pomoże”. Ojciec Maniura w założenie to wierzy tak silnie, że nagina do niego postać Zbawiciela. Według oblata z Kokotka, nikt nie odchodził ze spotkania z Chrystusem z poczuciem winy. Mesjasz nie sądził i nie oceniał. Teraz Kościół ma czynić tak samo…
Zakonnik zdaje się zwolennikiem przeciwstawienia „Jezus tak, Chrystus nie”, przed którym ostrzegał Benedykt XVI. Jak zwracał uwagę były papież, mnożą się dziś wizje Zbawiciela oderwane od Jego postaci – wizje, które widzą w nim przyjemnego humanistę, promotora dialogu i porozumienia – a próbują pozbawić wizerunek Syna Bożego m.in „świętego gniewu”. Słowa o. Maniury wpisują się w tę tendencję doskonale. Trudno przy tym pogodzić to stanowisko z realiami Dobrej Nowiny.
„Plemię żmijowe, jak wy możecie ujść potępienia w piekle?” (Mt 23, 33). Czy to nie słowa Zbawiciela? „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo obchodzicie morze i ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę. A gdy się nim stanie, czynicie go dwakroć bardziej winnym piekła niż wy sami” (Mt 23,13). Czy i to ewangelista włożył Chrystusowi w usta? „Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości” (Mt 23,28). „Biada wam, uczeni w piśmie i faryzeusze obłudnicy, bo podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa” (Mt 23, 27).
Mówić, że słuchacze takiej mowy nie odchodzili z poczuciem grzechu, jest kpiną z odbiorców – a z drugiej strony niebezpiecznym zniekształcaniem wizerunku Chrystusa. Korzeniem tego mirażu jest nie tyle nieznajomość pierwszych ksiąg Nowego Testamentu, co raczej niechęć dopuszczenia do siebie prawdy o Zbawicielu, który potrafił być srogi i gniewny. Krytyka „przekazu” Kościoła, jaką regularnie uprawiają prowadzący „Trzech światów”, mogłaby równie dobrze stanowić zarzut przeciw Chrystusowi.
Inne szorstkie słowa, jakie padły z ust Zbawiciela zdają się zwięźle, acz wyjątkowo trafnie, diagnozować motywacje, przyświecające autorom audycji: „Zejdź mi z oczu szatanie! Bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie” (Mk 8,33).
Prowadząca „Trzech światów” chciałaby Kościoła „fajnego”. Takiego, który utrwala samozadowolenie i zapewnia satysfakcjonujące przeżycia. Główną bolączką jest dla niej fakt, że bracia w wierze nie są pełni optymizmu i naiwnej radości. Z jakiegoś powodu nie może pogodzić się z powagą panującą wśród wiernych.
– Dwa tysiące lat był tam sobie Jezus, chodził po Ziemi, dobry człowiek podobno, no nie? Jak to jest możliwe, że Kościół jest tak smutny? Że ludzie w Kościele są tacy smutni? Że patrząc na nich ja na przykład z tego powodu odeszłam od Kościoła. Z powodu cierpiętnictwa, smutku i takiego (…) wyżej sram niż dupę mam – mówiła z prawdziwie erudycyjną klasą Hoffman-Piszora w pierwszym z filmów zamieszczonych na kanale.
Wydawałoby się, że trudne emocje w Kościele mają dla siebie oczywiste miejsce. Życie wiary nie karmi się płytką wesołkowatością. Rośnie raczej podlewane wysiłkiem mierzenia się ze złymi skłonnościami, skruchą z powodu własnych niedoskonałości, skupieniem na Bogu, od którego wciąż oddalają nas winy i światowe zabiegi… Zawsze tam, gdzie człowiek koncentruje się na sprawie najwyższej wagi, emocje zastępuje rozum, zaduma i skupienie. Czemu w wypadku religii miałoby być inaczej?
Oczekiwania celebrytki względem Kościoła zyskują na zrozumiałości, gdy wziąć pod uwagę jej opór przed „moralizowaniem”. Monika Hoffman-Piszora skarży się na księży, którzy z mocą chcą głosić naukę moralną i zgodnie z posłaniem Kościoła zjednywać u wiernych posłuszeństwo dla boskiej nauki… Czego zatem szuka w Kościele, jeśli na naukę moralną jest zamknięta?
Odpowiedzi na to pytanie dostarcza jej „ksiądz kolega” i jego zeświecczona wizja sensu życia. W pierwszym z nagrań opublikowanych na kanale oblat zaproponował dziwaczne rozumienie tego, co oznacza „szczęście”. Określił je jako „bycie ze sobą tu i teraz”. Jak dodawał, moment szczęścia daje mu „spotkanie ze sobą” w kościele, w lesie czy w pokoju. „Nawet nie z Bogiem od razu, tylko ze sobą”. – Jeżeli żyjesz pełnią życia, jeżeli korzystasz z tego życia i jesteś wolnym człowiekiem, to nie ma możliwości, żebyś nie był szczęśliwy – mówiła z kolei Hoffman-Piszora.
„Szczęście” tak wyobrażone to nic poza poświęceniem się „rozwojowi” osobowości. To właśnie główny przedmiot zainteresowania prowadzących „Trzech światów”. Chodzi jednak coś innego niż umacnianie cnót i ćwiczenie się w posłuszeństwie woli Bożej. Różnicy tej dowodzą próby odpowiedzi o. Tomasza Maniury na pytanie, czy człowiek może być szczęśliwy bez Boga.
Dla każdego, kto uważa, że Najwyższy jest summum bonum człowieka, pytanie jest trywialne. Duchownemu jednak sprawiło nie lada trudność. – Da się być szczęśliwym. W sensie to jest względne. Ostatecznie nie – odpowiadał. Dopytywany, „czy można świadomie sobie wybrać: ja nie chcę wierzyć, nie podoba mi się to, ktoś jest powiedzmy że ateistą. I czy może być szczęśliwy według ojca wielebnego i świętego Kościoła katolickiego”, mówił: – Ja bym nikomu drogi do szczęścia nie zamknął. Nie tylko ludzie wierzący mogą być szczęśliwi. Każdy człowiek może być szczęśliwy – Być szczęśliwym to przyjąć siebie – dodawał. – Samo życie ma sens – mówił kapłan.
W wypowiedziach Tomasza Maniury szczęście ukazuje się jako pełnia akceptacji siebie samego i napotykanych doświadczeń. Jego owocem ma być poczucie lekkości i beztroski. Mało kto mógłby zaś pochwalić się taką „lekkością” i samozadowoleniem, jak jawnogrzesznica, która gościła na współtworzonym przez niego kanale. Kobieta, mówiąc o swoim odniesieniu do spraw wyższych zadeklarowała, że nie ma potrzeby wyjaśniania, ani uzasadniania swoich decyzji. – Mam taką chillerkę [beztroskę – red.] w sercu, czuję się bardzo blisko z Bogiem i wszechświatem i, jak ja mam komuś argumentować moją wiarę, to ja mówię nie, to nie jest mój klimat, ja jestem tak pewna w sercu, że nie muszę tego nikomu argumentować – zaznaczyła.
Ta „chillerka” musiała przyczynić się do faktu, że o. Maniura ocenił amoralną kobietę jako „dobrą”. Sam mówił wszak, że jego zmieszanie i niepewność przed rozmową świadczy o braku pełnego rozwoju i życia na wzór Pana Jezusa. Dopiero, gdyby sam był na tyle skupiony na sobie, by wybory innych w ogóle go nie niepokoiły, mógłby się uznać za „żyjącego w pełni”, tłumaczył. Wszak skupienie na innych oznacza przecież wyrwanie się z „bycia ze sobą tu i teraz”…
Brak zwrócenia uwagi prowadzących na grzeszny charakter działalności ich gościa to zrozumiały skutek „duszpasterstwa”, w którym to „spotkanie ze sobą” i dialog, a nie uczczenie Boga, stały się pierwszą troską. Już samo doświadczenie człowieka i jego życie miałoby zawierać w sobie dobro, które trzeba zaakceptować i cenić. Czy więc Bogu oddaje się chwałę, czy nie – to już sprawa drugiego sortu…
Tymczasem w uporządkowanej wizji rzeczywistości dobre jest jedynie to, co wiedzie do ostatecznego i uniwersalnego Dobra, jakim jest Bóg. Świadom tego Kościół, na wzór Zbawiciela nigdy nie stronił od rządzenia sumieniami, potępień czy moralizowania. Na przestrzeni wieków władza duchowna kodyfikowała zakazane dla wiernych treści… oraz towarzystwa. W dawnych katechizmach spotykamy m.in. kategorię „ekskomunikowanych, których należy unikać”. To szczególna grupa osób wykluczonych radykalnie z życia kościelnego. Mistyczne ciało Chrystusa wyłączało ze swoich szeregów. Uzasadnienie tych działań to właśnie chrześcijańska i religijna, a nie egzystencjalna i zeświecczona wizja szczęścia. Jeśli bowiem summum Bonum człowieka jest Bóg i pełne posłuszeństwo Jego woli – to jedynie zdążanie w tym kierunku można uznać za dobre. Wszystko, co oddala od świętości, trzeba za to od siebie z trwogą odsunąć. Stąd nie z każdym warto rozmawiać i nie w każdym towarzystwie można się dobrze czuć.
„Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony. I jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie, chromym wejść do życia, niż z dwiema nogami być wrzuconym do piekła. Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła, gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie”, powiada przecież Chrystus.
Stąd miejsce na stres, smutek i napięcie w Kościele. Wszystko, co oddala od ostatecznego celu, trzeba odrzucić, by skutecznie ku niemu kroczyć. A droga to niełatwa. Wiedzie przez pokutę, zaparcie się siebie i własnych pragnień, a poszukiwanie moralnej doskonałości… Czasem oznacza to unikanie złych towarzystw i wystrzeganie się, by przypadkiem nie zgorszyć innych własną nieroztropnością…
Duszpasterz i „instamatka” mogą ocenić autorkę nierządnych nagrań jako „dobrą”, bo najważniejsze dążenie widzą nie w niebieskim celu ludzkiej wędrówki, ale delektowaniu się drogą. Nie w tym, co boskie i przerastające doświadczenie, ale w tym, co ludzkie i dające smakować życie. Prawdziwa wiosna Kościoła. Strach pomyśleć, co przyniesie lato. Chociaż ojciec Tomasz Maniura i Hoffman-Piszora zdają się właśnie jego zapowiedzią. To egzystencjalne pseudo-chrześcijaństwo, w którym prywatny „rozwój duchowy” zastępuje miłość do Boga i pragnienie życia dla Jego chwały.
Filip Adamus