„Z różnych obiegowych głupstw, powtarzanych przy rozmaitych okazjach, bodaj najgrubszym jest nazywanie wyborów świętem demokracji. Jakie to święto? To paroksyzm, cykliczna katastrofa dotykająca praktykujące demokrację kraje”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Rafał Ziemkiewicz.
Publicysta przypomina, że nadrzędnym celem „dla każdego uczestnika wyborów i każdego ich szalikowca” jest „wygrać”. Cel ten „uświęca wszelkie środki i kompletnie odbiera gotowość do refleksji, co będzie po wyborach, zwycięskich czy przegranych. A niech będzie choćby i potop, byle wyszło na nasze”.
„W ostatnich miesiącach, w imię sukcesu w historycznych, najważniejszych wyborach o wszystko, straciliśmy parę kolejnych zasobów – dwaj generałowie wciągnęli w walkę polityczną wojsko, a szef NIK ją upartyjnił. Sądy mamy upartyjnione do spodu już od dawna, ale parę procesów wyborczych skutecznie nam o tym przypomniało, komisje wyborcze też, po numerach z niewydawaniem kart do referendum, trudno będzie na przyszłość uważać za godne zaufania i bezstronne. Słowem, lista strat się wydłuża” wylicza RAZ.
Wesprzyj nas już teraz!
„A co za to kupiliśmy? Cztery lata do kolejnych wyborów? Chciałbym, żeby to była pełna kadencja, ale już widzę, że nie będzie”, podsumowuje autor „Polactwa”.
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”
Arkadiusz Stelmach: Komunizm zamarkował swoją śmierć i przemalował się na zielono