Patrząc na ostatnie poczynania i wypowiedzi rządzących, można by odnieść wrażenie, że Radosław Sikorski został ministrem ds. wyznań religijnych, zaś Donald Tusk – specjalistą od teologii moralnej na stanowisku premiera…
Gdyby ktoś myślał, że arogancka hipokryzja Demokracji Wojującej osiągnęła już w Polsce swoje granice, to ekipa Tuska spieszy rozwiać wątpliwości! Oto dowiadujemy się, że małżonek pani Applebaum – którego suchym żartem byłoby podejrzewać o związki z katolicyzmem – składa zawiadomienie do Watykanu, jakby – nie przymierzając – zatroskany syn Stolicy Świętej upominał się o doprowadzenie do porządku uchybiającym wierze i moralności hierarchów. Premier Tusk natomiast z zapałem godnym lepszej sprawy szafuje słowem „moralność” – tak jakby znał i cenił jego znaczenie.
W pierwszym przypadku chodzi oczywiście o „donos” na biskupów Długosza i Meringa, którzy ośmielili się skrytykować politykę grupy trzymającej władzę, szczególnie w kwestii przemycania do Polski „legalnych” bandytów; w drugim zaś o pseudo-moralną żarliwość, z jakąś szef tejże grupy potępił ułaskawienie Roberta Bąkiewicza przez prezydenta Andrzeja Dudę.
Wesprzyj nas już teraz!
Państwo wyznaniowe Tuska?
Nie wiadomo, czy śmiać, czy płakać, na widok czołowych graczy grupy warszawskiej, którzy porzucili swoje zwyczajowe maski i zachowują się tak, jakbyśmy żyli w… państwie wyznaniowym.
Jeżeli bowiem żyjemy w demokracji, w której obowiązuje wolność słowa, to w czym – na miłość Boską – przeszkadza Radkowi Sikorskiemu ten czy inny biskup mający inne zdanie na temat proniemieckiej polityki rządu czy też imigracji?
I – co ważniejsze – skoro tzw. państwo polskie po roku 1989 jest tworem z zasady opartym o doktrynę pozytywizmu prawnego i w swojej praktyce ustrojowej nie szanuje żadnego wyższego, transcendentnego porządku, to jakim prawem Tusk w ogóle odwołuje się do moralności, a nie – co najwyżej – do po swojemu pojętej etyki?
Ułaskawienie Bąkiewicza przez prezydenta Dudę jest nie tylko skandalem w ludzkim, moralnym wymiarze. Jest też politycznym sygnałem, że cała ta ekipa, razem z Nawrockim, Kaczyńskim i Braunem nie cofnie się przed niczym, byle odzyskać władzę. Czas, aby wszyscy to zrozumieli – napisał.
Jako szef grupy podjudzającej do zabijania niewinnych dzieci i deprawowania tych urodzonych oraz odpowiedzialny za wpuszczanie dziesiątek tysięcy „legalnych” bandytów do Polski nie ma pan moralnego prawa używać słowa… moralność. Czas, by Polacy odebrali wam władzę – chciałoby się odpowiedzieć i tak właśnie odpowiedziałem na X, choć mam świadomość, że piszę na Berdyczów.
Moralność nie jest dowolna
Moralność to zbiór zasad opartych o obiektywne rozpoznanie dobra i zła. Praktykowanie moralności polega na ocenie rozumu (przyrodzonej władzy ludzkiej duszy), do którego nakazów dostosowuje się wola. Człowiek moralny to inaczej po prostu człowiek cnotliwy, gdyż cnota jest sprawnością moralną. A cnoty mamy jasno w naszej cywilizacji określone – by odwołać się choćby do klasyfikacji cnót kardynalnych, którą zawdzięczamy Platonowi. Nie ma sensu wikłać się w definiowaniu moralności, ponieważ każdy – przynajmniej intuicyjnie – rozumie o co chodzi.
Natomiast etyka (w dzisiejszym pojęciu) jest zbiorem zasad, który niekoniecznie odwołuje się do obiektywnego dobra i do cnót w klasycznym rozumieniu. Moralność polegająca na praktykowaniu cnót przy uszanowaniu prawa naturalnego jest skarbem naszej cywilizacji i w tym sensie jest spójna i jedna. Coś moralne lub niemoralne. Nie może być moralne w taki czy inny sposób, jak w przypadek różnych etyk (w dzisiejszym tego słowa znaczeniu), stanowiących po prostu rozmaite systemy zasad dopasowane do osób, które je tworzą.
Dlatego niedoczekaniem jest, że Donald Tusk, który na co dzień priorytetem swojej polityki czyni promowanie działań niemoralnych, nagle, gdy mu to pasuje, odwołuje się do moralności i występuje z piedestału rzekomej moralnej słuszności. Pseudo-elity III RP lubują się w okazywaniu tego rodzaju wyższości i najwyższy czas wytrącić im z ust słowo, do którego używania nie mają najmniejszego prawa.
Z kolei w donosie wysłanym do Watykanu objawia się niesamowity „paternalizm” władzy w Warszawie. Gdyby minister Sikorski uważał, że biskupi Długosz i Mering złamali prawo, to odwołałby się przecież do organów ścigania czy jakiejkolwiek prerogatywy pozostającej w rękach rządu. Nic takiego nie nastąpiło, bo minister Sikorski doskonale wie, że prawo nie zostało złamane. Ale tonący brzytwy się chwyta i żeby pokazać, że niedobra jest krytykować rząd demokracji wojującej, minister Sikorski sięgnął po inny wybieg – upraszając, by sam pryncypał owych niesfornych biskupów dał im ojcowskiego klapsa i przypomniał, że jaśnie oświecone rządy lewicy stoją ponad wszelką krytyką.
Na nasze szczęście rząd Tuska konsekwentnie pracuje na własny upadek i miejmy nadzieję, że rychło na niego zapracuje. Żarty się skończyły – każdy dzień to nowa porcja „legalnych” bandytów, którzy zamordowali już dwoje Polaków i skrzywdzili trudną oszacowania ilość innych. Obecna władza niesprawiedliwa postawiła sobie za cel zniszczenie nie tylko polskiej kultury, ale i samej tkanki społecznej. To już nie są zwykli złodzieje w białych rękawiczkach, jak kiedyś.
Dlatego bądźmy gotowi i róbmy wszystko, by Tusk jak najszybciej wyniósł się z Polski na jakąś zagraniczną posadę. Gdyż, niestety, naiwnością byłoby marzenie o tym, co naprawdę należałoby zrobić, czyli postawieniu zdrajców i szkodników przed trybunałem stanu…
Filip Obara
PODPISZ APEL POPARCIA DLA BISKUPÓW DŁUGOSZA I MERINGA POD TYM LINKIEM.
Paweł Chmielewski: Kompromitacja MSZ. Demarche przekazane Stolicy Apostolskiej jest pełne błędów