9 czerwca 2025

Łukasz Warzecha: Zakaz smartfonów w szkołach? Lokalnie – tak, odgórnie – nie!

(Oprac. PCh24.pl)

Czytając entuzjastyczne głosy na temat wprowadzenia odgórnego zakazu korzystania ze smartfonów w szkołach – w postaci ministerialnego rozporządzenia, a może nawet ustawy – mogę tylko załamać ręce. Ta rozmowa bardzo przypomina mi dyskusję o zakazie sprzedaży napojów energetycznych niepełnoletnim, który wprowadził PiS przy wsparciu niemal wszystkich sił politycznych, a któremu także się przeciwstawiałem.  

Skutki są takie, że dorosły nie może już kupić napoju energetycznego w automacie, a przy kasach samoobsługowych każdorazowo konieczna jest interwencja sprzedawcy. Przypomnieć przy tym trzeba, że zakaz został wprowadzony bez śladu dowodu, że jego brak owocuje jakimikolwiek statystycznie istotnymi negatywnymi skutkami. Przedstawiano jedynie badania pokazujące, że nadużywanie takich napojów jest szkodliwe – co nie jest żadnym odkryciem. Nadużywanie niemal każdej substancji czy rodzaju jedzenia może być szkodliwe. Nie było natomiast wskazań, że ta szkodliwość jest powszechnym zjawiskiem i prowadzi na przykład do konkretnej liczby hospitalizacji młodych ludzi, która uzasadniałaby w ogóle dyskusję o ograniczeniu wolności handlu. Oczywiście nie wiemy też – choć od wejścia zakazu w życie minęło półtora roku – czy przyniósł on jakiekolwiek istotne skutki i czy drgnęła jakakolwiek statystyka. W państwie traktującym legislację poważnie powinno to zostać sprawdzone i jeśli takiego efektu nie widać – przepis powinien lądować w koszu.

Różnica z zakazem używania smartfonów polega na tym, że w tym przypadku masowy i niekorzystny wpływ nie podlega raczej dyskusji. Ba, można nawet uznać, że nie są do jego dowiedzenia potrzebne żadne dalsze badania naukowe. Zatem powiedzmy wyraźnie: spór nie jest o to, czy smartfony mają czy nie mają negatywnego wpływu na rozwój dzieci i młodych ludzi oraz czy ten wpływ ma charakter masowy i występuje również w Polsce. Spór jest o to, jak temu zapobiegać i czy odgórnie wprowadzony zakaz jest najlepszym sposobem.

Wesprzyj nas już teraz!

Otóż nie – nie tylko nie jest sposobem najlepszym, ale wręcz przeciwnie: jest sposobem najgorszym. Działa bowiem dokładnie w ten sam sposób, co inne podobne zakazy, uzasadniane dobrem dzieci: państwo wchodzi w wychowawcze kompetencje rodziców. Po pierwsze – zwalnia ich to coraz bardziej z odpowiedzialności i wpaja przekonanie, że jeśli z dziećmi będzie jakiś problem, to państwo sobie z nim poradzi. Znaczna część ludzi utrwali sobie przeświadczenie, że jeżeli państwo czegoś zakazuje, to na pewno jest to złe, a jeśli nie zakazuje, to jest w porządku – co jest oczywistym nonsensem. Po drugie – otwiera kolejną furtkę dla głębokiego państwowego interwencjonizmu w sprawy rodziny i wychowania.

Żeby zrozumieć, jak jest to potencjalnie groźne, wystarczy przypomnieć sobie, że całkiem serio zgłaszano w polskim Sejmie propozycję, aby zabronić spowiedzi niepełnoletnim, uznając, że wpływa to źle na ich psychikę. I zaręczam, że znaleźliby się „eksperci”, którzy by tę tezę przekonująco „udowodnili”. Czy co do zasady ten zakaz różniłby się czymś od opisywanych wyżej – kupowania napojów energetycznych albo ewentualnego zakazu używania smartfonów w szkołach? Nie. Uznano by, że coś szkodzi dzieciom, a rodzice są na tyle nieodpowiedzialni lub głupi, że tego nie rozumieją i dlatego Kapitan Państwo musi wkroczyć.

Jeśli raz otworzy się furtkę do tego typu podejścia, już się jej nie zamknie. Niestety, w Polsce została ona otwarta dobrych kilka lat temu, gdy PiS wprowadził zmiany w prawie łowieckim, zakazując niepełnoletnim udziału w polowaniach. To również tłumaczono, jakże by inaczej, dobrem dzieci. W ten sposób odebrano rodzicom zagwarantowaną im w konstytucji możliwość wychowania dzieci zgodnie z przekonaniami rodziców.

Gdy dziś czytam entuzjastów zakazu, którzy dość bezmyślnie stwierdzają, że zakazać odgórnie trzeba, bo „rodzice są głupi” i nie wiedzą, jak wychowywać dzieci – przechodzi mi po plecach dreszcz. Od takiego postawienia sprawy już tylko krok do praktycznego upaństwowienia wychowania młodych ludzi, które znamy z państw autorytarnych, ale też tych, które poszły daleko na drodze jedynie słusznego lewicowego „postępu”.

Lecz to niejedyny powód, dla którego propozycja jest zła. Są także powody praktyczne i prawne. Czy taki zakaz w taki sam sposób działałby wobec uczniów poniżej i powyżej 18. roku życia? Co z sytuacjami, gdy rodzic musi się z uczniem skontaktować podczas jego pobytu w szkole? Oczywiście, sam chodziłem do szkoły w czasach, gdy to nie było możliwe i świat się nie zawalał, ale też wówczas ludzie inaczej organizowali sobie życie, nie mając możliwości nawiązania kontaktu natychmiast i w każdym miejscu. Odgórny nakaz przywrócenia rzeczywistości sprzed 35 lat, i to tylko w jednym, szkolnym wycinku, może się nie powieść. Jakie wreszcie miałyby być konsekwencje złamania zakazu? Obniżenie oceny ze sprawowania? Bo przecież nie konfiskata urządzenia – to prawnie niewykonalne.

Czy w takim razie nie należy robić nic? Bynajmniej. To, co państwo może zrobić, to zachęcić szkoły, aby zajęły się tym problemem – na własnym poziomie. Bo decyzja powinna być podejmowana właśnie na poziomie szkół i to się już dzieje.

Fundacja GrowSpace przeanalizowała dane z 350 losowo wybranych szkół w Polsce. Blisko 90 proc. reguluje sprawę korzystania ze smartfonów w swoich statutach. 51,5 proc. wprowadziło już zakaz korzystania z komórek na swoim terenie, ale tylko w 15 proc. są depozyty na telefony.

Istnieją wątpliwości, czy prawo oświatowe w swoim obecnym brzmieniu pozwala na wprowadzenie całkowitego zakazu korzystania ze smartfonów w konkretnej szkole – i tu należałoby zadziałać, dając taką wyraźną możliwość. Inny pomysł to zagwarantowanie przez MEN funduszy, wspomagających tworzenie w szkołach wprowadzających zakaz dobrze zabezpieczonych depozytów na telefony. No i – w tym wypadku nie uznałbym tego za jałowe – akcje edukacyjne, i to skierowane w takim samym stopniu do dzieci, jak i do rodziców.

Tak powinno działać państwo, traktujące poważnie swoich obywateli: poprzez stwarzanie możliwości podjęcia określonej decyzji, a nie traktowanie ludzi jak idiotów, na których trzeba znowu podnosić bat, a dzieciom zastępować rodziców.

Łukasz Warzecha

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(16)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie