Budżet UE na lata 2028-2034 zakłada aż 117,9 mld euro wydatków na unijną biurokrację. To aż o 61,3 proc. więcej niż w latach 2021-2027.
Tak wysoka kwota przeznaczona na administrację ma sfinansować dziesiątki tysięcy etatów, przestrzenie biurowe oraz kolosalne pensje unijnych komisarzy i oficjeli. Unia Europejska zatrudnia oficjalnie ok. 60 tys. urzędników w ponad 70 instytucjach. Jednak dane brukselskiego portalu EUEA (European Union Employment Advisor) wskazują, że unijnych pracowników jest znacznie więcej i w 2024 r. było ich aż 80 tys.
Do tego trzeba wspomnieć, że wynagrodzenia najwyższych europejskich oficjeli są bardzo wysokie. Zarobki brutto „zwykłego” unijnego komisarza wynoszą miesięcznie ok. 28 tys. euro, a sama Ursula von der Leyen otrzymuje miesięczne wynagrodzenie w wysokości ok. 34,8 tys. euro brutto.
Wesprzyj nas już teraz!
Kwota przeznaczona na unijną biurokrację jest zbliżoną do tej, którą w nowym budżecie ma otrzymać Polska – ok. 123 mld euro. I chociaż rząd optymistycznie nazywa nowy budżet „najlepszym w historii”, to nie wspomina, że środki te wcale nie są nam zagwarantowane, ale wciąż trzeba będzie o nie walczyć w Brukseli. Do tego ich część będziemy musieli zwrócić – jak choćby w postaci 15-proc. akcyzy na wyroby tytoniowe.
Jak donosi portal dorzeczy.pl, może to być już ostatnie rozdanie, w którym Polska otrzyma unijne fundusze. Najprawdopodobniej od 2035 r. będziemy do wspólnego budżetu tylko dokładać.
Źródło: dorzeczy.pl
AF
Obnażono ciężką patologię UE. Rozdawano fundusze lobbystom pod płaszczykiem wsparcia dla NGO