Postępująca deindustrializacja, galopujące ceny energii i okaleczanie przyrody instalacjami ekologicznymi tylko z nazwy. Czym bowiem zakończy się wielka rewolucja wiatrakowa? Tonami odpadów, które nie nadają się do przetworzenia. Gdzie będą składowane owe śmieci? Ano w takich krajach jak np. Polska.
O niebezpieczeństwach ideologii zielonego ładu na łamach tygodnika „Do Rzeczy” pisze Piotr Gabryel. Jak zauważa, w imię ekologii UE prowadzi nas do deindustrializacji, skazuje na ubóstwo energetyczne, a do tego zmusza do niszczenia krajobrazu farmami wiatrakowo-fotowoltaicznymi, a na samym końcu „przerobi nasze państwa w śmietniki, w których przez tysiące lat zalegać będą nie dające się w żaden skuteczny sposób zutylizować ani na większą skalę wykorzystać paskudne skrzydła wiatraków”.
Ale nie tylko one. Przecież mowa o zużytych panelach fotowoltaicznych – nie tylko tych już zainstalowanych, ale tych nadciągających do Polski. Mowa o zużytych bateriach… Wszystkie one wypełnią naszą ziemię… I to dosłownie, bowiem nie nadają się one do ponownego przetworzenia.
Wesprzyj nas już teraz!
Odpady te nie będą zakopywane w krajach wiodących w UE, ale – jak czytamy – „głównie w Polsce, może też w Rumunii i na Słowacji, może w Czechach, jeśli nie uda się ich upchnąć za grosze jakimś biedakom w Afryce”.
Tymczasem Niemcy, Austria, Holandia i Finlandia wprowadziły zakaz składowania u nich elementów turbin wiatrowych, które tak chętnie u siebie montują, w tym zwłaszcza łopat, które „zawierają substancje, które mogą zanieczyścić glebę i wodę”. „Ale czegóż się nie robi dla ochrony przyrody, prawda?” – kwituje Piotr Gabryel.
Źródło: Tygodnik Do Rzeczy
MA