17 lipca 2025

Amerykański „National Review” przewiduje, że unijny Akt o usługach cyfrowych (DSA) umożliwi biurokratom unijnym ograniczenie wolności słowa nie tylko w Europie, ale także na całym świecie pod pretekstem zapewnienia „bezpieczeństwa” i „ochrony demokracji”. Konserwatywny portal odniósł się do rozszerzenia począwszy od 1 lipca zakresu działania DSA. Chodzi o włączenie do unijnego rozporządzenia dwóch pierwotnie dobrowolnych kodeksów postępowania w sprawie „dezinformacji” i „mowy nienawiści”. Regulacje te muszą teraz być respektowane przez platformy internetowe.

 

Swoje obawy w związku z zakresem obowiązywania DSA wyraził już szef X, Elon Musk. Wskazał on, że trzeba je uchylić.

Wesprzyj nas już teraz!

Rozporządzenie, które daje unijnym biurokratom ogromną władzę w zakresie wymuszania na dużych platformach internetowych i przeglądarkach egzekwowanie „moderacji treści”, jest jedynym jak dotychczas aktem prawnym, próbującym narzucić system cenzury cyfrowej.

Zobowiązuje ono „bardzo duże platformy internetowe” i „bardzo duże wyszukiwarki internetowe” do dokonania corocznej „oceny ryzyk systemowych” (art. 34) wynikających z funkcjonowania ich usług i powiązanych systemów algorytmicznych.

Katalog ryzyk jest obszerny. Zaliczono do nich: rozpowszechnianie nielegalnych treści; ryzyko faktycznych lub przewidywalnych negatywnych skutków dla wykonywania praw podstawowych, takich jak prawo do godności ludzkiej, do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego, do ochrony danych osobowych, wolności wypowiedzi i informacji, w tym wolności mediów, niedyskryminacji, ochrony dzieci, konsumentów; wystąpienie faktycznych lub przewidywalnych negatywnych skutków dla dyskursu obywatelskiego i procesów wyborczych oraz dla bezpieczeństwa publicznego; ryzyko faktycznych lub przewidywalnych negatywnych skutków w związku z przemocą ze względu na płeć, ochronę zdrowia publicznego i małoletnich oraz poważnych negatywnych skutków dla fizycznego i psychicznego dobrostanu osoby.

Duże platformy i wyszukiwarki internetowe muszą dostosować do tych ryzyk swoje systemy algorytmiczne moderowania treści i reklamy.

W art. 34 jest mowa także o „celowej manipulacji ich usługą, w tym w wyniku nieautentycznego korzystania z usługi lub zautomatyzowanego wykorzystywania usługi, a także akceptowanie i potencjalnie szybkie i szerokie rozpowszechnianie nielegalnych treści i informacji, które są niezgodne z ich warunkami korzystania z usług”.

Wskazano ponadto na potrzebę uwzględniania specyfiki danego kraju, w tym regulacji uznających pewne treści za nielegalne. Ocena ryzyk podlega audytowi, dlatego też dokumentacja dotycząca oceny ryzyk musi być przechowywana przez 3 lata. W każdej chwili w tym okresie KE albo koordynator ds. usług cyfrowych może się zwrócić o jej udostępnienie.

Wprowadzono także mechanizm reagowania kryzysowego (art. 36). Na wniosek KE bardzo duża platforma lub wyszukiwarka internetowa mogą zostać zobowiązane do podjęcia określonych działań, by zapobiec wystąpieniu poważnego kryzysu, który ma miejsce wtedy, gdy „nadzwyczajne okoliczności prowadzą do zagrożenia bezpieczeństwa publicznego lub zdrowia publicznego w Unii lub w jej znacznej części” (art.36.2). ​Komisja może też wydawać wytyczne, zalecenia i sugerować najlepsze praktyki.

Rozporządzenie reguluje kwestie reklam (art. 39) pod kątem zagrożeń związanych z technikami manipulacyjnymi itp.

W motywie 83 DSA w związku z oceną ryzyka systemowego przez duże platformy i wyszukiwarki zwrócono uwagę na ryzyko systemowe obejmujące „skoordynowane kampanie dezinformacyjne dotyczące zdrowia publicznego”, a w motywie 84 podkreślono znaczenie ryzyka rozpowszechniania, co prawda treści legalnych, ale „wprowadzających w błąd lub zwodniczych treści, w tym dezinformacji”. „Uczulono” platformy i wyszukiwarki na zautomatyzowane przesyłanie treści za pośrednictwem fałszywych kont, botów itp.

Akt o usługach cyfrowych zachęca do tworzenia dobrowolnych kodeksów postępowania, dzięki którym – jeśli dane platformy internetowe zobowiążą się ich przestrzegać – będzie można monitorować i domagać się respektowania zawartych w nich zobowiązań dotyczących podjęcia konkretnych „środków ograniczających ryzyko”.

To dzięki tym kodeksom – zawierającym pewne „standardy” – będzie można egzekwować niejako na około sankcje ograniczające wolność wypowiedzi.

Od 1 lipca KE włączyła dobrowolne kodeksy postępowania w sprawie „dezinformacji” i „mowy nienawiści” do DSA. Tym samym, stały się one obowiązkowymi kodeksami.

Brak respektowania zawartych w nich zobowiązań wiąże się z zagrożeniem wysokimi karami finansowymi. Platformy będą poddawane regularnym audytom w celu usuwania lub blokowania treści uznanych przez unijne organy regulacyjne za wprowadzające w błąd lub szkodliwe. Chodzi o tak zwane dezinformację, misinformację i malinformację oraz „mowę nienawiści”, chociaż Akt o usługach cyfrowych ich nie definiuje, a jedynie zabrania „nielegalnych treści” (art.3), włączając co prawda wszelkie przypadki treści już sankcjonowanych, w tym dezinformacji zdefiniowanej w przepisach krajowych (uwzględnia rozbieżne podejścia stosowane w poszczególnych państwach).

Unijne rozporządzenie – zdaniem „National Review” – „nakłada na platformy obowiązek usuwania „nielegalnych treści”, zdefiniowanych jako wszystko, co jest niezgodne z prawem UE lub prawem państw członkowskich, w dowolnym momencie, teraz lub w przyszłości. Tworzy to „najniższy wspólny mianownik” cenzury w całej UE, eksportując najbardziej restrykcyjne przepisy dotyczące wypowiedzi w poszczególnych państwach europejskich”.

Już powstała rozległa infrastruktura cenzury z narzędziami przymusu oraz nieprzejrzystą siecią zatwierdzonych przez UE organizacji pozarządowych i „zaufanych podmiotów zgłaszających”, które identyfikują treści wskazywane do usunięcia z internetu. W razie braku reakcji, platformy ryzykują, że zostaną obłożone wysokimi grzywnami – do 6% globalnych przychodów – a nawet mogą zostać zablokowane w całej UE.

Platformy muszą również zgłaszać policji określone treści (i osoby je przekazujące) stanowiące zagrożenie dla „bezpieczeństwa”, będące wyrazem „mowy nienawiści”, zgodnie z obowiązującymi w danym kraju ustawami.

Amerykańskie medium podaje przykład ścigania i stosowania DSA w praktyce, przywołując sprawę fińskiej parlamentarzystki Päivi Räsänen, która toczy batalie sądowe w swoim kraju z powodu rzekomej „mowy nienawiści” za wpis zamieszczony na Twitterze, w którym pokojowo wyraziła swoje poglądy religijne i zamieściła zdjęcie tekstu Biblii w sprawie homoseksualizmu.

Dwukrotnie Sąd Najwyższy już ją jednogłośnie uniewinnił, ale toczy się jeszcze trzecia sprawa. Takich osób, jak Päivi może być więcej w związku ze stosowaniem DSA.

Sporo obaw budzi niejasna definicja zawarta w Kodeksie Postępowania w Sprawie Dezinformacji, z którą Bruksela zamierza zdecydowanie walczyć. UE definiuje „dezinformację” jako „weryfikowalne fałszywe lub wprowadzające w błąd informacje” stworzone w celu wprowadzenia w błąd opinii publicznej i wyrządzenia „szkody publicznej” demokracji, zdrowiu lub bezpieczeństwu.

Ta niejasna i otwarta definicja umożliwia organom regulacyjnym swobodną interpretację tego, jakie potencjalne informacje mogą być uznane za „szkodliwe” – np. sprzeciw wobec lockdownu, krytyka polityki migracyjnej czy ideologii gender.

Zgodnie z Kodeksem Postępowanie w Sprawie Dezinformacji, platformy mają przeprowadzać coroczną ocenę ryzyk według zaleceń unijnych ekspertów. Ryzyka mają być łagodzone, co może doprowadzić do cenzury prewencyjnej na dużą skalę, filtrowania informacji poprzez moderację algorytmiczną itp.

Amerykanie narzekają, że „DSA nie ma znaczenia dla wolności słowa tylko w Europie”, ale „grozi ona również cenzurą wypowiedzi Amerykanów”, jeśli platformy dostosują swoje globalne zasady moderacji treści do standardów Unii Europejskiej. Tym bardziej, że ogólne rozporządzenie o ochronie danych UE przeniosło unijne standardy ochrony danych na cały świat i podobnie DSA może wprowadzić swój system cenzury poza kontynentem.

Jednym z eksterytorialnych skutków ustawy DSA jest to, że ma ona zastosowanie do każdej platformy dostępnej w UE, niezależnie od jej lokalizacji. Stąd amerykańskie wypowiedzi online mogą zostać zablokowane w UE, jeśli zostaną uznane za „dezinformujące” lub „szerzące nienawiść”.

Europejski Trybunał Sprawiedliwości stworzył precedens w tym zakresie w sprawie Glawischnig-Piesczek przeciwko Facebookowi w Irlandii.

W styczniu br. szef Komisji Sądownictwa Izby Reprezentantów Jim Jordan ostrzegał w liście skierowanym do Komisji Europejskiej o zagrożeniach, jakie DSA stwarza dla amerykańskiej wolności słowa w internecie. W czerwcu w specjalnym raporcie podkreślił, że akt odgrywa istotną rolę w promowaniu globalnej cenzury. Z powodu DSA i nowo zintegrowanemu Kodeksowi Postępowania w Sprawie Dezinformacji, zagrożona ma być amerykańska Pierwsza Poprawka do konstytucji.

„Jeśli to cenzurujące prawo nie zostanie zmienione lub uchylone w celu ochrony wolności słowa, przyszłe cykle wyborcze w USA mogą być kształtowane nie przez amerykańskich wyborców, ale przez UE i jej instytucje pomocnicze ds. weryfikacji faktów. Ze względu na włączenie do prawodawstwa UE Kodeksu Postępowania, który początkowo był inicjatywą dobrowolną, dziś grozi, że stanie się wzorem dla międzynarodowych regulacji wolności słowa” – zaznacza „National Review”.

Medium dodaje, że 1 lipca doszło do „cichej ekspansji potencjalnie transgranicznego systemu cenzury – biurokratycznie eleganckiego, przesiąkniętego ideologią i całkowicie nieprzystosowanego do wolnego społeczeństwa ani w Europie, ani gdzie indziej”.

„National Review” wzywa administrację Trumpa do „wykorzystania wszelkich dostępnych narzędzi dyplomatycznych, by bronić wolności słowa w internecie”.

KE przyjęła także Akt delegowany w sprawie dostępu do danych na mocy ustawy o usługach cyfrowych (DSA), który zmusza platformy do udostępniania danych dotyczących algorytmów platform wybranym „wykwalifikowanym naukowcom” („cenzorom”). To oni będą określać, co stanowi ryzyko systemowe i jakie środki łagodzące mają być zastosowane w celu monitorowania środowiska online i zapewnienia „bezpiecznego” internetu.

Akt delegowany określa warunki techniczne i harmonizuje procedury, jakie Koordynatorzy Usług Cyfrowych (DSC), VLOP i VLOSE muszą upubliczniać, aby ułatwić zweryfikowanym naukowcom składanie wniosków o dostęp do odpowiednich zbiorów danych.

Komisja broni się przed oskarżeniami ze strony amerykańskich urzędników, zarzucających jej zapędy cenzorskie. Przekonuje, że zamiast koncentrować się na pojedynczych treściach, DSA kładzie nacisk na przejrzystość, odpowiedzialność i ryzyko systemowe, walcząc z nieprzejrzystymi algorytmami rekomendacji i sieciami reklamowymi, które kształtują to, co widzą użytkownicy.

Kodeks Postępowania w Sprawie Dezinformacji nie ma na celu usuwania treści – powiedział rzecznik KE, Regnier. – Zawarte w nim zobowiązania mają na celu ochronę przed manipulacją platformami internetowymi, zapewnienie użytkownikom szerszego kontekstu i narzędzi do bezpiecznej nawigacji, a nie blokowanie treści – dodał. – Moderowanie treści nie oznacza cenzury. Kodeks wymaga od platform transparentności w zakresie praktyk moderacyjnych, w tym tzw. shadowbanning i daje użytkownikom możliwość kwestionowania decyzji – uważa Regnier.

 

Źródła: nationalreview.com, techpolicy.press, digital-strategy.ec.europa.eu

AS

Tak powstaje system globalnej cenzury. POZNAJ PRAWDĘ – NAJNOWSZA KSIĄŻKA AGNIESZKI STELMACH JUŻ DOSTĘPNA

Układ zostanie domknięty? Nadchodzi system wielkiej manipulacji [CIEKAWA DEBATA]

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(9)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie