Choć tzw. Strefa Czystego Transportu działa w Warszawie od ośmiu miesięcy, żaden kierowca nie otrzymał jeszcze mandatu za przejazd pojazdem niespełniającym norm emisji spalin. Eko-aktywiści naciskają na stołeczne władze, żądając wykorzystania większej ilości kamer i zintensyfikowania kontroli w granicach strefy.
Obecnie warszawska Straż Miejska nie spieszy się ze ściganiem kierowców „niedozwolonych” samochodów. Funkcjonariusze korzystają z zaledwie dwóch kamer, sczytujących tablice rejestracyjne, które podłączone są do Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców. Na tej podstawie Straż Miejska wie, czy dany pojazd ma prawo wjechać w granice strefy.
Eko-aktywiści obliczyli, że służby sprawdziły w dwa tygodnie stycznia zaledwie 17 tys. samochodów. To mniej więcej tyle, ile przez trzy godziny przejeżdża przez Aleje Jerozolimskie. Służby nie wystawiły także ani jednego mandatu, ograniczając się do pouczeń. Wynika to z faktu, że prawo pozwala czterokrotnie przekroczyć granice strefy niedozwolonym pojazdem, dopiero kolejny wjazd wiąże się z koniecznością wystawienia mandatu.
Zbulwersowani ekologiści nazywają postawę służb skandalem i naciskają na stołeczny ratusz, by zintensyfikować ściganie kierowców. „Działacze Clean Cities Campaign spotkali się z wiceprezydentem Warszawy Tomaszem Menciną i przekonywali go, by miasto znacznie zaostrzyło kontrole” – informuje Dziennik Gazeta Prawna.
Antysamochodowi lobbyści proponują m.in., by w tym celu wykorzystać monitoring miejski, czyli ok. 200 kamer w samej strefie. Organizacja zapowiada również walkę o zmianę prawa, by za wykroczenie karać w trybie administracyjnym. „Oznacza to, że mandat byłby wystawiany automatycznie każdemu właścicielowi niespełniającego norm pojazdu, który wjechałby do strefy więcej niż cztery razy” – podkreśla DGP.
Źródło: gazetaprawna.pl
PR