Dzisiaj

Pomaganie przez zabijanie. „Czarne karty” czy zasada amerykańskiej filantropii?

(Fot: PCh24.pl)

Cóż za paradoks! Kampanii na rzecz „naprawy świata” przez lata przewodzili ci, którzy najbardziej nienawidzili biednych, słabych i chorych.

W 2020 r. Carnegie Institution for Science przeprosił za eugeniczną przeszłość jednej z największych filantropijnych instytucji świata. Rok później głowę popiołem posypali przedstawiciele Fundacji Rockefellera, którzy zostali zmuszeni do „rozliczenia się ze wstydliwą historią”.

„Nie ma usprawiedliwienia, ani wtedy, ani teraz, dla wcześniejszej gotowości naszej instytucji do wspierania badaczy, którzy wypaczali badania naukowe, aby usprawiedliwić własne uprzedzenia wobec niepełnosprawnych i przedstawicieli innych ras” – oświadczył Eric Isaacs, prezes instytucji założonej przez słynnego filantropa-miliardera.

Wesprzyj nas już teraz!

Jednak stwierdzenie o „gotowości do wspierania badaczy” stanowi w tym przypadku rażące niedopowiedzenie. Bez wsparcia wielkiego kapitału, wiele potworności pokroju przymusowych sterylizacji, masowych aborcji, segregacji rasowej, a w końcu całego przemysłu zagłady w III Rzeszy, najprawdopodobniej nigdy nie ujrzałaby światła dziennego.

Ówczesna Carnegie Institution oraz Fundacja Rockefellera obficie sponsorowały wysiłek eugeniczny od początku XX wieku do niemal końca II wojny światowej. Miliardy dolarów (w przeliczeniu na dzisiejsze wartości) przez ponad cztery dekady szły na instytucje „badawcze”, lobbing polityczny oraz promocję ideologii „czystej rasy” wśród decydentów i przedstawicieli elit. Filozofia „dobrze urodzonych” stała się integralną częścią amerykańskiego porządku prawnego w 1927 r., odkąd Sąd Najwyższy uzasadnił przymusowe sterylizacje tymi słowami:

Lepiej jest dla świata, kiedy społeczeństwo, zamiast czekać na egzekucję degeneratów, którzy dopuścili się zbrodni, czy pozwalać, by imbecyle marli z głodu, zapobiega wydawaniu na świat niepełnowartościowego potomstwa przez małowartościowych rodziców. Zasada, która dopuszcza przymusowe szczepienia, jest na tyle pojemna, że może dotyczyć i przecinania jajowodów.

Do dzisiaj tajemnicą poliszynela pozostaje fakt, że to ze Stanów Zjednoczonych wypłynęła idea prymatu rasy nordyckiej. John D. Rockefeller Jr., a potem jego syn, dostrzegli eugeniczny potencjał przedwojennych Niemiec, na długo zanim Hitler zaczął wcielać w życie bezwzględne zasady „religii krwi”.   

Ale tak jak pseudonaukowcy potrzebowali wielkich pieniędzy, tak wielki kapitał potrzebował odpowiednich autorytetów. Prekursorzy „praw seksualnych i reprodukcyjnych” dali swoim sponsorom to, co odzwierciedlało ich własne rojenia.

Rasiści z przekonania

Na przełomie wieków do USA przybywają Irlandczycy, Włosi, Polacy, Rosjanie, Żydzi, Meksykanie, Chińczycy, Japończycy i wiele innych grup narodowościowych i etnicznych. Biedni i niewykształceni, z miejsca zasilają szeregi obywateli drugiej kategorii. Z przerażeniem zjawisko obserwuje protestancka elita, najczęściej pochodzenia brytyjskiego lub niemieckiego, która dorobiła się gigantycznego majątku na wielkich projektach epoki industrialnej.

Swoje miliony zawdzięczają w równym stopniu pracowitości i przedsiębiorczości, jak i nieustannej żądzy zysku. Morgan, Rockefeller, Carnegie czy Huntington do dziś pozostają ikonami „krwiożerczego kapitalizmu”, budowanego na wyzysku i bezwzględnej rozprawie z konkurencją. Przykładowo, Andrew Carnegie zatrudniał swoich pracowników po 12 godzin dziennie 7 dni w tygodniu (emigrantów z Europy – 14h za cztery razy mniejszą stawkę). Wolne przysługiwało im jedynie raz w roku w Święto Niepodległości. Bezwzględnie tłumił wszelkie strajki, które często kończyły się śmiercią robotników. Był przeciwnikiem pomocy socjalnej, twierdząc, że niewykształcona biedota jedynie przepije otrzymaną pomoc.

Jednocześnie ten „bezwzględny wyzyskiwacz” uczynił z filantropii sens życia. Jednak zamiast programów socjalnych, magnat przemysłu stalowego wolał finansować piękną architekturę, biblioteki i kościelne organy. Nic dziwnego. Podobnie jak inni słynni filantropii epoki węgla i stali, również Carnegie przekonany był o zagrożeniu, jakie dla anglosaskich elit narodu stanowiły gorsze geny.

Idąc z duchem epoki, wielu ówczesnych bogaczy zauroczyło się darwinizmem społecznym w jego najgorszej, spencerowskiej wersji. Zgodnie z tą filozofią, społeczeństwo poświęcające rozwój swoich najlepszych jednostek na rzecz najmniej przydatnych, skazane jest na zagładę. Przerażającą wizję oddają najlepiej słowa ich pupila, „ojca” przedwojennej eugeniki, Charlesa Davenporta:

Te trzy lub cztery procent naszej populacji jest strasznym obciążeniem dla naszej cywilizacji. Czy jako inteligentni ludzie, dumni z naszej kontroli nad naturą w innych aspektach, nie powinniśmy zrobić czegoś więcej  poza głosowaniem za wyższymi podatkami lub zadowalać się wielkimi darowiznami i zapisami, które filantropi przeznaczyli na wsparcie klas przestępczych, wadliwych? Czy nie powinniśmy raczej podjąć kroków, które badania naukowe dyktują jako niezbędne do wysuszenia źródeł, które zasilają potok wadliwej i zdegenerowanej protoplazmy?

Zgodnie z tą logiką, wspieranie służby zdrowia lub finansowanie systemu edukacji uchodziło wyłącznie za łagodzenie objawów choroby. Właściwa terapia polegała na zapobieganiu problemom, poprzez – jak mówił John D. Rockefeller – „wykorzenienie zła u źródła”. Eugenika nie była więc zaledwie osobliwym, a dzisiaj wstydliwym, dodatkiem do ówczesnej działalności filantropijnej. Była jej źródłem i motorem napędowym.


Działanie modelowe

Ówcześni technokraci, określani na początku XX w. jako „ruch wydajnościowy” (efficiency movement), przystąpili do zadania z godnym pozazdroszczenia zapałem. Jak przekonuje znawca tematyki, prof. William A. Schambra z Hudson Institute: „gdyby nie drobny fakt, że obecnie uważa się ją za całkowitą moralną ohydę, eugenika byłaby dziś reklamowana jako jedno z najbardziej znaczących i udanych przedsięwzięć amerykańskiej filantropii”. Rzeczywiście, wzorem dzisiejszych instytucji międzynarodowych, eugenicy posiadali nie tylko spójną ideologię, ale kompleksowy program społeczno-polityczny oraz długofalową strategię działania.

„Think-tanki” pokroju Eugenics Record Office, dysponowały całym zakresem usług od badań naukowych po edukację publiczną i lobbing polityczny. Dzięki setkom opracowań zawierających empirycznie uzasadnione wykresy i modele, udało się dowieść „naukowo niepodważalnego związku” między wadliwymi genami a skalą patologii w społeczeństwie. Każdy dolar zainwestowany w wysiłek eugeniczny miał zwrócić się poczwórnie, oszczędzając ogromnych wydatków publicznych i obciążeń podatkowych w przyszłości.

Do promocji eugeniki zaangażowano potężny aparat medialny i publiczną edukację. Eugenicy osiągnęli taki wpływ na amerykańską administrację, o którym dzisiejsi miliarderzy pokroju Sorosa czy Gatesa mogliby pomarzyć. Oprócz wspomnianej już decyzji Sądu Najwyższego, prawa sterylizacyjne i aborcyjne dla określonych grup społecznych uchwalono w 27 stanach. W 1924 r. wprowadzono zaś Immigration Act, utrudniający imigrację do USA „wadliwych genetycznie” narodów.

„Gdyby nie paskudny obrót, jaki przybrał on w Niemczech, historia ruchu eugenicznego bez wątpienia byłaby poddawana akademickim analizom i zapisana w podręcznikach historii jako przykład genialnych strategii, na których bazują współczesne programy dobroczynne” – przekonuje prof. Schambra.

Również pod względem doskonale przeprowadzonej kampanii rebrandingowej.

Eugenika z „ludzką twarzą”

Ujawnienie skali „dokonań” niemieckich zbrodniarzy zmusiło amerykańskich higienistów do porzucenia eugenicznego szyldu. Zagrożenie genetyczne zastąpiło – dzisiaj równie skompromitowane – widmo rzekomego przeludnienia planety. W tym celu odkurzono XVIII – wieczną apokaliptyczną wizję brytyjskiego pastora Thomasa Malthusa, straszącego niekontrolowanym wzrostem populacji. Jednak pod względem narzędzi i celów chodziło w istocie o to samo; poprowadzenie ewolucji w pożądanym kierunku. Przymus zastąpiła z kolei odpowiednia inżynieria społeczna i socjotechnika.

Symbolem tego liftingu wizerunkowego pozostaje powołanie w 1952 r. Rady ds. Populacji (Population Council), na której czele stanął zaufany Carnegiego, Frederick Osborn. Założyciel Amerykańskiego Towarzystwa Eugenicznego otwarcie twierdził, że „poprawę dziedzicznej bazy inteligencji i charakteru można osiągnąć na zasadzie dobrowolności” (eugenika liberalna), a „cele eugeniczne najprawdopodobniej można osiągnąć pod inną nazwą”. W walkę z „bombą populacyjną” systemowo włączyła się Fundacja Rockefellera i Fundacja Forda, a programową kontrolę populacji w krajach trzeciego świata popierali prezydenci Eisenhower i Johnson.

W latach 50′ wykształcił się również paradygmat „pomocy humanitarnej”, będący realizacją programów wąskich grup eksperckich, narzucanych następnie biednym krajom. „Tyrania ekspertów” – jak określa to zjawisko William Easterly, zdominowała działalność amerykańskich organizacji „dobroczynnych” na kolejne dekady, stanowiąc przedłużenie polityki zagranicznej USA.

Przenieśmy się siedemdziesiąt lat do przodu. Filnatropia ustąpiła miejsca filantro-kapitalizmowi, czyli pełnoprawnemu biznesowi na skalę globalną. System naczyń połączonych prywatnych fundacji, rządów i organizacji międzynarodowych, wpływa na politykę zdrowotną na całym świecie. Ale u jego podstaw wciąż leżą te same fundamenty. Programom humanitarnym krok w krok towarzyszy masowa promocja usług z zakresu „zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego”, jak eufemistycznie nazywa się antykoncepcję i aborcję. Od Rockefellera przez Buffeta po Gatesa, kolejnym pokoleniom amerykańskich filantropów wciąż przyświeca naczelna zasada: lepiej zapobiegać niż leczyć. Najlepiej zdusić problem, dosłownie (sic!) w zarodku, zanim ten dorośnie i narobi problemów.

Na zdawkowe przeprosiny instytucji Carnegiego i Rockefellera musieliśmy czekać ponad 70 lat. To tylko pokazuje, jak bardzo wielki biznes nie chce odrobić tej lekcji. A w czasach, gdy rozwój badań nad genetyką dalece przekracza wyobrażenia starych higienistów, eugeniczna pokusa jawi się tym bardziej atrakcyjnie. Być może również my, w niedalekiej przyszłości, zostaniemy uznani za imbecyli, niewartych potomstwa. Chyba, że… – patrząc na aborcyjną hekatombę, postęp kultury antykoncepcyjnej czy niebywały kryzys dzietności w skali globalnej – już dawno nas za takich uznano…

Piotr Relich

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(11)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie