30 października 2025

Strajki nic nie pomogą, wzbudzają jeszcze większą niechęć. Każdy na każdego jest zdenerwowany. Kiedy my – rolnicy, wyjedziemy na drogi i je zablokujemy – komu zrobimy krzywdę? Tylko sobie samym, jako społeczeństwu. Rolnik jest zdenerwowany na człowieka z miasta, że nie rozumie tej sytuacji albo nie chce zrozumieć. Człowiek z miasta jest zdenerwowany, bo się spóźni do pracy. Chodzi o to, abyśmy siebie nawzajem zaczęli rozumieć. My, rolnicy nie walczymy teraz tylko o własną sprawę, walczymy o przyszłość dla nas wszystkich – Polek i Polaków, dla naszych dzieci – mówi Maciej Siekiera, rolnik z Gałkowic w województwie świętokrzyskim. Niedawno opublikował on dramatyczny apel, w którym zaprosił ludzi, by za darmo zebrali paprykę z jego pola.

 

Jak długo prowadzi Pan gospodarstwo rolne?

Wesprzyj nas już teraz!

Rolnictwem zajmujemy się – można powiedzieć – od dziada pradziada. Wcześniej gospodarstwo prowadził mój dziadek, później ojciec, a od 2014 roku przyszła kolej na mnie. Głównym profilem produkcji są warzywa.

Kiedy przejmowałem gospodarstwo, byłem troszkę młodszy. Miałem płonne nadzieje na to, że będzie lepiej. Moi rodzice produkowali mleko oraz zajmowali się hodowlą trzody chlewnej, ale problemy w rolnictwie już wtedy były. Z roku na rok jest coraz gorzej. Chociaż jestem z natury optymistą i staram się nie narzekać, to muszę przyznać, że teraz sytuacja w rolnictwie jest naprawdę kiepska.

 

Co skłoniło Pana do przekształcenia gospodarstwa?

Obserwując trud, poświęcenie oraz całe dnie spędzone poza domem przez moich rodziców, postanowiłem zmienić profil produkcji i zmodernizować moje gospodarstwo, aby w jakiś sposób ułatwić pracę. Z perspektywy czasu stwierdzam, że to, ile czasu spędza się w pracy na roli, nie jest wyznacznikiem zarobionych później pieniędzy.

 

Ilu osób w sezonie zatrudniał Pan do pracy na polu?

Większość prac wykonujemy przy pomocy maszyn i o własnych siłach. W ostatnich latach zatrudnianie pracowników stało się niemal niemożliwe z powodu rosnących stawek godzinowych oraz braku chętnych.

Prace na gospodarstwie wymagają niezwykłej uwagi oraz ogromnej wiedzy i doświadczenia w zakresie produkcji żywności, ale również obsługi maszyn, stosowania środków ochrony roślin. To nie tylko wyżej wymienione obowiązki, ale również prowadzenie różnego rodzaju dokumentacji, np. rachunkowości czy pobieranie analiz gleby oraz próbek żywności. W dużych przedsiębiorstwach czy firmach obowiązki związane z prowadzeniem takiej firmy są rozdysponowane pomiędzy wielu pracowników. My, rolnicy jesteśmy praktycznie sami.

 

Polska usłyszała o Panu za sprawą filmiku z zaproszeniem do gospodarstwa, po darmową paprykę. Skąd pomysł na takie nagranie?

Film powstał z bezsilności i czysto chrześcijańskiej chęci pomocy innym ludziom. Nie chciałem niszczyć żywności. Według mnie, marnowanie jej jest chyba jednym z najgorszych grzechów, jaki człowiek może popełnić. Wiedzieliśmy, że żadne przetwórnie nie kupią towaru. Ten rok jest bardzo trudny w sektorze warzyw – mamy do czynienia z rekordowym importem ze wszystkich możliwych stron świata.

 

Kiedy przyszedł moment, w którym już Pan wiedział, że warzyw nikt więcej nie kupi?

Próbowaliśmy sprzedać towar, gdzie tylko się dało i za każdą cenę. Zakłady opóźniały odbiory, a widmo wrześniowych przymrozków wisiało w powietrzu. Nadzieja, że się uda, gasła z dnia na dzień. Straty, jakie zostały poniesione w naszym gospodarstwie, w tym momencie są tak duże, że jeśli w ogóle je odbijemy, to na pewno nie w tym roku. Kryzys, który powstał w ostatnich miesiącach, będzie trwał przez kilka lat. Jednak usłyszałem od przedstawicieli władz, że gdyby może nie ta akcja, gdyby ona tak mocno nie poszła w świat, to sprawa dramatu rolników ucichłaby. Wszystko i tak wisiało na włosku.

 

W ślad za Panem poszli też inni rolnicy…

Dlatego chociaż w tym czuję się wygrany, bo – można powiedzieć – jestem inicjatorem tej akcji. Bardzo mnie cieszy, że są naśladowcy.

 

Był Pan zaskoczony, że filmik wzbudził tak duże zainteresowanie?

Nie sądziłem, że to tak daleko pójdzie. Myślałem, że na mój apel opowiedzą sąsiedzi – bliżsi i dalsi, a przyjeżdżali ludzie z różnych części kraju, z czego bardzo się cieszę. Nie zdawałem sobie spawy, że tak dużą liczbę osób można zorganizować w tak krótkim czasie, w jednym miejscu. Tak naprawdę w piątek zaczęli przyjeżdżać pierwsi chętni, było ich około trzystu. Natomiast w sobotę myślę, że było około tysiąca osób. Przy tej okazji dziękuję też najbliższym sąsiadom, że pomogli nam i kierowali ruchem, bo nie dałoby się przejechać. Dotarły nawet panie, które były na wycieczce w Kazimierzu – zajechały dużym autobusem. Bez pomocy innych byśmy sobie nie poradzili.

 

Jaka była reakcja ludzi, którzy przyjechali do Państwa po paprykę?

Muszę przyznać, że 99 procent osób, które pojawiły się u nas w gospodarstwie, przyjechało z chęcią pomocy. Odbudowało to we mnie wiarę w moc ludzkich serc.

 

Ile papryki zebrali ludzie?

Około 60 ton, co mnie bardzo cieszy. Wiadomo, że trafiały się osoby, które w tym też dopatrywały się jakiegoś biznesu. Wiem, ile można wziąć papryki dla siebie czy dla rodziny, ale jeśli ktoś przyjeżdża i bierze 500 – 600 kilogramów… Rozumiem jednak, że dla niektórych mogła to też być jakaś deska ratunku, dlatego staram się zrozumieć wszystko.

 

W rozmowach na polu ludzie próbowali jakoś Pana pocieszać?

Najbardziej przykro mi było kiedy widziałem, jak ludzie przyjeżdżali na pole ze łzami w oczach, czy też ktoś płakał na polu… Pamiętam, że przyjechała też pani z dwójką małych córeczek. Próbowała na siłę wcisnąć mi pieniądze. Nie chciałem wziąć tych pieniędzy, ale w końcu wziąłem i dałem je dziewczynkom, na cukierki. Ta pani się rozpłakała… Są ludzie, dzięki którym nie straciłem jeszcze do końca wiary w ludzi…

 

Co dalej będzie z Państwa gospodarstwem?

Czekałem aż pani zada mi to pytanie… Bardzo ciężko powiedzieć, ale będziemy walczyli, będziemy robili wszystko, co się da. Mam nadzieję, że tak jak w kwestii samozbiorów byłem jednym z pierwszych, tak tu będę ostatnią osobą, która się podda. Jeśli nawet tak by, niestety, musiało być, to z „boiska” zejdę ostatni. Lecz wiem, że nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny.

Trzeba zaufać i wierzyć mocno w scenariusz, który został napisany dla nas „na górze”.

 

Pewnie znowu rolnicy wyjdą na ulice…

Strajki nic nie pomogą. Po akcji z filmikiem miałem kilka rozmów z różnymi ludzi. Strajki wzbudzają jeszcze większą niechęć. Każdy na każdego jest zdenerwowany. W sytuacji kiedy my – rolnicy, wyjedziemy na drogi i je zablokujemy – komu zrobimy krzywdę? Tylko sobie samym, jako społeczeństwu. Rolnik jest zdenerwowany na człowieka z miasta, że nie rozumie tej sytuacji albo nie chce zrozumieć. Człowiek z miasta jest zdenerwowany, bo się spóźni do pracy. Chodzi o to, abyśmy siebie nawzajem zaczęli rozumieć. My, rolnicy nie walczymy teraz tylko o własną sprawę. Walczymy o przyszłość dla nas wszystkich Polek i Polaków, dla naszych dzieci.

 

Czyli co pomoże, Pana zdaniem?

Według mnie, najważniejsze jest uświadomienie jak największej grupie ludzi i przedstawienie im tej dramatycznej sytuacji taką, jaka ona jest naprawdę. To my, obywatele mamy największy wpływ na to co chcemy kupować, i tylko my możemy zmusić sklepy aby zamawiały polską żywność.

Przez kilka lat jako młody chłopak pracowałem w Danii. Bardzo nie lubię porównywać naszego kraju do innego, bo uważam, że jesteśmy najpiękniejszym narodem i szczerze kocham swoją Ojczyznę, ale jeśli widzę rozwiązania, które działają w innym kraju, to o tym mówię. Duńczyk kiedy idzie do sklepu, to w pierwszej kolejności chce kupić produkt duński. Jego nie interesuje to, że coś jest tańsze, bo zagraniczne. Jego interesuje to, co jest swoje. Jest wewnętrzne poczucie, że to, co nasze, jest najlepsze. Największy wpływ na ofertę sklepów ma konsument.

 

Mercosur to szansa czy zagrożenie dla polskiego rolnika?

Mogę mówić tylko i wyłącznie za siebie. Straszą nas cały czas Mercosurem, ale to nie jest problem, który pojawił się dzisiaj. Przecież towary z innych krajów napływają do nas cały czas. Umowa z Mercosur dla jednych krajów UE będzie bardzo korzystna, dla innych okaże się śmiertelnym zagrożeniem. I tak się złożyło, że dla nas będzie to gwóźdź do trumny. Rolnictwo przestaje się już opłacać. Przytoczę Państwu jedną kwestię, by mogli sobie Państwo wyczytać pomiędzy wierszami. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie… W czasach średniowiecznych, kiedy to wrogie armie zdobywały nasze zamki lub grody – kiedy takie oblężenie się udawało? Wtedy, gdy zaczynało brakować żywności… Czy ta sytuacja nie jest podobna?

Wszyscy pamiętamy, co się działo na sklepowych półkach podczas pandemii… Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że gwarancją bezpieczeństwa jest rolnictwo.

 

Jakie są największe problemy, z którymi mierzy się ono teraz?

Import. Nie możemy konkurować z importem. Rozumiem, że jest wolny rynek i nie da się tego powstrzymać, ale wprowadzenie czegoś na wzór „produktu chronionego” jest już możliwe. Tak, ważne jest ograniczenie importu w okresie zbiorów naszych owoców i warzyw sezonowych nie nadających się do przechowania. My, Polacy produkujemy – i tu mogę śmiało przytoczyć to stwierdzenie – jedną z najzdrowszych żywności, nie tylko w Europie, ale i na świecie.

Wiele się mówi o tym, że rolnicy mają drogie maszyny. Pan też się spotyka z takimi komentarzami?

Od wielu lat zauważyłem szeroko rozumianą złą narrację wobec rolników. Dziś produkcja zdrowej żywności, która może konkurować z całym światem, wymaga bardzo nowoczesnego sprzętu, ale również oznacza zastępowanie pracy ludzkiej maszynami. Produkcja warzyw, zbóż, trzody chlewnej, sady i wszystkie gałęzie rolnictwa wymagają sprzętu. W większości przypadków sprzęt, który znajduje się na rolniczych podwórkach, jest obciążony kredytami lub innymi zobowiązaniami.

Wybierając jakąkolwiek inną branżę – dajmy na to na przykład mechanika samochodowego – nie decydujemy się przecież na takiego, który naprawia auta w przysłowiowej stodole, lecz takiego, który wykona nam usługę profesjonalnie, kompleksowo i co najważniejsze – dobrze. Tak samo jest z rolnictwem.

 

Co teraz jest największym wyzwaniem dla Pana?

Myślę, że lepszym pytaniem byłoby, co jest dla nas – Polaków największym wyzwaniem. Nie chcę się czuć w żaden sposób wyróżniony na tle innych osób, rolników i nie tylko. Jestem jednym z setek tysięcy ludzi znajdujących się w bardzo trudnej sytuacji. Największe wyzwanie, jakie przed nami stoi, to zrozumienie samych siebie i zatroszczenie się o siebie nawzajem. Jesteśmy jako naród Polski już strasznie zmęczeni ciągłymi sporami i kłótniami przy rodzinnym stole. Najwyższa już pora schować w kieszeń poglądy polityczne i osobiste przekonania po to, by wynieść się ponad to i zrozumieć, że nasza umęczona Ojczyzna błaga o pomoc, a my jesteśmy dla niej i dla siebie ostatnią nadzieją!

 

Rozmawiała Marta Dybińska

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij

Udostępnij przez

Cel na 2025 rok

Zatrzymaj ideologiczną rewolucję. Twoje wsparcie to głos za Polską chrześcijańską!

mamy: 236 915 zł cel: 500 000 zł
47%
wybierz kwotę:
Wspieram