23 czerwca 2025

Co Karol Nawrocki zaproponował rządowi Donalda Tuska?

(Fot: Zbyszek Kaczmarek / Forum)

Prezydent-elekt w wywiadzie dla Wirtualnej Polski nie zdradził może zbyt wiele z pomysłów na swoją prezydenturę, ale za to złożył rządowi niemal wprost ofertę swoistego resetu w relacjach koalicja – opozycja. Zawoalowaną, bo Nawrocki dość sprytnie unika odsłonięcia kart. Jak gdyby zdawał sobie sprawę, że tym, co najbardziej niepokoi Donalda Tuska jest jego nieobliczalność.

Na początku zastanówmy się, jak wygląda dzisiaj pole gry między prezydentem a rządem. Najczęściej przewidywany scenariusz zakładany oczywiście totalną wojnę na wyniszczenie, którą wygra obóz posiadających więcej zasobów – karnego wojska i zdolnych przywódców.

Karol Nawrocki wydaje się podchodzić do ewentualnego konfliktu nieco inaczej niż Andrzej Duda. Zdaje się być bardziej tajemniczy albo – używając terminologii bliższej prezydentowi-elektowi – schowany za podwójną gardą.

Wesprzyj nas już teraz!

Taktyka wyczekiwania?

Nawrocki zdaje się rozumieć, że Donald Tusk raczej nie obawia się ewentualnej konfrontacji, ale sam w konfliktach przyjmował zazwyczaj postawę wyczekującą. Obserwował pole i atakował precyzyjnie w słabe punkty. Tak pozbywał się swoich kolejnych współpracowników, tak punktował swego czasu śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nawrocki postanowił zastosować podobną technikę. Nie opowiada o tym, w jaki sposób zamierza szachować rząd, co dokładnie zawetuje, jakim typem broni będzie wojował. Jego siłą jest właśnie nieobliczalność.

To metoda utrzymująca Tuska w stanie pewnego napięcia. Lider KO nie wie, czy Nawrocki nie wykorzystuje właśnie swoich poprawnych relacji z częścią polityków PSL czy Konfederacji. Widzi poruszający się cień prezydenta-elekta, ale nie potrafi go zaatakować. Nie wie też, w jaki sposób zamierza wykorzystać prezydencką kartę specjalizujący się w politycznych szachach Jarosław Kaczyński. Do tego dochodzi chaos w samej koalicji, która kipi od nieporozumień i konfliktów. Czy i tu ktoś zamierza wykorzystać fakt, że do Pałacu Namiestnikowskiego wprowadzi się nowy lokator, by zaszachować premiera?

Największymi wrogami Tuska są dzisiaj znaki zapytania, które nieznośnie się multiplikują. Nawrocki o tym wie i pozostaje wycofany. Ale tylko do pewnego stopnia. Zdołał bowiem złożyć wspomnianą już ofertę. Ofertę bardzo ciekawą, bo pozwalającą na ważny reset polityczny i rozwiązanie patowej sytuacji, w której dwie największe siły polityczne wzięły się za łby. Żadna ze stron zespolonych w tym diabelskim uścisku nie może zyskać przewagi, dlatego miotają sobą nawzajem, niszcząc wszystko wokół: rozwalając sztućce, tłukąc naczynia, targając obrusy, zrywając kandelabry i wywracając stoły. Cierpi na tym państwo: polityka obronna, gospodarka, ład prawny a wreszcie także społeczeństwo wrzucone na emocjonalny rollercoster.

Nawrocki wyszedł zatem z pewną propozycją, jak uspokoić ów konflik, wrócić do jego bardziej cywilizowanego stanu z pierwszej dekady XXI wieku: czyli ostrego, ale bezkrwawego sporu politycznego, gdy nie wsadzano ludzi do więzienia na rympał, nie wykorzystywano instytucji państwa do wykańczania przeciwnika politycznego a obydwie partie wyznaczały sobie jeszcze pewne czerwone linie. Słowem: propozycja Nawrockiego to recepta na to, w jaki sposób zagonić dżina z powrotem do butelki.

Oferta nie dla Tuska

Co to za propozycja? Nawrocki w ciekawej skądinąd rozmowie z Wirtualną Polską bardzo precyzyjnie zakreślił granice porozumienia, jakie może zawrzeć z rządem. Główną jego zasadą miałoby być poszanowanie kompetencji obydwu stron, włącznie z uwzględnieniem res mixte, które zakłada konstytucja. Tu Nawrocki oczekuje od rządu konsultacji na przykład ramach Rady Gabinetowej.

Propozycja nie jest czymś, co wynika implicite z rzeczonego wywiadu. Ona tam wybrzmiewa expilicite. Prezydent-elekt odnosi się do bardzo konkretnych obszarów spornych i wyznacza granice kompromisów. Dotyczą one przede wszystkim spraw zagranicznych i budżetu. Z jednej strony zatem związane są z kwestiami, w których prezydent ma coś do powiedzenia, z drugiej – dotyczą resortów, na których czele stoją pragmatyczni politycy z ambicjami czyli Radosław Sikorski i Andrzej Domański. To ludzie raczej skłonni do ustępstw, dalecy od narracji zradykalizowanych zwolenników koalicji rządzącej spod szyldu „Silnych razem”. Dla nich antypisizm to często bardziej poza, niż przedmiot wiary.  

Nawrocki wskazuje zatem wyraźnie, że jest gotów współpracować nie tylko z PSL czy Konfederacją – to, wziąwszy pod uwagę koalicję poparcia dla jego prezesury w IPN wydaje się jasne – ale także z Platformą Obywatelską. Na straty skazuje Włodzimierza Czarzastego (postkomunista), a o Szymonie Hołowni nawet nie wspomina.

Jakie kompromisy proponuje prezydent-elekt? Otóż oczekuje, że resort finansów skonsultuje z nim ustawę budżetową. „(…) będę chciał porozmawiać o tym, jak powinien wyglądać budżet państwa. Co więcej, jestem przekonany, że jeśli tylko zostanę poważnie potraktowany – tak jak rząd powinien traktować prezydenta – rozmowa ta może być owocna dla wszystkich” – mówi Karol Nawrocki i wcale nie brzmi to przesadnie konfrontacyjnie.

Podobnie jest w przypadku dyplomacji. Tutaj Nawrocki stawia weto w przypadku dwóch konkretnych nominacji ambasadorskich: Bogdana Klicha oraz Ryszarda Schnepfa. Ale już w pozostałych przypadkach sugeruje, że jest gotowy na ugodę. „Panowie Klich i Schnepf to dwie czerwone linie. Na liście nominacji do podpisu znajduję nazwiska ludzi, których poznałem w ubiegłych latach, choćby podczas pełnienia przeze mnie obowiązków w Muzeum II Wojny Światowej oraz w Instytucie Pamięci Narodowej, i o których mam jak najlepsze zdanie” – deklaruje, zachęcając w gruncie rzeczy Radosława Sikorskiego, by usiadł z nim do stołu.

Przyznajmy, że brzmi to dość rzeczowo. Co ciekawe, jedyny polityk, o którym Nawrocki wypowiada się jednoznacznie negatywnie to premier Donald Tusk. To oczywiście nie zaskakuje nikogo, kto śledził prezydencką kampanię wyborczą. Wygląda to na kolejny sygnał wysłany pod adresem ekipy rządowej: z Tuskiem trudno będzie mi się dogadać, ale z resztą chętnie usiądę do stołu.

W co gra Nawrocki?

Wydaje się, że Karol Nawrocki, jako polityk z odmiennym doświadczeniem pokoleniowym od Tuska i Kaczyńskiego, sugeruje, że nie ma ochoty grać w polaryzację, w której świetnie czują się Tusk z Kaczyńskim. Chce wrócić do „normalnej polityki”, w której emocje odgrywają swoją rolę, ale są skutecznie kanalizowane przy stole negocjacyjnym.

Warunkiem powrotu do takiej polityki jest oczywiście odsunięcie Tuska od władzy. To sprytne, wszak Nawrocki potrząsa w ten sposób rządowym ulem i przygląda się, czy pszczoły pozbędą się słabnącej królowej. Tusk bowiem jest zraniony, a jego silniejsze osobowości w jego obozie poczuły wypływającą z jego rany krew.

Ale też, powiedzmy szczerze, w ofercie Nawrockiego pobrzmiewa dość charakterystyczne dla pokolenia dzisiejszych 40-latków (i młodszych), niezrozumienie dla tak radykalnego podziału politycznego, który głęboko rezonuje w społeczeństwie. Nawrocki w czasie wyborów musiał dostrzec też, że grupa starszych wyborców podzieliła się mniej więcej po równo między obozem PiS i KO, są zatem głęboko okopani na starych pozycjach. Wyniki ostatnich wyborów – z 2023 i 2025 roku – charakteryzowały się decydującym wpływem elektoratu młodszych wyborców. I to oni będą przejmowali ciężar decyzji za dwa i pół roku. Dla tych kohort ani PiS, ani PO nie mają żadnej „oferty polaryzacyjnej”, nie potrafią zdefiniować ich problemów i wyznaczyć nowych granic sporu. Nie ma nowej „Polski solidarnej i polski liberalnej”. Stąd wybieg Nawrockiego i postulat powrotu do polityki bardziej rzeczowej, opartej na kompromisie wokół kolejnych spornych kwestii. Może to być próba złapania kontaktu z elektoratem w wieku 18-39 lat.

Oczywiście powrót do polityki zakulisowych kompromisów niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwa. Na stole mogą bowiem pojawić się też tzw. kwestie światopoglądowe. Nawrocki na razie ucieka od pytań o możliwość porozumienia w tych sprawach, licząc zapewne, że sama koalicja nie znajdzie tutaj porozumienia. Jednak jeśli do takiego porozumienia w rządzie dojdzie, to czy Nawrocki będzie chciał szukać kompromisu także wokół tematów związków partnerskich, in vitro czy aborcji? Skoro na bierzmowaniu wybrał sobie podobno imię Josemaria na cześć samego Escrivy de Balaguera, to możemy założyć, że akurat w tych sprawach okaże większą twardość. Oby.

Tomasz Figura

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(11)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie