20 czerwca 2025

Co należy zrobić z niepoczytalnymi wariatami, którzy chcą zabijać dzieci nienarodzone i noworodki, a jednocześnie uważają, że mogą bić dzieci, żeby obronić psa? Co zrobić z gwałcicielami dobrych obyczajów, którzy przebrani za „drag queen” gorszą na ulicach nasze dzieci? Odpowiedź jest prosta: Żeby w ogóle móc o tym poważnie rozmawiać, musimy najpierw odzyskać własne państwo, które ochroni moralność publiczną i nie będzie bało się wymierzać gorszycielom stosownych kar.

Prawo państwowe, żeby było sprawiedliwe i wiążące w sumieniu, musi opierać się na obiektywnym prawie naturalnym. Niezależnie od pochodzenia, rasy, religii czy ilorazu inteligencji – rozum każdego człowieka jest władzą zdolną do rozpoznania rzeczywistości, a więc również – do odczytania z natury prawa, które jest ponadczasowe, uniwersalne i bezwzględne.

Dobro wspólne w normalnym państwie definiowane jest w sposób obiektywny i jako takie nie podlega demokratycznej dyskusji. Sprawiedliwość jest ślepa, a to oznacza, że nie ma względu na to, że jakiejś grupie społecznej nie podoba się na przykład zakaz zabijania dzieci w jakimkolwiek stadium rozwoju albo zakaz publicznego manifestowania bezwstydu (choćby w manifestacji maszerowały obnażone heteroseksualne matki promujące karmienie piersią!). Tyle tytułem ogólnoteoretycznego wstępu.

Wesprzyj nas już teraz!

Piróg obrońca zwierząt

Akcją, którą spontanicznie przeprowadził niejaki Maciej Piróg (zdeklarowany sodomita), stanowi doskonałe studium przypadku. Co się wydarzyło? Dorosły człowiek wkroczył i dał w łeb nastolatkowi, który zachowywał się niestosownie. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby cała sprawa nie była podszyta astronomiczną wręcz obłudą – wynikającą z błędnych zasad etycznych, którymi kierują się zakompleksione pseudo-elity.

Nie ma nic złego w reagowaniu społecznym. Zawsze tak było. Kiedy młodzian publicznie przeklinał albo był agresywny w stosunku do słabszych, to dostawał po łbie od starszych. To normalne. Należy również ocenić, że jest złem i grzechem pastwienie się nad zwierzętami, ponieważ stanowi to obrazę Boga, który stworzył je jako istoty czujące, a przy tym poniżenie własnej rozumnej natury.

W czym więc problem? Ano w tym, że zakompleksione pseudo-elity nie poczuwają się do równie zdecydowanych i odważnych zachowań, kiedy w grę wchodzi nie obrona zwierząt, tylko obrona ludzi, a więc gatunku stojącego na czele hierarchii istnień. Te same osoby nie poczuwają się do tego, by rozpędzić na cztery wiatry obscenicznych transwestytów maszerujących ulicami miast. Nie poczuwają się też do tego, by wkroczyć do placówki medycznej, aby zapobiec popełnieniu morderstwa na dziewięciomiesięcznym, narodzonym dziecku.

Błędne założenia antropologiczne i próba ukrycia własnych nieprawości (życia przeciwko naturze, jakim jest sodomia) pod płaszczem przesadnego afektu względem zwierząt są tu istotą problemu. Odrzucenie obiektywnych faktów na temat pozycji człowieka w hierarchii gatunków i zagłuszanie wyrzutów sumienia rodzą obłudę, którą nasi przeciwnicy próbują nam narzucić pod pozorem troski o zwierzęta. Na takiej samej zasadzie narzuca się nam rzekomą konieczność tolerowania publicznego manifestowania sodomskich skłonności.

Sataniści i sodomici do jednej grają bramki

Teraz drugie studium przypadku: Światowy Zakon Szatana na marszu dewiantów w Warszawie. Wprawdzie satanizm to w Polsce zjawisko wciąż jeszcze egzotyczne, ale spójrzmy jak wygląda to w Stanach Zjednoczonych. Błędy ideologii demokratycznej w postaci wolności słowa i wyznania skutkują tym, że prawo bywa bezsilne wobec satanistów, którzy uważają, że mogą manifestować publicznie swoją działalność, gdyż są legalnym związkiem wyznaniowym, a do tego powinni mieć zagwarantowany wyjątek od zakazu popełniania mordów prenatalnych, ponieważ zamordowanie dziecka nienarodzonego jest elementem ich „religijnego” rytuału inicjacyjnego.

Pogwałcenie obiektywnego dobra wspólnego poprzez promowanie zła w czystej postaci (satanizmu), a przy okazji mordów rytualnych na dzieciach (widzieliśmy na wspomnianym marszu maskę demona z nóżkami niemowlęcia zamiast rogów), jest wystarczającą podstawą do zakazania takich zachowań i do natychmiastowego usunięcia sprawców z przestrzeni publicznej przy użyciu przemocy. Jeżeli nie robi tego policja, powinni zrobić to obywatele (kiedyś takie próby podejmowała Młodzież Wszechpolska).

Poza bezzwłocznym usunięciem przyczyny zgorszenia, jego sprawcom należy się kara. Wobec publicznego gorszyciela (np. ekshibicjonisty czy epatującego seksualnością transwestyty) należy zastosować karę dotkliwą i skuteczną. Namiastka takiej kary jest wciąż stosowana w konserwatywnych amerykańskich stanach, gdzie złodziejom zakłada się tablice z opisem przestępstwa, a następnie nakazuje się im stanie pod miejscem, z którego ukradli. Wartością dodaną takiej kary jest to, że wstyd z powodu złamania prawa jest upubliczniony, a przestępca wystawiony na ostracyzm społeczny. Dzięki temu nie tylko wymierzamy sprawiedliwość, ale także skutecznie zniechęcamy do czynienia zła w przyszłości, zarówno przez sprawcę, jak i potencjalnych naśladowców. Patrząc na sprawę historycznie, znamy czasy, w których nie panowała jeszcze absurdalna ideologia przyznawania przestępcom „praw człowieka”. Wyjątkowo szkodliwych gwałcicieli ładu publicznego zakuwano w dyby i wymierzano kary cielesne. To odrębne zagadnienie, ale również należałoby się mu przyjrzeć z perspektywy moralności, a nie z perspektywy współczesnych uprzedzeń.

Musimy odzyskać państwo

Państwo, w którym żyjemy, nie szanuje prawa naturalnego. Tu nie chodzi nawet o religię czy uznanie obowiązków władzy wobec Boga. Chodzi o zgodę z zasadami, które dyktuje rozpoznanie obiektywnej rzeczywistości. To, co określamy dziś państwem polskim (pomijając, że nie służy interesom Polski i Polaków), to w rzeczywistości ogólnokrajowy dom wariatów, w którym zło nazywa się dobrem a dobro złem. W którym – w ramach „demokratycznego” paradygmatu – wmawia się normalnej części społeczeństwa, że ma iść na kompromis ze złem.

Tymczasem demokracja jest tylko i wyłącznie ustrojem, a więc sposobem wyznaczania (i częściowo, sprawowania) władzy. Demokracja nie uprawnia nikogo do legalizowania zbrodni, zgorszenia i stylów życia przeciwnych naturze. Ostatecznie, państwo oparte na tak błędnych zasadach jest bezbronne wobec przypadków zgorszenia (ponieważ nie istnieje prawo o moralności publicznej ani żadna instytucjonalna forma egzekucji praw obyczajowych). Ba, ono nie jest nawet zainteresowane ochroną porządku moralnego, a często wręcz promuje rzeczy przeciwne temu porządkowi!

Nie łudźmy się, że w ramach tego pseudo-demokratycznego modelu zdołamy skutecznie ograniczyć zło, ochronić nasze dzieci i zabezpieczyć nasze narodowe obyczaje. A przy okazji uderzmy się w pierś: to nie jest już państwo stricte zaborcze czy okupacyjne – teoretycznie możemy mieć na nie wpływ. Upadamy jako społeczeństwo, ponieważ od lat legitymizujemy rządy Bandy Czworga (dziś określanej jako duopol) i oddajemy pole szantażystom, którzy twierdzą, że z jakiegoś powodu „musimy” z nimi dialogować i szanować ich poglądy. Nie musimy. Jedyne, co (na mocy zdrowo pojętej moralności) musimy, to zwalczać ludzi, którzy czynią i promują zło.

Gorszyciele, mordercy i sataniści bez wstydu już wychodzą na polskie ulice. Jak wiele pola im zostawimy? Jak wiele pozwolimy zniszczyć, nim przyjdzie na nas opamiętanie?

Filip Obara

Zobacz także:

Polskie demony. Jeszcze nigdy nie upadliśmy tak nisko. Wstaniemy?

Żadnego klapsa, chyba że w „słusznej sprawie”. Celebryta Piróg uderzył obce dziecko bo… drażniło psa

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(16)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie