Premier Francji Sebastien Lecornu podał się do dymisji – poinformował w poniedziałek w komunikacie Pałac Elizejski, dodając, że prezydent Emmanuel Macron ją przyjął. Lecornu został powołany na stanowisko 9 września. Jest najkrócej rządzącym premierem w dziejach V Republiki, czyli od 1958 roku.
Lecornu zapewnił, że był gotów do kompromisu z partiami politycznymi. Oświadczył, że „apetyty partyjne” doprowadziły do jego dymisji, i zarzucił opozycji, że zachowywała się tak, jakby miała większość w parlamencie.
W krótkim wystąpieniu mówił o powodach swojej dymisji. Oświadczył, że warunki nie pozwalają, by nadal pełnił funkcję premiera.
Wesprzyj nas już teraz!
Przekonywał, że partie polityczne nie doceniły gestu, jakim była jego zapowiedź, że nie będzie uciekał się do stosowania mechanizmu konstytucyjnego pozwalającego na uchwalanie ustaw z ominięciem głosowania – tak aby oddać głos parlamentowi. Partie polityczne „nadal przyjmują postawę taką, jakby miały większość absolutną” – oświadczył.
Skrytykował „apetyty partyjne” niektórych sił politycznych, które według niego pojawiły się w trakcie tworzenia rządu, jak dodał – „nie bez związku” ze zbliżaniem się wyborów prezydenckich w 2027 roku.
Zapewnił, że był „gotów do kompromisu”, natomiast partie polityczne „udawały, że nie widzą postępów”.
Lecornu podał się do dymisji w poniedziałek rano, niespełna miesiąc po tym, jak prezydent Emmanuel Macron powołał go na premiera. W niedzielę wieczorem premier ogłosił niepełny jeszcze skład rządu, który jednak wywołał krytykę zarówno opozycji, jak i prawicowej partii Republikanie, która miała uczestniczyć w tym gabinecie.
W poprzednich tygodniach Lecornu negocjował z partiami politycznymi warunki, pod jakimi poparłyby jego mniejszościowy gabinet. Chodziło w szczególności o kompromis w sprawie budżetu na 2026 rok, który miał zawierać działania oszczędnościowe, mające opanować wysoki deficyt budżetowy i dług publiczny. Część opozycji od początku zapowiadała, że nie poprze rządu Lecornu, i groziła wotum nieufności.
Źródło: PAP / Anna Wróbel, Paryż
Bogdan Dobosz: Czy miejska partyzantka staje się we Francji codziennością?