26 listopada 2025

Prawdziwy rozwój doktryny. Między Rahnerem a głosem Tradycji

Progresiści chcą wszystko zmieniać – i twierdzą, że mogą. Powołują się na zasady rozwoju doktrynalnego. Problem w tym, że odwracają rzeczy do góry nogami, do czego nie mają żadnego uprawnienia. Progresiści błądzą, bo rozwój wyklucza sprzeczność.

Znamy to z każdej dyskusji o Kościele, zwłaszcza w epoce synodalnej. Słyszymy, że w naszych czasach wiele rzeczy uległo tak gruntownym zmianom, że Kościół musi głęboko przemyśleć swoje nauczanie – i je „zaktualizować”. Ta „aktualizacja” w praktyce oznacza jednak wyrzucanie do kosza dawnego nauczania. Dotyczy to wielu wielkich tematów: stosunku do religii niechrześcijańskich, zwłaszcza judaizmu; moralności seksualnej; kapłaństwa… W poniższym tekście chciałbym zawrzeć kilka uwag na temat prawdziwego i fałszywego rozwoju, zestawiając ze sobą koncepcje z jednej strony progresywnego Karla Rahnera, z drugiej – Doktora Kościoła Jana Henryka Newmana.

Rahnerowski „amalgamat”

Wesprzyj nas już teraz!

Karl Rahner pisał na ten temat w eseju „Historia dogmatów i teologii z wczoraj na dziś” z 1977 roku. Wprowadził tam pojęcie „amalgamatu” (niem. Amalgam), chcąc zobrazować różnicę, jaka miałaby zachodzić pomiędzy istotną treścią dogmatu a jego uwarunkowanym kulturowo sposobem wyrazu.

Amalgamat jest stopem metali z rtęcią, tworzy zupełnie nowy, ściśle złączony twór. Teoretycznie da się przywrócić stan wyjściowy, czyli rozdzielić amalgamat, uzyskując na powrót elementy wyjściowe – jest to jednak bardzo trudne.

Według Rahnera tak jednak rzecz ma się z dogmatami – i to na bardzo głębokim poziomie. Uwarunkowany kulturowo sposób wyrazu istotnej treści dogmatu nie oznacza wyłącznie doboru konkretnych słów zaczerpniętych z danego języka ani nawet użytych pojęć filozoficznych, tak, że dany dogmat można byłoby przełożyć na inny język albo wyrazić w innej filozofii, otrzymując niemal dokładnie to samo. Niemiecki jezuita sądzi, że stopienie amalgamatyczne w dogmacie sięga głębiej. Wprawdzie w każdym dogmacie będzie zawarta istotna treść, która byłaby prawdą niezależnie od czasów, języka, kultury czy filozofii – ale dany dogmat będzie komunikować również takie twierdzenia, które są obiektywnie nieprawdziwe – przy czym Rahner upiera się, by uznawać je za relatywnie prawdziwe.

To właśnie istota problemu, która niebezpiecznie zbliża ideę autora „Podstawowego wykładu wiary” do potępionego przez papieży ewolucjonizmu doktrynalnego. Ewolucjonizm doktrynalny odrzuca wszelką stałość – samo Objawienie Boże miałoby być zmienne, stając się w istocie raczej konstruktem człowieka, niż czymś faktycznie danym nam z nieba. W ten sposób nie ma prawdy – wszystko staje się relatywne.

Niemiecki jezuita twierdzi, że niektóre elementu amalgamatu dogmatycznego nie są już prawdziwe „dzisiaj” – choć były takie wcześniej. Autor czyni wprawdzie pewne zastrzeżenia, sugerujące, że ma świadomość analogiczności języka, którym się posługuje – niemniej jednak obstaje przy tym, by uznawać „prawdziwość” całego amalgamatu dogmatycznego dla ludzi z przeszłości, podczas gdy dla nas rzeczy dawniej „prawdziwe” stają się już „nieprawdziwe”.

Czytelnik pozwoli, że spróbuję to pokazać na przykładzie, który jest bliski nam dzisiaj, choć Rahner jeszcze go nie używał – bo kwestia nie była w jego czasach dyskutowana. Stary i Nowy Testament bardzo jednoznacznie potępiają zachowania homoseksualne. Czynią tak również Ojcowie i Doktorzy Kościoła, dokumenty Urzędu Nauczycielskiego, przepisy dyscyplinarne.

Można powiedzieć bez cienia przesady, że katolicka Tradycja prezentuje stałą i negatywną ocenę takich zachowań. Nie jest to oczywiście dogmat w wąskim, ścisłym sensie – ale stabilna i mocna doktryna, zdawałoby się – o wszelkich cechach niezmienności. Piszę „zdawałoby się”, bo wielu progresywnych autorów uważa, że wypowiedzi z przeszłości nie są już dla nas dziś wiążące.

Jak argumentują, ludzie starożytności, średniowiecza czy nowożytności nie wiedzieli na temat homoseksualizmu tego, co wiedzieliśmy my. Używając koncepcji Karla Rahnera można byłoby powiedzieć, że kiedy św. Paweł potępiał homoseksualizm – głosił „prawdę”, oczywiście „prawdę czasu”. Ze względu na kulturę, w której funkcjonował – z jej pojęciami, oglądem świata, głębokimi przekonaniami filozoficznymi – po prostu nie był w stanie zaakceptować aktów homoseksualnych. Musiał je potępić, bo nie miał narzędzi pozwalających na coś innego – dlatego potępił, tak samo jak inni dawni autorzy.

Dziś mielibyśmy jednak widzieć, że natura homoseksualizmu jest jednak inna. Podczas gdy autorzy z przeszłości widzieli w takich zachowaniach przede wszystkim żądzę i chęć sprawiania sobie przyjemności, dziś nauka mówi o innej wewnętrznej strukturze homoseksualizmu. Skoro tak, to możemy przyznać, że Paweł miał „rację” w swoich czasach – ale dziś dla nas ta „racja” nie jest już prawdziwa. Zgodnie z naszym oglądem spraw musimy inaczej ocenić homoseksualizm. Musimy to jednak zrobić zachowując „istotę” dawnej doktryny – innymi słowy, dokonać rozdzielenia amalgamatu.

Jak to wygląda w praktyce? Otóż rozpoznajemy, że autorzy dawnych lat potępiając homoseksualizm, potępiali nieopanowaną żądzę. Zachowujemy zatem to potępienie – ale nie uznajemy już homoseksualizmu za niezgodny z naturą ludzką. W efekcie staje się możliwe zaakceptowania czynów homoseksualnych, o ile są popełniane w ramach stabilnego związku.

W ten sposób można ogłosić, że nauczanie Kościoła katolickiego na temat homoseksualizmu… wcale się nie zmieniło. Jako „definitywnie wiążące” uznaje się przecież tylko to, co miałoby stanowić „istotę” danej doktryny – czyli potępienie rozpusty.

To w odniesieniu do homoseksualizmu obowiązywało tak wczoraj, jak i dziś. Odpadło jedynie to, co byłoby w doktrynalnym amalgamacie uwarunkowane kulturowo – co wynikało z innego światopoglądu naukowo-filozoficznego.

Na tym właśnie polega ewolucjonizm dogmatyczny w wydaniu Karla Rahnera. Teoretycznie stara się uniknąć pułapki, w którą popadł „klasyczny” ewolucjonizm dogmatyczny, głoszony przez modernistów końca XIX i początku XX stulecia – zachowuje ostatecznie jakiś element niezmienności, a obiektywnie nieprawdziwe twierdzenia z przeszłości nazywa „prawdą” tylko analogicznie. W praktyce trudno jednak odróżnić jedno od drugiego – i Rahnerowska koncepcja amalgamatu wydaje się niezgodna z nauką Kościoła. Dzisiaj to właśnie ona jest obiegowo przyjęta opinią progresistów.

Prawdziwy rozwój doktryny według Kardynała Newmana

Konstytucja „Dei filius” I Soboru Watykańskiego mówi: „Dlatego należy nieprzerwanie zachowywać takie znaczenie świętych dogmatów, jakie już raz określiła święta Matka Kościół, a od tego znaczenia nigdy nie można odejść pod pozorem lub w imię lepszego zrozumienia”. Konstytucja nie zabrania zatem wszelkiego rozwoju – w świetle tych słów uprawnione wydają się różne zmiany, które jednak w pełni oddają „znacznie już raz określone”. W omawianym wyżej przykładzie homoseksualizmu niewątpliwie nie ma mowy o zachowaniu tego znaczenia – dochodzi do zmiany nauczania o 180 stopni. Czyn określany jako sprzeczny z naturą i niemoralny staje się nagle zgodnym z naturą i moralnym – choć nie uległa zmianie ludzka natura, a to do niej przecież rzecz się odnosi.

O naturze rozwoju doktryny chrześcijańskiej pisał szeroko ogłoszony niedawno Doktorem Kościoła kardynał Jan Henryk Newman. W pracy poświęconej temu zagadnieniu wyłożył siedem zasad, które w jego ujęciu muszą być przestrzegane, aby można było mówić o uprawnionym rozwoju doktryny, a nie o jej nieuprawnionej zmianie. Koncepcja Newmana jest całkowicie odmienna od modernistycznego ewolucjonizmu albo quasi-modernistycznej teorii amalgamatu Rahnera.

Nie ma tu miejsca, by omówić wszystkie z siedmiu kryteriów prawidłowego rozwoju doktrynalnego; skupię się na dwóch. Newman mówi na przykład o ciągłości zasad. Na pozór wygląda to trochę jak to samo, co robił Rahner, pisząc o niezmiennej istocie dogmatu. Newman nie bierze jednak pod uwagę sytuacji, w której rzecz obiektywnie nieprawdziwa mogłaby uchodzić za temporalnie uwarunkowaną „prawdę”. To niemożliwe choćby dlatego, że jak wskazuje – jednym z kryteriów jest antycypacja przyszłości. Innymi słowy, każda idea zawarta w doktrynie ma swoją naturę, tak, że jej wewnętrzna logika prowadzi do określonego rozwoju. Byłoby absurdem sądzić, że Kościół ogłaszając niemoralność aktu homoseksualnego antycypuje w przyszłości taki rozwój, który będzie prowadzić do uznania tego aktu za moralny. Kolejnym kryterium jest zachowywanie przeszłości. Newman uważa za „z pewnością skażony” taki rozwój, który zaprzeczałby czy odwracał bieg doktryny wcześniej rozwiniętej. Rozwój doktryny musi ilustrować dawne dzieje danej idei, potwierdzać je, a nie zaciemniać.

To możemy odnieść do wielu innych problemów, które są dziś dyskutowane. Jednym z przykładów jest kapłaństwo kobiet. Kościół udziela święceń kapłańskich wyłącznie mężczyznom – to stała praktyka, obecna zresztą również w chrześcijaństwie wschodnim. Rahner mógłby dość łatwo uznać, że niezmienną prawdą obecną w tej nauce jest wyłącznie zdolność osoby ludzkiej do przyjęcia sakramentu kapłaństwa – a kwestia płci jest tą częścią amalgamatu dogmatycznego, którą należy usunąć ze względu na odmienność kulturową współczesności. Newman wskazałby jednak na orzeczenia, które zapadły w tej sprawie – choćby nauczanie św. Jana Pawła II z „Ordinatio sacerdotalis”, gdzie papież mówi o niemożności udzielania kobietom sakramentu kapłańskiego. W ujęciu Newmana nie sposób uznać, by takie orzeczenie antycypowały późniejszy rozwój prowadzący do zaprzeczenia mu albo żeby lepiej ilustrowało czy potwierdzało doktrynę, niż ją po prostu całkowicie zmieniało.

Główny problem z progresistami

Św. Pius X nazywał ewolucjonizm dogmatyczny „prawie najważniejszym rozdziałem teorii” modernistów”, a bł. Pius IX nazywał „nieprzyjaciółmi Bożego Objawienia” tych, którzy czynią to Objawienie uznają za podlegające „stałemu i nieokreślonemu postępowi, który odpowiada postępowi rozumu ludzkiego”.

Trudno nie zgodzić się z tymi twierdzeniami. Ewolucjonizm dogmatyczny w gruncie rzeczy usuwa wszelką niezmienność w naszej wierze, bo wszystko czyni zależnym od twierdzeń współczesnych nauk. W efekcie to właśnie one stają się ostatecznym kryterium, a nie Słowo Boże podawane przez Kościół katolicki. Jako katolicy wierzymy, że Kościołowi asystuje Duch Święty. Jeżeli tak, to wypowiedzi Kościoła katolickiego – w zakresie właściwych Kościołowi kompetencji – muszą być dla nas o wiele istotniejszą miarą, niż aktualne stanowisko naukowe. Nie trzeba przypominać, że przywiązanie do konsensusu naukowego jako kryterium prawdziwości we wierze miewało w przeszłości bardzo złe konsekwencje, o czym przekonali się na przykład chrześcijanie niemieccy w pierwszej połowie XX wieku. Łatwo o tym zapominamy, ale teorie eugeniczne i rasowe uchodziły w tamtym czasie za nowoczesne i nie brakowało ludzi, którzy właśnie w ich świetle próbowali reinterpretować prawdę głoszoną przez Kościół. Nie chodzi o to, by zestawiać współczesnych progresistów z ludźmi, którzy popadali w błąd ewolucjonizmu i scjentyzmu na początku XX wieku – to zupełnie inne przypadki jeżeli idzie o konkretną materię problemów. Niemniej formalnie błąd jest dokładnie ten sam – przyjęcie złego kryterium interpretacji Objawienia Bożego.

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(46)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie