Bez gruntownej reformy systemu edukacji, w tym podziału placówek według potrzeb dzieci, zmiany podejścia nauczycieli i wprowadzenia małych grup z odpowiednim wsparciem, sytuacja dzieci ze specjalnymi potrzebami nie ulegnie poprawie – opowiada jedna z bohaterek reportażu „Dziennika Gazety Prawnej” na temat sytuacji uczniów ze specjalnymi potrzebami w polskim systemie edukacji.
Nad polską oświatą ciąży paradygmat inkluzji, tj. włączania dzieci cierpiących na zaburzenia (np. autyzm, ADHD) w normalny proces szkolny. Sytuację przedstawia się oficjalnie jako pomoc w edukacji, która poprzez zapewnienie regularnego kontaktu z rówieśnikami oraz specjalnych mechanizmów wsparcia, rzekomo pozytywnie wpłynie rozwój psychospołeczny takich dzieci. Rzeczywistość okazuje się brutalnie weryfikować te założenia.
Jak się okazuje, dla dzieci z zaburzeniami obowiązek szkolny często przypłacają traumą, nauczyciele nie są w stanie zapewnić takim uczniom wystarczającej opieki, a przypadki, kiedy grupa rówieśnicza rzeczywiście ma pozytywny wpływ na dziecko ze specjalnymi potrzebami, należą do rzadkości.
Wesprzyj nas już teraz!
„Na poziomie prawnym sytuacja wygląda nieźle. Uczniowie ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi mogą liczyć na szereg dostosowań, które umożliwią im funkcjonowanie w rzeczywistości szkolnej. Ale na poziomie rzeczywistości pojawiają się problemy” – czytamy w reportażu „DGP”.
Choć gazeta uwzględnia błędy pojedynczych opiekunów, w roli głównego winowajcy stawia system. „Uczniowie w spektrum nie mają po prostu szans na odnalezienie się w pruskiej szkole z jej rytmem, rozmiarem, zasadami” – czytamy. Jak podkreśla jedna z bohaterek reportażu, dzieci „potrzebują dostosowanego sposobu nauki, np. testów drukowanymi literami, dodatkowego czasu na zadania czy wsparcia nauczyciela”.
Często jednak nauczyciele nie mają czasu na dodatkowe czynności. Problem pojawia się również w przypadku zatrudnienia nauczyciela wspomagającego. Nie każdy jest w stanie zapewnić odpowiednie wsparcie dzieciom z zaburzeniami, a częsta rotacja na takich stanowiskach nie sprzyja poczuciu stabilności i bezpieczeństwa. Dodatkowo, duża szkoła z mnóstwem uczniów, dostarcza dzieciom z autyzmem lub ADHD zbyt dużą dawkę bodźców, z którymi często nie sobie nie radzą.
W konsekwencji, na problemy edukacji włączającej, rodzice znajdują rozwiązania znacznie odbiegające od zasad inkluzji. Jednym z pomysłów jest organizacja zajęć wyrównawczych lub TUS (trening umiejętności społecznych) w małych grupach, liczących od 5 do maksymalnie 10 dzieci. Jednak ze względów budżetowych, rozwiązanie to należy do rzadkości.
Rodzice na własną rękę poszukują również prywatnych placówek integracyjnych, zapewniających kompleksową opiekę. Ale również tam, metody znacznie odbiegają od ideałów edukacji włączającej.
– Zmiana szkoły na prywatną placówkę integracyjną okazała się przełomowa. Placówka działa jak szkoła specjalna – dzieci uczą się w małych grupach, z indywidualnym wsparciem nauczyciela i nauczyciela wspomagającego. Nie muszą siedzieć przy ławkach ani pisać ręcznie, a część uczniów korzysta z komputerów. Syn po raz pierwszy był w stanie spędzić sześć godzin w szkole bez problemów. Nie potrzebował leków od dwóch lat i funkcjonuje znacznie lepiej, rozwijając swoje umiejętności w komfortowych warunkach – relacjonuje jedna z bohaterek.
– Bez gruntownej reformy systemu edukacji, w tym podziału placówek według potrzeb dzieci, zmiany podejścia nauczycieli i wprowadzenia małych grup z odpowiednim wsparciem, sytuacja dzieci ze specjalnymi potrzebami nie ulegnie poprawie. W efekcie wiele z nich dorasta z poczuciem swojej nieprzydatności, a problemy te mogą prowadzić do poważnych konsekwencji psychicznych w dorosłym życiu – konkluduje.
Źródło: gazetaprawna.pl
PR
STANIEMY SIĘ STEROWALNĄ MASĄ? RZĄD NA TO POZWALA! PRAWDZIWE CELE EDUKACJI WŁĄCZAJĄCEJ!