– Wulgaryzmy, przekleństwa, obelgi mają swoje funkcje w języku. Mogą wyrażać oburzenie, dezaprobatę, pogardę, rozpacz. Ale we współczesnej Polsce stały się codziennym sposobem komunikowania – zauważa ze smutkiem prof. Zdzisław Krasnodębski. – Polacy wydają się najwulgarniejszym narodem na świecie. No, może z wyjątkiem Rosjan – stwierdził socjolog.
„Trzy czwarte literatury nowożytnej obraca się wokół jednego tematu: miłości kobiety i mężczyzny” – powiedział kiedyś W. H Auden. – We współczesnej Polsce trzy czwarte wypowiedzi dotyczą tej samej sfery życia, ale nie są to miłosne wyznania Tristana i Izoldy, Romea i Julii – zauważa ze smutkiem prof. Krasnodebski. Chodzi tu bowiem o wulgaryzmy, których używanie stało się dla Polaków czymś codziennym i – niestety – powszechnie akceptowalnym. Nieprzyzwoite słowa nie wzbudzają to już oburzenia, a sięgają po nie ludzie praktycznie w każdym wieku.
– Kiedyś mówiono, że ktoś „klnie jak szewc”; w świecie, z którego znikają szewcy, nawet „elity” klną jak szewcy. Wulgaryzmy słyszymy na ulicy, w tramwaju, w sklepie, w restauracji, teatrze, kinie. Najgrubszymi słowami konwersują ze sobą wiotkie licealistki i zażywne starsze panie, korpoludki i artyści, profesorowie i ministrowie. Nikomu już nie więdną z tego powodu uszy. Tak się mówi, tak wypada – mówi socjolog. – Wulgaryzmy, przekleństwa, obelgi mają swoje funkcje w języku. Mogą wyrażać, oburzenie, dezaprobatę, pogardę, rozpacz. Ale we współczesnej Polsce stały się codziennym sposobem komunikowania – dodaje.
Wesprzyj nas już teraz!
A przecież używanie takich słów źle świadczy o mówiącym. – Ta wulgarna mowa, ten ponury bełkot to w gruncie rzeczy autodegradacja i samoponiżenie, jest świadectwem o sobie, o tym, kim się jest i na jakim poziomie – wyjaśnia były europoseł.
Powszechnemu używaniu wulgaryzmów towarzyszy ogólny zanik troski o poprawność języka. Wielu ludzi bowiem – szczególnie młodych – nie przykłada uwagi do poprawnego odmieniania wyrazów – Mylą się im „panowie”, „panie”, „państwo”, najczęściej poprzestają na swojskim „wy” – jak posłowie na sejm RP. (…) Wśród ogólnego schamienia pojawiła się wśród młodych kobiet „elegancka” maniera mizdrzenia się – pieszczotliwie-dziecięca-szczebiocząca wymowa takich głosek „dź”, „ś”, „dz” itp. Tak mówią aktorki, lektorki, redaktorki, tak łkając śpiewają swe pieśni panie pieśniarki. Akcentowanie na ostatnią sylabę w „stylu radiowym” to inna „światowa” moda. Do tego dochodzi komiczno-straszny żargon poprawnościowy nowej lewicy, wszystkie te ministry i ministerki, oficerki i aktywiszcza, osoby z tym lub tamtym, mające świadczyć o światłości i moralnej wrażliwości mówiącego – wylicza socjolog.
Być może dojdziemy do przykrego wniosku, że zapowiedź „nie damy pogrześć mowy” okazała się fałszywa – konkluduje ze smutkiem prof. Krasnodębski.
PRZEKLEŃSTWA POLSKIE
Nawet tym, którzy bardzo niewiele wiedzą o filozofii, obiło się zapewne o uszy słynne zdanie: „granice mego języka oznaczają granice mego świata” z Traktatu logiczno-filozoficznego Wittgensteina. Inni, bardziej obeznani, którzy słyszeli o hermeneutyce,…
— ZdzisławKrasnodębski (@ZdzKrasnodebski) July 9, 2025
Źródło: x.com
AF