Alternatywa dla Niemiec jawi się wielu Polakom jako jedyna sensowna siła polityczna w RFN. To dość uzasadniony pogląd. Sympatia dla racjonalnej narracji AfD nie może jednak przysłaniać szerszego obrazu. Oprócz twarzy przyjaznego wobec Polski Götza Fromminga, z którym debatował profesor Andrzej Nowak, jest jeszcze twarz… Eriki Steinbach.
Andrzej Nowak w Berlinie
Na początku października prof. Andrzej Nowak wziął udział w konferencji zorganizowanej w Berlinie przez AfD. Mówił o polskiej perspektywie na politykę historyczną; jego wykład został w Polsce znakomicie przyjęty – i nic w tym dziwnego, bo był naprawdę rzetelny. Dobre wrażenie na wielu Polakach zrobili również politycy Alternatywy dla Niemiec. Głównym inicjatorem całej konferencji był Götz Fromming, członek niemiecko-polskiej grupy parlamentarnej w Bundestagu, zaangażowany w dialog z Polakami. W dialog w rzeczywistym tego słowa rozumieniu, bo Fromming, choć z naturalnych względów reprezentuje niemieckie interesy, bierze pod uwagę spojrzenie Polaków. Ma na koncie wiele istotnych inicjatyw na rzecz polsko-niemieckiego pojednania.
Wesprzyj nas już teraz!
Tino Chrupalla i Nord Stream
Z drugiej strony Alternatywa w kolejnych dniach wywołała wśród Polaków mniej ciepłe uczucia. Jeden z szefów ugrupowania, Tino Chrupalla, ostro skrytykował polskie władze za rolę, jaką nasz kraj odgrywa w sporze wokół sprawy wysadzenia gazociągu Nord Stream 2. „Czy Polska była zamieszana w ten atak? Domagamy się wyjaśnień” – pisał w mediach społecznościowych. Kilka dni później politycy AfD krytykowali też Polskę za odmowę wydania Niemcom obywatela Ukrainy Wołodymyra Żurawlowa, podejrzanego o wysadzenie gazociągu. Fakt, że AfD staje przeciwko Polsce właśnie wtedy, kiedy chodzi o niemiecko-rosyjskie interesy, budzi oczywiście jak najgorsze skojarzenia.
Racjonalna, ale…
Jak więc jest zatem z Alternatywą dla Niemiec? To partia, która może uchodzić za sojuszniczą wobec Polski – czy wręcz przeciwnie? Politycy AfD obecni na konferencji z udziałem prof. Andrzeja Nowaka podkreślali, że znaczna część z nich głosuje właśnie na Alternatywę. Niektóre dane dostępne w sieci mówią, że w wyborach do Bundestagu na tę partię zagłosowało tylko 19 proc. Polaków, ale trudno powiedzieć, czy są to wiarygodne informacje. Polacy stanowią w sumie dość pokaźną grupę wyborczą – uprawnionych do głosowania jest w RFN około 1,7 mln osób pochodzenia polskiego. Niezależnie od aktualnych preferencji wyborczych, to grupa, o którą warto zabiegać i Alternatywa musi to uwzględniać w swojej retoryce. Dla wielu Polaków głosowanie na AfD to zresztą naturalny wybór. Partia jest przeciwna islamskiej migracji czy rewolucji gender, krytykuje centralizację Unii Europejskiej, akcentuje wartości chrześcijańskie – to jedyna wiarygodnie prawicowa formacja w całych Niemczech.
Nacjonaliści i ziomkostwa
Trzeba jednak pamiętać, że wobec Polski Alternatywa ma też nieco inną twarz. By wyrobić sobie pełny obraz tej partii, trzeba pamiętać o obu. Część elektoratu AfD to także niemieccy nacjonaliści, którzy roją o odtworzeniu dawnych granic Niemiec, na przykład z roku 1918, powiększonych jeszcze o Austrię (w Austrii nie brakuje zwolenników scalenia w jeden byt państwowy). To oznacza chęć przejęcia tzw. polskich ziem odzyskanych. Czy to wizja realizowalna i stąd poważna, nie chcę w tym miejscu oceniać – dość powiedzieć, że dla osiągnięcia pełnych celów RFN musiałaby „odzyskać” również Królewiec, czyli dzisiejszy Obwód Kaliningradzki… Tak czy inaczej, Niemcy o nastawieniu rewizjonistycznym są wśród wyborców AfD. Druga z problematycznych z polskiej perspektywy grup – częściowo zresztą zazębiająca się z pierwszą – to osoby związani ze środowiskiem tzw. ziomkowskim. Chodzi o potomków ludzi uciekających albo wypędzonych z polskich ziem po II wojnie światowej. Nawet jeżeli środowiska ziomkowskie rzadko albo nawet wcale nie zgłaszają postulatów rewizjonistycznych w kwestii terytorialnej, oczekują przepisania historii II wojny światowej na nowo, tak, by to cierpienie ich rodzin znalazło się w centrum – a od Polski finansowego zadośćuczynienia.
Twarz Eriki
Jako wciąż jeszcze aktywną reprezentantkę tego środowiska można wskazać słynną Erikę Steinbach. Choć przez długie lata działała w Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU), w 2017 roku z CDU wystąpiła, by w roku 2022 wstąpić właśnie do Alternatywy dla Niemiec. Z racji wieku – ma 82 lata – nie odgrywa w partii aktywnej roli; jest jednak darzona dużym szacunkiem. Niewiele zabrakło, by w 2022 roku została wybrana wiceprzewodnicząca partii. Nie wynika to wprawdzie tylko z jej image’u jako nacjonalistki twardo walczącej o interesy ziomkostw. Chodzi przede wszystkim o fakt odejścia z CDU – dla Alternatywy przypadki prominentnych polityków chadecji porzucających macierzystą formację dla nowej partii są wizerunkowo łakomym kąskiem.
Polacy pamiętają Erikę Steinbach przede wszystkim jako prezes Związku Wypędzonych, którym kierowała w latach 1998-2014. Słynna nad Wisłą stała się zwłaszcza po roku 2000, kiedy inicjowała założenie Centrum przeciwko Wypędzeniom. Jako cel stawiała sobie budowę w Berlinie placówki, która dokumentowałaby przestępstwa i zbrodnie popełniane w ramach wypędzeni i przy ich okazji – prawdopodobnie ze szczególnym uwzględnieniem Niemców. Centrum mogłoby potencjalnie uderzać w Polskę, ale również Czechy, stając się ośrodkiem germanocentrycznej wizji historii II wojny światowej, gdzie nie byłoby miejsca dla pamięci o cierpieniu Polaków czy Słowian w ogóle. Co więcej, mogłoby służyć również jako istotny argument wspierający stawiane wobec Polski roszczenia finansowe. Nawet jeżeli sama Steinbach takich roszczeń wprost nie wysuwała, czyniła to inna ziomkowska organizacja, Powiernictwo Pruskie.
Wypędzona… z okupowanej Rumi?
Fakt, że Steinbach zaangażowała się w relacje z Polskę właśnie na rzecz „wypędzonych” budził zawsze duży niesmak u Polaków – a to z racji na jej historię rodzinną. Rodzice Steinbach pochodzili z Dolnego Śląska. Nikt ich jednak stamtąd nie wypędził – ojciec służył w Luftwaffe, a matka pracowała w administracji. Zostali skierowani do Rumi, którą w 1939 roku zajęły okupacyjne siły III Rzeszy. Zamieszkali w domu przy Adolf-Hitler-Strasse. Obecny szef MSZ Radosław Sikorski jest znany ze swojej sympatii wobec Berlina, ale czasem i jemu zdarza się powiedzieć coś celnego. Tak było właśnie w przypadku Steinbach. „Przyjechała do naszego kraju razem z Hitlerem i razem z Hitlerem musiała wracać z powrotem”, powiedział w 2009 roku. W styczniu 1945 roku, obawiając się Armii Czerwonej, matka Steinbach wyjechała ze swoimi dwiema córkami z Rumi, przenosząc się do właściwej III Rzeszy. Kiedy Polacy wyciągnęli Steinbach jej historię rodzinną, wskazując, że nie ma żadnego mandatu do bycia głosem „wypędzonych”, wypowiedziała słynne słowa: „Nie trzeba być wielorybem, żeby walczyć o prawa wielorybów”. Cóż, jeszcze kilkanaście lat temu ziomkostwa odgrywały w Niemczech sporą rolę, zwłaszcza ze względu na fakt gromadzenia dużej liczby bardziej sędziwych członków – a to znaczy, że posiadających spory majątek. A to przecież wieloryby kochają najbardziej.
Steinbach i Żydzi
Co ciekawe, Steinbach jeszcze w latach 90. angażowała się na rzecz uchodźców i praw człowieka, na przykład w przypadku Kosowa. Również jej Centrum przeciw Wypędzeniom miało mieć walor uniwersalistyczny, co budzi pewien uśmiech biorąc pod uwagę obecną retorykę AfD w sprawie migrantów; czasy się jednak pewnie zmieniły. Można domniemywać, że wszystko to stanowiło pewną próbę nadania roszczeniom ziomkostw bardziej cywilizowanego oblicza. Być może o to chodziło również w kontaktach Steinbach… z Żydami. W Polsce mało znana jest głęboka sympatia Steinbach wobec Izraela. W 1985 roku wstąpiła jako członek do Niemiecko-Izraelskiego Stowarzyszenia i brała udział w różnych wydarzeniach rocznicowych. Choć AfD manifestuje dość proizraelski kurs, Stowarzyszenie odcięło się od Steinbach odkąd zaczęła wypowiadać się przychylnie na temat Alternatywy. W 2025 roku Stowarzyszenie zabroniło jej wziąć udział w dorocznym spotkaniu tej organizacji. Steinbach wydała wówczas oświadczenie, ogłaszając, że wykluczenie ze spotkania nie zmniejsza jej „solidarności z Izraelem”. Angażowała się też w Międzynarodową Organizację Syjonistyczną Kobiet.
Alice Weidel wspomina cierpienie śląskiego ojca
Przejście Steinbach do AfD było dla wielu szokiem. Transfery partyjne nie zdarzają się w Niemczech zbyt często, a Steinbach przez lata była mocno osadzona w niemieckim estabilishmencie. Nie można jej odmówić pewnej odwagi i zdolności do niezależnego myślenia, to pewne. Jej przeszłość na odcinku ziomkowskim w AfD nie była przy tym niczym rażącym, bo tymi wątkami potrafi grać nawet… Alice Weidel, czyli druga obok Tino Chrupalli szefowa partii. Weidel w 2024 roku udzieliła wywiadu austriackiemu magazynowi ziomkowskiemu „Der Eckart”, gdzie opowiadała o swojej historii rodzinnej. „Tak, Weidel to górnośląskie nazwisko. Moja rodzina ze strony ojca pochodzi z Leobschütz [dziś Głubczyce – red.]. Zawsze wzbraniałam się przed sprawdzeniem, jak brzmi polska nazwa miasta i przed tym, by nazywać je inaczej” – powiedziała. Co ciekawe, to właśnie nazwa Głubczyce jest pierwotną nazwą miasta. Nazwa „Leobschütz” jest niemieckim zniekształceniem powstałym w średniowieczu. W tym samym wywiadzie Weidel została też zapytana o słowa Maximiliana Kraha, który był czołowym kandydatem AfD do Parlamentu Europejskiego. W rozmowie z włoską „La Repubblica” Krah powiedział: „Nigdy nie powiedziałbym, że każdy, kto nosił mundur SS, był automatycznie przestępcą”. Dodał następnie: „Na pewno był tam duży odsetek przestępców, ale nie wszyscy nimi by”. W efekcie Krah został wykluczony z kampanii AfD.
Rok wcześniej Alice Weidel napisała w mediach społecznościowych, że Alternatywa dla Niemiec ma wysokie poparcie „w środkowych Niemczech” (Mitteldeutschland). W istocie chodziło jednak o landy wschodnie. Pojęcia „Mitteldeutschland” używano po wojnie w RFN dla opisania NRD, jeżeli kwestionowano granicę z Polską – wtedy pojęcie „Niemcy wschodnie” (Ostdeutschland) rezerwowano dla polskich ziem zachodnich.
Złożony obraz
Ziomkowska karta Eriki Steinbach, specyficzne wypowiedzi Alice Weidel – o tym wszystkim trzeba pamiętać, chcąc wyrobić sobie bardziej złożony obraz Alternatywy dla Niemiec. Nie powinno to w żadnej mierze przesłaniać dość poważnych możliwości współpracy Polaków z AfD, choćby w tak strategicznych dziedzinach jak walka z nielegalną migracją, ideologią gender, zieloną transformacją czy centralizmem unijnym. W przypadku gotowości Alternatywy do współpracy z Rosją trzeba pamiętać, że to typowa niemiecka optyka: AfD różni się od innych ugrupowań tym, że dziś otwarcie o tym mówi, ale to Gerhard Schröder i Angela Merkel otwierali Nord Stream, bynajmniej nie Alice Weidel i Tino Chrupalla. Dziś partie niemieckiego mainstreamu deklarują się jako antyrosyjskie, ale na ile to wiarygodne zapewnienia, pokaże dopiero czas. Wiele wskazuje zresztą na to, że – czy to się Polakom podoba, czy nie – Alternatywa jest partią przyszłości. W sondażach buduje rosnącą przewagę nad konkurencją, chce na nią głosować coraz liczniejsza grupa młodych ludzi, inne partie, zwłaszcza CDU, chętnie kopiują jej program… Ludzie wolą jednak zwykle oryginał niż podróbkę, jak mówią sami politycy AfD. Biorąc to pod uwagę, trzeba w Polsce budować relacje z działaczami Alternatywy. Będą trudne, ale są konieczne – jak całość relacji Polski z Niemcami.
Paweł Chmielewski