Izrael i Stany Zjednoczone mogą zniszczyć irański program nuklearny, ale Bliskiemu Wschodowi nie zapewni to spokoju. Świat czekają lata chaosu i niepewności, tak, jak było zawsze po innych operacjach Stanów Zjednoczonych w tym regionie, piszą dwaj doświadczeni amerykańscy autorzy.
Piszą o tym na łamach amerykańskiego „Foreign Affairs”. Hussein Agha, wieloletni pracownik Uniwersytetu Oksfordzkiego i uczestnik rozmów dyplomatycznych Izraela z Palestyną oraz Robert Malley z Uniwersytetu Yale, w przeszłości specjalny wysłannik do Iranu i koordynator polityki bliskowschodniej w Białym Domu.
Niektórym ludziom wydaje się, że sytuacja na Bliskim Wschodzie jest jasna, piszą autorzy. Oto Stany Zjednoczone oraz Izrael stają naprzeciwko Iranu z całkowitą gwarancją zwycięstwa. Potężne armie, świetne machiny wywiadowcze, muszą przytłoczyć Teheran tak, jak w czasie II wojny światowej przytłoczone zostały Niemcy Adolfa Hitlera. „Dla tych, którzy znają Bliski Wschód, nie ma to większego sensu. To zwykła bzdura” – komentują.
Wesprzyj nas już teraz!
Autorzy wskazują na liczne przykłady z historii, które pokazują, jak analogiczne operacje obracały się przeciwko tym, którzy je wszczynali. Przykładowo w latach 70. Jordania próbowała zmiażdżyć palestyńskich partyzantów, co doprowadziło do masakry sportowców z Izraela podczas Olimpiady w Monachium. Najazd Izraela na południowy Liban w 1982 roku doprowadził do powstania Hezbollahu i wzmocnił nacisk Palestyńczyków na Żydów.
Pomoc Stanów Zjednoczonych skierowana w latach 80. do afgańskich mudżahedinów pozwoliła osłabić Związek Sowiecki, ale doprowadziła ostatecznie do powstania Talibów oraz Al-Kaidy. Późniejsza inwazja na Afganistan skończyła się niczym – USA się wycofały, Talibowie wrócili do władzy. Atak na Irak obalił Sadama Husajna, ale utorowało to zarazem drogę Państwu Islamskiemu oraz proirańskim bojówkom.
Podobnie skończyła się słynna „arabska wiosna” w latach 2010-2011. Początkowa euforia Zachodu z powodu rozprzestrzeniania się demokracji zamieniła się w końcu w desperację z powodu wzrostu islamskiego radykalizmu, niestabilności i przemocy. Teoretycznie inaczej wygląda sytuacja w Syrii, ale przecież los tego kraju po obaleniu Baszara al-Assada nie został jeszcze bynajmniej rozstrzygnięty. „Historia nie idzie naprzód. Chodzi bokiem i kończy się w najbardziej niespodziewanych miejscach” – stwierdzają autorzy.
Jest możliwe, że Izrael zwycięży w wojnie z Iranem i wyjdzie z konlfiktu jako niekwestionowany hegemon regionalny, a Teheran okaże się papierowym tygrysem. Irański program nuklearny zostanie zakończony. Jednak co dalej? „«Misja wykonana» może trwać dniami, tygodniami, miesiącami a nawet latami. Sukces generuje reakcje, które przynoszą jego przeciwieństwo. Im bliżej Izraela jest całkowitego triumfu, tym bliżej będzie całkowitej niepewności, niebezpieczeństw uwolnionych przez stłumione upokorzenie, gniew i furię” – zauważają.
Palestyńczycy, Libańczycy oraz Irańczycy nie przestaną pamiętać o okropnościach, które spotkały Gazę – o bombardowaniach miast, masakrach, hańbie, zabijaniu ich przywódców, hipokryzji, moralnej degeneracji. Pokonani mogą uciec się do śmiercionośnej taktyki, do bardziej zaawansowanych technologicznie wersji takich działań jak porywanie samolotów i autobusów, branie zakładników, ataki samobójcze. „Izraelskie osiągnięcia w zakresie technicznego wywiadu, cyberataków, detonacji pagerów, precyzyjnych zabójstw, masowych rzezi cywilnych i innych mogą wskazać drogę do metod, które będą stosowane przez wszystkich i każdego. Znaki są już widoczne” – podkreślają.
Lata, które nadejdą, podsumowują autorzy, nie będą czasem uporządkowanych planów.
Źródło: „Foreign Affairs”
Pach