W sieci rozgorzał spór o „Filioque”. Czy Kościół katolicki mógłby zrezygnować z części Credo, żeby pojednać się z prawosławnymi?
Wszystko za sprawą papieża Leona XIV, który udał się w podróż apostolską do Turcji. Okazję stanowi 1700. rocznica Soboru Nicejskiego, który zgromadził się w 325 roku w Nicei położonej na dzisiejszym terenie tego kraju. Papież odmówił tam Credo w jego pierwotnym brzmieniu z Konstantynopola, czyli bez „Filioque”.
Na Soborze Nicejskim przyjęto Credo, później rozbudowane jeszcze na Soborze Konstantynopolitańskim. Od 381 roku Kościół katolicki wyznaje wiarę tak, jak podaje ją właśnie Credo nicejsko-konstantynopolitańskie. Z jedną zmianą – i to jeden z głównych problemów.
Wesprzyj nas już teraz!
„Wierzymy w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, który od Ojca pochodzi. Z Ojcem i Synem odbiera uwielbienie i chwałę, który mówił przez proroków” – tak brzmi wyznanie wiary, które przyjęto na skutek dyskusji na obu soborach.
Dziś mówimy jednak:
„…który od Ojca i Syna pochodzi”. To słynne „i Syna” po łacinie nazywa się „Filioque”.
Kwestia „Filioque” stanowi kluczową oś sporu Kościoła katolickiego z prawosławnymi. Prawosławni formułują dwa zarzuty. Po pierwsze twierdzą, że Rzym nie miał prawa dodawać niczego do Credo nicejsko-konstantynopolitańskiego. Po drugie utrzymują, że „Filioque” wyraża błąd i stąd konstytuuje herezję.
Kościół katolicki przez długie wieki bardzo ostro traktował tę kwestię i żądał od prawosławnych przyjęcia „Filioque”. Dziś stanowisko jest inne. Obecnie rządzący w Kościele nie wysuwają raczej żądania przyjęcia „Filioque”. Apelują raczej do prawosławnych, by przestali oskarżać katolików o herezję i uznali, że można modlić się na oba sposoby: zarówno mówiąc „od Ojca pochodzi” jak i „od Ojca i Syna pochodzi”.
Kościół katolicki nie zmienił zdania w sprawie ortodoksyjności „Filioque”. Uważa, że te słowa wyrażają prawdę o Trójcy Świętej. Kościół uważa zarazem, że mówiąc „od Ojca pochodzi” również wyraża się prawdę o Trójcy Świętej. To właśnie otwiera drogę do sformułowania propozycji uznania obu formuł.
Z perspektywy katolickiej to dosyć logiczne. Credo nicejsko-konstantynopolitańskie nie zawiera żadnego błędu. Dlatego zawarte w nim słowa „od Ojca pochodzi” są prawidłowe i dobrze opisują Trójcę Świętą. Słowa „od Ojca i Syna pochodzi” w rozumieniu katolickim również są prawidłowe i opisują Trójcę Świętą jeszcze lepiej. Wprowadzenie „Filioque” do Credo było bardzo złożonym procesem – przez wielu katolików ocenianym bardzo krytycznie. Początkowo włączenie „Filioque” odbywało się na synodach lokalnych. Zdarzało się, że protestowali przeciwko temu… papieże – na przykład Hadrian oraz Leon III. Nie w tym sensie, żeby papieże uważali „Filioque” za błędne. Sądzono jednak, że jego wprowadzenie do Credo jest niepotrzebne. „Filioque” ma swoją złożoną historię i liczne komplikacje językowe (o czym zaraz) i z tego powodu mogło być przez jednych dobrze, a przez innych źle rozumiane i stać się zarzewiem sporu. Ponadto wypracowanie Credo nicejsko-konstantynopolitańskiego było okupione długoletnimi dyskusjami teologicznymi i ogromnym wysiłkiem – zmiana na lokalnych synodach uświęconego wyznania wiary poprzez wprowadzenie jakiegokolwiek dodatku, nawet ortodoksyjnego, to przedsięwzięcie bardzo ryzykowne. Pomimo oporów i krytyki, ostatecznie katolicy na Zachodzie przekonali się do „Filioque”. Więzi Zachodu ze Wschodem rozluźniały się coraz bardziej. Ostatecznie bez względu na krytykę Wschodu, na Zachodzie przyjęto „Filioque” do wyznania wiary na maksymalnie oficjalnym poziomie. Najpierw zrobił to Benedykt VIII w 1014 roku (a zatem jeszcze przed tzw. wielką schizmą wschodnią roku 1054), a później uroczyście uznał to Sobór Lyoński w 1274 roku.
Prawosławni nie chcą tego wszystkiego uznać, bo – jak napisałem wyżej – odrzucają autorytet Kościoła katolickiego do takich zmian oraz samą zmianę uważają za heretycką.
W sprawie pierwszego zarzutu można powiedzieć, że chociaż co do zasady prawosławni błądzą, to zarazem mają pewne racje w kwestii procedowania omawianej zmiany.
Błądzą, bo Stolica Apostolska ma prawo dokonywać zmian w Credo nicejsko-konstantynopolitańskim, jako że biskup Rzymu jest najwyższym pasterzem Kościoła powszechnego. Prawosławni nie uznają jednak władzy papieskiej w takim jej kształcie, stąd fundamentalny problem.
Mają pewne racje, bo zmiana uświęconego wyznania wiary faktycznie była rzeczą sporną, na co wskazuje choćby opór papieży i fakt, że Kościół zastanawiał się nad wprowadzeniem „Filioque” przez kilkaset lat (sic). Dziś powiedzielibyśmy, że mogły zostać popełnione poważne „błędy komunikacyjne”. O to było nietrudno w sprawie „Filioque” nie tylko z powodu dystansu terytorialnego Zachodu i Wschodu, ale nade wszystko z powodu odmiennych języków. Różnice semantyczne łaciny i greki bywają gigantyczne, zwłaszcza że pojęcia teologiczne są nacechowane filozoficznie. Nie możemy czynić się jednak sędziami nad przeszłością. Papieże i sobory podjęli konkretne decyzje w konkretnym czasie; to ich odpowiedzialność, której my jesteśmy tylko dziedzicami.
W sprawie drugiego zarzutu prawosławnych, który dotyczy rzekomej heretyckości „Filioque”, sprawa jest jeszcze trudniejsza. Chociaż termin „Filioque” zgodnie z rozumieniem Kościoła jest całkowicie ortodoksyjny, to jego właściwe rozumienie utrudniały zawsze wspomniane wyżej różnice językowe.
W 1995 roku Papieska Rada ds. Popierania Jedności Chrześcijan stworzyła obszerny dokument na ten temat, gdzie stwierdzono między innymi: „Jako że Biblia łacińska (Wulgata a wcześniej tłumaczenia łacińskie) przekładała J 15,26 (para tou Patrou ekporeuetai) przez «qui a Patre procedit», Łacinnicy przełożyli [formułę] ek tou Patrou ekporeuomenon Symbolu Nicejsko-Konstantynopolitańskiego przez «ex Patre procedentem» (Mansi VII, 112 B). W ten sposób wytworzono mimowolnie fałszywą równość odnośnie wieczystego pochodzenia Ducha Świętego pomiędzy wschodnią teologią ekporeusis a łacińską teologią «processio»”.
Jak tłumaczył to w PCh24 Adrian Fyda, użycie Filioque nie budzi specjalnych zastrzeżeń po łacinie, ale po grecku sprawa natychmiast przestaje być taka prosta. „Użyte w greckim tekście Wyznania Wiary słowo ekporeutai zakłada pochodzenie w sensie wspomnianego pierwszego początku. Takim pierwszym początkiem może być jedynie Ojciec, który od nikogo nie pochodzi, a Syn zrodzony z Ojca takim początkiem już nie jest. […] W przeciwieństwie do greckiego ekporeutai, jego łaciński odpowiednik procedit obejmuje jakikolwiek rodzaj pochodzenia wewnątrz Trójcy Świętej – również tchnienie Ojca i Syna, którego owocem jest Duch Święty. Zatem powód sporu między Wschodem i Zachodem można w skrócie opisać jako inne rozumienie słowa pochodzi wyrażone w językach greckim i łacińskim. Oczywiście tych relacji pochodzenia nie można traktować jako następujących po sobie w czasie wydarzeń. Bóg jest poza czasem i nigdy nie było takiego momentu, żeby Ojciec istniał, a Syn lub Duch nie. Wszystkie Osoby Trójcy są współistotne”.
To pokazuje, że prawosławni mogą nawet słusznie zwalczać pewne błędy – problem w tym, że te błędy nie występują we wierze Kościoła katolickiego. Prawosławnym tak się wydaje, ale jest inaczej. W tej sprawie konieczny jest pogłębiony dialog teologiczny, ale również dobra wola – obu stron.
Kościół katolicki nie podejmuje w tej sprawie żadnych pochopnych decyzji. Papież Leon XIV, tak jak jego poprzednicy, chciałby pojednania z prawosławnymi. Podczas pielgrzymki do Nicei odmówił Credo nicejsko-konstantynopolitańskie, w którym oczywiście nie ma „Filioque”, bo Credo jest starsze.
Nie należy go za to potępiać. Kto tak czyni, jest po prostu nierozsądny i w arogancki sposób przekracza własne kompetencje. Pamiętajmy, że zrozumienie całego tego sporu jest szalenie trudne z racji na jego złożoność. Żeby móc wypowiadać się w tej kwestii naprawdę sensownie, trzeba:
– znać dobrze grekę i łacinę; – znać platonizm i neoplatonizm; – znać pisma Ojców Kościoła w ich oryginale; – szczegółowo znać wielkie spory chrystologiczne i trynitarne starożytności, zwłaszcza kontrowersję ariańską i nestoriańską; – znać krytykę wschodnią w jej greckim oryginale; – znać stan debaty katolicko-prawosławnej na temat „Filioque” od czasów średniowiecza aż do dzisiaj.
To wszystko mogą zapewnić uczeni pracujący dla Stolicy Apostolskiej. Kiedy papież decyduje się na to, by wzmocnić linię akceptacji dla dwóch formuł Credo, należy to uznać za uprawnione – to jego odpowiedzialność. Ma do tego prawo, a rzecz wydaje się też po prostu rozsądna. W liście „In unitate fidei” wydanym tuż przed podróżą do Turcji papież Leon XIV wzywał, by chrześcijanie pozostawili za sobą niektóre historyczne spory, stawiając na dynamikę „et-et”, czyli „i-i”. To bardzo mądre, bo spór o „Filioque” nie jest dziś żywotny w tym samym sensie, w jakim był na przykład w V, VI czy VII wieku. Wówczas intensywnie debatowano liczne kwestie chrystologiczne i trynitarne, co dzisiaj jest już zakończone. Dlatego Kościół katolicki może z całym spokojem uznać prawomocność obu formuł Credo nicejsko-konstantynopolitańskiego – z dodatkiem „Filioque” oraz bez niego.
Problem nie leży po stronie Kościoła. Problem leży po stronie prawosławia. Część teologów prawosławnych nadal głosi rzekomą heretyckość „Filioque”, nie starając się z dobrą wolą o zrozumienie katolickiej teologii w tym zakresie. Do tego dochodzą bardzo poważne problemy polityczne, które utrudniają albo uniemożliwiają otwartość podejścia do katolików. Może być tak, że dzięki rezygnacji z wymuszania na prawosławnych „Filioque” Kościół katolicki poprawi relacje z częścią prawosławnych, zwłaszcza tych akceptujących władzę patriarchy Konstantynopola – nie wiem jednak, co miałoby z tego w praktyce wyniknąć. Czy to sprawi, że „tamta strona” uzna prymat papieski? Na to raczej niewiele wskazuje. Może być więc tak, że po długich wiekach „twardego” podejścia do „Filioque” przyszedł czas bardziej zróżnicowanego traktowania sprawy, ale wyniknie z tego wszystkiego dokładnie tyle samo, czyli nic – bo upór teologiczny prawosławnych oraz ich niechęć do papiestwa są całkowicie niezmienne. Zobaczymy.
Paweł Chmielewski
Spór o „Filioque”, czyli jak to jest z pochodzeniem Ducha Świętego?