Dzisiaj

Między ateizmem a satanizmem. Czy w takim świecie jest jeszcze miejsce dla chrześcijan?

(Oprac. PCh24.pl)

Jak podpowiada nam wiara, Bóg dopuszcza pewne sytuacje, ale zawsze z myślą o naszym dobru. Dopuszcza, aby pokazać, jak może zdegenerować się nasza wolność bez odniesienia do Niego, czyli odcięta od korzenia… To w jakiejś mierze kolejne wcielenia syna marnotrawnego, który z uporem chce realizować swoje wizje z daleka od domu miłosiernego Ojca… I zawsze wraca rozgoryczony, sfrustrowany… A miało być tak pięknie, miał sobie sam radzić. Utopijne wizje kończą się większym zniewoleniem, nawet jeśli potrafi ktoś sobie wmówić, że kajdany to bransoletki i ozdoby na rękach. To będą nadal kajdany… – mówi w rozmowie z PCh24.pl ks. prof. Piotr Roszak.

 

Wielebny Księże profesorze, co było pierwsze: satanizm, czy ateizm?

Wesprzyj nas już teraz!

To zależy, czy mamy na myśli pierwszeństwo rzeczowe czy czasowe, bo często droga rozpoczynająca się od ateizmu prowadzi niektórych do satanizmu. Dzieje się tak, gdy ateizm przestaje być prostą negacją istnienia Boga, a przekształca się w ideologiczną walkę z Bogiem, która prowadzi do postawienia na zło, jakby ono stanowiło konkurencję dla Boga, było alternatywną siłą zdolną rzekomo ułożyć lepszy porządek świata.

Z drugiej strony, satanizm jako wyraz postawy szatana wobec Boga jest pierwszy chronologicznie, właściwie jeszcze przed pojawieniem się ludzi, jak to podkreśla tradycja teologiczna chrześcijaństwa. W przypadku bowiem grzechu szatana, nie mamy zwykłej negacji istnienia Boga (istota ateizmu), ale sprzeciw wobec tego kim jest Bóg, niezgoda na Jego dobroć i styl działania.

Szatan „wie”, że Bóg istnieje, ale na takiego dobrego Boga, który Wciela się, aby uratować inne rozumne stworzenie (a mniej doskonałe bytowo od złych duchów), szatan nie zgadza się. W takiego Boga „nie wierzy” Szatan (a swoją drogą przez to jego wiara jest inna od naszej) i stąd wypływa jego sprzeciw wobec Stwórcy. Jeśli więc satanizm będzie kultem takiej postawy, to on będzie pierwszy: odrzucenie Boga, aby w jego miejsce postawić siebie, zło, odrzucenie miłosierdzia i miłości.

W te wątki wpisuje się starożytny manicheizm, który w niektórych swoich przejawach akcentował  istnienie dwóch źródeł świata, dobrego i  złego… Stawiał na dialektykę, przeciwstawienie, walkę między tymi dwoma „zasadami boskimi”, złą i dobrą. Ale to właśnie zrównanie dobra i zła ich było de facto formą wypowiedzenia posłuszeństwa Bogu, a więc praktycznym ateizmem. W tym przypadku więc satanizm prowadził do ateizmu jako niezgody na istnienie Boga takim jakim On jest naprawdę.

Jak więc widać, pojęcie ateizmu jest szersze niż prosta negacja istnienia Boga i nie obejmuje tylko osób twierdzących, że Boga nie ma i jest ludzkim wymysłem. Zresztą o ateizm byli oskarżani nawet sami chrześcijanie, co może nas dzisiaj zaskakiwać… Dlaczego? Byli przez np. Rzymian traktowani jako ateiści, bo nie wierzyli w bóstwa narzucane przez cesarstwo. To były formalne przyczyny ich śmierci. Nasi bracia chrześcijanie – warto to sobie uświadomić – ginęli formalnie za ateizm… to przedstawiano jako ich delikt.

Dlatego w innym znaczeniu, ateizm jako teoria, która próbuje szukać racji intelektualnych dla negacji Boga, jest późniejszy, oświeceniowy, choć nawet słynny Wolter – będąc deistą – uważał, że ateizm to dziecinna choroba ludzkiego rozumu (tak się miał wyrazić w słynnej encyklopedii oświeceniowej), bo nie rozumiał jak może ktoś racjonalnie twierdzić, że istnieje „coś” (np. świat) bez przyczyny transcendentnej.

Dlatego większość oświeceniowych filozofów wybierała deizm, a więc przekonanie, że Bóg stworzył świat, ale w niego nie interweniuje,  zachowuje dystans, „stoi” – jeśli tak można powiedzieć – niejako z boku, zostawiając ludziom działanie zgodne z ich wolą. Bóg jest, ale daleko, nie włącza się w żadne kalkulacje dotyczące życia społecznego czy indywidualnego. Jeszcze inni preferowali agnostycyzm, czyli przekonanie, że nie można nigdy dojść do prawomocnego poznania Boga, bo rzekomo jesteśmy skazani na brak wiedzy w tym zakresie, więc zawiesza się sąd na ten temat i nie rozmawia. Obie te postawy dają o sobie znać dziś, będąc praktycznymi formami ateizmu, a więc życia tak jakby Boga nie było.  

 

Satanizm jest pochodną ateizmu, czy ateizm pochodną satanizmu? A może są to dwa niezależne i niemające ze sobą nic wspólnego… ideologie?

Satanizm jako kult zła, ubóstwienie zła, wypływa wprost z negacji Boga. To trzeba najpierw zrobić, odrzucić Boga, aby w jego miejsce wstawić coś innego. Nie każdy jednak ateizm jest satanizmem, choć widać, że w puste miejsce po Bogu wielu próbuje wejść i ustanawiać swoje porządki Nas chrześcijan to nie dziwi, bo człowiek to capax Dei, otwarty na Boga, a wiec byt, który szuka Boga i wierzy albo w bożki, albo w Boga prawdziwego… Nie ma trzeciej opcji.

Czy są to ideologie niemające nic wspólnego? Wydaje mi się, że obraz jest bardziej skomplikowany, gdyż istnieją niewidzialne przy pierwszym spojrzeniu, ale realne powiązania. Widać to po takich – nazwijmy to – dyskretnych formach satanizmu, gdy np. kogoś dobro skandalizuje, nie zgadza się z czynieniem dobra, odrzuca to, wprowadzając logikę zemsty.

 

Przeciwnik Boga jest bardziej ateistą, czy satanistą?

Jeśli pojawia się więc sprzeciw wobec dobroci Boga, to formą takiej właśnie niezgody wobec dobra staje się zło, to oznacza, że pojawia się wprost satanizm. Ale obraz jest jeszcze bardziej skomplikowany, bo teraz nie walczy się z dobrem tak ogólnie, to nie jest takie teoretyczne rywalizowanie, ale chodzi już o coś więcej, bo o zastąpienie nie tyle innym złem, ale wstawia się w to miejsce wybrakowane dobro, pół-dobro, albo zło opakowane w dobro, ale jednak będące złem… Ma ono się kojarzyć z dobrem (np. rzekome prawo do aborcji), ale to zło. To jednak podróbka dobra, istotny brak, który dekonfiguruje całość. My, ludzie nadal dajemy się nabrać na atrakcyjne „opakowanie”, ale w środku okazuje się, że jest coś bez żadnej wartości.

Często mnie zastanawiało przy czytaniu encyklik papieskich, że ich adresatem obok ludzi wierzących są „ludzie dobrej woli”. To chyba kategoria, która zanika, bo sytuacja staje się trochę 0-1, choć jeszcze kilka lat temu była możliwa. Widać to po braku form dialogu z ateizmem współczesnym, który nie chce rozmawiać, odrzuca zaproszenie dla dialogu. Nie mówię o filmikach, gdzie są starcia wierzących z ateistami, taki intelektualny ring bokserski, to coś innego, to show. Myślę, że nie mamy dziś realnej rozmowy, w duchu soborowej (Vaticanum II) nadziei, że świat chce rozmawiać.  Niestety, bardzo się to zmieniło. Przypomina bardziej wojnę „pozycyjną”, w okopach, w której pozostają różne strony niż dialog zmierzający do wspólnego odkrywania prawdy.

 

Co jest groźniejsze dla ludzkiej duszy: ateizm, czy satanizm? Którą truciznę trudniej wyleczyć?

W moim odczuciu zdecydowanie satanizm, gdyż stanowi taki ateizm+. Są bowiem różne formy ateizmu, który może przybrać rolę indyferentyzmu i poszukiwania Boga, otwartości na poszukiwania transcendentne, a więc będący – parafrazując – „niedaleko od Królestwa niebieskiego”. Nie każdy ateizm jest wojowniczy, choć niestety od początku XXI wieku mamy do czynienia z agresywnymi formami ateistycznymi, które chcą wprost wyrugować religię z życia publicznego. To tzw. nowy ateizm, który jest „nowy” nie co do swoich twierdzeń czy metod, bo powtarza argumenty z oświecenia i to takie, które już nie działają (np. mit rzekomej wrogości miedzy nauką a religią, który jest kłamstwem historycznym i filozoficznym!).

Nowość tego ateizmu to próba stworzenia „masy krytycznej”, policzenia się w społeczeństwie, aby wywierać presje na decydentów i zmieniać krajobraz społeczny. Dlatego taki ateizm zaczyna tworzyć swoje własne struktury, nawet quasi liturgię czy dogmatykę, przestając być prostym negowaniem istnienia Boga (a-teizmem), wskazywaniem np. luk myślowych w twierdzeniach teologicznych (bo ich przez wieki nie znaleziono!), a staje się formą narzucania pewnego stylu życia, który spycha mówienie o Bogu do podziemia, czyniąc z tego prywatną sprawę. Nie ma się co dziwić dlatego, że wprost pisze się o duchowości ateistycznej, a także formułuje ateistyczne credo, często formułowane w duchu naturalistycznym, jak choćby credo Piergiorgio Odifreddi, matematyka, który pisał: „Wierzę w jedynego Boga – naturę, Matkę wszechmogącą, rodzicielkę nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych; Wierzę w jednego Pana, człowieka, wielorodzonego, syna Natury, zrodzonego z Matki pod koniec wszystkich wieków: natura z natury, materia z Materii, prawdziwa natura z prawdziwej natury, wygenerowany (jako wynik ewolucji) nie stworzony, z tej samej substancji co Matka”. To coś więcej niż sprzeciw wobec chrześcijańskiego wyznania wiary, to jego przeróbka.

Do tego przedstawia się religię jako coś szkodliwego, wręcz trującego dla społeczeństwa. Jak więc widać, ateizm nie jest po prostu negacją, przynajmniej ten ateizm, który obecnie funkcjonuje społecznie, bo z nim przychodzi wprost postulat usuwania religii z wszystkich przejawów życia społecznego. Ateizm stał się po prostu ideologią, a więc czymś co nie stawia na prawdę, aby potem wedle niej działać, ale istotą ateizmu jest doprowadzenie do zmiany społecznej, bez względu na prawdę.

W tym sensie, czym innym dla mnie jest satanizm, bo on konfiguruje życie duchowe człowieka wokół zła, niejako odwraca bieguny, a przez to wywraca świat do góry nogami. Niekiedy taki satanizm przybiera maskę ateizmu, udaje ateizm, ale chodzi w nim o odwrócenie logiki dobra i zakłamywanie Boga. Co łatwiej wyleczyć? Czasem ostre choroby lepiej wyleczyć, bo są czytelne objawy, nie ma się wątpliwości z czym ma się do czynienia, a trudniej leczyć te choroby, które wydają się mało groźne, jak zwykłe przeziębienie, które są ignorowane latami i ostatecznie, po cichu, doprowadzają do utraty zdrowia. 

 

Abp Fulton Sheen w książce „Wojna i rewolucja” (1943) zwraca uwagę, że ateizm jest swego rodzaju „stanem przejściowym”, a człowiek świadomie lub nieświadomie zawsze szuka „jakiegoś bożka”. Dla jednych będzie nim pieniądz, dla innych seks, dla kolejnych używki, dla jeszcze innych oni sami etc. Czy 80 lat po postawieniu tej diagnozy coś się zmieniło?

Moim zdaniem to celna i wnikliwa obserwacja abp. Sheena, gdyż istotnie kwestie transcendentne nie znoszą pustki, tu nie można przyjąć stanowiska neutralnego na zasadzie: „będę się przyglądał, zdecyduję później”. Jeśli ktoś na tatrzańskim szlaku widzi np. niedźwiedzia, to nie może zachować neutralności, ale musi wybrać czy ucieka czy zostaje. Podobnie z wieloma innymi kwestiami, np. matematyką. Dlatego widać, że człowiek jest taką istotą, która jednak wierzyć w coś musi, pytanie tylko w jakiego Boga czy bogów. Chrześcijaństwo opierając się na Objawieniu pokazuje Boga, który jest źródłem istnienia wszystkiego, co żyje i nie niszczy rozumności, lecz ją wzmacnia. Dlatego zastanawiające jest, że wraz z ateizmem rośnie współczesne pogaństwo, że odradzają się kulty Światowida i zwłaszcza w krajach bałtyckich pojawiają się powroty do starych kultów, próbuje się odtwarzać dawne rytuały…

 

Mówi się, że komunizm wprowadzał systemowy ateizm. Skąd jednak w pismach i przemowach komunistycznych ideologów i dygnitarzy tak wiele odwołań do Lucyfera, księcia ciemności, piekła, osobowego zła i nienawiści do Pana Boga? Gdyby byli ateistami, to chyba odwoływaliby się do rozumu, prawda?

To dlatego, że trudno oprzeć postulaty komunistyczne na rozumie i stąd poszukiwania silniejszej podbudowy do zakrojonych na szeroką skalę zmian społecznych przez odwołanie do wątków przeciwnych Bogu, a więc wprost do szatana. Zazwyczaj to jest ukrywane, z obawy przed reakcją ludzi, ale niekiedy odsłania się ta mroczna postawa ciemności, która niesie z sobą destrukcję. Pamiętajmy, ze komunizm i opiera się o silną dialektykę stare/nowe, w której akcentuje się nie ewolucyjne zmiany, ale rewolucyjne zastąpienie starego czymś nowym, odrzucenie dawnych wizji i w to miejsce wstawienie własnych. To trochę tak, gdy ktoś chce zbudować nowe budynki, wedle swej rzekomej genialnej wizji, ale na miejscu inwestycji stoją wcześniejsze zabudowania, już sprawdzone, o dużej wartości… Widząc to przystępuje do ich usunięcia, wjeżdżają buldożery, aby zniszczyć stare zabudowy, zrównać teren… To logika komunizmu. Stąd bierze się tak silny sprzeciw wobec religii i chrześcijaństwa, bo posunięty do skrajności w postaci satanizmu. Flirt jednak z ciemnością pogrąża, bo w komunizmie przestaje chodzić o budowanie dobra, a skupia się wszystko na walce ze złem „przeszłości”, a więc pojawia się spirala rozliczeń, eliminacji ludzi inaczej myślących, a nie ich przekonywanie przez wskazanie jakiegoś dobra do realizacji… W moim odczuciu, to są dwa różne sposoby myślenia, chrześcijaństwo wskazuje na dobro do zrealizowania, skupia się na nim, bez sojuszy ze złem…

 

Ojcowie ideowi komunizmu mieli fascynować się „czarnymi mszami” i wszelkiej maści ezoterycznymi rytuałami. „Czarne msze” są jednym z motywów poezji Marksa z młodzieńczych lat oraz jednej z napisanych przez niego sztuk teatralnych. Ktoś oczywiście może powiedzieć, że wtedy „takie były czasy”, ludzie eksperymentowali, szukali, błądzili etc. Czy na pewno?

Nie dałbym się nabrać na naiwne myślenie, że to takie czasy, że to nic nie znaczące i nieszkodliwe. To zdradza raczej DNA kulturowe, z którego wyrastają te ideologie. To wskazanie skąd przychodzą, że pociągało ich zło z jego bezwzględnością, którą przecież widać po łagrach i sposobie traktowania wrogów rewolucji. Okrucieństwo w imię wprowadzenia ludzkości w nową, świetlistą erę… to jakaś fatalna fascynacja złem, z której nie pochodzi szacunek dla innych, ale pogardzanie życiem w imię idei, która zatruła umysły. Nie dziwmy się wtedy głosom, że jednostka nic nie znaczy, a liczy się rewolucja… Chrześcijaństwo i nasza liturgia uczy czegoś odwrotnego, innej logiki, gdyż prowadzi do czci Boga będącego „miłośnikiem życia”, który troszczy się o lilie na polu, ptaki… Który zachęca do radykalnego szacunku dla godności każdego człowieka. Dlatego miał rację św. Jan Paweł II, że w przypadku rywalizacji z komunizmem to nie kwestia różnicy poglądów, ale zderzenie cywilizacji, starcie w zupełnie innej, już makroskali, odsłaniające różnice paradygmatów.

 

Czy w związku z tym można mówić, że komunizm był systemem ateistycznym, czy może jednak satanistycznym?

To był system ateistyczny, który w konsekwencji prowadził do apoteozy zła, a przez to wpychał w ramiona satanizmu.

 

Patrząc na ogrom zła, jaki wyrządzili komuniści, nasuwa się pytanie: czy nie mieliśmy wówczas do czynienia po prostu z masowym opętaniem?

Rzeczywiście na lep utopijnych wizji dało się nabrać wiele osób, ale to wynikało z umiejętnego przedstawienia idei komunistycznych w takim „opakowaniu”, aby skusić do tego całe masy, rozczarowane poprzednim systemem, wzbudzić w nich gniew i dobrze go potem zagospodarować. Gniew niekiedy był słuszny, ale przekierowany na destrukcyjne rozwiązania, wpisujący się w logikę zła (zło za zło, a nie zło dobrem zwyciężaj).

Czy było to opętanie? W pewnych kręgach na pewno tak, zwłaszcza w silnie zideologizowanych szeregach partii, czasami nawet w społeczeństwach pewnych krajów, gdzie pojawiały się zachowania wprost znane ze społeczeństw poddanych dyktaturom. Widać to po silnym uzasadnieniu dla okrutnych działań reżimów totalitarnych, gdy godzono się na praktyki władz komunistycznych usprawiedliwiając je na wiele sposobów. To było opętanie intelektualne, pewnymi ideami, które na siłę chciano wdrażać, bez względu na koszty, logikę, bez względu na prawdę, tak, to było opętanie. Ono się włącza, gdy śpi rozum – a chrześcijaństwo broniące rozumu, bo przecież świat stworzył Logos, Słowo dające sens, staje się wówczas największym wrogiem. To jakiś paradoks – a może znak opętania? – że chrześcijaństwo doceniające rozum znalazło się na celowniku, a totalitaryzm próbował także zawęzić rozum tylko do pewnych jego przejawów. 

 

W Stanach Zjednoczonych legalnie działa tzw. Kościół Szatana. Jego „wyznawcy” chcą uznania aborcji za… „sakrament”. Skąd u nich ta chora potrzeba przelania jak największej ilości krwi nienarodzonych?

Przyznam, że to przerażające, aby aborcje traktować jako „sakrament”, to tylko potwierdzenie, że chodzi o odwrócenie porządku, a nie wskazanie na rzekome słabości doktryny chrześcijańskiej. Chodzi o coś innego, o podmianę… Skoro już ludzie muszą mieć jakieś znaki, a nie można (albo zbyt długo by to trwało) podważyć chrześcijaństwa na drodze intelektualnej, to trzeba je zniekształcić: zostawiamy sakramenty, ale muszą dla ideologów znaczyć coś zupełnie innego… Zostawiamy liturgię, ale już nie kult Boga, lecz szatana… Zostawiamy dogmaty, ale takie, które oddawać będą ducha rewolucji. To zmiana strategii: nie frontalny atak, ale przebieranie się w stroje maskujące.

 

Z kolei francuscy (i nie tylko francuscy) ateiści twierdzą, że wpisanie aborcji do konstytucji to największe osiągnięcie cywilizacyjne w dziejach ludzkości… Powiem szczerze – nie wiem, co gorsze…

To znak degeneracji cywilizacyjnej, skoro procedura siłowego zakończenia życia bezbronnej istoty jest traktowana jako szczytowe osiągnięcie. To typowa dla lewicowego myślenia apoteoza rewolucji, czyli zmiany istoty prawa, które nie dotyczy już dobra: do tej pory prawo zawsze wyrażało relację do jakiegoś dobra (np. życia), a teraz staje się prawem do zła, np. do zadawania śmierci w postaci aborcji. Nie ma prawa do wojny, jest prawo do obrony… Dobro jest pierwsze, a w jego obronie musimy niekiedy podejmować określone zachowania. A jeśli czyni się zło jakimś „prawem” to czy nie ma to posmaku satanistycznego? Dla mnie jak najbardziej ma. Co mi to przypomina? Próbę zmiany gramatyki – wyobraźmy sobie, że nie tyle ktoś chce wprowadzić nowe wyrazy do słownika, ale zmienić gramatykę. To przebudowa nie pewnych aspektów używania języka, ale całkowita zmiana. A kto zna gramatykę, może poprawnie budować zdania, formułować osądy…

 

Czy bez Bożej interwencji jesteśmy w stanie przezwyciężyć ofensywę ateistyczno-satanistyczną? Próbujemy o własnych siłach zrobić to od co najmniej 200 lat i nic…

Jak podpowiada nam wiara, Bóg dopuszcza pewne sytuacje, ale zawsze z myślą o naszym dobru. Dopuszcza, aby pokazać, jak może zdegenerować się nasza wolność bez odniesienia do Niego, czyli odcięta od korzenia… To w jakiejś mierze kolejne wcielenia syna marnotrawnego, który z uporem chce realizować swoje wizje z daleka od domu miłosiernego Ojca… I zawsze wraca rozgoryczony, sfrustrowany… A miało być tak pięknie, miał sobie sam radzić. Utopijne wizje kończą się większym zniewoleniem, nawet jeśli potrafi ktoś sobie wmówić, że kajdany to bransoletki i ozdoby na rękach. To będą nadal kajdany…

Tak, rzeczywiście przekonujemy się, że nie można takich postaw jak ateizm czy satanizm zwyciężyć po prostu o własnych siłach, w oparciu o rozumne argumenty… to tak nie działa. Nasze rozumne argumenty są niestety ośmieszane i współczesne ideologie działają „wbrew rozumowi”, ale z tej sytuacji, jako ludzie wiary i zaufania Bogu odkrywamy coś więcej. Odkrywamy, gdzie jest nasza siła. A ona jest w Bogu i Jego Słowie. Tym zwyciężamy i dlatego nie można dać się odciąć od tego źródła naszej siły. Oto tak naprawdę toczy się walka.

 

Bóg zapłać za rozmowę

Tomasz D. Kolanek

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(4)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie