Polski rząd wraz z 15 krajami UE ma wnioskować o przesunięcie w czasie wprowadzenia nowego systemu handlu emisjami dwutlenku węgla, który ma wejść w życie w 2027 r. „Zapisy dotyczące ETS2 nie mogą wejść w roku wyborczym. Wszyscy są tego świadomi” – mówią „Rzeczpospolitej” źródła z kręgów rządowych.
Chodzi o rozszerzenie systemu ETS, czyli handlu uprawnieniami do emisji CO2, który od 2027 r. miałby objąć także gospodarstwa domowe, transport drogowy, a także mniejszy przemysł. Zmiany wprost przełożą się na wzrost kosztów ogrzewania np. domów jednorodzinnych oraz na ceny paliw. Eksperci mówią o wzroście ceny litra benzyny o 46 gr i o 54 gr za litr oleju napędowego.
W przypadku ogrzewania węglem, ceny mają wzróść o 44 zł za MWh, a za tonę węgla przyjdzie zapłacić 400 zł więcej. A to dopiero początek. Koszty energii będą konsekwentnie wzrastać wraz ze zwiększaniem cen uprawnień do emisji CO2. To sposób Brukseli na „zachęcenie” do przechodzenia na niskoemisyjne źródła energii.
Wesprzyj nas już teraz!
Nic dziwnego, że rząd Donalda Tuska nie chce dopuścić, by nowy podatek uderzył w Polaków w roku wyborczym. Nieśmiało mówiło się o 2030 r., ale podobno premier całkowicie chce wycofać się z nowego mechanizmu. Ministerstwo Klimatu i Środowiska podczas polskiej prezydencji w UE starało się stworzyć koalicję chętnych do zmian w systemie ETS2. Efektem tych starań jest list podpisany przez 16 krajów, wzywający do złagodzenia zapisów.
W liście nie ma jednak mowy o odroczeniu, czy też przesunięciu gigantycznych obciążeń. Adresaci wzywają jedynie do większej kontroli cen (co pozwoliłoby na łagodniejszy wzrost), oraz odroczeniu części rozliczeniowej o 3 lata.
Źródło: rp.pl
PR
Szaleństwo czy świadoma destrukcja? Komisja Europejska apeluje o 90 proc. redukcję CO2