W Stanach Zjednoczonych ma się dokonywać niezwykła transformacja opinii publicznej, co wymiernie wpływa na stanowisko polityków w sprawie bezwzględnego poparcia dla Izraela. Przy tej okazji liberalny, wpływowy think tank Council on Foreign Relations (CfR) przedstawił wyliczenia odnoszące się do skali pomocy udzielonej Izraelowi od początku lat 70. ubiegłego wieku.
Tel Awiw to od dawna „główny odbiorca amerykańskiej pomocy zagranicznej, w tym pomocy wojskowej”. Stany Zjednoczone były pierwszym krajem na świecie, który uznał tymczasowy rząd państwa Izrael po jego powstaniu w 1948 roku i przez wiele dekad wspierał państwo żydowskie. Oszacowano, że łączna wartość pomocy dla niego mogła wynieść – z uwzględnieniem inflacji – ponad 300 miliardów dolarów. Izrael jest także głównym nabywcą amerykańskich systemów uzbrojenia.
Wesprzyj nas już teraz!
Chociaż formalnie obydwie strony nie zawarły paktu o wzajemnej obronie – takiego na wzór Paktu Północnoatlantyckiego czy umowy USA z Japonią – to bliskowschodni kraj znajduje się na krótkiej liście „głównych sojuszników spoza NATO”. Ma w związku z tym uprzywilejowany dostęp do najnowocześniejszych systemów uzbrojenia i technologii Stanów Zjednoczonych. „W 2024 roku amerykańska pomoc wojskowa dla Izraela wzrosła do najwyższego poziomu od dziesięcioleci” – zaznacza CfR. Mimo iż z pakietów pomocy zagranicznej skorzystały także inne stolice tamtego regionu świata, np. Egipt i Irak, to pozostają one daleko w tyle.
Obecnie niemal całe wsparcie kierowane jest na rzecz armii, która ma być najnowocześniejszą w regionie. Amerykanie zgodzili się m.in. w ramach memorandum o porozumieniu (MOU) na przekazywanie Izraelowi co roku 3,8 miliarda dolarów do 2028 r., w tym 500 milionów USD na obronę przeciwrakietową. Izrael od dziesięcioleci otrzymywał przyspieszone dostawy broni ze strategicznych zapasów nadzwyczaj hojnego partnera.
Po ataku Hamasu z 7 października 2023 roku USA uchwaliły przepisy zapewniające Tel Awiwowi bezpośrednią pomoc wojskową w wysokości co najmniej 16,3 miliarda dolarów. Krok ten został zatwierdzony w trzech aktach prawnych: dodatkowej ustawie budżetowej z kwietnia 2024 r., zapisującej na ten cel 8,7 mld dolarów oraz analogicznych ustawach z lat 2024 i 2025, które zagwarantowały 3,8 mld dolarów rocznie, zgodnie z porozumieniem. Z tej kwoty 6,7 mld USD przeznaczono na obronę przeciwrakietową.
Oprócz tego w maju 2025 r. izraelskie Ministerstwo Obrony poinformowało, że od października 2023 r. Stany Zjednoczone dostarczyły 90 000 ton uzbrojenia i sprzętu, które przewieziono w 800 samolotach transportowych i na 140 okrętach. Była to między innymi amunicja czołgowa i artyleryjska, bomby, rakiety i broń strzelecka.
Większość pomocy jest przekazywana jako dotacje w ramach programu finansowania zagranicznego uzbrojenia (FMF). Projekt ten wykorzystuje się do zakupu amerykańskiego sprzętu wojskowego i usług.
W kwietniu br. w toku pozostawało 751 spraw realizowanych na rzecz Izraela w ramach programu FMF z USA, o łącznej wartości około 39 miliardów dolarów. Waszyngton zgodził się również – na co nie mogą liczyć inni odbiorcy amerykańskiej broni – by Tel Awiw wykorzystał część pomocy z FMF na zakup sprzętu od własnych firm zbrojeniowych.
Z szacunków CfR wynika, że przed wojną z Hamasem pomoc USA stanowiła około 20 procent budżetu obronnego państwa, które dziś zrównuje z ziemią Strefę Gazy. Tel Awiw kupuje także sprzęt wojskowy poza programem FMF.
Obecnie pół miliarda dolarów jest przeznaczane każdego roku na izraelski oraz wspólny z Amerykanami program obrony przeciwrakietowej (badania, rozwój i produkcja systemów takich jak np. Iron Dome, David’s Sling, Arrow, Arrow II, Arrow III i Iron Beam”. Stany Zjednoczone od 2024 r. są partnerem produkcyjnym systemu Iron Dome opracowanego wyłącznie przez Izrael.
Warto zauważyć, że drugim w kolejności krajem dostarczającym Izraelowi najwięcej broni są Niemcy. Chociaż Izrael nie jest największym odbiorcą broni z USA, to jest od Ameryki zależny. Licząc od 2000 roku stamtąd właśnie pochodzi 78% tego rodzaju importu.
Transfer odbywa się zgodnie z przepisami prawa amerykańskiego i międzynarodowego. Prezydent przed sprzedażą głównych systemów uzbrojenia i usług wojskowych o określonej wartości musi powiadomić Kongres. W przypadku transakcji z Izraelem i bliskimi sojusznikami w ramach NATO próg ten waha się od 25 do 300 milionów dolarów. Kongresmeni mogą teoretycznie zablokować eksport poprzez wspólną rezolucję, ale jak dotąd nigdy do tego nie doszło. W przypadku istnienia stanu zagrożenia bezpieczeństwa narodowego prezydent nie musi nawet informować kongresu o takich handlowych zamiarach. Tę możliwość wykorzystała administracja Joe Bidena zarówno względem Izraela, jak i Ukrainy. Prezydent Trump sięgnął po nią natomiast w odniesieniu do Arabii Saudyjskiej w trakcie swej pierwszej kadencji oraz na rzecz Izraela już po ponownym objęciu urzędu.
Przepisy stanowią także, iż Ameryka nie może udzielać pomocy wojskowej ani związanej z bezpieczeństwem w razie dopuszczenia się przez odbiorcę rażącego naruszenia praw człowieka (tzw. ustawa Leahy’ego). Tej regulacji jednak mają nie przestrzegać rządzący, gdy chodzi o działania, których beneficjentem jest Izrael, a także niektóre inne kraje Bliskiego Wschodu.
Prawo nakłada ponadto na Waszyngton obowiązek monitorowania przeznaczenia dostarczonej broni i sprzętu. Za czasów administracji Ronalda Reagana przez kilka lat wstrzymywano przekazywanie Izraelowi amunicji kasetowej. Była ona bowiem wykorzystywana przeciwko cywilom przy okazji inwazji na Liban, podczas gdy miano jej używać wyłącznie w samoobronie.
Prof. Jacek Bartyzel: Kim są „chrześcijańscy syjoniści” i dlaczego są tacy niebezpieczni?
W lutym 2024 roku prezydent Biden wydał notatkę dotyczącą bezpieczeństwa narodowego. Zobowiązał odbiorców pomocy wojskowej do złożenia pisemnych zapewnień, iż korzystając z niej będą przestrzegać prawa międzynarodowego. Mieli też ułatwiać dostarczanie transportów humanitarnych z USA na obszary konfliktów zbrojnych, w których wykorzystywane jest militarne wsparcie z Waszyngtonu. W lutym 2025 roku administracja Trumpa wycofała notatkę.
W 2008 r. przyjęto ustawę (qualitative military edge), zgodnie z którą rząd USA ma utrzymywać zdolność Izraela do „pokonania każdego wiarygodnego konwencjonalnego zagrożenia militarnego ze strony dowolnego państwa lub ewentualnej koalicji państw lub podmiotów niepaństwowych, przy jednoczesnym ponoszeniu minimalnych strat i ofiar”. Oznacza to w praktyce, że Stany Zjednoczone muszą zrekompensować ewentualny spadek zdolności Izraela – wskutek dostarczenia broni innym krajom – poprzez zapewnienie mu broni kompensacyjnej. Tel Awiw ma także pierwszeństwo w dostępie do najnowocześniejszych amerykańskich systemów uzbrojenia.
CfR zauważa, że „Izrael otrzymał szerokie poparcie ze strony Zachodu bezpośrednio po ataku Hamasu z 7 października, ale nastroje proizraelskie w Stanach Zjednoczonych i wielu innych krajach osłabły wraz z pogorszeniem się sytuacji humanitarnej w Strefie Gazy. Międzynarodowy niepokój związany z warunkami panującymi w enklawie wzrósł po tym, jak obserwator wspierany przez ONZ ogłosił stan głodu w sierpniu 2025 roku”.
Również wiele organizacji humanitarnych krytykuje działania Izraela w Gazie. Republika Południowej Afryki wniosła sprawę do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, oskarżając to państwo o ludobójstwo. „W maju 2024 roku prokurator Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) oskarżył zarówno Hamas, jak i izraelskich przywódców o liczne zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości. Izrael i Stany Zjednoczone odrzuciły zarzuty wobec izraelskich przywódców” – czytamy.
I dalej: „Niedawne sondaże Economist/YouGov uwidaczniają spadek aprobaty Amerykanów dla pomocy wojskowej na rzecz Izraela w ciągu ostatniego roku, przy czym większość opowiada się obecnie za zmniejszeniem tych świadczeń. Sondaż Pew Research Center z 2024 roku wykazał również, że Amerykanie wyrażają większe poparcie dla narodu palestyńskiego niż dla izraelskiego rządu. Jak konsekwentnie mówią badania, życzliwość dla Izraela różni się w zależności od wieku, a najwyższa jest wśród starszych Amerykanów”.
CfR broni poprzedniej administracji. Wskazuje, że „chociaż Biden był gorącym zwolennikiem prawa Izraela do samoobrony i zapewnił znaczące wsparcie wojskowe oraz dyplomatyczne, to jednak krytycznie odnosił się do sposobu, w jaki premier Benjamin Netanjahu prowadził wojnę, oraz do planów jego rządu dotyczących powojennej Strefy Gazy. Biden ostrzegł w grudniu 2023 roku, że „bezładne bombardowanie” Strefy Gazy przez Izrael grozi utratą międzynarodowego wsparcia. Na początku 2024 roku administracja Bidena wstrzymała dostawy dużych bomb do Izraela, co w praktyce oznaczało przyznanie, że Izrael używał broni amerykańskiej w sposób, który powodował śmierć cywilów w Strefie Gazy i groził naruszeniem prawa wojennego”.
Think-tank dodaje, że administracja Bidena „rozszerzyła i tak już liczną obecność wojskową USA na Bliskim Wschodzie, aby osłaniać amerykańskie instalacje i okręty, a także wspierać obronę Izraela. Siły zbrojne USA pomogły mu zneutralizować dwa oddzielne irańskie ataki rakietowe i dronowe w kwietniu i październiku 2024 roku. Siły zbrojne USA chroniły również statki handlowe na Morzu Czerwonym i w Zatoce Adeńskiej przed regularnymi atakami Huti”.
Geneza syjonizmu chrześcijańskiego i syjonizm katolicki [ODBIERZ E-BOOK]
Trump z kolei „skrytykował Bidena za niewystarczające wsparcie dla Izraela, a na początku 2025 roku jego administracja uchyliła reguły pomocy udzielonej przez administrację Bidena, twierdząc, że narzuciła ona bezpodstawne i upolitycznione warunki pomocy wojskowej dla Izraela w czasie, gdy nasz bliski sojusznik toczył wojnę o przetrwanie na wielu frontach z Iranem i jego sojusznikami terrorystycznymi. Po wybuchu wojny między Izraelem a Iranem w czerwcu 2025 roku administracja Trumpa wysłała amerykańskie bombowce, aby zaatakować irańskie obiekty nuklearne, koordynując swoją kampanię wojskową z Izraelem” – czytamy. Trump miał jedynie „okazjonalnie wyrażać sprzeciw wobec Netanjahu”, odnosząc się do „prawdziwego głodu” panującego w Strefie Gazy.
Niektórzy kongresmeni z Partii Demokratycznej starali się uzależnić amerykańską pomoc wojskową dla Izraela od spełnienia warunków lub całkowicie zablokować sprzedaż broni. CfR przypomina, że przed wojną z Hamasem stosunki amerykańsko-izraelskie były napięte z powodu „retoryki i polityki rządu Netanjahu, w tym planów ograniczenia uprawnień Sądu Najwyższego Izraela i jego zgody na tworzenie kolejnych osiedli żydowskich na Zachodnim Brzegu”.
Ameryka zawsze deklaratywnie opowiadała się za rozwiązaniem dwupaństwowym, chociaż „administracja Trumpa nie dążyła do jego realizacji”. I podczas ostatniej sesji ONZ – mimo sprzeciwu Izraela oraz USA – wiele krajów uznało państwo palestyńskie.
„W ostatnich latach niektórzy analitycy z USA i Izraela twierdzili, że pomoc USA dla Izraela powinna zostać ponownie oceniona, ponieważ Izrael jest obecnie bogatym krajem – czternastym pod względem zamożności w przeliczeniu na mieszkańca – z jedną z najnowocześniejszych armii na świecie. W przeciwieństwie do Izraela z czasów zimnej wojny w latach 70. XX wieku, kiedy to pomoc ze strony USA zaczęła napływać w dużych ilościach, współczesny Izrael jest w pełni zdolny do zapewnienia sobie bezpieczeństwa, a pomoc ze strony USA niepotrzebnie zakłóca stosunki dwustronne i politykę zagraniczną obu krajów, twierdzą ci obserwatorzy. Starszy pracownik naukowy CFR Steven A. Cook napisał w maju 2024 r., że amerykańska pomoc wojskowa powinna być stopniowo wycofywana w ciągu dziesięciu lat i zastąpiona szeregiem dwustronnych umów o współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa, co jego zdaniem przyniosłoby korzyści obu krajom i pomogłoby w normalizacji ich stosunków” – podkreśla CfR w analizie zatytułowanej U.S. Aid to Israel in Four Charts („Pomoc USA dla Izraela w czterech wykresach”).
O wycofywaniu pomocy dla Tel Awiwu mówił także nieżyjący już Martin S. Indyk, były ambasador USA w Izraelu i „wybitny pracownik naukowy CFR”. W czerwcu 2023 r. pisał: „Relacje USA – Izrael byłyby o wiele zdrowsze bez tej zależności. Czas, aby Izrael, który ma siedemdziesiąt pięć lat, stanął na własnych nogach”. Pomoc amerykańska ma „w rzeczywistości osłabiać izraelską bazę przemysłu obronnego, służąc przede wszystkim jako gwarantowane źródło dochodów dla amerykańskich wykonawców zbrojeniowych”.
Z kolei zwolennicy jej utrzymania przekonują, że „sprzyja ona trwającej, ważnej współpracy między amerykańskim i izraelskim przemysłem obronnym oraz ekspertami, a ostatecznie pomaga krajom w przeciwdziałaniu wspólnym zagrożeniom na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza ze strony Iranu”. Zatem ta pomoc ma być „istotnym i opłacalnym wydatkiem”, który wzmacnia bezpieczeństwo narodowe USA. Nie powinna zatem być ograniczana ani warunkowana, jak zasugerowało ponad trzystu republikańskich kongresmenów w 2021 roku.
Również inny współpracownik CfR, Elliot Abrams uważa, że należy tę pomoc utrzymywać, ponieważ jej zakończenie „wysłałoby sygnał wszystkim wrogom Izraela, że największy przyjaciel Izraela się wycofuje, dlatego powinni podwoić swoje plany kolejnych, bardziej śmiercionośnych ataków na państwo żydowskie”.
Analiza Jonathana Mastersa i Willa Merrowa opublikowana 7 października 2025 r. na stronie cfr.org rezonuje z opublikowanymi dzień później doniesieniami brytyjskiego „The Guardiana”. Wskazuje on na wyraźne przesunięcie sympatii opinii publicznej w USA względem Palestyny, co z kolei ma już wpływ na politykę.
W artykule pt. Polls and politics point to a sea change in US views on Israel. Will it matter? („Sondaże i polityka wskazują na radykalną zmianę poglądów USA na temat Izraela. Czy to będzie miało znaczenie?”) zwrócono uwagę na szereg sondaży i wypowiedzi konkretnych, zyskujących na popularności polityków, odważnie przyznających, że siły izraelskie dopuszczają się ludobójstwa w Gazie.
„Przez trzy czwarte wieku niezachwiane poparcie dla Izraela – w postaci pomocy wojskowej i protekcji dyplomatycznej, wzmocnionej powszechnymi nastrojami społecznymi – było nieodłącznym elementem amerykańskiej sceny politycznej. Abdul El-Sayed, kandydat Demokratów do Senatu USA w stanie Michigan, przez niektórych uważany za wschodzącą gwiazdę, wyczuł jednak, że coś się zmieniło, prowadząc kampanię w 100 miastach w stanie, który od dawna jest jednym z kluczowych stanów wyborczych w kraju” – czytamy. Polityk uważa, że „nie ma wątpliwości, iż nastąpiła zmiana”, ponieważ „przeżyliśmy ludobójstwo, a to z pewnością głęboko zmieni opinię publiczną”.
W stanie Michigan, Mallory McMorrow, jedna z demokratycznych przeciwniczek El-Sayeda w prawyborach partyjnych mających na celu zastąpienie ustępującego senatora Gary’ego Petersa, publicznie zgodziła się z określeniem konfliktu przez El-Sayeda mianem „ludobójstwa”. „Politycy – zarówno demokratyczni, jak i republikańscy – którzy kiedyś woleliby ugryźć się w język niż wyrazić najłagodniejszą krytykę Izraela, teraz otwarcie potępiają długotrwałą ofensywę w Strefie Gazy, a niewielka, ale rosnąca liczba nazywa ją ludobójstwem” – zauważa „The Guardian”.
Dziennik dodaje, że zdaniem analityków, „zmiana opinii publicznej jest tak fundamentalna, iż jest trwała”. Ma także tracić na znaczeniu Amerykański Komitet ds. Izraela i Spraw Publicznych (AIPAC). To od lat najbardziej wpływowa pro-izraelska grupa lobbystyczna, która chwaliła się tym, że odsuwała od władzy kongresmenów uznanych za zbyt krytycznych lub nieprzychylnych wobec Izraela. Długoletnie powiązania z nią miała zerwać grupa „wysoko postawionych demokratów”.
Z kolei badanie Pew Research Center przeprowadzone w zeszłym tygodniu wykazało, że 59% Amerykanów ma obecnie negatywną opinię o Izraelu. 39% proc. uważa, że „posuwa się [on] zbyt daleko” podczas wojny w Strefie Gazy. Z sondażu „New York Times’a” wynika, że obecnie poparcie dla Palestyny przewyższa poziom aprobaty względem działań Izraela: odpowiednio 35% do 34%.
Jak wykazał zaś sondaż Economist/You Gov z sierpnia, 45% społeczeństwa uważa, że Izrael dopuszcza się ludobójstwa. Co ciekawe, według badania społecznego dziennika „Washington Post”, około czterech na dziesięciu amerykańskich Żydów podziela to zdanie.
Demokraci obserwują spadek poparcia dla Tel Awiwu we wszystkich grupach wyborczych, co „może mieć poważne konsekwencje dla przyszłych wyborów i polityki zagranicznej USA” – ocenia „The Guardian”. W partii zyskują na znaczeniu politycy, którzy utożsamiają się ze sprawą palestyńską, jak np. Zohran Mamdani, socjalista i kandydat partii na burmistrza Nowego Jorku. Innym przykładem jest El-Sayed, który ubiega się o miejsce w Senacie z ramienia partii w Michigan.
Także wśród republikanów, zwłaszcza młodszego pokolenia, „zauważalny jest pewien odpływ, a wielu postrzega bezwarunkowe poparcie dla Izraela jako sprzeczne z zobowiązaniami Donalda Trumpa do unikania zagranicznych uwikłań”. Na przykład Marjorie Taylor Greene, kongresmenka z Georgii w lipcu trafiła na pierwsze strony gazet, nazywając działania Izraela w Strefie Gazy ludobójstwem.
Curtis Mills, szef „American Conservative”, magazynu pierwotnie założonego w celu sprzeciwiania się inwazji na Irak pod wodzą USA i od dawna krytykującego sojusz z Izraelem, twierdzi, że prezydentura Trumpa może być „ostatnią administracją wyżu demograficznego, konserwatywną i skrajnie syjonistyczną”.
„Stany Zjednoczone od dziesięcioleci angażują się w awantury w polityce zagranicznej na rzecz sprawy izraelskiej i nie wyszło to Stanom Zjednoczonym na dobre (…). U osób poniżej 40., 30., a nawet 20. roku życia, gdy chodzi o Bliski Wschód, raz po raz, raz po raz, odruch wymiotny zaczyna działać z pełną mocą. I myślę, że staje się to ponadpartyjne” – zauważył Mills. Jego zdaniem, ze względu na to, że „średni wiek kongresmena to około 65 lat”, „nie znajdzie to odzwierciedlenia w władzy ustawodawczej ani dziś, ani nawet w kolejnej kadencji kongresu. Jednak dla osób poniżej 50. roku życia uważam, że kwestia Izraela jest martwa od samego początku” – ocenia. Spodziewa się również, iż „jest mało prawdopodobne, aby [następny] kandydat republikanów na prezydenta był tak proizraelski, jak poprzedni kandydaci”.
Wyraźniejsze oznaki słabnących wpływów żydowskich mają być widoczne w przypadku AIPAC-u. Jak donosi „New York Times”, Hakeem Jeffries, lider demokratów w Izbie Reprezentantów, przyjął poparcie J Street, centrolewicowej grupy, która krytykuje rząd Netanjahu i opowiada się za dwupaństwowym rozwiązaniem. Galston z Brookings Institution ocenia, że jeśli chodzi o wpływy AIPAC-u, to „w kolejnym cyklu wyborczym walka będzie bardziej wyrównana”. Lobbyści żydowscy mają mieć mniejszy wpływ na wybór kandydatów ubiegających się o ważne stanowiska w kraju.
Źródła: cfr.org / theguardian.com
AS