Musimy być zwiastunami prawdy Bożego Narodzenia we wszystkim, co mówimy i czynimy: że Chrystus przyszedł, że pozostaje z nami i że będzie z nami, aż powróci w chwale w dniu ostatecznym – powiedział w wywiadzie dla angielskiego tygodnika „The Catholic Herald” kardynał Raymond Leo Burke, były prefekt Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej.
Spytany o swą bożonarodzeniową refleksję, hierarcha powiedział: – Myślę, że jesteśmy wezwani przede wszystkim do pamięci o prostej i fundamentalnej prawdzie, że Syn Boży stał się człowiekiem. W Wcieleniu połączył naszą ludzką naturę ze swoją boską naturą. Cierpiał, umarł, zmartwychwstał, wstąpił do nieba i zasiada po prawicy Ojca, a teraz żyje z nami, obecny w Kościele i działający w świecie.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak zaznaczył duchowny, z powyższego powodu katolicy powinni być pełni nadziei. Jednocześnie musimy oprzeć się pokusie zniechęcenia, a nawet porzucenia życia w wierze katolickiej i życia chrześcijańskiego. – Dzisiejszy świat stawia przed nami bardzo wiele prób, wojen i konfliktów wewnętrznych, a także bardzo poważnych problemów moralnych. W takich okolicznościach nawet dobrzy chrześcijanie mogą się zniechęcić lub poczuć pokusę całkowitego wycofania się ze świata – zauważył kardynał Burke.
– Wiemy jednak, że Pan Jezus jest z nami. Jesteśmy w świecie i jesteśmy wezwani, aby z nadzieją i odwagą wytrwać. Jak napomina nas św. Paweł, musimy „w dobrych zawodach występować”, trzymać się obranego kursu i być zwiastunami prawdy Bożego Narodzenia we wszystkim, co mówimy i czynimy: że Chrystus przyszedł, że pozostaje z nami i że będzie z nami, aż powróci w chwale w dniu ostatecznym – przypomniał.
Jedno z pytań odnosiło się do wspomnień związanych z wyborem nowego papieża po śmierci Franciszka. Amerykański purpurat zwrócił uwagę, iż w ciągu ostatnich lat Kolegium Kardynałów stało się bardzo liczne. Zasiada w nim trzynastu hierarchów powyżej ustalonej normy 120, od której papież Bergoglio odstąpił, aby móc mianować dodatkowe osoby.
Jednocześnie zaś już od ponad dziesięciu lat nie odbył się żaden konsystorz nadzwyczajny, stanowiący zazwyczaj – jak wskazał rozmówca TCH, okazję do lepszego poznania się duchownych, poza Ojcem Świętym najwyższych rangą, i pełnienia przez nich roli doradców, czasami opisywanych jako rodzaj „senatu papieskiego”.
– W rezultacie wielu z nas nie znało się dobrze. Fakt ten potęgował poczucie odpowiedzialności i wielu kardynałów zwracało na to uwagę. Sam odczuwałem to bardzo silnie. Mimo to wierzyliśmy i nadal wierzymy w obecność Ducha Świętego podczas konklawe. Oczywiście, jak często powtarzamy, obecność Ducha Świętego to jedno, a posłuszeństwo kardynałów wobec Niego to coś zupełnie innego. Wierzymy, że to posłuszeństwo zostało okazane – ocenił kardynał Burke.
Obrońca katolickiej tradycji i doktryny mówił też o swych osobistych relacjach z kardynałem Robertem Prevostem. Wbrew plotkom mówiącym, iż często się z nim w przeszłości widywał, sprecyzował, że rozmawiali tylko dwukrotnie. Po raz pierwszy gdy obecny papież zakończył swoją kadencję jako przeor generalny augustianów, a potem jeszcze raz, w Rzymie, po objęciu przez dzisiejszego Ojca Świętego stanowiska prefekta Dykasterii do spraw Biskupów.
– Czuję do niego naturalną sympatię. Wychował się w południowym Chicago, na Środkowym Zachodzie, skąd pochodzę również ja, chociaż wywodzę się z rodziny rolniczej, a on z miasta, i jest kilka lat młodszy ode mnie. Mimo to łączy nas podobne pochodzenie kulturowe i kościelne – mówił kard. Burke.
W dalszej części rozmowy Jan C. Bentz przywołał kwestię podzielanego przez wielu katolików, także młodych, niepokoju o miejsce tradycyjnej Mszy świętej łacińskiej w dzisiejszym życiu Kościoła.
– Uważam, że papież Benedykt XVI wskazał najwłaściwszy kierunek i ustanowił najwłaściwsze przepisy dotyczące relacji między starszym rytem rzymskim a nowszym, często nazywanym zwyczajną formą obrzędu rzymskiego. Jego naczelną zasadą było, że obie formy powinny być celebrowane w sposób integralny i zgodnie z ich naturą jako kultu Bożego – padła odpowiedź.
– Jak jasno stwierdził papież Benedykt w Summorum Pontificum, starsza forma rytu rzymskiego, używana przez około piętnaście wieków, od czasów papieża Grzegorza Wielkiego, a nawet wcześniej, ubogacała życie duchowe niezliczonych świętych, wyznawców, męczenników, wielkich teologów, wielkich pisarzy duchowych i wszystkich wiernych. Dziedzictwo to nie może zostać zatracone. W całym swoim pięknie i dobru jest ono skarbem, który Kościół musi zawsze zachowywać i promować – wskazał purpurat.
– To, co widzimy dzisiaj, jest bardzo wymowne. Wielu ludzi młodych, którzy nie dorastali w tej starszej tradycji, odkrywa ją w późniejszym życiu i uznaje ją za głęboko duchowo ubogacającą, zarówno dla nich samych, jak i dla ich rodzin. Mam zatem nadzieję, że mądrość papieża Benedykta XVI zostanie niejako odzyskana i że ponownie będzie można szerzej stosować obie formy rytu rzymskiego, zawsze celebrowane ze czcią, zawsze rozumiane jako działanie samego Chrystusa, który sakramentalnie ponawia swoją ofiarę na Kalwarii. Jestem przekonany, że przyniesie to Kościołowi wielkie błogosławieństwa – powiedział amerykański kardynał.
„Za pontyfikatu Benedykta XVI wielu katolików odczuwało coś w rodzaju okresu pokoju liturgicznego. Czy możemy mieć nadzieję, że powróci on ponownie?” – dopytywał reporter.
– Tak, rzeczywiście. Pokój ten był odczuwalny w wielu miejscach i można go przywrócić – ocenił hierarcha.
Bentz powołał się w tym miejscu na socjologiczne badania dotyczące tak zwanego „pokolenia Z”, czyli osób urodzonych mniej więcej pomiędzy połową lat 90. a połową lat 2010. Mają być te generacje bardziej konserwatywne pod względem religijnym i moralnym niż poprzednie. Świadczy o tym rosnąca frekwencja w kościołach, nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale także na całym świecie. „Na przykład w Anglii praktykujący katolicy przewyższają obecnie liczbą praktykujących anglikanów. Zajęło to pięćset lat, ale wróciliśmy. Jak Ksiądz Kardynał interpretuje to zjawisko? Czy jest to zaskoczeniem?” – brzmiało pytanie.
– Nie jest to dla mnie żadnym zaskoczeniem. To pokolenie dorastało w społeczeństwie, które jest zrujnowane moralnie i duchowo. Widzieli oni owoce życia tak, jakby Bóg nie istniał, życia, jak powiedział św. Jan Paweł II, zgodnie z tym, co nam się podoba w danym momencie, a nie zgodnie z tym, czego oczekuje od nas Bóg – odparł amerykański duchowny.
– Młodzi ludzie doświadczyli pustki takiego stylu życia. Dlatego szukają czegoś trwałego: prawdy, piękna i dobra. Naturalnie pociąga ich żywa tradycja Kościoła – wiara przekazana przez apostołów, liturgia Kościoła i jego nauczanie moralne. Moje pokolenie miało szczęście dorastać w czasach większej stabilności w tych dziedzinach. Nie była to era idealna, bo taka nigdy nie istnieje, ale liturgia, nauczanie moralne i jasność doktrynalna były w dużej mierze czymś oczywistym. Z biegiem czasu wiele z tych skarbów zostało zaniedbanych lub porzuconych, co spowodowało zubożenie kolejnych pokoleń. Teraz młodzi ludzie chcą odzyskać to, co zostało utracone. Postrzegam to jako wyraz łaski chrztu, dzieło Ducha Świętego poruszającego serca, które pragną poznać Boga, kochać Go i służyć Mu. Jak modlił się św. Augustyn do Pana w swoich Wyznaniach: „niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie” – stwierdził purpurat.
Pokrewny wątek dotyczył odpowiedzialności Kościoła i odpowiedzi, jakiej powinien on udzielić dzisiaj młodym ludziom.
– Kościół musi zawsze zaczynać od tego, czym jest: narzędziem zbawczego dzieła Chrystusa. Wiara nigdy nie może być sprowadzona do programu politycznego lub ruchu społecznego. Jednocześnie wiara nieuchronnie kształtuje sposób, w jaki żyjemy w świecie, jak działamy w społeczeństwie, jak dążymy do sprawiedliwości, jak bronimy ludzkiej godności – zauważył rozmówca TCH.
– Równowagę osiąga się wówczas, gdy polityka jest rozumiana jako wynikająca z wiary, a nie ją zastępująca. Kiedy wiara jest sprowadzana do ideologii, traci swoją moc. Ale kiedy wiarę przeżywa się w pełni, w liturgii, w życiu moralnym i w miłości bliźniego, staje się ona naturalnie zaczynem w społeczeństwie. W ten sposób chrześcijanie naprawdę przemieniają świat: nie poprzez upolitycznienie Ewangelii, ale poprzez jej przeżywanie – wskazał kardynał Burke.
– Uważam, że najważniejszym zadaniem, jakie przed nami stoi, jest pogłębienie naszego zrozumienia prawd wiary, tak jak były one nauczane nieprzerwanie przez wszystkie wieki chrześcijaństwa – dodał.
– Nasza lojalność należy do Chrystusa Króla. Staramy się więc być wiernymi poddanymi Chrystusa w konkretnych okolicznościach, w których żyjemy. Jednak zamiast czerpać z tego bogatego nauczania, publiczna dyskusja często przeradza się w emocjonalne wybuchy lub diatryby przeciwko temu czy innemu politykowi. Jeśli naprawdę zastosujemy nauczanie Kościoła, dojdziemy do rozwiązań, które będą sprawiedliwe dla wszystkich zainteresowanych – zauważył hierarcha.
Źródło: The Catholic Herald/KAI
Opr. RoM