Ministerstwo Sprawiedliwości skompromitowało się publikując w czwartek tzw. tablice alimentacyjne. W teorii miała być to pomoc dla sądów, które orzekają w sprawach o alimenty. W praktyce trudno byłoby je jednak zastosować. Trzeba byłoby płacić więcej, niż się zarabia.
Tablice alimentacyjne są dziełem resortu do środy kierowanego przez ministra Adama Bodnara. Stąd w internecie zostały ochrzczone jako „bubel Bodnara”. Można powiedzieć, że w ten sposób polityk żegna się z resortem. Nie jest to odejście w dobrym stylu, bo tablice są po prostu absurdalne.
Tablice prezentują kwoty należnych alimentów, różniących się pod względem trzech czynników: kwoty zarobków, wieku dzieci, liczby dzieci. Problem w tym, że zarobki zostały podane w kwocie brutto. W efekcie wysokość alimentów przy trzech lub większej liczbie dzieci może znacząco przekraczać zarobki.
Wesprzyj nas już teraz!
Przykładowo wynagrodzenie 5 100 zł brutto przekłada się w praktyce na ok. 3 700 netto. Tyle pracownik otrzymuje na rękę. Mając troje dzieci, taki pracownik musiałby płacić prawie 3100 zł alimentów, zostałoby mu zatem około 600zł. Gdyby miał czworo dzieci, alimenty zgodnie z tablicami powinny wynieść ponad 4000zł – czyli więcej, niż zarabia.
Ten sam problem dotyczy wszystkich grup zarobkowych, nawet tych najwyższych. Na przykład przy trojgu dzieci w wieku 18+ i zarobkach rzędu 25 000 brutto, pracownik musiałby płacić 19 tys. alimentów – czyli o prawie 1700 więcej, niż faktycznie otrzymuje na rękę.
Ministerstwo sprawiedliwości podaje, że zaprezentowane tablice alimentacyjne mają charakter wyłącznie pomocniczy, a sędziowie nie są w żaden sposób zobowiązani ich treścią. Trudno jednak założyć, by jakikolwiek sędzia w ogóle z nich korzystał, biorąc pod uwagę tak nierealistyczne wyliczenia.
Źródło: ministerstwo sprawiedliwości
Pach