W wyniku zbombardowania irańskich obiektów jądrowych, Izrael oraz Stany Zjednoczone mają szansę na zawarcie „solidnego porozumienia nuklearnego z Republiką Islamską – najlepszego sposobu na trwałe zakończenie jej programu nuklearnego – a być może nawet bardziej kompleksowego porozumienia politycznego, które mogłoby zmienić cały region” – sugeruje Amos Yadlin, założyciel i prezes MIND Israel, emerytowany generał dywizji Izraelskich Sił Powietrznych, który pełnił funkcję szefa izraelskiego wywiadu obronnego w latach 2006–2010.
W artykule zamieszczonym 11 lipca na łamach „Foreign Affairs”: „The Post-Iranian Middle East”, Yadlin przypomina doktrynę premiera Menachem Begina sprzed pięciu dekad, zgodnie z którą Izrael nie pozwoli żadnemu państwu chcącemu go zniszczyć na posiadanie broni jądrowej.
Dlatego już nie raz bombardował domniemane obiekty jądrowe w Iraku w 1981 roku i w Syrii w 2007 roku, a niedawno także irańskie, które mają być „znacznie bardziej rozproszone, silnie ufortyfikowane, zaawansowane technologicznie i chronione mechanizmami obronnymi oraz odstraszającymi, w tym arsenałami rakietowymi i siłami pomocniczymi na całym Bliskim Wschodzie”.
Wesprzyj nas już teraz!
Yadlin uznaje bombardowania ze wielki sukces militarny Izraela. Przyznaje, że „mimo wyrafinowanego programu, Iran znajdował się w defensywie” w ostatnich latach z powodu zdziesiątkowania i osłabienia jego sojuszników oraz partnerów, w tym Hamasu, Hezbollahu i reżimu Baszara al-Asada w Syrii. „To po części dlatego Izrael wraz ze Stanami Zjednoczonymi był w stanie przeprowadzić pierwszy na świecie atak na zaawansowany, wielowarstwowy i dobrze chroniony program nuklearny. Był to również pierwszy raz, kiedy Stany Zjednoczone pomogły Izraelowi w realizacji doktryny Begina siłą” – czytamy.
Ta realizacja doktryny Begina miała stworzyć „podwaliny pod dyplomację na Bliskim Wschodzie”. Generał liczy, że osłabiony Teheran będzie znacznie bardziej skłonny do zawarcia „solidnego porozumienia nuklearnego”, który trwale miałby zakończyć jego program nuklearny. Być może udałoby się także zawrzeć „bardziej kompleksowe porozumienia polityczne, które mogłoby zmienić cały region”.
Izraelski wojskowy wyjaśnił także motywacje kolegów, które skłoniły ich do ataku na Iran. Jednym z powodów miała być obawa o rozszerzenie irańskiego arsenału pocisków balistycznych z 3 do 8 tys. w ciągu kilku lat. Teheran miał także mieć konkretne plany i rozkazy operacyjne prowadzące do anihilacji Izraela oraz finansował Hamas, który przeprowadził ataki na Izrael 7 października 2023 roku. Po prostu uznano, że po dekadach wojny proxy, czas na bezpośrednią konfrontację.
Do tego doszła „tymczasowa słabość Iranu” związana między innymi ze zniszczeniem Syrii i pozbyciem się Assada, a także szereg innych czynników.
W czerwcu rozpoczęto operację „Rising Lion”, której głównymi celami było: „wyrządzenie znaczących i długoterminowych szkód irańskiemu programowi nuklearnemu i rakietowemu, stworzenie warunków do zawarcia lepszego porozumienia nuklearnego oraz dalsza degradacja irańskiej sieci regionalnych partnerów”. Izrael liczył, że „atak zdestabilizuje reżim irański, potencjalnie ułatwiając jego upadek i skłoni Waszyngton do działania, demonstrując w ten sposób zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w zapobieżenie irańskiej nuklearyzacji – choć nie były to cele formalne” – czytamy.
Zdaniem generała, Izrael zniszczył około 80 procent irańskich baterii obrony powietrznej. Zabił także około 20 wysokich rangą dowódców wojskowych – w tym Hosseina Salami, dowódcę Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGC); Amir Ali Hajizadeha, architekta irańskiej strategii rakietowej; Done Mohammeda Bagheri, szefa sztabu sił zbrojnych oraz kilkunastu doświadczonych naukowców nuklearnych. Ponadto IDF wykonały ponad 1200 lotów bojowych, niszcząc około 80 procent ze 130 irańskich baterii obrony powietrznej i uzyskując dominację powietrzną nad Teheranem. Uszkodzono kluczowe irańskie obiekty nuklearne, w tym Natanz, Fordow, Isfahan i Arak, a także bazy przemysłu nuklearnego i rakietowego Teheranu, infrastrukturę wojskową itp. Zrzucono ponad 4000 pocisków precyzyjnego rażenia.
Generał przyznał, ze irański odwet – ale o znacznie mniejszej sile rażenia niż dawniej – przyniósł śmierć 29 osobom, ponad 3000 zostało rannych i uszkodzono budynki, które pozbawiły dachu nad głową ponad 15 000 Izraelczyków. „Choć straty te są druzgocące, stanowią one ułamek tego, co przewidywało izraelskie wojsko. Co więcej, Izrael zrzucił na Iran około 100 razy więcej pocisków i bomb niż Iran na Izrael” – podkreśla Yadlin.
Pisząc o „sukcesie operacji Izraela” zaznacza, że nie byłby on możliwy bez połączenia różnych źródeł wywiadowczych, wykorzystania obrazów satelitarnych, danych z różnych czujników, danych z wywiadu radioelektronicznego, cyberinwigilacji, zasobów ludzkich i próbek terenowych.
I chociaż „analitycy są podzieleni w ocenie skutków” bombardowań USA i Izraela, wątpiąc, by były one katastrofalne dla Teheranu, zdaniem generała należy zadać sobie pytanie nie o to, co Iran stracił, ale, „ile wciąż posiada broni i co zamierza zrobić dalej oraz w jaki sposób można powstrzymać wybuch konfliktu nuklearnego?”
I w tym wypadku „reżim irański ma szerokie spektrum możliwości”, od powrotu do negocjacji po kontynuację działań, by zdobyć bombę atomową, jednocześnie ukrywając materiały i komponenty nuklearne. Może przeciągać dyskusje, licząc na zmiany w kierownictwie Izraela i Stanów Zjednoczonych, jednocześnie rozwijając po cichu swój program nuklearny.
„Jednak w najbliższej przyszłości Teheran będzie musiał zdecydować, jak rozdysponować swoje ograniczone zasoby. Odbudowa programu nuklearnego, sił rakietowych, obrony powietrznej, infrastruktury i regionalnych pełnomocników będzie konkurować z ograniczonymi funduszami. Iran prawdopodobnie priorytetowo potraktuje odbudowę swojego potencjału w zakresie obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej, zmniejszając podatność na ataki izraelskiego wywiadu i dostosowując się do zaawansowanych działań wojennych prowadzonych przeciwko niemu. Może również przygotować skuteczniejsze opcje odwetu” – czytamy.
Generał dodaje jednak, że „bez względu na to, jak skuteczne były ataki na Iran, dyplomacja pozostaje preferowanym sposobem na trwałe porzucenie irańskich ambicji nuklearnych. Inne strategie, takie jak dalsze działania militarne, wiążą się z większym ryzykiem i kosztami. Waszyngton również o tym wie i ponownie podejmuje rozmowy z Teheranem. Jego celem jest osiągnięcie porozumienia, które zmusi Republikę Islamską do zaprzestania wzbogacania uranu na swoim terytorium i umożliwi inwazyjne oraz weryfikowalne inspekcje”
Zdaniem Yadlina, Amerykanie muszą dopilnować, by negocjacje miały termin i wiarygodnie zagrozić ponownym atakiem, jeśli Teheran nie zdecyduje się na podpisanie porozumienia w określonym czasie i na amerykańskich warunkach.
Wojskowy wskazuje na potrzebę współpracy z Francją, Niemcami i Wielką Brytanią – sygnatariuszami Wspólnego Kompleksowego Planu Działań z 2015 roku, aby móc nałożyć natychmiastowe sankcje, by wpłynąć na decyzje Iranu.
Jego zdaniem, Izrael i Waszyngton powinny wykorzystać okazję i stworzyć „zupełnie nowy porządek regionalny”. Zakłada on całkowitą rezygnację Iranu ze wzbogacania uranu i produkcji plutonu oraz zezwolenie na inwazyjne inspekcje Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Teheran musiałby znacząco ograniczyć swój program rakietowy, zgodnie z ramami Reżimu Kontroli Technologii Rakietowych oraz program wystrzeliwania satelitów, który „służy jako przykrywka dla rozwoju międzykontynentalnych pocisków balistycznych”. Izrael miałby zakończyć wojnę w Gazie, „wygnać przywódców Hamasu i rozpocząć odbudowę oraz rozbrojenie Strefy Gazy”. Hamas miałby uwolnić pozostałych zakładników w jednej fazie, oddać broń i pozwolić się zastąpić technokratyczną administracją palestyńską.
Nowy porządek przewiduje również zawarcie wielkiego porozumienia w sprawie bezpieczeństwa z Syrią i Libanem. Oba kraje musiałyby zneutralizować grupy zbrojne na swoim terytorium, w tym Hezbollah i innych irańskich sojuszników, palestyńskie frakcje bojowników i odłamy Państwa Islamskiego. Ponadto wielkie porozumienie musiałoby chronić suwerenność Izraela nad Wzgórzami Golan i pozwolić Tel Awiwowi na „swobodę działania” w obliczu ewoluujących zagrożeń. Stopniowo przekształcano by zawieszenia broni w porozumienia o zawieszeniu broni, traktaty o nieprowadzeniu wojny, a ostatecznie w pełnoprawne porozumienia pokojowe.
USA i inne podobnie myślące mocarstwa miałyby stać na straży tych porozumień. Ponadto, Specjalne Wielonarodowe Siły i Obserwatoria pilnowałyby ich przestrzegania. Alternatywnie, bezpośrednie dwustronne ramy pokojowe (takie jak te, które Izrael zawarł z Jordanią) mogłyby okazać się skuteczne. Generał uznał, że rozbudowane, wielostronne ramy bezpieczeństwa wspierane przez ONZ, takie jak Tymczasowe Siły Zbrojne ONZ w Libanie, w praktyce nie sprawdzają się.
Jednak, „wielkie porozumienie może zadziałać tylko wtedy, gdy Izrael i Stany Zjednoczone zjednoczą swoje strategie. Stany Zjednoczone muszą pozwolić Izraelowi stawić czoła pojawiającym się zagrożeniom i wzmocnić architekturę bezpieczeństwa regionu. Tymczasem Izrael musi pomóc Stanom Zjednoczonym przesunąć punkt ciężkości i zasoby na teatry działań o wyższym priorytecie, takie jak Indo-Pacyfik” – czytamy.
Yadlin uważa, że nawet gdyby USA udało się zawrzeć porozumienie z Iranem, które obejmowałoby wyłącznie kwestie nuklearne, to ostatnie bombardowanie obiektów nuklearnych miałoby świadczyć o sukcesie doktryny Trumpa „pokoju przez siłę”. Miałoby to także konsekwencje dla polityki USA w innych regionach świata, ponieważ do czasu ataku na Iran, Amerykanie powstrzymywali się od interwencji militarnych przeciwko Chinom i Korei Północnej, aby uniemożliwić im zdobycie broni jądrowej. Teraz to miałoby się zmienić, gdyż „czerwcowe ataki pokazały co najmniej, że skoordynowana operacja wojskowa może w krótkim okresie zakłócić rozprzestrzenianie broni jądrowej”.
Generał przekonuje, że obawy ekspertów ostrzegających przed „jakąkolwiek konfrontacją z Iranem”, która miałaby grozić „wybuchem wojny regionalnej, destabilizacją globalnych rynków energetycznych i wciągnięciem sił USA w długotrwały konflikt” nie ziściły się.
Yadlin wręcz sugeruje, że to co zrobił Izrael i USA to „właściwa formuła”, Izrael miał pokazać, „jak zdolny sojusznik USA może wziąć na siebie większość odpowiedzialności za własną obronę, przy wsparciu Waszyngtonu”.
Generał chwalił operacje USA i Izraela przeciwko Iranowi, zaznaczając że potwierdziły one wyższość precyzyjnych systemów USA i Izraela nad systemami tworzonymi przez Rosję. Stany Zjednoczone pokazały także determinację i „wyraźną gotowość do użycia siły, pomimo niechęci do ryzyka przedłużającego się konfliktu”. „Stanęły twardo po stronie swojego sojusznika i przeprowadziły udany, ukierunkowany atak, wysyłając sygnał na cały świat: sojusz amerykańsko-izraelski ma się dobrze i jest zdolny do osiągnięcia celów. Operacje te podkreśliły również, że Chiny i Rosja pozostają drugoplanowymi graczami na Bliskim Wschodzie” – czytamy.
Mimo, iż izraelski generał pisze, że atak był potrzebny, aby przejść do dyplomacji, zaznacza także, że „pierwsza i bezpośrednia wojna między Iranem a Izraelem (…) prawdopodobnie nie będzie ostatnią”.
„Operacja „Rising Lion” wyeliminowała realne i bezpośrednie zagrożenia, jednocześnie prezentując niezwykłe zdolności militarne Izraela i jego sojusznika. Jednak najważniejsze osiągnięcie operacji może być jeszcze przed nami: otwarcie historycznego okna na kompleksowe rozwiązanie polityczne, które mogłoby zmienić sytuację na Bliskim Wschodzie. Negocjując z pozycji siły, Stany Zjednoczone i Izrael muszą wykorzystać ten moment, aby ustanowić stabilny porządek regionalny, zamknąć drzwi ambicjom nuklearnym Iranu i wzmocnić sojusz na kolejne dekady” – puentuje autor.
Źródło: foreignaffairs.com
AS