Wigilię i Święta Bożego Narodzenia przeżywamy we współczesnej Polsce w pokoju, przeważnie przy suto zastawionych stołach, radośnie i rodzinnie. Nie takie święta są we wspomnieniach tych, którzy walczyli i cierpieli, aby nasza ojczyzna – Polska mogła być wolna. Pamiętajmy o nich, bo i dziś niektórzy weterani, szczególnie ci żyjący na dawnych Kresach RP, zmuszeni są przeżywać święta w niepewności jutra, samotności i ubóstwie.
Kombatanci podziemia niepodległościowego
Zimą oddziały podziemia niepodległościowego nie dałyby rady przetrwać w lesie. Zimy wówczas były bardzo mroźne i śnieżne. Dlatego Niezłomni walczący o wolną Polskę na białostocczyźnie kwaterowali we wsiach zagubionych w puszczach, położonych z dala od miast, w których to stacjonowały silne jednostki NKWD, MO, UB i KBW. Tak było w grudniu 1946 roku, kiedy oddziały leśne WiN zimowały we wsi Międzyrzecze ukrytej w Puszczy Knyszyńskiej. Dowodził nimi Wincenty Krutul ps. „Lancet”. Niezłomni rozlokowali się u okolicznych gospodarzy, m.in. w zabudowaniach Alfonsa, Cezarego i Bronisława Szuchnickich. Tu przyszło im przeżywać, niektórym ostatnią, Wigilię. Wystawiono warty, bo wróg nie spał. Pozostali żołnierze zasiedli do wigilijnych stołów, było wesoło, radośnie i rodzinnie. Choć na chwilę mogli zapomnieć o swojej tragicznej sytuacji. Święta Bożego Narodzenia również minęły spokojnie.
Wesprzyj nas już teraz!
Jednak już w połowie stycznia, jakiś konfident wydał UB miejsce kwaterunku Niezłomnych. Wieś została otoczona ze wszystkich stron. Rozpoczęła się kanonada. – Od rana słychać było huk wystrzałów. Leżeliśmy na podłodze, bo pociski wlatywały do domu jednym oknem a wylatywały drugim. Szkoło z rozbitych szyb leciało nam na głowy. Największe walki były na odkrytym polu w Międzyrzeczu, na którym stało kilka sosen. Kiedy następnego dnia szedłem do szkoły, na tym polu leżały trzy ciała mężczyzn w polskich, przedwojennych mundurach – opowiadał mi Cezary Szuchnicki, który jako dziecko był świadkiem tej bitwy. Wprawdzie Niezłomnym udało się przełamać okrążenie i zbiec do lasu, to jednak nie wszyscy przeżyli tę bitwę. Zginęli walcząc o wolną Polskę, kiedy w domach stały strojne choinki i słychać było śpiew kolęd.
Wigilia Niezłomnych
Z dokumentów historycznych można dowiedzieć się jak w skrajnie ciężkich warunkach przyszło przeżywać święta żołnierzom podziemia niepodległościowego i cywilnej ludności Polski w latach wojennych i powojennych. Przedstawione poniżej relacje pochodzą z meldunków, które (drogą radiogramu) pułkownik Władysław Liniarski ps. „Mścisław”, komendant Białostockiego Okręgu AK słał do Polskiego Rządu w Londynie. Te bezcenne dokumenty, odnalezione w roku 2012, przechowywane są w archiwum IPN Białystok.
„Zwracamy się z gorącą prośbą do rządów USA i Anglii o jak najprędsze wzięcie nas w opiekę. Inaczej NKWD wymorduje wszystkich ideowych Polaków z ziemi białostockiej. Setki rozstrzelanych, dziesiątki tysięcy wywiezionych na Sybir, a tysiące katowanych w sowieckich kazamatach” – pisze w meldunku, z grudnia 1945 roku, pułkownik Władysław Liniarski.
Z tych meldunków słanych do Londynu w formie szyfrogramów wyłania się sytuacja tragiczna, daleka od pełnej ciepła i spokoju atmosfery, w której większość z nas obecnie przeżywa Święta Bożego Narodzenia. „Na całym terenie zajętym przez sowietów NKWD przez cały czas przeprowadza aresztowania żołnierzy AK. Aresztowanych przetrzymuje się w piwnicach czy chlewach. Każe im się spać na gołej ziemi. Nic nie dają do jedzenia. W czasie badania NKWD bije, katuje i morduje” – czytamy w meldunku sporządzonym przez „Mścisława” w roku 1944 w okresie Świąt Bożego Narodzenia.
Rok później nie było lepiej. W radiogramie wysłanym do Rządu w Londynie, z grudnia 1945 roku, pułkownik Liniarski podaje „Z Białegostoku i Grodna Sowieci wywieźli 145 bydlęcymi wagonami na Wschód, około ośmiu tysięcy, aresztowanych członków AK i innych ideowych Polaków. Według informacji z Wileńszczyzny i Nowogródzkiego trwają tam sowieckie łapanki na mężczyzn i przymusowe wcielanie ich do Armii Berlinga. Ludność stawia bohaterski opór i wierzy w rychłą pomoc prawowitego rządu” – pisze z nadzieją komendant Białostockiego Obwodu AK.
Sybiracy
Wielu działaczy niepodległościowych i żołnierzy podziemia Sowieci wywieźli na Wschód. Wigilię i Święta Bożego Narodzenia w katorżniczych warunkach przyszło im przeżywać na Syberii lub w Kazachstanie. W tych ich ciemnych latach pracy ponad siły, życia w ciągłym głodzie i chłodzie, Święta były światłem nadziei.
– Najlepiej zapamiętałam wigilijne opowieści o Polsce, które snuła mama. Ja nic z tego nie pamiętałam, bo gdy nas wywozili, miałam dwa latka. Mama opowiadała nam, swoim dzieciom, że w Polsce jest bardzo pięknie. Są tam piękne kwiaty, drzewa, Święta Bożego Narodzenia są w ojczyźnie przepiękne. Dlatego ciągle marzyłam o powrocie do tej wymarzonej Polski. Wypatrywałam jej jak pierwszej gwiazdki w Wigilię. Wszyscy za Nią tęskniliśmy i marzyliśmy o Niej, to też dodawało nam sił. Szczególnie mocno ta tęsknota odżywała na Wigilię i Boże Narodzenie. Mama opowiadał nam, że w Macierzy na Święta jest choinka, prezenty, biały opłatek, kolędy i Pasterka. Wyobrażałam sobie te wszystkie piękne rzeczy i bardzo chciałam przeżyć takie Święta. Na wywózce w Kazachstanie niczego z tych świątecznych rzeczy nie było. Zamiast opłatkiem przełamywaliśmy się suchy, chlebem, który podczas ciągłego głodowania na wywózce był czymś bezcennym. Nigdy nie zapominaliśmy o modlitwie. Ona i Bóg nas uratowali. Pierwsze Święta w Polsce przeżyłam mając siedem lat, to było po powrocie z wywózki w grudniu 1945 roku. Były cudowne i tak jest do dziś -opowiada wzruszona pani Jadwiga Suchowierska, którą z mamą i rodzeństwem, wiosną roku 1940, Sowieci wywieźli do Kazachstanu. Jej ojciec, działacz patriotyczny, trafił tam wcześniej, bo już w lutym 1940 roku.
Katorżniczo pracował w łagrze – kopalni w Workucie. Szczęśliwie w roku 1943 dołączył do rodziny więzionej i gnanej do katorgi w kołchozie i razem, jesienią 1945, wrócili do kraju.
Kombatanci na Kresach
Znaczna część polskich kombatantów na Białorusi, których żyje tam już niewielu, musi znosić biedę. Otrzymują bardzo niskie emerytury i nie stać ich na świętowanie Bożego Narodzenia w godnych warunkach. Przez dziesięciolecia w ZSRS żołnierze polskiego podziemia niepodległościowego uważani byli za „wrogi element”, który trzeba „wyeliminować”. Obecnie stosunek władz Białorusi do kombatantów AK czy NSZ niewiele się zmienił.
Na Białorusi niszczone są miejsca pamięci poświęcone żołnierzom podziemia, kombatantów AK stawia się przed sądem pod zarzutami „wyssanymi z palca”, żeby tylko zatruć im życie. Jeszcze kilka lat temu polskie organizacje patriotyczne przesyłały kombatantom na Białoruś paczki na Boże Narodzenie. Władze jednak tego zabroniły, choć te paczki są dla Niezłomnych bardzo ważne, głównie z tego powodu, że świadczą o naszej pamięci o nich.
– Te paczki były dla nas bardzo ważne, to świadectwo wdzięczności naszych rodaków w kraju za naszą walkę o wolną Polskę. One symbolizowały też pamięć o nas Polakach na Białorusi – mówiła podczas wizyty w Białymstoku pułkownik Weronika Sebastianowicz, prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi. Obecnie ma ona 94 lata i żyje w Skidlu na Białorusi. W czasie wojny była łączniczką AK w Okręgu Wołkowysk. W sowieckim więzieniu spędziła pięć lat.
Wigilia internowanych
A jak wyglądały Święta działaczy Solidarności internowanych w grudniu 1981 roku? Najlepiej posłuchać co na ten temat mówi jeden z nich. Bernard Bujwicki, przewodniczący Komitetu Założycielskiego „Solidarność” w PZRW Wodrol Białystok, w nocy z 12 na 13 grudnia, został siłą wywleczony przez funkcjonariuszy SB ze swojego mieszkania. Później zawieziono go, jak wielu innych internowanych tej nocy w Białymstoku, do aresztu śledczego, który znajduje się na ulicy Kopernika. Tu, w więziennej celi, z dwoma innymi internowanymi kolegami z Solidarności, przyszło mu przeżywać Wigilię i Święta.
– Było nas wówczas w celi trzech. Przed wieczorem, ku naszemu zdumieniu, dyżurny klawisz roznosił opłatki. Przesłać miał je dla nas ks. biskup Kisiel. Oznaczało to, że generałowie rozumieli silną pozycje Kościoła w Polsce. Dla nas ten opłatek był czymś niezwykle ważnym. Podtrzymywał w nas wiarę w Boga i tradycje ojców. Przez więzienną „toczkę” transmitowana była Pasterka z Warszawy. Na kolacje wigilijną klawisz przyniósł nam do celi polanego olejem śledzia z cebulką. Z klawiszem przełamaliśmy się opłatkiem. Był wyraźnie zaskoczony i poruszony. Usiedliśmy do wigilijnej kolacji. Najpierw modlitwa, a potem „uczta” – śledź z chlebem. Nasi koledzy z Solidarności siedzieli w celach za ścianami. Więziennym zwyczajem stukaliśmy w ściany łyżką. W ten sposób składaliśmy sobie wzajemnie życzenia. Tego świątecznego czasu czuliśmy bliskość z towarzyszami niedoli, byliśmy dla siebie jak rodzina, za którą tak mocno tęskniliśmy – wspomina Bernard Bujwicki.
Święta na misjach
Czas Bożego Narodzenia dla żołnierzy polskich służących na misjach naznaczony jest tęsknotą za rodzinami i ojczyzną. Do tego nasi żołnierze muszą być wówczas bardzo czujni, gdyż wróg nie śpi. A jak się okazuje w ostatnich tygodniach grudnia jest o wiele bardziej aktywny, niż w innych okresach roku.
– Wigilia i Święta Bożego Narodzenia na misjach to dla żołnierzy, czas w którym musieliśmy być szczególnie czujni. Było tak, gdyż Talibowie uważają, iż wtedy łatwiej nas jest zaskoczyć atakiem. Zdawało im się, że jesteśmy odprężeni świątecznym nastrojem. Zagrożenie było można powiedzieć sto procent większe niż w normalnym czasie służby. Przypomnijmy tragiczny dzień 21 grudnia 2011 roku, kiedy to w skutek wybuchu miny pułapki zginęło 5 moich kolegów z 20. Bartoszyckiej Brygady Zmechanizowanej. Dlatego właśnie tego dnia obchodzimy Dzień Pamięci o Poległych i Zmarłych w Misjach i Operacjach Wojskowych poza Granicami Państwa. Pamiętajmy o nich – powiedział nam kapitan Marcin Burzyński z 18 Pułku Rozpoznawczego w Białymstoku, weteran misji w Kosowie, Iraku i Afganistanie.
Święta Bożego Narodzenia to dla żołnierzy na misji czas szczególnej mobilizacji, pomimo tego nigdy nie zabrakło polskiej celebracji urodzin Zbawiciela Świata. – Pomimo stanu najwyższej gotowości podczas Wigilii i Świąt Bożego Narodzenia, ci którzy byli w bazie, mieli uroczysty apel. Zawsze był z nami ksiądz kapelan. Była wigilijna kolacja i dzielenie się opłatkiem, śpiewanie kolęd, Pasterka no i oczywiście nocny telefon do rodziny, za którą za każdym razem, służby na misjach, mocno tęskniłem – wspomina Święta Bożego Narodzenia na misjach kapitan Marcin Burzyński.
Adam Białous