7 czerwca 2025

Jan Vianney: wiejski proboszcz, którego świętość nawróciła tysiące

(Św. Jan Maria Vianney)

Prawie niezauważona minęła 150. rocznica kanonizacji świętego Jana Marii Vianneya, wzoru kapłaństwa zrodzonego z modlitwy, Eucharystii i spowiedzi. Skromny, pokorny proboszcz z Ars żył miłością i oddaniem wobec Stwórcy oraz innych ludzi. Jego wiara była tak autentyczna, że przekonała do Boga ogromne rzesze.

Jan Maria Vianney został kanonizowany przez papieża Piusa XI wiosną 1925 roku. Wówczas Ojciec Święty ogłosił proboszcza z Ars „niebiańskim patronem wszystkich kapłanów świata”. O wzorze kapłańskich cnót, jakim jest święty Jan Maria, mówiono też podczas uroczystości rocznicowych celebrowanych w Ars, a centralnie w sanktuarium Ars-sur-Formans. – Święty Proboszcz z Ars był pokornym kapłanem, ale wielkim przed Bogiem, bo żył z miłością i oddaniem wobec innych – podkreślił kardynał Lazzaro Heung-sik You, prefekt Dykasterii ds. Duchowieństwa. 

Wskazał on na jeszcze inną, mocną stronę Chrystusowego kapłaństwa, które wiernie naśladował proboszcz z Ars. Otóż takie wypełnianie powołania ma moc jednoczenia wokół spraw najważniejszych. – Ars stało się duchowym centrum Europy, gdyż św. Jan Maria Vianney stawiał Boga na pierwszym miejscu, bez kompromisów – przypomniał. Jakże daleko od takiej duchowości są rządzący dzisiejszą Unią Europejską, przez co zamiast jednoczyć, coraz bardziej dzielą.

Wesprzyj nas już teraz!

Jan Maria Vianney jest przykładem człowieka, którego pokora zaprowadziła na szczyty świętości. Jego młodość przypadła na trudne czasy porewolucyjnej Francji. Do Pierwszej Komunii Świętej przystępował w szopie, zamienionej na prowizoryczną kaplicę. Wejście do niej, z obawy przed bezwzględnymi przewrotowcami, zasłonięto furą siana. Młody Jan Maria naukę mógł podjąć dopiero kiedy miał 17 lat. Wcześniej wiejskie szkoły podstawowe, które funkcjonowały jedynie przy parafiach katolickich, były zamknięte przez władze rewolucyjne, czyli krwawy Dyrektoriat.

Droga Jana Marii do uzyskania święceń kapłańskich była jeszcze trudniejsza. Pochodził z ubogiej chłopskiej rodziny, więc nie stać go było na opłacenie swojego utrzymania w seminarium duchownym. Tę poważną przeszkodę udało się pokonać dzięki dobremu człowiekowi – księdzu Karolowi Balley, który wcześniej uczył go w szkole parafialnej i poznał niezwykłą pobożność młodego Vianneya.

Nauka od początku szła Janowi Marii bardzo trudno. Dlatego też do seminarium musiał zdawać dwa razy. Na początku studiów w seminarium nie było lepiej. Szczególnie gramatykę języka francuskiego i łacinę kleryk Vianney ledwo ciągnął, jak przysłowiowy „koń furę pod górę”. Nauka tych przedmiotów sprawiała mu taką udrękę, że chciał zrezygnować z seminarium. Na szczęście jego wierny przyjaciel ks. Balley, odwiódł go od tej decyzji. Trudno sobie wyobrazić, jak dzisiejsza młodzież, której rodzice usuwają każdą, nawet najmniejszą przeszkodę spod nóg, mogłaby pokonać takie olbrzymie przeszkody, z jakimi mierzył się Jan Maria Vianney?

Jan dobrnął do końca seminarium, ale z obawy przed tym, że nie da rady zdać końcowych egzaminów po łacinie, jak wówczas zdawano, pozwolono mu zaliczać przedmioty po francusku. W ten sposób szczęśliwie ukończył seminarium i został wyświęcony na księdza. Z powodu słabej znajomości łaciny, na pewien okres zabroniono mu jednak spowiadać. Ta decyzja wydaje się dziś paradoksalna – przecież św. Jan Maria Vianney, z powodu swego niezwykłego charyzmatu udzielania sakramentu pokuty oraz ogromnych kolejek do jego posługi, przez potomnych nazwany został „niewolnikiem konfesjonału”.

Wszystkie duchowe osiągnięcia św. Jana Marii Vianneya, dzięki któremu Bóg mógł nawrócić tysiące „zagubionych owiec”, wiele proboszcza z Ars kosztowały – dlatego były tak niezwykle cenne. Podobnie było z jego kaznodziejstwem. Na początku podczas kazań często gubił wątek i z przejęcia okrutnie jąkał się. Z czasem stał się jednak charyzmatycznym mówcą, którego słuchały rzesze ludzi.

Używając porównania rodem z wojska, ks. Jan Maria Vianney był w francuskim Kościele wybitnym komandosem do zadań specjalnych. Dlatego też skierowano go jako proboszcza do parafii w Ars, którą duchowo niemal zupełnie wyjałowiła rewolucja francuska. Kiedy ks. Vianney obejmował tamtejszą parafię, spośród 250 ochrzczonych mieszkańców do kościoła na Mszę świętą przychodziło zaledwie około 20 osób.

Najstraszniejszym „biczem”, jakiego użył nowy proboszcz, aby na powrót zagonić zbłądzone owieczki do zagrody Pańskiej, były modlitwa i post. „Wchodził do kościoła przed jutrzenką i nie wychodził aż do wieczornej modlitwy Anioł Pański” – opisywała praktykę modlitewną ks. Vianneya jedna z jego parafianek Katarzyna Lassagne. Proboszcz nie bał się również „smagać” mieszkańców Ars biczem słowa. Sam Vianney w jednym ze swoich kazań mówił:

Jeśli duszpasterz nie chce się potępić na wieki, powinien bez miłosierdzia chłostać wszelkie nadużycia w parafii; powinien przy tym zdeptać nogami wzgląd ludzki i obawę przed wzgardą lub nienawiścią ze strony parafian; a choćby miał pewność, że go zabiją, skoro zejdzie z ambony – nie wolno mu ustąpić.

Dobroć księdza Vianneya, także surowość jego życia, kazania proste i płynące z serca – powoli nawracały kolejnych mieszkańców Ars. Kościół, z początku prawie pusty, zaczął się z wolna zapełniać nie tylko w niedziele i święta, ale nawet w dni powszednie. Z każdym rokiem wzrastała liczba przystępujących do sakramentów. W końcu nawróciła się ogromna większość. Do ich proboszcza na spowiedź i kazania z całej Francji przybywały rocznie tysiące wiernych. Módlmy się o takich świętych kapłanów, bo „żniwa wprawdzie wielkie, ale robotników mało” (Mt 9, 37).

Adam Białous

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(3)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie