Dzisiaj

Kacper Kita: Trump i Putin zrobią nową Jałtę? Nie dajmy się histerii

(Fot. Artem Priakhin / Zuma Press / Forum)

Donald Trump deklaruje chęć rozmów z Władimirem Putinem. Jego doradca Keith Kellogg użył nawet niedawno magicznego słowa „reset”. Wielu obawia się, że Polska zostanie wydana na żer Rosji. Liberalno-lewicowe media znają winnych – każdy polski prawicowiec, który sympatyzował z Trumpem przeciw Harris, powinien złożyć publiczną samokrytykę. Przed złowrogim sojuszem Waszyngtonu i Moskwy rzekomo mogą ochronić nas tylko Unia Europejska, Donald Tusk i Radosław Sikorski. A jaka jest prawda?

Liberalny ład odchodzi w przeszłość

Podstawowym problemem polskiej debaty o polityce międzynarodowej jest mieszanie płaszczyzny analitycznej i ocennej. Komentatorzy stwierdzający fakty – np. to, że USA kierują się swoim własnym interesem, a nie „uniwersalnymi wartościami” – wielokrotnie mierzą się w mediach głównego nurtu z zarzutami, że „usprawiedliwiają zło” i muszą odpowiadać na pytanie, czy im się „podoba” taka lub inna decyzja Donalda Trumpa.

Wesprzyj nas już teraz!

Ten rozdzierający krzyk rozpaczy wynika z dysonansu poznawczego ogromu ludzi, którzy głęboko wierzyli w postęp i liberalny „porządek oparty na zasadach”, a teraz widzą, jak upada on na ich oczach. Gdy człowiek odchodzi od Boga, znajduje sobie rozmaitych bożków. Podobnie bezradni i zagubieni musieli czuć się kapłani Baala, gdy na rozkaz Jehu niszczono jego świątynię, by oddawać kult prawdziwemu Bogu, a ich bóstwo nie reagowało (2 Krl 10, 18-27).

Ten rozkład nie zaczął się jednak wczoraj. Od lat wiadomo było, że globalna hegemonia Stanów Zjednoczonych słabnie, przeniesienie dominacji aksjologii demokratyczno-liberalnej poza świat zachodni się nie udało, a w samej Ameryce narasta przekonanie o konieczności redukcji zobowiązań wobec zagranicy, w tym Europy. To nie jest kwestia kaprysów ekscentrycznego Donalda Trumpa, tylko trwała zmiana społeczna w USA, tak wśród wyborców Republikanów jak Demokratów. Ameryka wraca do tradycji znanej ze swojej historii, innej niż izolacjonizm czy liberalny internacjonalizm – pragmatycznego nacjonalizmu w duchu Theodore’a Roosevelta, do którego odwołał się zresztą Kellogg.

Polska była na poziomie materialnym w dużej mierze beneficjentem tej „jednobiegunowej chwili” amerykańskiej potęgi po końcu zimnej wojny. Ostatnie 35 lat to dla nas wzbogacenie się i odzyskanie niepodległości – ułomnej, ale trwalszej niż cokolwiek, co mieli nasi przodkowie przez poprzednie ćwierć tysiąclecia. Z drugiej to jednak także czas kryzysu duchowego i wypłukania dużej części polskiego narodu z życiodajnych soków chrześcijaństwa. Bez wątpienia wkraczamy w nową epokę i powinniśmy powiedzieć sobie jasno – niezależnie od tego, jak rozłożymy akcenty w ocenie okresu po 1989 r., nie jest naszą decyzją to, że cały świat się zmienia. Po drugie – nawet jeśli uznamy, że dany stan był dla nas długo opłacalny, nie wynika z tego, że będzie on dla nas opłacalny już zawsze.

Działania Trumpa nie powinny być szokiem

Podstawowe fakty pozostają zgodne z tym, co przedstawiłem w artykule dla PCh24 w dniu inauguracji nowego amerykańskiego przywódcy – Trump chce szybko zakończyć wojnę, na Ukraińców jest mu łatwiej wpłynąć niż na Rosjan, ale będzie potrzebował przekonać obie strony. Zaznaczałem, że ważnym czynnikiem będzie „sytuacja wewnętrzna na Ukrainie, gdzie powinny odbyć się zaległe wybory prezydenckie, popularność Zełenskiego spadła, a rozczarowujący wynik wojny może przynieść wybuchy społecznej frustracji”. Podkreślałem, że „Trump będzie kierował się interesem USA, który może być różny od polskiego”. Pisałem, że wykluczone jest wysłanie wojsk na Ukrainę przez USA, a możliwe przez Francję i Wielką Brytanię. Przestrzegałem wreszcie, że może pojawić się presja na wysłanie żołnierzy przez Polskę, którą należy odpierać.

Zasadniczy kierunek działań Donalda Trumpa nie jest więc zaskoczeniem, choć uderzające jest tempo i dezynwoltura, z jakimi do nich przystąpił. Widać dużą różnicę między pierwszą a drugą kadencją – teraz ludzie wskazani przez Trumpa na kluczowe stanowiska są wobec niego znacznie bardziej lojalni i trzymają się wyznaczonego kierunku. Nowy-stary prezydent USA jest gotowy demonstracyjnie uderzać w Zełenskiego by wywrzeć na niego presję i kusić Rosję porozumieniem szerszym niż tylko ws. Ukrainy. Na razie Waszyngton i Moskwa szybko zdecydowały o normalizacji relacji dyplomatycznych. USA ewidentnie zależy na przyciągnięciu Rosji do stołu negocjacyjnego i stąd gesty w rodzaju głosowania w ONZ przeciw potępieniu Moskwy czy sugestia możliwego powrotu Rosji do G7. W warstwie twardych faktów, a nie gestów, akceptacja utraty przez Ukrainę terytoriów zajętych zbrojnie przez Rosję oraz brak perspektyw wejścia do NATO dla Kijowa to nie są wielkie ustępstwa ze strony Waszyngtonu, a raczej powiedzenie głośno tego, co wszyscy wiedzieli. Pytanie czy to i symboliczne uznanie jej pozycji jako globalnego mocarstwa zadowoli Rosję – bo przecież także 23 lutego 2022 r. Ukraina nie kontrolowała Krymu, Donbasu i Ługańszczyzny oraz nie miała realnych perspektyw wejścia do NATO.

Długi cień Stalina i Roosevelta

Rozmowy amerykańsko-rosyjskie o przyszłości Europy Środkowo-Wschodniej wywołują zrozumiały niepokój Polaków. Konferencja w Jałcie głęboko wbiła się w naszą świadomość społeczną jako symbol niedotrzymania zobowiązań sojuszniczych (przez Churchilla) i naiwności wobec Moskwy (prezydenta Franklina D. Roosevelta). Z pewnością Amerykanie będą chcieli długofalowo zmniejszać zaangażowanie militarne w Europie. Należy porzucić iluzję, której kurczowo trzyma się wielu na polskiej prawicy, że któregoś dnia Trump wyjdzie i ogłosi, że przejrzał na oczy, a od dziś to Putin jest jego głównym wrogiem. Musimy rozwijać własne zdolności obronne, wsparcie sojuszników traktując jako pożądane, ale niepewne. Zarazem nie powinniśmy ulec histerii. Rosja nie była w stanie przez trzy lata wojny zająć niczego ponad część wschodniej Ukrainy.

Musimy trzymać także jak najdalej od władzy nieodpowiedzialnych polityków wierzących, że mogą spokojnie skupiać się na genderyzmie i podobnych bzdurach, bo w razie czego „sojusznicy nas obronią”. Obecna minister edukacji Barbara Nowacka nie tylko chce indoktrynować nasze dzieci i utrudniać im założenie normalnej, szczęśliwej rodziny, ale jeszcze niedawno ramię w ramię z Januszem Palikotem proponowała radykalną redukcję wydatków na wojsko do 1% PKB, gdy bezpieczeństwo miałoby nam zapewnić… wejście do strefy euro.

Z drugiej strony widzimy też, że Amerykanom nie jest wszystko jedno, co wydarzy się z Ukrainą – chcą mieć tam stabilny pokój i móc skupić się na innych obszarach. Nie jest tak, że oddają właśnie Rosji Kijów na tacy. Pomoc militarna i wywiadowcza dla Kijowa została po kilku dniach negocjacji przywrócona, gdy Zełenski zaakceptował warunki Trumpa. Rosja będzie prawdopodobnie proponować USA wycofanie wojsk z naszego regionu, w duchu propozycji z grudnia 2021 r. Mogą oferować w zamian ustąpienie Waszyngtonowi na Bliskim Wschodzie. Oczywiste jest, że interes Izraela jest dla USA ważniejszy niż Ukrainy lub Polski. Gdy przejdziemy jednak od ogółu do szczegółu, to nie widać prostego do wypracowania porozumienia, które byłoby akceptowalne jednocześnie dla USA, Izraela i Rosji. Tel Awiw będzie chciał raczej bardziej osłabiać zdolności militarne Iranu, nie zgodzi się na nową umową nuklearną z Teheranem (podobną do tej Obamy z 2016 r.), takiemu porozumieniu nie sprzyja temu także sytuacja wewnętrzna w Izraelu. Rosja raczej też nieszczególnie pragnie, by irańskie surowce były normalnie dostępne (wskutek hipotetycznego zniesienia sankcji w zamian za ograniczenie irańskiego programu nuklearnego) i mogły konkurować z rosyjskimi – i Izrael też nie. Mocarstwem progowym Iran i tak jest. Teoretycznie Rosja mogłaby na drugą nóżkę zaakceptować jakieś uderzenie na Iran. Tylko nie wydaje się, by Izrael potrzebował takiej zgody Moskwy, o ile by się na to zdecydował. Oczywiście nie oznacza to, że nie dojdzie do j a k i e g o ś porozumienia na tle polityki bliskowschodniej – ale nie widać na horyzoncie żadnego przełomu, który mógłby uzasadniać radykalną zmianę.

Wątpliwe też, by Rosja chciała rezygnować z pielęgnowanego przez długie lata strategicznego partnerstwa z Chinami. Przez lata budowała swoją pozycję w Globalnym Południu właśnie na antyamerykanizmie. Moskwa ma świadomość, że w Waszyngtonie prezydenci przychodzą i odchodzą. Komunistyczna Partia Chin nie będzie nigdy zagrożeniem dla władzy Putina, a Amerykanie mogą łatwo wrócić – w percepcji Kremla, niezupełnie pozbawionej podstaw – do podmywania rosyjskiego systemu władzy i wspierania liberalnej opozycji. Rosja może więc próbować lawirować, może zawierać z Amerykanami ad hoc porozumienia w konkretnych sprawach. Wielkie odwrócenie sojuszy i „odwrócony Nixon” wydają się jednak mało prawdopodobne.

Nixon i Kissinger wykorzystali realny, ciągnący się od lat konflikt między Moskwą a Pekinem. Dziś takiego nie ma. Nie widać także innego wspólnego zagrożenia dla USA i Rosji, które mogłoby być podstawą poważnego zbliżenia tych państw. Aktualnie Ukraińcy zgodzili się w teorii na zawieszenie broni bez warunków wstępnych i będą pewnie próbowali wykazać przed Trumpem i amerykańską opinią publiczną – tak jak to im mądrze suflował Macron – że to oni chcą pokoju, a Putin jest odpowiedzialny za jego brak.

Skończmy z anachronicznym idealizmem i szukaniem nowego Napoleona

Podstawowa różnica między naszą sytuacją a naszych przodków w obliczu Jałty jest też taka, że Polacy mają dziś własne państwo i wojsko oraz kontrolują swoje terytorium. Po drugie, obecna Rosja jest słabsza niż Sowiety Stalina, choć oczywiście rozbudowuje swoje wojsko i przestawiła dużą część gospodarki na produkcję uzbrojenia. Powinniśmy traktować zagrożenie ze strony Moskwy poważnie, ale nie powinniśmy też ulec histerycznemu determinizmowi. Nie jest przesądzone, że Rosja będzie próbowała zająć państwa bałtyckie, a tym bardziej Polskę – choć nie jest to też wykluczone. Trzeba spokojnie budować siłę odstraszania i nasze zdolności obronne.

Z drugiej strony musimy uważać na wykorzystywanie Rosji przez liberalno-lewicowych polityków do kreowania społecznego lęku i fałszywej narracji wymierzonej w środowiska prawicowe. To liberalno-lewicowy establishment rozbroił Europę oraz narzucił jej mnóstwo polityk szkodliwych dla naszego ducha i naszej materii. Kamala Harris nie miałaby Ukrainie ani Polsce istotnie więcej do zaoferowania niż Trump – poza miłymi słowami. Traumą dla Polaków jest nie tylko Jałta, ale także Zaleszczyki. Strzeżmy się polityków, którzy są mocni w gębie i gotowi ryzykować życiem narodu, a w praktyce pierwsi braliby nogi za pas.

Powinniśmy też wreszcie skończyć z idealizowaniem obcych przywódców i wyczekiwaniem zewnętrznego zbawcy. Nawet oryginalny Napoleon traktował nas instrumentalnie – a kopie bywają często gorsze od oryginału.

Kacper Kita

Trump prezydentem. I co dalej?

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(4)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie